poniedziałek, 6 marca 2017

Rozdział 17 Ognisko

- Już jesteśmy – obudził ją jego delikatny szept tuż przy płatku ucha. Jeszcze zanim otworzyła oczy poczuła jak ostrożnie pocałował czubek jej nosa. Uśmiechnęła się  przepełniona błogim uczuciem szczęścia.
Gdy wysiadła z samochodu otulił ją powiew chłodnego, lipcowego powietrza. Nie było jej to jednak w stanie zepsuć tego dnia. Przeciwnie, rozbudzona będzie w stanie cieszyć się nim dłużej.
Mocno przytuliła się do towarzyszącego jej blondyna zmierzając w kierunku bramy. Wszystkie okna budynku zasunięte były roletami, ale miała nadzieję, że jej rodzice już śpią. W końcu było już dawno po północy. Wyciągnęła rękę w kierunku tabliczki numerycznej by wstukać kod, ale Draco ją ubiegł. Zgrabnie wklikał odpowiednie cyfry i otworzył przed nią furtkę a następnie drzwi do jej rodzinnego domu. To było takie naturalne, zwyczajne a wciąż wzbudzało w niej ciepły dreszcz rozkoszy. Draco właściwie u niej mieszkał przez ostatni miesiąc. W swoim mieszkaniu pojawiał się jedynie by zabrać kolejne swoje rzeczy. Całe szczęście, że jej rodzice dość szybko zgodzili się na nowego domownika. Najwyraźniej woleli dać jej tyle swobody, by nie chciała się od nich wyprowadzać.
W domu było ciemno i cicho. W progu zdjęła z nóg szpilki, które wykańczały jej stopy i już miała zacząć wchodzić na schody, gdy Draco zwinnym ruchem wziął ją na ręce i zaniósł na górę do ich salonu. Ich salon, jak to cudownie brzmiało. Zaśmiała się głośno, a Draco zaczął ją uciszać po omacku szukając włącznika światła.
- Lumos – szepnęła wyswobodziwszy rękę i wygrzebując różdżkę z torebki. Nagła jasność jednak tylko przeszkodziła chłopakowi w utrzymaniu równowagi. Zachwiał się i potrącił jej bosą stopą stolik zrzucając z niego z łoskotem leżące na nim czasopisma. Na szczęście kanapa stała tuż obok.
Rzucił ją na miękki materac nawet nie starając się zrobić tego delikatnie, przez co obrzuciła go morderczym spojrzeniem. On jednak tego nie zobaczył, zajęty zbieraniem z podłogi rozrzuconych gazet. Nie mogła nie zauważyć nagłej zmiany w jego twarzy. Wyraźnie stracił wesoły, beztroski humor, a na jego oblicze wystąpiły chmury. Nie mogła zrozumieć cóż takiego się stało. Klęczał na dywanie zbierając kolorowe strony, na okładce których wyraźnie widziała ich własne zdjęcia. Z czystej próżności kupowała wszystkie gazety, które o niej pisały, a gdy trafiała na okładkę to już koniecznie. Ostatnio najgorętszym tematem stał się właśnie ich związek. Prasa od miesiąca próbowała dowiedzieć się czegoś więcej o jej przystojnym chłopaku. Ich ciekawość podsycił ostatnio jej ojciec w jakimś wywiadzie określając Draco mianem „zięć”. Wywołał tym prawdziwą burzę. Chciał to zaraz sprostować, wytłumaczyć, że nazywa go tak dla żartu, ale prosiła o by tego nie robił. Niech myślą co chcą. Nic ich to nie obchodzi.
Dziś bawili się na balu z okazji Święta Narodowego w pałacu prezydenckim. Ona w dopasowanej, czarnej, koronkowej, długiej sukni z gołymi plecami zaprojektowanej przez jej mamę, on w najmodniejszym garniturze. Nie mogli się opędzić od paparazzich. Draco, nieprzyzwyczajony do takiego zainteresowania ze strony mugoli, drżał z przejęcia, ale zachował się bez zarzutu. Uśmiechał się do pozowanych zdjęć, obejmując czule jej smukłą kibić. Raz nawet, zachęcony przez przyjazne komentarze fotoreporterów,  przytulił ją i delikatnie pocałował. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że te zdjęcia obiegną jutro cały świat, no przynajmniej Europę, bo Francję to już na pewno.
Była tak zmęczona, że w tym momencie nie wyobrażała sobie, by coś ją zmusiło, by wstała i przeszła te parę kroków do sypialni. Ba! Nie chciało jej się nawet podciągnąć na tyle by wygodniej usiąść. Wyciągnęła tylko rękę i przyciągnęła do siebie dużą, mięciutką poduchę leżącą na brzegu kanapy. Zatopiła głowę w poduchę przymykając na chwilę oczy, ale zaciekawiona reakcją Dracona znów je otworzyła. Chłopak zebrał już gazety, a teraz usiadł obok niej ze zwieszoną głową, wciąż trzymając w ręce jedną z kolorowych okładek.
- Co się stało? – spytała wsuwając swoje stopy na jego kolana, a on po chwili odłożył gazetę i zaczął je masować.
- Nic nic – odpowiedział wciąż zamyślony.
OK. Ewidentnie coś go gryzło. I chociaż cudownie było tak leżeć, wiedziała, że jako przykładna, kochająca dziewczyna musi wstać i rozpędzić te czarne chmury znad głowy swojego ukochanego. Nie ma wyjścia. Westchnęła zbierając resztki sił i usiadła obok niego, gładząc jego ogolony policzek.
- Draco – zaczęła nieśmiało – wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko, prawda?
- Musimy porozmawiać. Muszę Ci coś opowiedzieć – podniósł głowę i zauważyła łzy w kącikach jego oczu, chociaż była pewna, że nigdy by się do tego nie przyznał. Przełknęła ślinę, bojąc się teraz nie na żarty. Co takiego przerażającego zaraz usłyszy?
- Jak już Ci kiedyś mówiłem, pochodzę z Londynu z bardzo starej, czarodziejskiej rodziny – zaschło mu w gardle, ale wiedział, że jeśli teraz przerwie, to nie wiadomo kiedy znów się na to zdecyduje, a dłużej nie da rady trzymać tego przed nią w tajemnicy. Co będzie jeśli w końcu dowie się prawdy od kogoś innego? Jeśli jakiś reporter w końcu dokopie się wystarczająco głęboko? Co jeśli przedstawi jego historię całkowicie jednostronnie, nie pozostawiając mu możliwości obrony, bądź próby usprawiedliwienia? Ale czy tak naprawdę ta historia rzeczywiście ma więcej niż jedną stronę? Pozostaje mu tylko wierzyć, że Sofie go wysłucha i na koniec będzie jeszcze chciała się z nim chociaż przyjaźnić. – Nie powiedziałem Ci tylko, że moja rodzina od początku parała się czarną magią. Nie mówię, że wszyscy są przesiąknięci złem do szpiku kości, ale nie są to mili, dobrzy ludzie.
- Draco, w każdej rodzinie…
- Sofie, daj mi dokończyć, proszę – poczekał aż zamknie rozchylone wargi gotowe by wypowiedzieć kolejne słowo i kiwnie głową, że nie będzie mu więcej przerywać. Wpatrywała się w niego tak uważnie, że opuściła go cała odwaga. Odwrócił się więc do niej bokiem, bezwiednie przeczesując włosy palcami dłoni i skupiając wzrok na swoich stopach.
- Mój ojciec jest śmierciożercą. Ja… ja też miałem być. Chciałem nim być, tego wszyscy ode mnie oczekiwali. Voldemort wybrał mój rodzinny dom na swoją siedzibę. Moja ciotka Bella – moja matka chrzestna, jej mąż, moi rodzice, dziadkowie, prawie cała moja pieprzona rodzina popierała tego chorego mordercę. Ja.. ja też chciałem taki być, dlatego dostałem misję do wykonania. Nagrodą miało być wstąpienie w szeregi śmierciożerców, karą w razie porażki – śmierć. Tak bardzo się bałem, ale musiałem wykonać rozkaz. Miałem zabić Albusa Dumbledora. Nie zrobiłem tego osobiście, bo jestem zbyt dużym tchórzem, ale zginął z mojej winy. Mam jego krew na rękach.  W czasie ostatecznej bitwy o Hogwart stałem po złej stronie, mimo, że tak właściwie nie walczyłem. Nie skończyłem  w Azkabanie, tylko dlatego, że nie mam mrocznego znaku i wstawił się za mną Harry Potter z resztą Złotej Trójcy. Po tym wszystkim nie mogłem zostać w Londynie. To dlatego uciekłem do Paryża. To dlatego nigdy tam nie wrócę. Jestem złym człowiekiem i oni nigdy nie dadzą mi o tym zapomnieć. – mówił coraz wolniej i coraz ciszej. Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale teraz z jego oczu nieprzerwanie kapały łzy. Było mu tak strasznie wstyd. Nie chciał nawet podnosić głowy i widzieć tego rozczarowania w oczach Sofie. Świadomość, że tak brutalnie i niespodziewanie odarł ją ze wszelkich złudzeń co do tego jakim jest człowiekiem, była dla niego nie do zniesienia. Był pewien co teraz nastąpi. Dziewczyna nie będzie chciała mieć z nim już nic do czynienia. Teraz tylko czekał aż powie to na głos. Jednak ona wciąż nie odzywała się ani jednym słowem.
Podniósł głowę patrząc na nią pełnymi łez oczami a jej o mało nie pękło serce. Widziała jak bardzo bał się jej reakcji i jak wiele zależy od tego co teraz powie. Jak na złość jedyne co teraz przychodziło jej do głowy to to, że musi mu na niej bardzo zależeć, skoro aż tak bardzo boi się jej następnego kroku. Niewiele myśląc otarła delikatnie dłońmi jego mokrą twarz całując każde oko a następnie mocno go przytuliła.
- To nie prawda Draco. Oczywiście, że jesteś dobrym, cudownym człowiekiem. I prawdę mówiąc nie obchodzi mnie co wcześniej robiłeś. To wszystko już się stało, nie znaliśmy się wtedy i nie mam prawa Cię za to oceniać. Uważasz, że popełniłeś błąd? Ok, ucz się z niego a ja będę Cię w tym wspierać.
- Naprawdę tak uważasz? Nie gardzisz mną?
- Draco, uważam, że wszystko co robimy w jakiś sposób nas kształtuje i może to wszystko musiało się wydarzyć byś teraz był  taki jaki jesteś,  byśmy mogli być razem. Przecież gdyby nie to wszystko to nigdy byśmy się nawet nie spotkali.
- Ale ja jestem zły… - szok na jego twarzy był tak ogromny, że o mało nie parsknęła śmiechem. Czy on naprawdę myślał, że to wystarczy, by ją do siebie zniechęcić? Że ucieknie od niego bo w dzieciństwie robił to czego oczekiwali od niego rodzice? Chyba powinna się obrazić, że ma w nią tak mała wiarę. Że ma tak małą wiarę w nich. Ale to też świadczy o tym jak bardzo jest niepewny w związku, jak bardzo czuje się go niegodny, niewystarczająco dobry. Jej kochany Draco taki samotny, opuszczony, gnębiony przez wszystkich. Już ona się nim zaopiekuje.
- Może kiedyś byłeś, chociaż ciężko mi w to uwierzyć, ale znam Cię już kilka ładnych lat i wierz mi, nie znam lepszej osoby. O ile nie wywiniesz mi jakiegoś numeru to nie zmienię zdania.
- Naprawdę? – widziała, że powoli zaczyna oddychać z ulgą. Otarł ostatnie łzy i pogładził jej policzek jeszcze wilgotną od słonych kropli dłonią. Wpatrywał się w jej oczy z taką wdzięcznością i czułością, że aż zaparło jej dech. Nie sądziła, że dzisiejszy dzień będzie mieć taki finał, że może się stać coś takiego, że ta bariera, którą ustawił między nimi już wtedy na początku ich znajomości zniknie właśnie dziś i jeszcze bardziej ich do siebie zbliży.
- Oczywiście. Wiem co o mnie myślisz. Jestem szalona, nieodpowiedzialna, beztroska, ale kiedy na czymś mi zależy to łatwo nie odpuszczam. Kocham Cię Draco. Kocham Cię i zrobię wszystko by nam się udało. By to było na zawsze. Kto wie, może mój tata miał rację z tym zięciem – zaśmiała się pod nosem próbując rozładować napiętą do granic atmosferę.
- Na Merlina, Twoi rodzice! Co będzie jak oni się dowiedzą – zerwał się na równe nogi i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Zupełnie nie znała go z tej strony. Zawsze pewny siebie, opanowany i błyskotliwy, a teraz mały zakompleksiony, przerażony dzieciak.
- Spokojnie – podeszła do niego i złapała za rękę uniemożliwiając dalszą wędrówkę po pokoju. – Porozmawiam z nimi i wszystko wyjaśnimy. Nie musisz się niczego obawiać. Jesteś teraz członkiem rodziny.
Uśmiechnął się do niej, czując, że wielki ciężar spadł mu z serca. To było takie cudowne uczucie nie musieć w końcu niczego ukrywać, niczego udawać. Tyle słyszał o uzdrawiającej mocy szczerości, ale nigdy jeszcze nie doświadczył tego na własnej skórze. Był autentycznie przeszczęśliwy, że udało mu się to wszystko z siebie wyrzucić, a przede wszystkim, że Sofie go nie odtrąciła.
Ujął w dłonie jej twarz, powoli zbliżył swoją i delikatnie ją pocałował. Jej usta pachniały wiśniowym błyszczykiem a ciepłe, miękkie wargi chętnie oddawały jego pieszczoty. W tym pocałunku zawarł wszystkie swoje lęki, frustracje, ale też ulgę, wdzięczność, szczęście i uczucie jakim ją darzył. Odsunął na chwilę usta i oparł czoło o jej czoło. Starał się skupić wzrok na jej oczach, ale nigdy wcześniej nie kusiły go aż tak jej usta.
- Ja też Cię kocham – powiedział, jakby mówił to codziennie. Jednak prawda była zupełnie inna. Właśnie powiedział to pierwszy raz w życiu. Najwyraźniej dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę, gdyż z nagłym błyskiem w oku rzuciła mu się na szyję kolejny raz zatapiając swoje usta w jego. Ten pocałunek był zachłanny i pełen pasji. W tym momencie oboje wierzyli, że to właśnie to, że są sobie pisani na wieki.
Lekko przygryzł jej wargę, delikatnie ciągnąc ją zębami, by przejść z pocałunkami wzdłuż linii szczęki, a następnie na szyję, a ona aż zajęczała mocniej odginając głowę do tyłu i ciągnąc go za włosy. Bardzo jej pragnął. Wreszcie wolny mógł się poddać temu uczuciu w pełni. Chciał się delektować tą chwilą, uczcić ją i nadać odpowiednią oprawę. Przejechał delikatnie opuszkami palców wzdłuż jej kręgosłupa i zbliżył usta do ucha Sofie owiewając je swoim ciepłym oddechem, aż cała zadrżała. Cichym szeptem poprosił by usiadła a sam sięgnął po swoją różdżkę. Kilka wprawnych ruchów i w salonie rozbrzmiała nastrojowa muzyka, zapłonęły porozstawiane na meblach świece a sufit rozbłysnął milionem gwiazd. Odwrócił się do Sofie, która zdążyła już wstać i przytulić się do jego pleców. Próbował dosięgnąć jej ust, ale ona z uśmiechem pchnęła go na sofę.
Wolno kołysząc się w rytm muzyki podniosła ręce nad głowę zaczynając tańczyć. Czuła się piękna, a błysk pożądania w jego oczach jeszcze dodawał jej pewności siebie. Pewnym ruchem zsunęła z ramion sukienkę i stanęła przed nim w samej bieliźnie. Wolnym krokiem podeszła do chłopaka siedzącego na kanapie i pożerającego ją wzrokiem. Wyciągnął do niej rękę i pomógł jej usiąść na swoich kolanach. Pocałował ją krótko, by rozpocząć ustami wędrówkę po jej dekolcie, jednocześnie ostrożnie rozpinając jej biustonosz i uwalniając pełne, kształtne piersi. Objął ustami jej starczącą brodawkę lekko ssąc ją gorącym językiem i drażniąc zębami, a dziewczyna przymknęła powieki i zaczęła cicho pojękiwać. Gorące powietrze wydobywające się z jej rozchylonych ust  owiewało jego twarz doprowadzając krew do wrzenia. Mocno chwycił jej pośladki i szybkim ruchem położył dziewczynę na kanapie, przygniatając ją ciężarem własnego ciała. Ona również stała się bardziej niecierpliwa. Sięgnęła do paska jego spodni szybko go rozpinając i ściągając jego spodnie razem z bokserkami. Teraz miała już wolny dostęp do jego męskości. Był twardy, rozgrzany i tak sprężysty, że miała ochotę bawić się nim w nieskończoność, jednak nieznośny ucisk w dole brzucha domagał się natychmiastowego spełnienia. Wypchnęła biodra do przodu pomagając Draconowi w ściągnięciu ostatniego skrawka bielizny, jednocześnie zapraszając go do siebie. Gdy w końcu się w nią wślizgnął aż krzyknęła z rozkoszy. Ich ruchy idealnie się dopasowały, doprowadzając oboje na szczyt rozkoszy.
Gdy leżeli tak objęci czekając aż ich oddechy się uspokoją, raz po raz składali sobie jeszcze czułe, delikatne pocałunki. Wpatrzeni w rozgwieżdżone niebo nad głowami czuli się w tym momencie najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Nie mieli już ani siły ani ochoty przechodzić do sypialni. Draco sięgnął po leżący na oparciu koc, by ich przykryć i wpatrzony w gwiazdy zaczął powoli odpływać.
Minęło już przynajmniej pół godziny, od kiedy oddech Draco się uspokoił i zwolnił, a ona za nic nie mogła zasnąć. Sen z powiek spędzała jej ciągle jedna myśl. Czy powinna mu powiedzieć, że wiedziała już wcześniej to wszystko o czym jej dziś powiedział? Że kazała go prześwietlić, gdy tylko wpadł jej w oko na pierwszym roku studiów? Że miała na jego temat długą rozmowę z rodzicami, którzy obiecali jej pomóc? Że rzucili zaklęcie na wszystkich reporterów, by gubili trop jak tylko na jakiś wpadną? Nie może tego zepsuć. Był dziś tak szczęśliwy, że nie miałaby serca odbierać mu tej resztki nadziei. Może lepiej zostawić pewne rzeczy dla siebie.
*
Od dobrej godziny siedziała na swoim łóżku trzymając w rękach książkę. W tym momencie, opierając się wygodnie o podłożoną pod plecy poduszkę, nie była pewna nawet na której jest stronie, ani jaka to właściwie książka. Jej myśli odpłynęły w nieznanym kierunku zostawiając w jej głowie pustkę, wzrok skupiony na bliżej nieokreślonym punkcie na ścianie niczego nie widział. Trwała taka zawieszona w próżni od ponad miesiąca sama nie wiedząc co właściwie czuje.
- Kochanie, jesteś pewna, że nie wolałabyś byśmy zostali? – spytała jej mama, stając w progu jej pokoju z niepokojem wymalowanym na twarzy. Jej ojciec został w korytarzu czekając na moment, gdy będzie potrzebne jego wsparcie. Słyszała jak rozmawiali przez chwilę zanim zapukali do jej drzwi.
- Idźcie, jestem pewna. Dam sobie radę – odpowiedziała już chyba piętnasty raz dzisiaj.
- W razie czego dzwoń – podeszła do Hermiony i pogłaskała ją po głowie zatrzymując dłoń na policzku, jakby jej córka znów miała cztery lata. Dziewczyna przykryła jej dłoń swoją, uśmiechając się. Jej rodzice byli ponad dwadzieścia lat po ślubie a wciąż zachowywali się jak zakochane nastolatki. Wybierali się właśnie na romantyczną kolację, ale wyraźnie nie najlepsze samopoczucie ich jedynego dziecka odbierało im radość z tego przedsięwzięcia. Zastanawiała się jak to możliwe, że ona z Ronem już teraz okazują sobie mniej czułości i uczucia niż jej rodzice po tylu latach razem.
Kiedy w końcu usłyszała, że drzwi na dole się zamykają odłożyła książkę na stolik przy łóżku i spuściła bose stopy na podłogę. Rozumiała troskę rodziców, w końcu  od dłuższego czasu zachowywała się dziwnie. Nie powiedziała im co właściwie się stało tamtego dnia a oni nie naciskali. Chciała najpierw sama zrozumieć co to dla niej znaczy. Póki co chodziła ciągle smutna i zamyślona. Nie miała ochoty spotykać się z przyjaciółmi czy spędzać więcej czasu z Ronem. Ten ostatni zwłaszcza ostatnio ją irytował.
Przejechała dłonią po miękkiej narzucie na łóżku aż pod poduszką znalazła przedmiot, którego szukała. Wyciągnęła go ostrożnie, postanawiając przyjrzeć mu się kolejny raz dzisiaj. Był to plik zdjęć z Nowego Jorku, kilka wybranych fotografii, na których była z nim. Nie wiedziała po co ani dlaczego świadomie zadaje sobie ból zmuszając się do patrzenia na jego piękną twarz. A jednak siedzi znów i  analizuje każdy szczegół jaki wpadnie jej w oczy, pogłębiając dziurę w swoim sercu. Westchnęła głęboko, gładząc ostatnie ze zdjęć opuszkami palców, po czym wpakowała wszystkie z powrotem na ich miejsce pod poduszką.
Zeszła powoli po schodach zatrzymując się na samym dole, przed wiszącym na ścianie dużym lustrem. Powiedzieć, że wyglądała jak siedem nieszczęść to mało. Włosy niedbale związane w koka na czubku głowy, rozciągnięty podkoszulek, brudne, krótkie, szare spodenki, blada skóra i cienie pod oczami nie dodawały jej uroku. Westchnęła głośno zwieszając ramiona jeszcze niżej i skierowała się do kuchni. Nie była w stanie dłużej ignorować tego ssania w żołądku. Wepchnęła dwie kromki chleba do tostera i otworzyła szafkę w poszukiwaniu torebki herbaty. Ostrożnie, powoli, jedna rzecz na raz.  Gdy posmarowała tosty masłem, a następnie dżemem, herbata była już gotowa. Niestety nawet jedzenie nie poprawiało jej humoru. Ten cały marazm zaczynał ją powoli denerwować. Dlaczego musi się tak czuć do cholery! Przecież właściwie nic się nie zmieniło. Cisnęła niedojedzoną kanapkę na talerzyk i poszła do salonu, wyciągając po drodze z zamrażarki opakowanie czekoladowych lodów. Może chociaż telewizja zajmie na chwilę jej umysł. Podciągnęła stopy pod pupę zatapiając się w wygodną kanapę, podczas gdy kobieta na ekranie ręczyła za wyższość jednego proszku do prania nad drugim. Miała już tego dość. Nie miała zamiaru dłużej płakać za czymś czego nigdy nie miała. Umówi się na jutro z Ginny na zakupy, poplotkują, to zawsze poprawia jej humor. Do tego zbliżają się urodziny Harry’ego. Podobno mają się w tym roku odbyć na plaży. Zapowiada się ekscytująco.
Zmieniła kanał i o mało nie wypuściła pilota z ręki. Jakaś plotkarska audycja zachwycała się właśnie córką premiera Francji i jej przystojnym, tajemniczym narzeczonym. Prezenterka była bardzo rozczarowana faktem, ze nie udało jej się znaleźć żadnych informacji na temat wybranka serca premierówny, tym bardziej, że jak zapewniała, to tylko kwestia czasu, gdy para stanie na ślubnym kobiercu.
Hermiona dalej nie słuchała. Czy to jest w ogóle możliwe? Niby znają się od kilku lat, ale parą są przecie od niedawna. Odruchowy wyciągnęła telefon ignorując ukłucie w sercu na myśl, że przez ostatni miesiąc rozmawiali ze sobą tylko trzy razy, z czego on zadzwonił do niej tylko raz. Tylko co właściwie chce mu powiedzieć? Spyta go czy myśli o ślubie?
Nim zdążyła się zastanowić usłyszała w słuchawce jego głos: „Nie mogę odebrać teraz telefonu. Nie zostawiaj wiadomości. I tak nie oddzwonię….. Draco”. Zabrzmiało piknięcie zachęcające do zostawienia wiadomości, więc szybko się rozłączyła wciąż słysząc w uszach to ostatnie słowo nagrane na jego wiadomości. Ten pełen nagany, ale i rozbawienia głos nie należał przecież do Dracona. To musiała być ona. Musiała być przy nim, gdy ustawiał tę wiadomość. Zerwała się na równe nogi i pobiegła do swojego pokoju. Odpuszcza. Zapomina. Żyje własnym życiem. Ale od jutra – dzisiaj musi jeszcze sprawdzić kim właściwie jest Sofie Claire.
*
- Przejrzałaś te oferty, które wczoraj u Ciebie zostawiłem? – spytał Ron niby od niechcenia, odbierając od niej ciężki wiklinowy kosz i ustawiając go delikatnie w pobliżu ogniska.
- Ron – jęknęła nie chcąc kolejny raz prowadzić tej samej rozmowy.
- Chyba nie szkodzi trzymać rękę na pulsie, nie? Wiem, że jeszcze dwa miesiące, ale Taylor rzucił nam duże nagrody po ostatniej akcji i spokojnie moglibyśmy coś wynająć już teraz. Poza tym puścił farbę, że oferty pracy mamy jak w banku – uśmiechnął się szeroko, a ona tylko pokręciła głową.
Hermiona nie znała tego nowego szefa biura aurorów, ale zdążyła już zauważyć, że dyskrecja to nie jest jego mocna strona, zresztą tak jak i Rona. Nie pocieszyła jej jednak informacja o tym, że aż dwa miesiące wcześniej będzie musiała się zmierzyć z problemem wspólnego mieszkania. Chyba będzie w końcu zmuszona poważnie się nad tym zastanowić.
Przez ostatnie dwa tygodnie zaczęła pomału dochodzić do siebie. Zaczęła budzić się z tego całego odrętwienia chyba właśnie wtedy, gdy przesiedziała pół nocy poszukując informacji o tej dziwnej Francuzce. Okazało się, że nie była w stanie znaleźć ani jednego skrawka dowodu na to, że ta dziewczyna może mieć nieczyste intencje. Wręcz przeciwnie, wydaje się być wręcz idealna, żadnych trupów w szafie. Działalność charytatywna, modeling, praca w ministerstwie, zawsze miła i uśmiechnięta. Najwyraźniej zbyt pochopnie ją oceniła. Jedyne co jej pozostało to pogratulować Draco dobrego wyboru i życzyć im wszystkiego najlepszego, no i zająć się własnym życiem. Nie mogła nie zauważyć, że Ron jest najbardziej zachwycony z takiego obrotu sytuacji.
- Herm, pomożesz mi? – podeszła do nich Ginny lewitując kolejne dwa duże kosze z prowiantem i napojami wyskokowymi. – A Ty Ron miałeś pomóc Harry’emu przy ognisku.
Rozpakowywały kosze, śmiejąc się i żartując z walczących z ogniskiem chłopaków. Obie znów potrafiły się cieszyć i uśmiechać zupełnie jak kiedyś, jakby wszystko w końcu wskoczyło z powrotem na swoje miejsca. Niestety nagle dobry humor Gin zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Obróciła się by zobaczyć dwóch nadchodzących kolegów, nie była jednak pewna widok, którego z nich bardziej zdenerwował jej rudowłosą przyjaciółkę.
- Witam wszystkich. Najlepszego Potter! Pozwoliłem sobie przyprowadzić Teo, akurat był w mieście – Zabini przywitał się z jubilatem uściskiem dłoni. Następnie Nott uścisnął dłoń Harry’ego cały czas jednak patrząc na jego dziewczynę.
- Dzięki Blaise. Dziewczyny, pamiętacie Teodora Notta?
- Na pewno pamiętają – zaśmiał się Zabini a Ginny aż przeszły ciarki na plecach. Czy ta podła żmija coś wie?
- To ja pójdę po ten.. – zaczęła Ginny wykorzystując chwilę nieuwagi nowoprzybyłych i uciekła w kierunku samochodu, gdzie zostało jeszcze kilka rzeczy do przyniesienia. Otworzyła drzwi i zaczęła zbierać rzeczy do następnego kosza, gdy usłyszała jego głos.
- Chyba mnie nie unikasz? – spytał opierając się o otwarte drzwi z uśmiechem na ustach. To niesprawiedliwe, że musiał tak doskonale wyglądać w zwykłej białej koszulce i jeansach, zwłaszcza, gdy za wszelką cenę starała się wyrzucić go ze swojej głowy.
- Co tu robisz? – nie miała zamiaru dać się wciągnąć w te jego gierki. Za dużo tu jest osób, zawsze ktoś mógłby ich zobaczyć razem.
- Blaise potrafi być bardzo przekonujący, chociaż właściwie nie bardzo się broniłem, przed przyjściem tutaj. Inaczej pewnie prędko byśmy się nie zobaczyli. Nawet się nie przywitasz? – za wszelką cenę starał się nawiązać z nią kontakt, on jednak robiła wszystko by nie mógł jej ani dotknąć ani dobrze spojrzeć w oczy. Miał nad nią zbyt dużą władzę.
- Nawet się do mnie nie zbliżaj - próbowała uciec, wyciągając przed siebie ręce.
- Po co ta wrogość – udało mu się w końcu złapać ją w pułapkę między samochodem a własnym ciałem. Złapał ją za brodę zmuszając by w końcu na niego spojrzała, a ona znieruchomiała niezdolna do najmniejszego ruchu. Powoli zbliżył swoje usta do jej delikatnie ją całując.
- Ginny? – usłyszeli zbliżającą się Hermionę co przeraziło dziewczynę a rozbawiło Teo. Ginny cała czerwona ze zdenerwowania odwróciła się szybko wciskając chłopakowi w ręce następny kosz, który  na szczęście bez słowa złapał i przeszedł obok zaskoczonej Hermiony.
- Myślałam, że to coś między Wami jest skończone - podeszła do koleżanki, która usiadła właśnie na ziemi ukrywając głowę między kolanami.
- Bo tak jest, naprawdę - podniosła głowę by spojrzeć przyjaciółce w oczy - nie rozmawiam z nim ani nic. Tylko on ma problem z pogodzeniem się z tym. Kocham Harry’ego i nie chce tego zepsuć. Wierzysz mi prawda? Ale...
- Ale co? - zapytała, gdy Gin zgubiła wątek strzepując piasek z nogawki spodni.
- Wiem, że to okropne, ale Teo nie jest mi zupełnie obojętny. Mam nadzieję, że to chwilowe i samo przejdzie jak uda mi się go nie oglądać przez dłuższy czas. Ale póki co coś do niego czuję. A gdy mnie dotyka to tak jakby prąd przebiegał przez całe moje ciało. I jeszcze w kółko powtarza, że chce ze mną  być. Boję się, nie wiem co robić - oparła czoło o kolana, uderzając o nie raz po raz coraz mocniej, aż Hermiona dotknęła jej ramienia.
- Niestety nie umiem Ci pomóc. Musisz sama zdecydować, którego wolisz, czy zostajesz przy Harrym czy może czujesz, że to Nott jest Ci pisany - zamyśliła się. Jak bardzo jej słowa pasują także do jej sytuacji. Z ta różnicą, że Ginny wie, że Teo ją kocha i chce z nią być. A ona? Draco prawdopodobnie jest szczęśliwy z tą czarną małpą i wcale o niej nie myśli. Może powinna zwierzyć się przyjaciółce, tak by razem mogły się wspierać w tej trudnej sytuacji.
- Jesteś kochana, ale ja nie umiem zdecydować. Musiałabym odejść od Harry’ego i spróbować z Teo, ale chyba pękło by mi serce. Czy można kochać dwie osoby jednocześnie?
- Myślę, że można. Ja...
- Tak Ci zazdroszczę, że jesteś szczęśliwa z Ronem i nie masz takich problemów. Wiem co powiesz, sama sobie zgotowałam taki los, trzeba było tego nawet nie zaczynać to bym nie miała teraz problemu. Cóż jestem egoistką i teraz za to płacę.
Hermiona nie wiedziała, czy Gin wciąż mówi do niej czy to ze sobą samą prowadzi teraz dyskusję. Może Ginny ma rację, może póki to  wszystko dzieje się tylko w jej głowie to to tak naprawdę nie ma znaczenia, może samo zaraz zniknie.
- Wiem co zrobię. Muszę go do siebie zniechęcić. Pokazać, że jestem szczęśliwa z Harry'm i musi sobie odpuścić. Dzięki Herm - uśmiechnęła się do niej wstając z ziemi i strzepując resztki piasku. Tak. Zobaczymy co się wydarzy, póki co nie ma się nad czym zastanawiać.
Gdy wróciły na plażę Ginny usiadła obok Harry'ego zarzucając sobie na ramiona jego rękę i czule całując. Na Teo nawet nie spojrzała choć bardzo ją korciło. Hermiona otworzyła właśnie dla siebie piwo, gdy zauważyli, że zbliżają się kolejni goście.
- Patrzcie, Mafoy przyprowadził dziewczynę – zauważył Harry i rzeczywiście tak było. Obok niego, trzymając blondyna za rękę kroczyła z dumnie podniesioną głową drobna brunetka. Rozwiane, krótkie włosy, duże, ciemne okulary przeciwsłoneczne na nosie i lekki uśmiech na zaciśniętych ustach zapewne dla obecnych wyglądały uroczo, ale nie dla Hermiony. Z całych sił starała się nie uprzedzać do ukochanej przyjaciela, nie zakładać z góry, że się nie polubią, w kościach jednak czuła, że to przegrana sprawa.
- Cześć Słońce – pierwszy wybiegł im na spotkanie Zabini łapiąc w objęcia zaskoczonego blondyna, dopiero później zwrócił się do jego towarzyszki – Witaj Sofie. Miło Cię znów widzieć.
- Hej Blaise. Teo – przywitała się z chłopakami buziakami w policzek i było jasne, że nie jest to ich pierwsze spotkanie. Z miejsca zaczęli z nią żartować i wygłupiać się, co niespodziewanie skomentowała Ginny cicho udając odruch wymiotny. Tak rozśmieszyła tym Hermionę, że zaczęła się głośno śmiać zwracając uwagę nowoprzybyłych.
- Chodź przedstawię Ci szanownego jubilata – uśmiechnął się Draco ciągnąc dziewczynę w ich kierunku. – Sofie to jest Harry. Harry – Sofie.
- Sławny Harry Potter, bardzo mi miło. – wyciągnęła do wybrańca rękę, którą ten przytrzymał ciut za długo, jakby ktoś się pytał Ginny o zdanie.
- Och, Tobie się należy większe uznanie, w końcu musisz się męczyć z tym brzydalem.
- Bardzo śmieszne. Najlepszego Potter – Draco go uścisnął wręczając małe pudełeczko.
- To zegarek. Sama wybierałam – wtrąciła się Sofie, uśmiechając się słodko.
Jakimś cudem nowa koleżanka najwyraźniej i rudowłosej nie przypadła do gustu, bo po chwili już stała obejmując w pasie ramieniem swojego narzeczonego i uśmiechając się sztucznie do Francuzki.
- Na pewno będzie się podobać. Hej, jestem Ginny. Przyszła pani Potter. – dodała z naciskiem i wyciągnęła w jej kierunku dłoń z pierścionkiem, jednak dziewczyna nie zdążyła się mu przyjrzeć.
- Auuu – nagły krzyk Notta zwrócił na niego uwagę wszystkich obecnych – no co, wypadła mi – wysyczał z bólu przez zaciśnięte zęby. Okazało się, że upuścił gorącą kiełbaskę prosto na swoją bosą stopę. Zaraz zerwał się i pobiegł ostudzić oparzenie w zimnej morskiej wodzie.
- Hermionę pamiętasz, a to Ron jej chłopak - dodał gdy dziewczyny przywitały się niemym skinieniem głowy.
- Cześć. Fajnie Cię w końcu poznać. - powiedział delikatnie ujmując jej dłoń. - Mam nadzieję, że na urodziny Miony też przyjedziesz.
- Hmm, no nie wiem, jedziemy z Draco na wakacje, więc pewnie nie damy rady – wyswobodziła rękę z jego uścisku, by przytulić się do blondyna.
Hermiona nie była pewna co bardziej ją wkurzyło - to, że Ron zaprosił akurat ją na jej urodziny, czy fakt, że dziewczyna odmówiła nie znając nawet terminu imprezy. Tak czy inaczej super, wcale nie będzie płakać z tego powodu.
Po torcie i toastach spędzali czas na rozmowach, grach lub po prostu patrzeniu się w ogień. Wzrok Hermiony uciekał jednak ciągle w kierunku blondyna i jego dziewczyny, którzy zachowywali się jak zauroczone pierwszą miłością nastolatki. Ciągle się przytulali, obejmowali i całowali. Nie mogli się od siebie oderwać na dłużej niż kilka minut.
Wytrzymała prawie dwie godziny zanim ten widok stał się dla niej nie do zniesienia. Wstała i stwierdziła, że musi się przejść. Sama. Ruszyła brzegiem morza w stronę zachodzącego słońca, a zimne fale raz o raz moczyły jej bose stopy. To takie dziwne, że tak łatwo jest sobie coś wbić do głowy, tak łatwo zburzyć ten spokój ducha, a tak ciężko później to odkręcić, tak trudno dojść do siebie. Bo to przecież nie możliwe by zaczęła się w nim zakochiwać. Zdecydowanie sytuacje jej i Ginny są zupełnie różne. I to jej jest dużo gorsza. Gin prawdopodobnie zakochała się w dwóch chłopakach, którzy i ją kochają. Stoi przed nią niełatwa decyzja z którym chce zostać. A ona? Ona tkwi w związku, który jeszcze nie tak dawno chciała zakończyć i patrzy jak ktoś jej pisany, ktoś, kto pasowałby do niej idealnie jest szczęśliwy z kimś zupełnie innym. To cholernie trudne i skomplikowane kochać dwie osoby jednocześnie.
Usiadła na zimnym piasku wpatrując się jak resztki czerwonego okręgu nikną za linią horyzontu, pozostawiając zupełnie różowe niebo. Po chwili usłyszała, że ktoś się zbliża, więc podniosła głowę.
- Tu się schowałaś – powiedział siadając tak blisko niej, że stykali się ramionami – Co słychać? – zapytał, ale ona tylko wzruszyła ramionami.
- Wszystko w porządku? Jesteś dzisiaj bardzo cicha – dodał i zrobił coś czego zupełnie się nie spodziewała, objął ją ramieniem i przytulił do siebie, kładąc brodę na czubku jej głowy.
- W porządku. Tylko tak jakoś… tęskniłam za Tobą – powiedziała cicho przytulając się do jego obojczyka i wdychając cudowny zapach jego perfum i jego samego.
- Wiem, ja też tęskniłem, ale praca i Sofie… rozumiesz.
- Widzę, że się Wam układa. Bardzo się cieszę – cieszyła się, że nie widział jej twarzy, bo sama siebie zadziwiła, że te słowa w ogóle przeszły jej przez gardło.
- Tak, jest super. Nie spodziewałem się, że może być aż tak dobrze – tymi słowami wbił ostatni gwóźdź do trumny jej złudzeń i nadziei. Zamknęła oczy ciesząc się jego bliskością i wsłuchując w miarowe uderzenia jego serca. Było jej tak dobrze, dlaczego nie mogło być tak już zawsze.
Nie myśląc właściwie nad tym co robi, podniosła głowę, by spojrzeć w jego oczy i po chwili zorientowała się, że ich usta dzielą tylko centymetry. Nagle spłoszone stado motyli w jej brzuchu podpowiadało jej, że wystarczyłoby by się trochę przysunęła i mogłaby go pocałować, jednak strach przed jego reakcją był zbyt wielki. Nie chciała psuć tej przyjaźni. Wolała go mieć chociaż tak na krótko dla siebie niż nie mieć go wcale. Ale gdyby tak on telepatycznie wyczytał jej prośbę? W tej chwili nie miała zamiaru zastanawiać się nad konsekwencjami tego co by się wydarzyło. Niech tylko on wykona pierwszy krok, niech da jej znać tu i teraz, że też tego chce. Wwiercała wzrok w jego piękne, bladoniebieskie oczy, niemo prosząc by ją pocałował. Później niech wali się świat, przezwyciężą razem wszystko, byleby ją pocałował.
Zamknęła oczy, nie wiedząc jak jaśniej okazać czego od niego oczekuje, ale nic się nie stało. Otworzyła je z powrotem i zobaczyła,  że Draco również zamknął swoje. Jednak wyraz jego twarzy był dla niej jak policzek. Wyglądał jakby cierpiał, jakby przeżywał prawdziwe katusze. Czy pocałowanie jej tak go obrzydza? Czy sama myśl o tym to dla niego taka tortura? Po chwili otworzył oczy i spojrzał na nią, zaraz przenosząc wzrok na fale uderzające o brzeg.
- Chodźmy już. Będą nas szukać – zaproponował cicho z nagłą chrypą w głosie.
Jeżeli odchodząc od ogniska myślała, że nie można się czuć gorzej, to teraz wiedziała, że była w błędzie. Ale przynajmniej miała już swoją odpowiedź, wiedziała wyraźnie na czym stoi. Żadnych więcej pytań, żadnych dylematów, żadnych wyborów.
- Wiesz, masz rację. Poszukajmy tego mieszkania i zamieszkajmy razem już teraz. Po co czekać? – szepnęła Ronowi do ucha, gdy usiadła koło niego przy płonącym wciąż ognisku. Skwaszona mina jej chłopaka, świadcząca o jego niezadowoleniu z towarzystwa w jakim wróciła, w mgnieniu oka diametralnie się zmieniła. Teraz wydawał się najszczęśliwszą osobą na świecie.
- Naprawdę? – upewnił się, po czym mocno ją pocałował – Ej słuchajcie! Wygląda na to, że urodziny Miony połączymy z parapetówką! Od jutra zaczynamy szukać naszego mieszkania!
Wśród ogólnej radości, życzeń i gratulacji jedna osoba zaciskała pięści ze wściekłości. Na pozór się uśmiechał oczywiście, gratulował. Tłumienie swoich uczuć, ukrywanie ich przed całym światem miał opanowane do perfekcji, w końcu robił to przez tyle lat. Ale w głębi duszy czuł prawdziwą rozpacz. Najpierw ze wszystkich sił musiał się powstrzymywać przed pocałowaniem jej, czego pragnął najbardziej na świecie, a teraz to.
Odpowiedział uśmiechem na uśmiech Sofie i pocałował ją dając znać, że wszystko jest w porządku. Nie wiedział, że jego brązowooka przyjaciółka bacznie go obserwuje, a po jej policzku spłynęła właśnie jedna, samotna łza.
____________
Oto jest kolejny wymęczony rozdział. Wymęczony, bo nie jestem z niego specjalnie dumna ani nawet zadowolona. Jednak brak czasu, snu i jakiejkolwiek energii nie pozostaje bez wpływu na wenę, niestety…
Mimo wszystko mam nadzieję, że komuś się spodoba.
Mam jeszcze drobne ogłoszenie:
Otóż poszukuję bety – kogoś, kto ma w miarę opanowane zasady gramatyki, ortografii i interpunkcji, i nie waha się ich używać ;P
Jak widać po szalonym tempie dodawania przeze mnie nowych rozdziałów, roboty będzie masa :D Dotychczas opublikowane rozdziały też proszą się o weryfikację.
Może ktoś będzie chętny? Czekam na maila na nicci.blog@gmail.com. Napisz ile masz lat i czy piszesz własnego bloga. Z zapartym tchem czekam na każde zgłoszenie i poznanie nowych blogowych przyjaciół.

Pozdrawiam
Nicci

P.S. Opisy ubioru specjalnie dla Ciebie Favoshi :*
Copyright © 2016 Follow your dreams , Blogger