piątek, 2 grudnia 2016

Rozdział 16 Ostatni raz

To niesamowite jak szybko znów przyszło lato. No może jeszcze nie do końca, nie w swojej pełnej, rozpalonej słońcem krasie, ale tych cieplejszych powiewów i odbijających się na liściach jasnych promyków nie da się pomylić z żadną inną porą roku. Co prawda zaczął się dopiero maj, ale w tym roku pogoda okazała się wyjątkowo łaskawa i błyskawicznie przeszła od krajobrazu zasypanego śniegiem, poprzez nieśmiałe, pierwsze przebłyski słonecznych promieni i wynurzających się spod zmarzniętej ziemi zielonych badylków i ździebełek, aż do tego dnia, gdy tańczące na skórze ciepłe smużki przywracały wolę życia.
Dziewczyna siedząca na tarasie uroczego, niedawno odnowionego domu państwa Weasley chciwie chłonęła te pierwsze odblaski ciepła błądzące po jej skórze. Oparła wygodnie głowę o oparcie krzesła i zamknęła oczy wsłuchując się w śpiew ptaków, szmer przepływającego nieopodal strumyczka czy też dźwięki krzątającej się po kuchni przyjaciółki. Miały dom tylko dla siebie na całe popołudnie co zdarzało się niezmiernie rzadko w tak licznej rodzinie. Panujący tu spokój połączony z aurą budzącej się do życia przyrody miały działanie niemalże terapeutyczne wyciszając rozszalałe myśli i kojąc skołatane serca. A może właśnie było jej dane dostrzec to otaczające ją piękno dlatego, że opuściły ją już natrętne myśli i wątpliwości? Po powrocie Rona zauważyła w nim niesamowitą poprawę. Zaczął jej uważniej słuchać, sprawiać drobne przyjemności oraz przestał robić jej ciągłe wyrzuty o czas spędzony w towarzystwie znajomych z uczelni, a zwłaszcza jednego blondyna. Ona sama także starała się bardziej skupić na poprawie ich związku, ciesząc się z odzyskanej więzi. Wszystko wydawało się wrócić na odpowiednie tory.
Obecnie jedynym co ją niepokoiło i nie pozwalało w pełni cieszyć chwilą było natrętne i irytujące niczym brzęcząca mucha spostrzeżenie, że Ginny od dwóch miesięcy zachowuje się jakoś dziwnie. Niby na pierwszy rzut oka wszystko było po staremu, całkiem normalnie, ale jakby się lepiej przyjrzeć Gin była bardziej rozkojarzona i skryta, ciągle gdzieś się spieszyła, pogrążona w zamyśleniu gubiła wątek rozmowy. Nie rozmawiała jeszcze z nikim na ten temat, postanowiła uderzyć prosto do źródła. Chyba już najwyższa pora.
- Nie mogę uwierzyć, że to już w sobotę – uśmiechnęła się szeroko ledwo trzymając emocje w ryzach i obróciła w kierunku koleżanki, która właśnie wyszła na taras z dzbankiem lemoniady i dwiema szklankami. Odstawiła ostrożnie tacę na stolik i uzupełniła ich szklanki. Dopiero teraz usiadła podnosząc swój napój do ust.
- W sobotę? – spytała marszcząc brwi i odstawiając szklankę – co jest w sobotę?
- Żartujesz sobie? Koncert, Ginny, koncert jest w sobotę. Malfoy załatwił nam VIPowskie bilety – Hermiona aż zamrugała ze zdziwienia, jak ona mogła zapomnieć?
- Serio? Super! W co ja się ubiorę? Mogłaś wcześniej mi powiedzieć – podekscytowany rudzielec roześmiał się od ucha do ucha i skubiąc dolną wargę zaczął zastanawiać się nad zawartością swojej szafy. Jaki to pech, że nie może od razu rozpocząć poszukiwań, w końcu wszystkie jej rzeczy są teraz na Grimmauld Place.
- Wcześniej? O niczym innym nie mówię od dwóch tygodni! Gin co się z Toba dzieje? – teraz dziewczyna już była pewna, że jej przyjaciółka wplątała się w jakieś kłopoty. Jak to inaczej wyjaśnić?
- Serio? Kurcze, przepraszam, mam ostatnio tyle pracy. Tworzymy właśnie nowy regulamin mistrzostw i …. Naprawdę mamy wejściówki dla VIPów?
- Tak, Draco powiedział, że wejdziemy z nimi za kulisy i poznamy chłopaków z zespołu. Wyobrażasz sobie?
- Aaaa już nie mogę się doczekać! Zaraz – podskoczyła jakby usiadła na czymś ostrym – skoczę tylko do toalety, zaraz wracam.
Hermiona odczekała parę sekund i nie była w stanie dłużej się powstrzymać. Adrenalina buzowała jej w żyłach, gdy wiedziona przeczuciem ruszyła za przyjaciółką. Nagle usłyszała jej głos i schowała się za ścianą łazienki, wyciągając głowę by zajrzeć do środka. Jednak nikogo poza dziewczyną tam nie było. Z kim więc rozmawiała?
- Ginny? – odezwała się dając koleżance znać, że za nią stoi, a ta niemal nie podskoczyła ze strachu.
- Muszę kończyć –  szepnęła do swojej dłoni po czym słychać było metaliczne pyknięcie i dziewczyna włożyła coś do kieszeni spodni odwracając się za siebie. Zobaczyła minę Hermiony i już wiedziała, że wpadła.
- Daj mi to – ton szatynki nie znosił sprzeciwu i było jasne, że opór nie ma tu sensu. Ginny wyciągnęła z kiezseni srebrne owalne pudełeczko i położyła na dłoni przyjaciółki – lusterko dwukierunkowe, sprytne. Powiesz mi z kim rozmawiałaś? Bo zakładam, że to nie był Harry.
- Z nikim, nie wiem o czy mówisz. To zwykłe lusterko – spróbowała licząc na to, że Hermiona zrozumie, że lepiej by nie drążyła tego tematu.
- Naprawdę chcesz bym to sprawdziła sama?
- To nie tak, ja nie..
- Czy to Zabini? – Hermiona pyta i czuje jak drżą jej ręce. Co ta Ginny wyrabia? Co ona ma teraz z ta wiedzą zrobić? Przecież Harry również jest jej przyjacielem. Na Marlina!
- Nawet o nim przy mnie nie wspominaj – powiedziała poważnie marszcząc brwi ze złości. Też pomysł, ona i ten oślizgły gnom?
- Więc kto? Ginny!
- Tylko proszę Cię proszę nic nikomu nie mów. Proszę – złapała ją za dłonie patrząc błagalnym wzrokiem.
- Kto Ginny? – spytała już spokojniej.
- Teo Nott - usiadła na podłodze opierając plecy o wannę i zaczęła się kołysać w przód i tył.
- Jak długo to trwa?
- Nie wiem, jakieś dwa miesiące? Pamiętasz tę konferencję w Norwegii? Był jednym z organizatorów. Proszę nie mów nic Harry’emu to nic nie znaczy, my tylko…
- Nic nie znaczy? To dlaczego to ukrywasz, dlaczego kłamiesz? Ginny myślałam, że jesteś szczęśliwa z Harry’m, planujecie ślub na brodę Merlina!
- Jestem szczęśliwa, tylko Harry ostatnio tak dużo pracuje, czuje, że szykują mu wyższą posadę i bardzo się  stara i nie poświęca mi zbyt wiele uwagi, więc…
- Więc znalazłaś sobie kogoś, kto to robi tak?
- Już Ci mówiłam, że nie robię nic złego! – Ginny powoli zaczęła podnosić głos w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak – czym to się w ogóle różni od Ciebie i Malfoy’a?
- Słucham? Może tym, że ja niczego nie ukrywam, Draco i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi – miała serdecznie dość tłumaczenia tego po raz kolejny. Czy tak ciężko uwierzyć w ich przyjaźń bez żadnych podtekstów? Czy to, że ma chłopaka znaczy, że nie wolno jej się przyjaźnić z innymi chłopakami? Może tak właśnie jest? Jej rozmyślania przerwało harde prychnięcie Ginny – Wierz mi lub nie, ale nigdy z Draconem nie wyszliśmy poza ramy przyjaźni, nigdy nawet nie zmierzaliśmy w tym kierunku nie licząc słownych potyczek – powiedziała upychając wydarzenia z Nowego Jorku do małej ciemnej komórki swojego umysłu i zamykając ją na wszystkie spusty. To i tak nie miało żadnego znaczenia i nie mógł wyraźniej jej tego udowodnić.
- Hermi, ja nie spałam z Teo, nie zdradziłam Harrego – głos jej się załamał i natychmiast ukryła twarz w dłoniach, a Hermiona usiadła obok niej kładąc jej rękę na ramieniu.
- Opowiedz mi wszystko.
- Obiecaj, że nic nikomu nie powiesz - wyszeptała cichym, zrezygnowanym głosem.
- Obiecuję, a teraz gadaj.
Piętnaście minut później siedziały oparte o brzeg wanny wpatrując się we wzór na nowych beżowych płytkach. Ciężar wypowiedzianych słów wciąż unosił się w powietrzu. Opowiedziała o wszystkim - tych kilku krótkich spotkaniach, coraz odważniejszych pocałunkach, drobnych pieszczotach, rozmowach o wszystkim i o niczym, żaleniu się na Harry'ego i rodzinę,  na pracę, o przekomarzaniu i niewinnym flircie. Powiedziała też, że Teo chyba się w niej zakochał, że zachowuje się coraz odważniej, pewniej i zaczyna coś przebąkiwać, że jest o nią zazdrosny i chciałby ją tylko dla siebie. Ginny czuła, że zrobiło jej się trochę lżej na duszy mogąc to wszystko w końcu z siebie wyrzucić. Najdziwniejsze było to, że właściwie nie czuła jeszcze żadnych wyrzutów sumienia. Nie czuła, by robiła coś złego. Ustawiła pewne granice i wydawało jej się, że to wystarczy, by nie zaangażować się na tyle, by to coś w jej życiu zmieniło. Nikt miał się o tym nie dowiedzieć, bo przecież nie ma o czym. A teraz Hermiona wie o wszystkim i pewnie zaraz usłyszy jaka była głupia i nieodpowiedzialna, nie mówiąc już o zachwianej uczciwości.
- Skończ to Gin, skończ to natychmiast, póki się w nim jeszcze nie zakochałaś.
- Masz rację, ale to jest takie przyjemne uczucie, gdy ktoś tak o Ciebie zabiega, patrzy na Ciebie w ten charakterystyczny sposób jakbyś była siódmym cudem świata. Z resztą powinnaś wiedzieć o czym mówię, Malfoy tak patrzy na Ciebie. A Harry? Harry bierze mnie za pewnik, jakby nie musiał się już starać, bo już mnie ma.
- Serio myślisz, że Draco i ja?
- Serio? Nie wiem czy on jest zdolny do takich uczuć. Bajerować każdy potrafi, ale kochać?
- Masz rację, to nie ten typ – zawiesiła na chwilę wzrok na lekko umazanej pyłem płytce, jednak po chwili zamyślenia spojrzała uśmiechnięta na przyjaciółkę – To co bierzemy się do roboty? Ja sprzątam w domu, ty na zewnątrz – wyciągnęła rękę pomagając Ginny wstać. Niechętnie obie wyciągnęły z kieszeni swoje różdżki i w mieszanych nastrojach zabrały się do pracy. W końcu niedługo wrócą rodzice a one obiecały pomóc w porządkach.
*
Nie zrozumie tego nikt kto nigdy nie był na koncercie. Nie da się tego opowiedzieć, opisać, wytłumaczyć, nie da się tego poczuć jeśli się tego nie przeżyje. Ta atmosfera ogólnej radości, muzyka dudniąca razem z Twoim ciałem, adrenalina pulsująca Ci w żyłach, wolność od trosk dnia codziennego to wszystko przeżyć można właśnie tam. Zwłaszcza, gdy towarzyszą nam przyjaciele, przy których nie musimy analizować każdego wypowiadanego słowa, mielić go w ustach ku pewności, że można, że wypada.
Tak właśnie czuła się czwórka przyjaciół na koncercie w pewien sobotni wieczór. Już ponad godzinę szaleli tańcząc, śpiewając i wygłupiając się w swoim towarzystwie śmiejąc się tak, że bolały ich brzuchy i twarze.
- Wiesz Malfoy, nie wierzę, że to mówię, ale naprawdę się cieszę, że jesteśmy tu razem w takim składzie – powiedział Harry, gdy wykończeni po kolejnej piosence usiedli na chwilę na swoich fotelach w Vipowskiej loży – nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam Rona, ale swoim marudzeniem potrafi zepsuć każdą zabawę.
- Ej mówisz o moim bracie! Masz rację, ale zawsze to brat – dodała Ginny wypijając resztę bursztynowego napoju ze swojego kufla.
- Tak, i nie ma to nic wspólnego z tym, że to dzięki mnie tu jesteście – odwrócił się, gdy Hermiona, której także skończyło się piwo wyrwała mu z ręki jego kufel i przechyliła jego zawartość – ej i jeszcze wypiła mojego browara. No pięknie.
- Chodźcie do baru – dziewczyna wystawiła mu język po czym poklepała po ramieniu wstając z miejsca.
- Tak, masz rację to tylko dlatego – a widząc, że Draco aż przystanął z zaskoczenia roześmiał się i klepnął go w plecy – żartuję, właściwie to całkiem fajny z Ciebie koleś. Kto wie, może nawet pasowałbyś do Hermiony. W innych okolicznościach oczywiście.
- Słyszysz Hermiona? – objął ramieniem idącą obok dziewczynę przysuwając czoło do jej głowy – Potter mówi, że powinniśmy być razem. Co Ty na to? Może powinniśmy spróbować? – spytał niby w żartach, a jednocześnie w duchu dziękując wybrańcowi za szansę zadania tego pytania. Kiedyś mu się za to odwdzięczy. A teraz wpatrywał się w dziewczynę czekając jak zareaguje. Czy była świadoma, że ich dalsze losy zależą od tego co powie?
- To bardzo kuszące, ale chyba nic z tego nie będzie. Uwielbiam Cię, tak jak i Ciebie Harry, ale obaj jesteście dla mnie jak bracia. To byłoby kazirodztwo. Ale wiecie co? – uśmiechnęła się do nich zarzucając im ramiona na szyje – bracia są na zawsze.
- Tak jasne, więc czego się siostra napijesz? – spytał wyplątując się z jej objęć. Starał się za wszelką cenę nie pokazać po sobie jak zabolały go jej słowa. Jak brat, tak? No cóż nie mogła się jaśniej wyrazić. Podszedł do baru i przywołał barmana gestem.
- Harry, weźmiesz mi piwo, skoczę jeszcze do toalety – powiedziała Ginny zupełnie ignorując toczącą się rozmowę. Zanim Harry się zorientował o co chodzi dziewczyna już zmierzała w przeciwnym kierunku.
- Jasne. Tylko wracaj szybko. Koncert niedługo się skończy i idziemy poznać chłopaków – krzyknął jeszcze za nią.
- Zaraz będę.
Skręciła szybko za rogiem, jak najdalej od ciekawskich oczu, mijając toalety i wychodząc na opustoszały teraz korytarz. Po drodze wyciągnęła ostrożnie lustereczko z kieszeni spodni i otworzyła przed swoim nosem, gdy już znalazła spokojny zakamarek za automatem ze słodyczami.
- Teo, czemu ciągle mnie wywołujesz, przecież wiesz, że jestem na koncercie – syknęła zdenerwowana w stronę lustereczka. Jednak nikogo nie było po drugiej stronie. Nagle, zanim go usłyszała poczuła, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się i o mało nie podskoczyła za strachu, gdy wyłonił się krok za nią.
- To po co brałaś lusterko na koncert? – spytał nonszalancko opierając się o automat. Na jego ustach pojawił się ten perfidny uśmiech, charakterystyczny, gdy wiedział, że ma rację.
Bo miał rację. Po cholerę brała to lusterko? Po cholerę wkładała je do kieszeni spodni? Nie miała nic na swoją obronę, a on był tego doskonale świadom. Otworzyła usta próbując powiedzieć coś sensownego, ale zaraz jej zamknęła. Był górą i musiała to przyznać.
- Co tu robisz? – spytała podejrzliwie mrużąc oczy.
- Jak to co? Przyszedłem na koncert.
- Śledzisz mnie? – sama nie wiedziała czy to było pytanie czy stwierdzenie. Jej głos lekko zadrżał zdradzając zdenerwowanie.
- Ja? No co Ty. Myślisz, że Draco jedyny ma jakieś znajomości? Poza tym od dawna jestem fanem… co to za zespół? – spytał wybuchając śmiechem, a Ginny wywróciła oczami i pchnęła go ramieniem, próbując od niego uciec. Nie pozwolił jej jednak odejść łapiąc ją za nadgarstek i ciągnąc z powrotem do ściany.
- Powiedziałaś, że nie chcesz mnie więcej widzieć. Co miałem zrobić? – stanął przed nią opuszkami palców gładząc jej policzek.
- Powiedziałam, że powinniśmy zostać tylko przyjaciółmi. Chociaż teraz nie jestem już taka pewna czy i to nie za dużo.
- Może jeszcze to przemyślisz? – przysunął czoło do jej czoła wpatrując się w jej oczy.
Błękit jego oczu działał na nią hipnotyzująco. Słodki aromat jego oddechu otulił jej twarz całkowicie ją obezwładniając. Co było w tym chłopaku takiego, że nie mogła mu się oprzeć? Był bardzo przystojny to fakt, ale ładna buzia i zawadiacko przycięte ciemne włosy nie wystarczą by tak ją omotać. Dlaczego więc tak bardzo pragnęła jego ust? Fala pożądania targała nią nie mogąc się doczekać spełnienia. Nieznośne ssanie w żołądku rozpraszało odcinając jej zdolność racjonalnego myślenia. Wiedziała, że on czuje to samo. Złapał ją za włosy i delikatnie pociągnął torując sobie drogę do jej ust.  Nie opierała się chętnie przyjmując jego zachłanny język. Druga dłoń Teo powędrowała do jej piersi bawiąc się nią przez chwilę, by zaraz rozpocząć powolną wędrówkę w dół jej brzucha, na talię i wślizgując się pod materiał spodni by znaleźć się na jej pośladku. Cichy jęk wyrwał się z jej ust nakręcając chłopaka jeszcze bardziej. Przycisnął ją do ściany przygniatając własnym ciałem jednocześnie wsuwając obie ręce pod jej bluzkę zostawiając palące ślady na jej nagiej skórze. To wystarczyło by rozum odzyskał nad nią władzę.
- Ktoś może nas zobaczyć – odsunęła go od siebie poprawiając ubranie i rozglądając się czy nadal są sami.
- To jest myśl, może powinienem się przywitać z Draco i resztą? Co Ty na to? – musiał dostrzec przerażenie malujące się na jej twarzy i bezgłośne błaganie, bo zaraz się uśmiechnął dodając – Kochanie, nigdy nie zrobiłbym nic by Cię skrzywdzić.
Po chwili gdzieś w dali stuknęły drzwi i na korytarz zaczęli wypływać ludzie. Koncert się skończył. Musiała wracać. Teo jakby czytając jej w myślach pochylił się by złożyć ostatni, delikatny pocałunek na jej ustach i już go nie było, znikając gdzieś w tłumie. Ginny otrząsnęła się po chwili i ruszyła w kierunku przyjaciół.
- Gdzie Ty się podziewałaś? – spytał Harry wciskając jej w ręce kurtkę i torebkę, a Hermiona dziwnie jej się przyjrzała.
- Była kolejka. To co idziemy? – spuściła wzrok patrząc wszędzie tylko nie na przyjaciółkę. Przeczesała jeszcze palcami rozwichrzone włosy wyrzucając sobie w myślach, że nie poszła w końcu do tej toalety, chociażby po to, by sprawdzić, czy jej wygląd nie zdradza gdzie w rzeczywistości była.
Draco pokierował ich plątaniną korytarzy, aż do dużych drzwi oznaczonych czerwoną tablicą zakazującą wejścia. Pokazał ochroniarzowi tajemniczą złotą plakietkę a ten otworzył szerzej drzwi wpuszczając ich do środka. W niewielkim pomieszczeniu krzątali się muzycy pakując sprzęt i swoje rzeczy.
- Czy mnie oczy nie mylą? Draco Malfoy drugi raz na naszym koncercie. Jeszcze pomyślę, że Ci się podoba nasza muzyka – zaśmiał się piosenkarz witając się z Malfoy’em.
 - Tylko dałem Wam druga szansę, ale na marne. Dalej okropnie fałszujesz.
- Dzięki. Zawsze miło to słyszeć. Znów przyprowadziłeś do mnie piękne kobiety. Jestem Adam – przedstawił się całując Hermionę i Ginny zalotnie w dłoń.
- Tak, i te też są całkowicie poza Twoim zasięgiem, Levine.
- Może tatusiowie pojadą do domu a Wy zabierzecie się z nami – Adam zignorował blondyna czarując zachwycone dziewczyny. Jednak na zdecydowany protest chłopaków dodał – ostatecznie ich też możemy zabrać. Zaraz się zbieramy i wracamy do hotelu. Tam organizujemy małe after party. Czujcie się zaproszeni.
- Będziemy na pewno. Który to hotel? – odpowiedzieli przekrzykując pisk dziewczyn. Zapowiadała się długa i szalona noc.
*
Gdyby miał w tym momencie powiedzieć czego najbardziej nienawidzi to byłoby to budzenie go o świcie w dzień, gdy mógłby spać do oporu. Czy wszyscy się sprzysięgli przeciwko niemu i nie dadzą mu w wolny dzień naładować akumulatorów do pełna? Któż go znowu budzi o tak nieprzyzwoitej porze?
Sięgnął po zegarek stojący na nocnej szafce, by zobaczyć na nim godzinę siódmą. Siódmą rano! W weekend! Odstawił urządzenie trochę mocniej niż powinien i z jękiem niezadowolenia wstał z łóżka wróżąc rychłą śmierć osobie po drugiej stronie jego drzwi wejściowych.
- Blaise? Czy Ty wiesz która jest godzina? – wymamrotał zostawiając drzwi otwarte i kierując się w stronę ekspresu do kawy.
- Oj chyba ktoś wstał lewą nogą.  Nie bój nic zaraz Ci się humor poprawi.  Ja Ci popilnuję kawy a Ty leć się pakować – klasnął w dłonie w nadziei, że to trochę rozbudzi kumpla i ten zacznie żywiej reagować na jego słowa. Nie przyniosło to jednak zamierzonego skutku.
- Pakować? O czym Ty mówisz? – czy to jakiś zły sen? Może jeszcze się nie obudził? Podrapał się w głowę i przetarł zmęczoną twarz zamykając na chwilę oczy. Jednak, gdy je otworzył Zabini wciąż przed nim stał głupkowato się uśmiechając.
- Jedziemy do Norwegii. Teo od dawna ględzi, że go nie odwiedzamy i tak dziś wstałem  z myślą „a czemu by nie” – rozsiadł się wygodnie na kanapie żywo gestykulując.
- Słuchaj, bardzo się cieszę, że postanowiłeś spędzić czas z kumplami i bardzo chętnie bym się wybrał, ale będziesz musiał jechać sam. Ja jeszcze dziś muszę być w Paryżu – nalał kawy do dwóch kubków i podał jeden koledze siadając na fotelu obok niego. – Rodzice Sofie mają jakąś mega ważną imprezę i muszę tam być, by towarzyszyć Sofie. Chyba rozumiesz?
 - Wydawało mi się, że mieliście poczekać z decyzją do wakacji.
- Jak nie pojadę to nie będę musiał podejmować żadnej decyzji. Nie mam wyjścia, Sofie by mnie zabiła.
- Ty naprawdę lubisz tę dziewczynę, naprawdę będziecie razem – dopiero w tej chwili uświadomił sobie, że Draco rzeczywiście odważy się spalić za sobą ten most i zacząć poważny związek z piękną Francuzką. Już zaczynał wątpić, że ta chwila kiedykolwiek nastąpi.
- Tak, chyba tak, a co to źle?
- To bardzo dobrze. Wreszcie jakaś zdrowa reakcja. Już dawno Ci mówiłem byś dał sobie spokój z Granger. Przecież to nie ma szans, a Sofie to świetna dziewczyna, nie ma się nad czym zastanawiać.
- Tak uważasz? Już sam nie wiem. To takie dziwne kiedy czuję, że z Hermioną to byłoby to, dwie połówki jabłka i w ogóle. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Dlaczego ona tego nie widzi? Czemu nie da nam szansy? - przymknął oczy opierając głowę o zimny materiał fotela. Blaise przez chwilę milczał wpatrując się parujący napój.
- Przestań się w końcu zadręczać i zacznij żyć. Granger nie jest dla Ciebie i nigdy nie będzie. Koniec tematu. Jak dalej będziesz takim idiotą to stracisz Sofie.
- A jakbym jej powiedział? Myślisz,  że... - spojrzał jak kumpel ze zrezygnowanym uśmiechem na ustach kreci głową i głeboko westchnął - masz rację, Sofie to świetna dziewczyna.
*
Każdy student dobrze wie, że piękno beztroskiej, wiosennej rozrywki nie może trwać wiecznie. Prędzej czy później przychodzi ten bezduszny, siejący grozę czas ostatnich kolokwiów i w końcu egzaminów, kiedy to w ciągu paru dni trzeba perfekcyjnie opanować materiał kilku opasłych tomów na pozór pisanych w obcym całkiem języku. Ta zadziwiająca umiejętność dana jest tylko tym młodym ludziom, którzy potrafią zatopić się na te kilka tygodni w świecie powtarzanych wciąż regułek, wzorów i artykułów nie mając w ogóle kontaktu z otaczających ich światem. Na szczęście po tym czasie intensywnego wysiłku dla umysłu następuje kolejnych kilka miesięcy odpoczynku i zabawy. Przynajmniej dla niektórych.
- W przyszłym roku wcześniej zacznę się uczyć do egzaminów. Dzięki systematycznej nauce na pewno będę się mniej stresować – zdenerwowana Hermiona od dobrych 15 minut robiła plany na naukę w następnym semestrze podczas, gdy za chwilę miał się zacząć ich ostatni egzamin na drugim roku. Jednak nie był to zwykły egzamin. To był egzamin przed duże e. Prawo konstytucyjne z McPhersonem to przedmiot, o którym krążą legendy.
- Czy to jest w ogóle możliwe? Musiałabyś zacząć już teraz – Nick jak zawsze był w dobrym humorze. Nawet teraz, gdy siedzieli w szóstkę z Hermioną, Draco, Jess, Mattem i Sylvie przed drzwiami McStrasznego trzymały się go żarty.
- Ciekawe czy rzeczywiście będzie tak ciężko jak opowiadają.
- Pati z wczorajszej grupy podobno wybiegła z płaczem, więc spotkanie przy kawie to to nie będzie – rzuciła Jess wciąż z nosem zakopanym w notatkach.
Tylko Sylvie wystrojona w opięta krótką sukienkę wyglądała jakby wcale się nie denerwowała nadciągającym Armagedonem. Siedziała spokojnie przysłuchując się toczącej się dyskusji i zerkając raz po raz w kierunku windy. Uśmiechnęła się dopiero, gdy wysiadł z niej dr Tompson.
- Państwo czekacie na egzamin z prawa konstytucyjnego? Profesor McPherson musiał niestety wziąć urlop zdrowotny, ja przeprowadzę resztę egzaminów. Zapraszam na drugie piętro do mojego gabinetu.
Nie mogli uwierzyć, że tak im się upiekło. Podekscytowani wstali i ruszyli do windy licząc po cichu na to, że egzamin teraz będzie już sukcesem.
- Wchodzę pierwsza – odezwała się w końcu Sylvie zamykając za sobą mocno drzwi, a reszta odetchnęła z ulgą.
- Jakby nam nie poszło idziemy później na piwo.
- No nie wiem, jeszcze muszę się spakować –próbował się wykręcić Draco. Obiecał Sofie, że dziś wróci do Paryża i zjedzą razem kolację. Na dziś ustalili sobie termin ostatecznej decyzji co do ich związku, a on jeszcze nie do końca wiedział co jej powie.
- Daj spokój Draco, tylko na chwilę.
- Dajcie mu spokój, z dziewczyną się umówił – Hermiona stanęła w jego obronie – musimy zacząć się przyzwyczajać, że nie będzie mieć dla nas czasu.
- No dobra… - jednak nie dokończył, gdyż przerwało mu nagłe pojawienie się wysokiej, szczupłej blondynki kierującej się do pokoju Tompsona.
Kobieta nawet się nie zastanawiając otworzyła drzwi i bez pytania o pozwolenie weszła do środka, a po kilku sekundach wybiegła stamtąd zapłakana Sylvie obciągając jedną ręką krótką sukienkę a drugą zakrywając usta. Ciężko powiedzieć, czy ten widok wywołał w siedzących na korytarzu większy szok czy też krzyki dochodzące ze środka pokoju. Niedługo potem na korytarz wybiegła wstrząśnięta blondynka wciąż wykrzykując niecenzuralne słowa i epitety a zaraz za nią pojawił się pan dr.
- Ella proszę zaczekaj – dopiero po chwili zorientował się, że całej sytuacji przygląda się piątka studentów – zostawcie indeksy w moim pokoju, macie piątki, tylko ani słowa.
I pobiegł dalej a oni siedzieli z otwartymi ustami niepewni co właściwie przed chwila się stało.
- Czyli o tego Matta jej chodziło. Ja cały czas myślałem, że mówiła o Tobie – wypalił Nick a wszyscy wybuchli śmiechem.
Ciężko uwierzyć w takiego farta. Najpierw to zastępstwo, teraz piątki bez odpowiedzi – po prostu święta w czerwcu. Tylko jedna osoba nie wyglądała na zadowoloną z takiego obrotu sytuacji. Niepocieszona Hermiona cisnęła swoje materiały z powrotem do torby marudząc pod nosem coś o braku sprawiedliwości.
- To cóż to za dziewczyna, która w końcu zdobyła serce Dracona Malfoy’a – spytała Jess ściskając mocno rękę swojego chłopaka. Ich związek sprawił, że stała się dużo bardziej pewna siebie i odważna. Chciała by jej znajomi byli równie szczęśliwi jak ona.
- Zaraz zaraz, to twoja pierwsza dziewczyna? – spytał zszokowany Nick.
- Tak jakby – odpowiedział siadając do stolika razem ze znajomymi.
- Oj to nawet nie wiesz w co się pakujesz. Cóż napij się z nami ostatni raz jako wolny człowiek, bo kto wie czy kobieta wypuści Cię spod pantofla.
- Bardzo śmieszne. Myślicie, że to była żona Tompsona? – starał się zmienić temat Draco.
- Biedna babka, nie spodziewałam się tego po Sylvie – fortel młodego Mayfoy’a się sprawdził i po chwili wszyscy zapomnieli o jego sercowych perypetiach zajmując się analizą tego czego byli niedawno świadkami.
Gdy za oknami zrobiło się już całkiem ciemno, a spotkanie rozkręciło się na całego. Draco wiedział, że jeśli teraz nie wyjdzie to już na pewno nie zdąży na umówione spotkanie.
- Tak ja też już pójdę. Ron miał po mnie przyjść, ale minęła godzina a jego wciąż nie ma – westchnęła Hermiona zbierając swoje rzeczy i żegnając się z przyjaciółmi.
- To może Cię odprowadzę - spytał Draco, gdy wyszli przed lokal.
- Dzięki, nie trzeba. Poradzę sobie, a Ty masz jeszcze pakowanie i w ogóle – stali przez chwilę przyglądając się sobie, niepewni jak się pożegnać, aż dziewczyna zrobła pierwszy krok i mocno go przytuliła.
- Baw się dobrze i nie zapomnij wrócić. Ciężko mi uwierzyć, że za rok wyjedziesz na dobre – pogłaskał ją delikatnie po głowie, a ona odsunęła się na tyle, by móc na niego spojrzeć.
- Na pewno wrócę – uśmiechnął się delikatnie. Przełknął ślinę analizując w myślach czy nie spróbować ostatni raz.
- I nie martw się Sofie. Na pewno Wam się uda – uśmiechnęła się i ruszyła w swoją stronę, po chwili jeszcze się odwracając – i odezwij się czasem.
- No pewnie. Zmykaj już – patrzył jak się odwraca i znika za zakrętem. A więc stało się. Chciałby iść za nią, ale wiedział, że to niczego nie zmieni, a za parę godzin czeka go ważna rozmowa. Westchnął głęboko w myślach jeszcze raz żegnając się z przyjaciółką i skręcił za róg, a po chwili nie było po nim śladu.
Nie sądziła, że jest już tak późno. Teraz, gdy biegła niemal truchtem tym całkiem pustym chodnikiem, zaciskając mocniej poły swojej cienkiej kurtki, by ochronić się przed chłodnym, czerwcowym powietrzem, poczuła to. Tę gulę rosnącą w jej gardle, szybciej krążącą w żyłach krew, adrenalinę nakazującą jej jak najszybciej dostać się do domu. Ścisnęła mocniej różdżkę w dłoni i przyspieszyła kroku, tak, że jej cień już tylko migał naruszając oświetlone przez latarnie pola. Pluła sobie teraz w brodę, że nie pozwoliła Draco, by ją odprowadził. Jeszcze tylko kilka zakrętów i będzie mogła odetchnąć. Jednak niespodziewanie coś usłyszała. Wyraźnie dobiegł ją dźwięk kroków gdzieś niedaleko za nią. Wolne i dudniące, a jednak zdawały się być coraz bliżej. Już prawie biegła ile sił w nogach a echo ciężkich kroków huczało jej w uszach doprowadzając do palpitacji serca. Nie miała wątpliwości, że za chwilę tajemniczy nieznajomy ją dopadnie, już prawie czuła na szyi chłodny podmuch jego oddechu, jednak bała się odwrócić, by nie dać mu przewagi.  Wtedy kątem oka to zobaczyła. W witrynie sklepowej po drugiej stronie ulicy widziała wyraźnie zakapturzoną postać w czarnej pelerynie wyciągającą w jej kierunku rękę. Jeszcze moment i będzie po niej. Strach ją zmroził tak, że nie była w stanie nawet krzyknąć wciąż wpatrując się w migającą w witrynach czarną postać. Właśnie poczuła muśnięcie skórzanej rękawiczki na prawym ramieniu, gdy usłyszała, że ktoś woła jej imię. Chwilę to trwało, gdy oderwała wzrok od witryny i spojrzała w lewo na wyłaniającą się z uliczki przed nią postać. Czy to możliwe? Czy Merlin usłyszał jej nieme błagania o pomoc?
- Hermiona? – zawołał jeszcze raz i ruszył biegiem w jej kierunku, a dziewczyna z przerażeniem wymalowanym na twarzy wpadła prosto w jego otwarte ramiona wybuchając momentalnie płaczem.
- Draco – wciąż ściskała go z całych sił starając się jednocześnie odwrócić i sprawdzić czy jej napastnik wciąż tam jest, jednak czarna postać rozpłynęła się w powietrzu. Wtuliła się więc mocno w szyję chłopaka nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.
- Już dobrze – głaskał ją delikatnie po plecach, wciąż się rozglądając. Mógłby przysiąc, że ktoś gonił Hermionę, a stan dziewczyny tylko go w tym przekonaniu utwierdzał. Teraz nie widział jednak nikogo.
- Nic Ci nie zrobił? Wszystko w porządku? - był gotowy stanąć do walki jednak napastnik jakby nigdy nie istniał - To może jednak Cię odprowadzę, co? – uśmiechnął się lekko czekając aż dziewczyna się uspokoi. Kiwnęła szybko głową i trzymając się kurczowo jego ręki ruszyła w kierunku swojego domu. A on bardzo liczył na to, że roztrzęsiona dziewczyna nie spyta go, co robił w pobliżu jej domu o tej porze. Bo jak jej wytłumaczyć, że chciał ją jeszcze raz zobaczyć, choćby siedzącą na parapecie w swoim pokoju, ten ostatni raz przed wyjazdem?
Podziękowała mu chyba setny raz za ratunek i pomoc, ostatni raz mocno przytuliła i życzyła udanych wakacji, po czym powoli podeszła do drzwi czując na sobie spojrzenie jego stalowych oczu. Pomachała mu jeszcze przesyłając smutny uśmiech po czym zniknął jej z oczu.
- Czemu nie zaprosiłaś kolegi? Chyba się nas nie wstydzisz? – spytał jej ojciec odrywając wzrok od telewizora i przyglądając się swojej wchodzącej do domu córce, jednocześnie ignorując piorunujące go spojrzenie żony.
– Tato już rozmawialiśmy na ten temat – westchnęła tylko i ruszyła w kierunku schodów, pragnąc tylko, by ten dzień się już skończył, ale nie była w stanie nie słyszeć rozmowy rodziców.
– Obiecałeś, że dasz jej spokój. Nie widzisz jaka jest szczęśliwa z Ronem? Po co ciągle to drążysz?
- Już Ci mówiłem. Ron nadaje się na przyjaciela, ale nie na męża. Hermiona powinna być z kimś kto będzie ją motywował, pchał do przodu, z kimś ambitnym, przebojowym i inteligentnym jak ona sama. A Ron to takie ciepłe kluchy, boi się własnego cienia. Są tacy młodzi a już zachowują się jak stare dobre małżeństwo. Chciałbym, by poznała prawdziwą miłość pełną pasji, która zawładnie nią całą i zmiecie z nóg. Nie widzę, by teraz tak było. Myślę, że z tym Malfoy'em byłoby jej dużo lepiej.
- Dobrze, ale może pozwólmy jej samej zdecydować czego chce.
Hermiona to słyszy stojąc na szczycie schodów. Nagle zauważyła, że drzwi wejściowe są uchylone. Wychyliła się, by to sprawdzić, ale zdążyła zauważyć tylko znikającą rudą czuprynę. Poczuła, że całe powietrze ucieka jej z płuc, a gorący pot oblewa jej ciało. Pokonując po dwa stopnie naraz zaczęła zbiegać ze schodów lewą ręką łapiąc od czasu do czasu gładką powierzchnię poręczy.
- Ron! O Merlinie. Ron!
Hermiona wybiegła z domu i rozejrzała się na wszystkie strony, ale nie mogła znaleźć żadnej wskazówki, dzięki której by zgadła w którą poszedł stronę. Zrozpaczona usiadła na zimnym krawężniku czując jak po jej policzkach zaczynają kapać łzy. Co ona ma teraz robić? Szukać go dalej? Iść do Nory a może do Harry’ego i Ginny? Przecież właściwie nie zrobiła nic przez co miałby jej unikać. Przecież oboje tak samo podsłuchali tę rozmowę. Jak on biedny musiał się poczuć? Był taki przekonany, że dobrze mu idzie zjednywanie jej rodziców, a teraz? Co właściwie miałaby mu powiedzieć jakby go znalazła? Że to nic? Może powinna dać mu trochę czasu, by ochłonął, przemyślał to wszystko i zastanowił się co zrobić, by zmienić opinię jej ojca? Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie. Ron jest zbyt wybuchowym charakterem, by konfrontować go tak na gorąco. Mógłby powiedzieć w złości o kilka słów za dużo a tego by nie chciała. Tak, to najlepsze rozwiązanie. Porozmawiają jutro i na pewno wszystko się ułoży.
 Tylko co ma teraz ze sobą zrobić? Nie chce wracać do domu i kłócić się z rodzicami, że znów próbują wtrącać się w jej prywatne sprawy. Z resztą na tym chyba polega rola rodziców, że patrzą na wszystko z perspektywy i próbują kształtować rzeczywistość jak im się wydaje będzie najlepiej dla ich dziecka. Tylko co tak naprawdę chciał powiedzieć jej ojciec? Że ona i Ron nie mają szans? Że do siebie nie pasują? Czemu tak bardzo Draco przypadł mu do gustu? Czy nie wystarczająco dużo razy mu tłumaczyła, że nic nigdy z tego nie będzie? Ehh Ci rodzice.
Nawet się nie zorientowała kiedy, ani w jaki sposób, ale znalazła się pod furtką bloku, w którym mieszkał jej blondwłosy kolega. Czy powinna tu przychodzić? Są przyjaciółmi, oczywiście że on ją wesprze i pocieszy. Nie ma potrzeby martwić Gin i Harry’ego.
Wystukała na małej klawiaturce tak dobrze znany jej kod i otworzyła furtkę. Przekraczając próg budynku zastanawiała się czy to już ostatni raz wchodzi tu tak pewnie jak do siebie. Ostatni raz zanim wszystko się nie zmieni. Mogła sobie z tego żartować do woli, ale dopiero w tym momencie ta myśl stała się tak nieznośnie przerażająca. Tak bardzo się broniła przed tą przyjaźnią, a teraz tak bardzo ciężko będzie poluzować jej więzi. Nic już nie będzie takie samo.
Coraz bardziej przygnębiona stanęła przed jego drzwiami zastanawiając się czy w ogóle jeszcze tam jest. Zastukała delikatnie trzy razy i odetchnęła z ulgą na widok jego zaskoczonej miny.
- Chyba nie możemy się dzisiaj rozstać – uśmiechnęła się i weszła do środka. Już miała zacząć opowiadać mu co się wydarzyło, gdy zauważyła stojące przy drzwiach walizki. Wszystko schludnie spakowane, na wierzchu rzucona kurtka, mieszkanie wysprzątane. On wyjeżdża. Co ona tu jeszcze robi?
- Coś się stało? Czy to znów…
- Nie, ja tylko… Przepraszam nie powinnam przychodzić – obróciła się trzymając dłoń na klamce, ale nie pozwolił jej zrobić następnego kroku. Złapał ją za ramię i zmusił by na niego spojrzała.
- Jestem tu… jeśli mnie potrzebujesz…- jego jasne, niebieskie oczy wwiercały się w jej duszę odgadując cały jej smutek. Wyciągnęła ręce obejmując go w pasie i kładąc głowę na jego ramieniu. Poczuła jego dłoń na karku i głęboko westchnęła. Już sama nie wiedziała co ma mu właściwie powiedzieć.
Chwilę później, gdy Hermiona usiadła na kanapie Draco skierował się do kuchni w poszukiwaniu butelki wina, jednocześnie wystukując kilka słów na telefonie. Już było bardzo późno, więc wyjazd mógł poczekać do rana, musiał jednak uprzedzić Sofie, że nie zdąży na kolację. Co właściwie powinien teraz zrobić? A gdyby jednak? Ten ostatni już raz...
- Czerwone czy białe? – spytał unosząc butelki do góry tak by dziewczyna mogła wybrać.
- Nie Draco, jednak pójdę, jeszcze raz przepraszam, że zawracam Ci głowę – podjęła decyzję, nie będzie się ukrywać, pora wracać do domu. Podeszła do Draco i schowała wyciągnięte przez niego butelki. Następnie przytuliła go mocno po raz ostatni. – Jeszcze raz udanych wakacji i powodzenia z Sofie. Tylko wrócić do mnie. Będę czekać – uśmiechnęła się smutno i zdecydowanym ruchem sięgnęła do klamki.
Nie zdążyła jej jednak chwycić, bo drzwi w tym momencie otworzyły się na oścież z całym impetem, a do środka jak burza wpadła jakaś postać. Pierwsze na co Hermiona zwróciła uwagę były krótkie czarne włosy doskonale podkreślające jasną cerę dziewczyny i eksponujące jej długą szyję. Wysokie dopasowane kozaki, obcisłe jeansy i modna skórzana kurtka dopełniały wrażenia jakby wyszła prosto z okładki magazynu o modzie. Nie musiała się długo zastanawiać kim ona jest, mimo, że nigdy wcześniej się nie spotkały.
- Jak to nie przyjedziesz? – tylko tyle zdążyła powiedzieć, gdy zauważyła, że Draco nie jest w mieszkaniu sam. Z lekkim zaskoczeniem przyjrzała się dziewczynie, z którą o mało się nie zderzyła. Czy to przez nią Draco odwołał swój przyjazd?
- Sofie to Hermiona, … koleżanka ze studiów, a to Sofie … koleżanka z Paryża. – wyjaśnił Draco pokrętnie obiecując sobie w duchu, że zrobi wszystko by ich spotkanie było jak najkrótsze.
- Jestem przyjaciółką Draco – sama nie wiedziała dlaczego, ale musiała to uściślić, wyciągając jednocześnie rękę do dziewczyny.
- A ja dziewczyną – podkreśliła Sofie z satysfakcją chwytając na chwilę dłoń szatynki, by zaraz objąć chłopaka i przelotnie cmoknąć go w usta dla podkreślenia swoich słów.
Błysk w jego oczach, uśmiech na jej widok i jego ręka delikatnym ruchem gładząca jej plecy i zatrzymująca się w pasie. Dla byłej gryfonki tego było już za dużo. Pożegnała się szybko i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Czuła się jakby zeszło z niej całe powietrze i nie została ani odrobinka potrzebna do swobodnego oddechu. Było jej jednocześnie strasznie gorąco i przeraźliwie zimno. Nawet nie pamiętała drogi powrotnej do domu. Zaraz wbiegła po schodach i zamknęła się w swoim pokoju. Jej analityczny umysł raz po raz przesuwał jej przed oczami obraz dziewczyny z czarnymi włosami całującej Draco. Nic nadzwyczajnego, nic co powinno aż w takim stopniu wyprowadzić ją z równowagi. Przecież wiedziała, że tak właśnie będzie to skąd ta gorąca para buchająca jej z uszu, dlaczego ręce jej dygoczą, a serce wali jakby chciało się uwolnić z klatki żeber? Jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało, znajdywała tylko jedno wytłumaczenie takiego stanu rzeczy. Była zazdrosna. I to zazdrosna jak cholera. Niemalże czuła jak otwierają jej się oczy, jak kilka elementów układanki wskakuje na swoje miejsce. Tak usilnie wszystkich przekonywała, że są tylko przyjaciółmi, że przekonała nawet samą siebie. Nie zauważyła lub nie chciała zauważyć, że najzwyczajniej w świecie coś czuje do tego blondwłosego dupka i nie jest to tylko przyjaźń. Najwyraźniej jej tata mógł mieć trochę racji. Najwyraźniej zna ją lepiej niż ona sama siebie zna. Jaka szkoda, że już za późno.
*
- Czyli możemy się zbierać? – gdy tylko drzwi za Hermioną się zamknęły brunetka ruszyła wolnym krokiem w kierunku panoramicznego okna gładząc po drodze opuszkami palców oparcie kanapy. Draco, który nie był do końca pewien co właściwie przed chwilą się stało, wciąż stał wpatrzony w nieruchomą klamkę.
- Co? A tak jasne, chyba możemy – podszedł do swoich walizek i sięgnął po leżącą na nich kurtkę, po czym się odwrócił w kierunku dziewczyny, lecz ona nadal stała nieruchomo wpatrzona w światła miasta.
- To ona, prawda? To przez nią nie chciałeś ze mną być, przez nią musiałam tyle czekać?
- Sofie, to nie tak…
- Nie? – odwróciła się by spojrzeć mu w twarz i wyszukać oznak kłamstwa. Czy w końcu powie jej o co w tym wszystkim chodzi? Westchnął głośno i przetarł twarz dłońmi mierzwiąc przy okazji swoje jasne włosy. Pora postawić wszystko na jedną kartę.
- Ona o niczym nie wie i nigdy się nie dowie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi i tak już zostanie. Z resztą pewnie niedługo się zaręczy, więc…
- Aha czyli już łaskawie możemy być razem, bo ona Cię nie chce tak? – już nawet nie starała się ukrywać złości, wyraźnie widział ogień buchający w jej oczach, jak więc możliwe, że po chwili zaczęły z nich kapać łzy – Przez ten cały czas próbowałeś ją zdobyć a jak się nie udało to zawsze masz mnie swoje wyjście awaryjne?
- Nie Sofie – powiedział spokojnie biorąc w dłonie jej twarz i patrząc w oczy – przez ten cały czas starałem się dowiedzieć czego tak naprawdę pragnę i potrzebuję.
- I już wiesz?
- Tak. Od początku byłaś odpowiedzią na wszystkie moje pytania. Byłem głupi, że wcześniej tego nie zauważyłem. Chcę Ciebie i tylko Ciebie, o ile oczywiście Ty jeszcze chcesz mnie.
- Mówisz poważnie? – szeroki uśmiech wypłynął na jej twarz rozwiewając resztę wątpliwości chłopaka. Przecież kochał ją od tak dawna, to najlepsze co może zrobić. Nie ma sensu gonić za czymś co i tak nigdy się nie wydarzy.
- Bardzo poważnie – przysunął się jeszcze bliżej i delikatnie musnął jej wargi swoimi, na co Sofie objęła go mocno przeszczęśliwa z faktu, że w końcu doczekała się tej chwili i pogłębiła pocałunek. Pierwszy oficjalny pocałunek jako pary.
- Mam tylko jedną prośbę – powiedział, gdy stali tak objęci stykając się czołami i zastanawiali się jak wiele się zmieni w ich życiu – to mój pierwszy związek, więc pewnie nie będzie łatwo…
- Będę wyrozumiała i cierpliwa – wyszeptała a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
*
Było już grubo po północy, gdy w okno małego domku zaczęła pukać duża szara sowa. Po chwili okno się uchyliło na tyle, by ptak mógł wślizgnąć się do środka. Młody mężczyzna nie miał wątpliwości czyje jest to zwierzę i drżącymi rękami szybko uwolnił zwitek pergaminu z plątaniny sznurka przy nóżce sowy. Czy ta przeklęta kobieta już nigdy nie da mu spokoju? Czego znów od niego chce i to o tej porze? Zamknął rulon w dłoni i wypchnął puchacza na zewnątrz. Wyjrzał jeszcze szybko na korytarz upewniając się, że nie obudził nikogo z domowników i rozwinął pergamin.
„Jesteś wolny. Teraz sama się tym zajmę. N.”
Wpatrywał się długo w kilka w pośpiechu napisanych słów nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Więc to naprawdę koniec? Machnął różdżką i po chwili z papieru została tylko kupka popiołu. Asati podśpiewując cicho pod nosem poszedł do pokoju obok położyć się do łóżka obok swojej żony i zasnąć spokojnie pierwszy raz od bardzo dawna.

_____________
Miałam jeszcze coś dodać, coś poprawić, ale tydzień spędzony z dwójką przeziębionych dzieci skutecznie odebrał mi chęci do czegokolwiek. Cieszę się, że mimo wszystko udało mi się wywiązać z ustawionego sobie terminu publikacji. Brawo ja :)

Długo zastanawiałam się czy podzielić ten rozdział na dwa mniejsze. Mam więc nadzieję, że cieszy Was fakt, że tego nie zrobiłam :)

Z moich obliczeń wynika, że zostało nam jakieś 4 rozdziały do końca pierwszej części opowiadania. Co będzie później? Sama jeszcze tego nie wiem ;)

Chciałabym bardzo serdecznie podziękować 6 osobom, które zagłosowały w mojej ankiecie. Jeśli to czytasz a jeszcze nie oddałaś/łeś głosu, proszę zrób to. Chciałabym wiedzieć ile osób tu zagląda, ile polubiło moje wypociny na tyle by czekać na dalszy ciąg opowiadania.

Oprócz ankiety zapraszam także do komentowania. Z niecierpliwością wyczekuję jakiegokolwiek znaku Waszego pobytu tutaj. Choćby jednego słowa. Serio. Nic tak nie karmi weny.

A i na koniec duża zmiana w postaci nowego szablonu. Podoba się Wam? Ja jeszcze się przyzwyczajam. Zobaczymy czy zostanie na stałe...

To chyba tyle.

Ściskam Was ciepło w tę zimną, grudniową noc ;)
Nicci



Copyright © 2016 Follow your dreams , Blogger