sobota, 30 września 2017

It ends with us - rdz.5

Ryle miał rację. Wystarczyło kilka dni by moja kostka na tyle wyzdrowiała bym znów mogła na niej chodzić. Mimo wszystko odczekałam cały tydzień zanim spróbowałam wyjść z mieszkania. Ostatnie czego potrzebuję to znów ją uszkodzić.
Oczywiście pierwszym miejscem, w które się udałam, była moja kwiaciarnia. Gdy się tam dziś pojawiłam, Allysa już tam była. Powiedzieć, że byłam w szoku przechodząc przez frontowe drzwi to duże niedopowiedzenie. Budynek wyglądał zupełnie inaczej niż w chwili, gdy go kupowałam. Ciągle była masa roboty do zrobienia, ale ona i Marshall pozbyli się wszystkich rzeczy oznaczonych jako śmieci. Wszystko inne poustawiane było w stosy. Okna i podłogi były umyte. Oczyściła nawet miejsce, gdzie chcę zrobić swój gabinet.
Pomagałam jej dziś przez kilka godzin, ale nie pozwalała mi robić niczego co wymagałoby chodzenia, więc głównie rysowałam plany sklepu. Wybrałyśmy kolory farb i ustaliłyśmy docelową datę otwarcia sklepu na około pięćdziesiąt cztery dni od dzisiaj. Gdy poszła, spędziłam następnych kilka godzin robiąc wszystkie te rzeczy, których nie pozwalała mi robić, gdy tu była. Dobrze było znów tu być. Ale Jezu Chryste, jestem strasznie zmęczona.
Dlatego zastanawiam się czy w ogóle wstawać z kanapy, gdy słyszę pukanie do drzwi. Lucy znów zostaje na noc u Alexa, a z mamą rozmawiałam przez telefon pięć minut temu, więc wiem, że to żadna z nich.
Podchodzę do drzwi i zerkam przez judasza zanim otworzę. Początkowo go nie rozpoznaję, bo ma schyloną głową, ale gdy ją podnosi moje serce wariuje.
Co on tu robi?
Ryle znów puka, a ja próbuję zgarnąć włosy z twarzy i przygładzić je rękami, ale nic z tego. Harowałam dziś jak wół i wyglądam jak kupa, więc skoro nie mam z pół godziny na prysznic, makijaż i zmianę ubrania przed otwarciem drzwi, będzie musiał zmierzyć się ze mną taką jaka jestem.
Otwieram drzwi a jego natychmiastowa reakcja mnie dezorientuje.
- Jezu Chryste – mówi opierając głowę o futrynę. Dyszy jakby ćwiczył fizycznie i wtedy zauważam, że nie wygląda ani na czystszego ani bardziej wypoczętego niż ja. Ma na twarzy kilkudniowy zarost – coś czego jeszcze u niego nie widziałam – a jego włosy nie są ułożone tak jak zazwyczaj. To trochę dziwne, jak jego spojrzenie. – Czy ty masz pojęcie w ile drzwi zastukałem by cię znaleźć?
Kręcę głową, bo nie mam pojęcia. Ale skoro już o tym mówi – skąd do diabła on wie gdzie ja mieszkam?
- Dwadzieścia dziewięć – mówi. Podnosi ręce i powtarza liczbę palcami szepcząc – Dwa… dziewięć.
Opuszczam spojrzenie na jego ubranie. Jest w stroju chirurga i całkowicie nienawidzę tego, że w tej chwili ma na sobie strój chirurga. Cholera jasna. Dużo lepiej niż w onesie i o wiele lepiej niż w Burberry.
- Dlaczego pukałeś do dwudziestu dziewięciu drzwi? - pytam przechylając głowę.
- Nie powiedziałaś mi, w którym mieszkaniu mieszkasz – mówi rzeczowo. – Powiedziałaś, że mieszkasz w tym budynku, ale nie mogłem sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wspomniałaś, na którym piętrze. A tak w ogóle, to prawie zacząłem od trzeciego piętra. Byłbym tu godzinę temu, gdybym podążył za instynktem.
- Dlaczego tu jesteś?
Przebiega dłońmi po twarzy i wskazuje ponad moim ramieniem.
- Mogę wejść?
Zerkam przez ramię i szerzej otwieram drzwi.
- Chyba tak. Jeśli mi powiesz czego chcesz.
Wchodzi a ja zamykam za nim drzwi. Rozgląda się ubrany w ten swój głupi strój chirurga i kładzie dłonie na biodrach zwracając się w moją stronę. Wygląda na trochę zawiedzionego, ale nie jestem pewna czy mną czy sobą.
- Nadchodzi bardzo duża naga prawda, dobrze? – mówi. – Przygotuj się.
Składam ręce na piersi patrząc jak bierze wdech, przygotowując się by coś powiedzieć.
- Te kilka następnych miesięcy to najważniejsze miesiące w całej mojej karierze. Musze być skupiony. Zbliżam się do końca mojego stażu, a po nim będę musiał podejść do egzaminów. - Przemierza mój salon gorączkowo machając rękami. – Ale przez ostatni tydzień, nie mogłem przestać o tobie myśleć. Nie wiem dlaczego. W pracy, w domu. Jedyne o czym mogę myśleć to jak dziwnie się przy tobie czuję i chciałbym byś sprawiła, by to się skończyło Lily. – Przestaje chodzić i patrzy na mnie. – Proszę, spraw, by to się skończyło. Tylko raz – to wystarczy. Przysięgam.
Palce wbijają mi się w skórę ręki, gdy na niego patrzę. Wciąż trochę dyszy, jego oczy wciąż są rozszalałe, ale patrzy na mnie błagalnie.
- Kiedy ostatnio spałeś? – pytam go.
Wywraca oczami, jakby był sfrustrowany tym, że tego nie rozumiem.
- Właśnie skończyłem czterdziestoośmiogodzinną zmianę – mówi lekceważąco. – Skup się Lily.
Kiwam głową powtarzając sobie w głowie jego słowa. Gdybym nie wiedziała lepiej… Pomyślałabym, że on…
Biorę uspokajający wdech.
- Ryle – mówię ostrożnie. – Poważnie pukałeś do dwudziesty dziewięciu drzwi po to, by powiedzieć mi, że myślenie o mnie zamienia twoje życie w piekło i powinnam się z tobą przespać, byś już nigdy więcej nie musiał o mnie myśleć? Jaja sobie robisz?
Zamyka usta i po około pięciu sekundach namysłu powoli kiwa głową.
- Cóż.. taa, ale… to brzmi dużo gorzej, kiedy ty to mówisz.
Wyrywa mi się rozdrażniony śmiech.
- To dlatego, że to jest niepoważne, Ryle.
Gryzie dolną wargę rozglądając się po pokoju, jakby nagle chciał uciec. Otwieram drzwi i daję mu znać by wyszedł. Nie wychodzi. Patrzy na moje stopy.
- Twoja kostka dobrze wygląda – mówi. – Jak się czujesz?
Wywracam oczami.
- Lepiej. Dziś pierwszy raz mogłam pomóc Allysie w sklepie.
Kiwa głową i sprawia wrażenie jakby zmierzał w kierunku wyjścia. Ale gdy tylko dociera do mnie, odwraca się i kładzie dłonie na drzwiach po obu stronach mojej głowy. Wzdycham zarówno z powodu jego bliskości jak i uporczywości.
- Proszę? – mówi.
Kręcę głową, mimo tego, że moje ciało zaczyna przechodzić na jego stronę błagając rozum bym mu ustąpiła.
- Jestem w tym naprawdę dobry, Lily – mówi z uśmiechem. – Właściwie nic nie będziesz musiała robić.
Staram się nie roześmiać, ale jego determinacja jest tak ujmująca jak i denerwująca.
- Dobranoc Ryle.
Chowa głowę miedzy ramionami i kręci nią w przód i tył. Odpycha drzwi i się prostuje. Przekręca się zmierzając w kierunku korytarza, ale nagle pada przede mną na kolana. Oplata rękami moja talię.
- Proszę Lily – mówi przez autoironiczny śmiech. – Proszę prześpij się ze mną. – Patrzy na mnie oczami szczeniaka i żałosnym uśmiechem pełnym nadziei. – Tak bardzo cię pragnę i przysięgam, prześpij się ze mną a już nigdy więcej się o mnie nie usłyszysz. Obiecuję.
Jest coś w neurochirurgu dosłownie błagającym na kolanach o sex co mnie wykańcza. To całkiem żałosne.
- Wstań – mówię odpychając od siebie jego rękę. – Upokarzasz się.
Powoli wstaje wlekąc dłonie w górę drzwi po obu moich stronach, aż jestem uwięziona między jego rękami.
- Czy to znaczy, że się zgadzasz? – Jego klatka piersiowa ledwie dotyka mojej i nienawidzę, tego że to takie świetne uczucie, gdy ktoś tak bardzo cię pragnie. Powinno mnie to odrzucać, ale ledwo mogę oddychać, gdy na niego patrzę. Zwłaszcza, że ma na twarzy ten prowokujący uśmiech.
- W tym momencie nie czuję się zbyt seksowna, Ryle. Cały dzień pracowałam, jestem wykończona, śmierdzę potem i pewnie smakuję jak kurz. Jeśli dasz mi chwilę na prysznic, to może poczuję się wystarczająco seksowna, by się z tobą przespać.
Gorączkowo kiwa głową zanim jeszcze skończyłam mówić.
- Prysznic. Nie śpiesz się. Poczekam.
Odpycham go od siebie i zamykam drzwi wejściowe. Idzie za mną do sypialni i każę mu na mnie poczekać na łóżku.
 Na szczęście, wczoraj wieczorem posprzątałam pokój. Zwykle wszędzie leżą porozrzucane ubrania, stolik przy łóżku zawalony jest książkami, a buty i biustonosze wyglądają z szafy. Ale dziś jest czysto. Nawet moje łóżko jest zaścielone, razem z brzydkimi, pikowanymi poduszkami, które moja babcia przekazała wszystkim w naszej rodzinie.
Rzucam szybkie spojrzenie na pokój, by się upewnić, że nie zobaczy nic zawstydzającego. Siada na łóżku a ja patrzę jak rozgląda się po pokoju. Staję w drzwiach do łazienki i daję mu ostatnią szansę, by się wycofał.
- Mówisz, że to wszystko skończy, ale ostrzegam cię Ryle. Jestem jak narkotyk. Jeśli dziś się ze mną prześpisz, będzie tylko gorzej. Ale dostaniesz tylko ten jeden raz. Nie będę jedną z tych dziewczyn, które – jak to powiedziałeś tamtej nocy? Zaspokajają twoje potrzeby?
Opiera się na łokciach.
- Nie jesteś taką dziewczyną, Lily. A ja nie jestem takim facetem, który potrzebuje kogoś więcej niż raz. Nie mamy się czym martwić.
Zamykam za sobą drzwi, zastanawiając się jak do diabła udało mu się mnie do tego nakłonić.
To to ubranie chirurga. Mam słabość do ubrań chirurga. On nie ma z tym nic wspólnego.
Zastanawiam się czy mógłby je zostawić na sobie w czasie seksu?

***
Nigdy nie szykuję się dłużej niż pół godziny, ale tym razem mija godzina zanim kończę szykować się w łazience. Ogoliłam pewnie więcej miejsc niż to konieczne, a później spędziłam dobre dwadzieścia minut wychodząc z siebie i ledwo powstrzymując się przed otworzeniem drzwi i powiedzeniem mu by sobie poszedł. Ale teraz, gdy moje włosy są suche a ja czystsza niż kiedykolwiek byłam, myślę, że mogę to zrobić. Mogę mieć przygodę na jedną noc. Mam dwadzieścia trzy lata.
Otwieram drzwi a on ciągle jest na moim łóżku. Jestem trochę rozczarowana widząc górę jego stroju chirurga leżącą na podłodze, ale nie widzę spodni, więc wciąż musi je mieć na sobie. Jednak leży pod kołdrą, więc nie jestem pewna.
Zamykam za sobą drzwi i czekam aż się odwróci i na mnie spojrzy, ale tego nie robi.  Podchodzę bliżej i dopiero wtedy zauważam, że chrapie.
Nie delikatne – o właśnie zasnąłem – chrapanie. To chrapanie ze środka fazy REM.
- Ryle – szepczę. Nie porusza się nawet, gdy nim potrząsam.
Chyba sobie żartujesz.
Padam na łóżko obok niego, nie przejmując się nawet tym czy go obudzę. Spędziłam całą godzinę szykując się dla niego po całym dniu harówki i to tyle dla niego znaczy ta noc?
Jednak nie umiem się na niego złościć, zwłaszcza, gdy widzę jak spokojnie wygląda. Nie potrafię sobie wyobrazić czterdziestoośmiogodzinnej zmiany.  Na dodatek, moje łóżko jest naprawdę wygodne. Jest tak wygodne, że można w nim zasnąć po całej nocy odpoczynku. Powinnam była go ostrzec.
Sprawdzam godzinę na telefonie i jest prawie 22:30. Wyciszam telefon i kładę się obok niego. Jego telefon leży na poduszce obok niego, więc chwytam go i włączam aparat. Trzymam jego telefon nad nami, upewniam się, że mój biust wygląda dobrze i jest ściśnięty. Robię zdjęcie, by chociaż zobaczył co stracił.
Wyłączam światło i śmieję się do siebie, bo zasypiam obok na wpół nagiego mężczyzny, którego nigdy nawet nie pocałowałam.
***

Czuję jego palce sunące po mojej ręce zanim jeszcze otworzyłam oczy. Zwalczam zmęczony uśmiech i udaję, że jeszcze śpię. Jego palce suną po moim ramieniu i zatrzymują się na moim obojczyku, tuż przed szyją. Na studiach zrobiłam tam sobie mały tatuaż. To zwykły kontur serca, które jest lekko otwarte u góry. Czuję jak jego palce krążą  wokół tatuażu, a później pochyla się i przyciska do niego wargi. Jeszcze mocniej zaciskam powieki.
- Lily – szepcze obejmując mnie ręką w tali. Cicho jęczę próbując się obudzić i obracam się na plecy, bym mogła na niego spojrzeć. Gdy otwieram oczy, gapi się na mnie. Po sposobie w jaki światło słoneczne pada przez okno na jego twarz mogę powiedzieć, że nie ma jeszcze nawet siódmej rano.
- Jestem najpodlejszym mężczyzną jakiego spotkałaś, prawda?
Śmieję się i lekko kiwam głową.
- Cholernie blisko.
Uśmiecha się i zgarnia mi włosy z twarzy. Pochyla się i przyciska wargi do mojego czoła, a ja nie mogę znieść, że zrobił tylko tyle. Teraz to mnie będą dręczyć bezsenne noce, ponieważ wciąż będę odtwarzać to wspomnienie.
- Muszę iść – mówi. – Już jestem spóźniony. Ale po pierwsze – Przepraszam. Po drugie – Nigdy więcej tego nie zrobię. Już więcej o mnie nie usłyszysz. Obiecuję. I po trzecie – Bardzo mi przykro. Nawet nie masz pojęcia.
Zmuszam się do uśmiechu, chociaż mam ochotę zmarszczyć brwi, ponieważ zupełnie nie podoba mi się drugi punkt. Właściwie nie miałabym nic przeciwko by znów tego spróbował, ale przypominam sobie, że chcemy od życia różnych rzeczy. I to dobrze, że zasnął i nigdy się nawet nie pocałowaliśmy, ponieważ gdybym się z nim przespała, gdy miał na sobie strój chirurga, to pewnie ja zjawiłabym się pod jego drzwiami na kolanach błagając o więcej.
Jest dobrze. Zerwać bandaż i pozwolić mu odejść.
- Miłego życia Ryle. Życzę ci samych sukcesów.
Nie odpowiada na moje pożegnanie. Gapi się na mnie w ciszy z lekko zmarszczona brwią i mówi:
- Taa. Tobie też Lily.
Po czym obraca się ode mnie i wstaje. Nie mogę teraz nawet na niego patrzeć, więc obracam się na bok plecami do niego. Słucham jak zakłada buty i sięga po telefon. Przez dłuższą chwilę się nie rusza i wiem, że to dlatego, że na mnie patrzył. Zaciskam powieki aż słyszę jak zatrzaskują się drzwi wejściowe.
Moja twarz momentalnie robi się ciepła a ja nie chcę być przygnębiona. Zmuszam się by wstać z łóżka.  Mam dużo roboty. Nie mogę być smutna dlatego, że facet nie chce z mojego powodu pozmieniać wszystkich swoich życiowych celów.
Poza tym, mam własne cele życiowe, o które muszę się teraz martwić. Jestem nimi bardzo podekscytowana. Tak bardzo, że właściwie to i tak nie ma teraz w moim życiu czasu na faceta.
Nie ma czasu.
Nie.
Zajęta ze mnie dziewczyna.
Jestem odważną i śmiałą businesswoman, która nie ma żadnych numerków do rozdawania facetom w strojach chirurgów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Follow your dreams , Blogger