Ryle miał rację. Wystarczyło kilka dni by moja kostka na
tyle wyzdrowiała bym znów mogła na niej chodzić. Mimo wszystko odczekałam cały
tydzień zanim spróbowałam wyjść z mieszkania. Ostatnie czego potrzebuję to znów
ją uszkodzić.
Oczywiście pierwszym miejscem, w które się udałam, była moja
kwiaciarnia. Gdy się tam dziś pojawiłam, Allysa już tam była. Powiedzieć, że
byłam w szoku przechodząc przez frontowe drzwi to duże niedopowiedzenie.
Budynek wyglądał zupełnie inaczej niż w chwili, gdy go kupowałam. Ciągle była
masa roboty do zrobienia, ale ona i Marshall pozbyli się wszystkich rzeczy
oznaczonych jako śmieci. Wszystko inne poustawiane było w stosy. Okna i podłogi
były umyte. Oczyściła nawet miejsce, gdzie chcę zrobić swój gabinet.
Pomagałam jej dziś przez kilka godzin, ale nie pozwalała mi
robić niczego co wymagałoby chodzenia, więc głównie rysowałam plany sklepu.
Wybrałyśmy kolory farb i ustaliłyśmy docelową datę otwarcia sklepu na około
pięćdziesiąt cztery dni od dzisiaj. Gdy poszła, spędziłam następnych kilka
godzin robiąc wszystkie te rzeczy, których nie pozwalała mi robić, gdy tu była.
Dobrze było znów tu być. Ale Jezu Chryste,
jestem strasznie zmęczona.
Dlatego zastanawiam się czy w ogóle wstawać z kanapy, gdy słyszę
pukanie do drzwi. Lucy znów zostaje na noc u Alexa, a z mamą rozmawiałam przez
telefon pięć minut temu, więc wiem, że to żadna z nich.
Podchodzę do drzwi i zerkam przez judasza zanim otworzę.
Początkowo go nie rozpoznaję, bo ma schyloną głową, ale gdy ją podnosi moje
serce wariuje.
Co on tu robi?
Ryle znów puka, a ja próbuję zgarnąć włosy z twarzy i
przygładzić je rękami, ale nic z tego. Harowałam dziś jak wół i wyglądam jak
kupa, więc skoro nie mam z pół godziny na prysznic, makijaż i zmianę ubrania
przed otwarciem drzwi, będzie musiał zmierzyć się ze mną taką jaka jestem.
Otwieram drzwi a jego natychmiastowa reakcja mnie
dezorientuje.
- Jezu Chryste – mówi opierając głowę o futrynę. Dyszy jakby
ćwiczył fizycznie i wtedy zauważam, że nie wygląda ani na czystszego ani
bardziej wypoczętego niż ja. Ma na twarzy kilkudniowy zarost – coś czego
jeszcze u niego nie widziałam – a jego włosy nie są ułożone tak jak zazwyczaj.
To trochę dziwne, jak jego spojrzenie. – Czy ty masz pojęcie w ile drzwi
zastukałem by cię znaleźć?
Kręcę głową, bo nie mam pojęcia. Ale skoro już o tym mówi – skąd do diabła on wie gdzie ja mieszkam?
- Dwadzieścia dziewięć – mówi. Podnosi ręce i powtarza
liczbę palcami szepcząc – Dwa… dziewięć.
Opuszczam spojrzenie na jego ubranie. Jest w stroju chirurga
i całkowicie nienawidzę tego, że w
tej chwili ma na sobie strój chirurga. Cholera
jasna. Dużo lepiej niż w onesie i
o wiele lepiej niż w Burberry.
- Dlaczego pukałeś do dwudziestu dziewięciu drzwi? - pytam
przechylając głowę.
- Nie powiedziałaś mi, w którym mieszkaniu mieszkasz – mówi
rzeczowo. – Powiedziałaś, że mieszkasz w tym budynku, ale nie mogłem sobie
przypomnieć czy kiedykolwiek wspomniałaś, na którym piętrze. A tak w ogóle, to
prawie zacząłem od trzeciego piętra. Byłbym tu godzinę temu, gdybym podążył za
instynktem.
- Dlaczego tu jesteś?
Przebiega dłońmi po twarzy i wskazuje ponad moim ramieniem.
- Mogę wejść?
Zerkam przez ramię i szerzej otwieram drzwi.
- Chyba tak. Jeśli mi powiesz czego chcesz.
Wchodzi a ja zamykam za nim drzwi. Rozgląda się ubrany w ten
swój głupi strój chirurga i kładzie dłonie na biodrach zwracając się w moją
stronę. Wygląda na trochę zawiedzionego, ale nie jestem pewna czy mną czy sobą.
- Nadchodzi bardzo duża naga prawda, dobrze? – mówi. –
Przygotuj się.
Składam ręce na piersi patrząc jak bierze wdech,
przygotowując się by coś powiedzieć.
- Te kilka następnych miesięcy to najważniejsze miesiące w
całej mojej karierze. Musze być skupiony. Zbliżam się do końca mojego stażu, a
po nim będę musiał podejść do egzaminów. - Przemierza mój salon gorączkowo
machając rękami. – Ale przez ostatni tydzień, nie mogłem przestać o tobie
myśleć. Nie wiem dlaczego. W pracy, w domu. Jedyne o czym mogę myśleć to jak
dziwnie się przy tobie czuję i chciałbym byś sprawiła, by to się skończyło
Lily. – Przestaje chodzić i patrzy na mnie. – Proszę, spraw, by to się skończyło. Tylko raz – to wystarczy.
Przysięgam.
Palce wbijają mi się w skórę ręki, gdy na niego patrzę.
Wciąż trochę dyszy, jego oczy wciąż są rozszalałe, ale patrzy na mnie
błagalnie.
- Kiedy ostatnio spałeś? – pytam go.
Wywraca oczami, jakby był sfrustrowany tym, że tego nie
rozumiem.
- Właśnie skończyłem czterdziestoośmiogodzinną zmianę – mówi
lekceważąco. – Skup się Lily.
Kiwam głową powtarzając sobie w głowie jego słowa. Gdybym
nie wiedziała lepiej… Pomyślałabym, że on…
Biorę uspokajający wdech.
- Ryle – mówię ostrożnie. – Poważnie pukałeś do dwudziesty
dziewięciu drzwi po to, by powiedzieć mi, że myślenie o mnie zamienia twoje
życie w piekło i powinnam się z tobą przespać, byś już nigdy więcej nie musiał
o mnie myśleć? Jaja sobie robisz?
Zamyka usta i po około pięciu sekundach namysłu powoli kiwa
głową.
- Cóż.. taa, ale… to brzmi dużo gorzej, kiedy ty to mówisz.
Wyrywa mi się rozdrażniony śmiech.
- To dlatego, że to jest niepoważne, Ryle.
Gryzie dolną wargę rozglądając się po pokoju, jakby nagle
chciał uciec. Otwieram drzwi i daję mu znać by wyszedł. Nie wychodzi. Patrzy na
moje stopy.
- Twoja kostka dobrze wygląda – mówi. – Jak się czujesz?
Wywracam oczami.
- Lepiej. Dziś pierwszy raz mogłam pomóc Allysie w sklepie.
Kiwa głową i sprawia wrażenie jakby zmierzał w kierunku
wyjścia. Ale gdy tylko dociera do mnie, odwraca się i kładzie dłonie na
drzwiach po obu stronach mojej głowy. Wzdycham zarówno z powodu jego bliskości
jak i uporczywości.
- Proszę? – mówi.
Kręcę głową, mimo tego, że moje ciało zaczyna przechodzić na
jego stronę błagając rozum bym mu ustąpiła.
- Jestem w tym naprawdę dobry, Lily – mówi z uśmiechem. –
Właściwie nic nie będziesz musiała robić.
Staram się nie roześmiać, ale jego determinacja jest tak
ujmująca jak i denerwująca.
- Dobranoc Ryle.
Chowa głowę miedzy ramionami i kręci nią w przód i tył.
Odpycha drzwi i się prostuje. Przekręca się zmierzając w kierunku korytarza,
ale nagle pada przede mną na kolana. Oplata rękami moja talię.
- Proszę Lily – mówi przez autoironiczny śmiech. – Proszę prześpij się ze mną. – Patrzy na
mnie oczami szczeniaka i żałosnym uśmiechem pełnym nadziei. – Tak bardzo cię
pragnę i przysięgam, prześpij się ze mną a już nigdy więcej się o mnie nie
usłyszysz. Obiecuję.
Jest coś w neurochirurgu dosłownie błagającym na kolanach o
sex co mnie wykańcza. To całkiem żałosne.
- Wstań – mówię
odpychając od siebie jego rękę. – Upokarzasz się.
Powoli wstaje wlekąc dłonie w górę drzwi po obu moich
stronach, aż jestem uwięziona między jego rękami.
- Czy to znaczy, że się zgadzasz? – Jego klatka piersiowa
ledwie dotyka mojej i nienawidzę, tego że to takie świetne uczucie, gdy ktoś
tak bardzo cię pragnie. Powinno mnie to odrzucać, ale ledwo mogę oddychać, gdy
na niego patrzę. Zwłaszcza, że ma na twarzy ten prowokujący uśmiech.
- W tym momencie nie czuję się zbyt seksowna, Ryle. Cały
dzień pracowałam, jestem wykończona, śmierdzę potem i pewnie smakuję jak kurz.
Jeśli dasz mi chwilę na prysznic, to może poczuję się wystarczająco seksowna,
by się z tobą przespać.
Gorączkowo kiwa głową zanim jeszcze skończyłam mówić.
- Prysznic. Nie śpiesz się. Poczekam.
Odpycham go od siebie i zamykam drzwi wejściowe. Idzie za
mną do sypialni i każę mu na mnie poczekać na łóżku.
Na szczęście, wczoraj
wieczorem posprzątałam pokój. Zwykle wszędzie leżą porozrzucane ubrania, stolik
przy łóżku zawalony jest książkami, a buty i biustonosze wyglądają z szafy. Ale
dziś jest czysto. Nawet moje łóżko jest zaścielone, razem z brzydkimi, pikowanymi
poduszkami, które moja babcia przekazała wszystkim w naszej rodzinie.
Rzucam szybkie spojrzenie na pokój, by się upewnić, że nie
zobaczy nic zawstydzającego. Siada na łóżku a ja patrzę jak rozgląda się po
pokoju. Staję w drzwiach do łazienki i daję mu ostatnią szansę, by się wycofał.
- Mówisz, że to wszystko skończy, ale ostrzegam cię Ryle.
Jestem jak narkotyk. Jeśli dziś się ze mną prześpisz, będzie tylko gorzej. Ale
dostaniesz tylko ten jeden raz. Nie będę jedną z tych dziewczyn, które – jak to
powiedziałeś tamtej nocy? Zaspokajają
twoje potrzeby?
Opiera się na łokciach.
- Nie jesteś taką dziewczyną, Lily. A ja nie jestem takim
facetem, który potrzebuje kogoś więcej niż raz. Nie mamy się czym martwić.
Zamykam za sobą drzwi, zastanawiając się jak do diabła udało
mu się mnie do tego nakłonić.
To to ubranie chirurga. Mam słabość do ubrań chirurga. On
nie ma z tym nic wspólnego.
Zastanawiam się czy
mógłby je zostawić na sobie w czasie seksu?
***
Nigdy nie szykuję się dłużej niż pół godziny, ale tym razem mija
godzina zanim kończę szykować się w łazience. Ogoliłam pewnie więcej miejsc niż
to konieczne, a później spędziłam dobre dwadzieścia minut wychodząc z siebie i
ledwo powstrzymując się przed otworzeniem drzwi i powiedzeniem mu by sobie
poszedł. Ale teraz, gdy moje włosy są suche a ja czystsza niż kiedykolwiek
byłam, myślę, że mogę to zrobić. Mogę mieć przygodę na jedną noc. Mam
dwadzieścia trzy lata.
Otwieram drzwi a on ciągle jest na moim łóżku. Jestem trochę
rozczarowana widząc górę jego stroju chirurga leżącą na podłodze, ale nie widzę
spodni, więc wciąż musi je mieć na sobie. Jednak leży pod kołdrą, więc nie
jestem pewna.
Zamykam za sobą drzwi i czekam aż się odwróci i na mnie
spojrzy, ale tego nie robi. Podchodzę
bliżej i dopiero wtedy zauważam, że chrapie.
Nie delikatne – o
właśnie zasnąłem – chrapanie. To chrapanie ze środka fazy REM.
- Ryle – szepczę. Nie porusza się nawet, gdy nim potrząsam.
Chyba sobie żartujesz.
Padam na łóżko obok niego, nie przejmując się nawet tym czy
go obudzę. Spędziłam całą godzinę szykując się dla niego po całym dniu harówki
i to tyle dla niego znaczy ta noc?
Jednak nie umiem się na niego złościć, zwłaszcza, gdy widzę
jak spokojnie wygląda. Nie potrafię sobie wyobrazić czterdziestoośmiogodzinnej
zmiany. Na dodatek, moje łóżko jest
naprawdę wygodne. Jest tak wygodne, że można w nim zasnąć po całej nocy
odpoczynku. Powinnam była go ostrzec.
Sprawdzam godzinę na telefonie i jest prawie 22:30. Wyciszam
telefon i kładę się obok niego. Jego telefon leży na poduszce obok niego, więc
chwytam go i włączam aparat. Trzymam jego telefon nad nami, upewniam się, że
mój biust wygląda dobrze i jest ściśnięty. Robię zdjęcie, by chociaż zobaczył
co stracił.
Wyłączam światło i śmieję się do siebie, bo zasypiam obok na
wpół nagiego mężczyzny, którego nigdy nawet nie pocałowałam.
***
Czuję jego palce sunące po mojej ręce zanim jeszcze
otworzyłam oczy. Zwalczam zmęczony uśmiech i udaję, że jeszcze śpię. Jego palce
suną po moim ramieniu i zatrzymują się na moim obojczyku, tuż przed szyją. Na
studiach zrobiłam tam sobie mały tatuaż. To zwykły kontur serca, które jest
lekko otwarte u góry. Czuję jak jego palce krążą wokół tatuażu, a później pochyla się i
przyciska do niego wargi. Jeszcze mocniej zaciskam powieki.
- Lily – szepcze obejmując mnie ręką w tali. Cicho jęczę
próbując się obudzić i obracam się na plecy, bym mogła na niego spojrzeć. Gdy
otwieram oczy, gapi się na mnie. Po sposobie w jaki światło słoneczne pada
przez okno na jego twarz mogę powiedzieć, że nie ma jeszcze nawet siódmej rano.
- Jestem najpodlejszym mężczyzną jakiego spotkałaś, prawda?
Śmieję się i lekko kiwam głową.
- Cholernie blisko.
Uśmiecha się i zgarnia mi włosy z twarzy. Pochyla się i
przyciska wargi do mojego czoła, a ja nie mogę znieść, że zrobił tylko tyle.
Teraz to mnie będą dręczyć bezsenne
noce, ponieważ wciąż będę odtwarzać to wspomnienie.
- Muszę iść – mówi. – Już jestem spóźniony. Ale po pierwsze
– Przepraszam. Po drugie – Nigdy więcej tego nie zrobię. Już więcej o mnie nie usłyszysz.
Obiecuję. I po trzecie – Bardzo mi
przykro. Nawet nie masz pojęcia.
Zmuszam się do uśmiechu, chociaż mam ochotę zmarszczyć brwi,
ponieważ zupełnie nie podoba mi się drugi punkt. Właściwie nie miałabym nic
przeciwko by znów tego spróbował, ale przypominam sobie, że chcemy od życia
różnych rzeczy. I to dobrze, że zasnął i nigdy się nawet nie pocałowaliśmy,
ponieważ gdybym się z nim przespała, gdy miał na sobie strój chirurga, to
pewnie ja zjawiłabym się pod jego drzwiami na kolanach błagając o więcej.
Jest dobrze. Zerwać bandaż i pozwolić mu odejść.
- Miłego życia Ryle. Życzę ci samych sukcesów.
Nie odpowiada na moje pożegnanie. Gapi się na mnie w ciszy z
lekko zmarszczona brwią i mówi:
- Taa. Tobie też Lily.
Po czym obraca się ode mnie i wstaje. Nie mogę teraz nawet
na niego patrzeć, więc obracam się na bok plecami do niego. Słucham jak zakłada
buty i sięga po telefon. Przez dłuższą chwilę się nie rusza i wiem, że to
dlatego, że na mnie patrzył. Zaciskam powieki aż słyszę jak zatrzaskują się
drzwi wejściowe.
Moja twarz momentalnie robi się ciepła a ja nie chcę być
przygnębiona. Zmuszam się by wstać z łóżka.
Mam dużo roboty. Nie mogę być smutna dlatego, że facet nie chce z mojego
powodu pozmieniać wszystkich swoich życiowych celów.
Poza tym, mam własne
cele życiowe, o które muszę się teraz martwić. Jestem nimi bardzo
podekscytowana. Tak bardzo, że właściwie to i tak nie ma teraz w moim życiu
czasu na faceta.
Nie ma czasu.
Nie.
Zajęta ze mnie dziewczyna.
Jestem odważną i śmiałą businesswoman, która nie ma żadnych
numerków do rozdawania facetom w strojach chirurgów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz