piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział 15 Wytłumacz mi jeszcze raz

- Gdy wyciągnął ten pierścionek to myślałam, że się zapadnę pod ziemię. Przecież rozmawialiśmy o tym tyle razy. Jesteśmy jeszcze bardzo młodzi mamy jeszcze czas. Co mu strzeliło do głowy? - zaróżowiona z emocji Hermiona opowiadała przyjaciółce wydarzenia jej ostatniej randki. Ginny jednak niewiele się odzywała z lekkim uśmiechem sącząc swoją kawę i zagryzając smakowicie wyglądającą szarlotkę z lodami. Od tego są prawdziwi przyjaciele - pozwolą się wygadać, zawsze poprą, nie krytykują.
- Na szczęście jakimś cudem udało mi się wyperswadować mu z głowy ten absurdalny pomysł z zaręczynami, ale zaraz wpadł na jeszcze lepszy z tym mieszkaniem - wywróciła oczami i upiła łyk lekko zimnej już kawy - nie wiem skąd niby mielibyśmy wziąć na nie pieniądze. Przecież nie zarabiamy. A ja nie mam zamiaru mieszkać w Norze z całą jego rodziną, nie ściągnę też go moim rodzicom na głowę. Co za pomysł? Źle mu tak jak jest? No sama powiedz - gdy się w końcu wyżaliła czekała na słowa pełnego poparcia od rudej.
- Wiesz Hermiona, nie wiem co powiedzieć.  Czy to naprawdę byłoby takie złe? W końcu my z Harrym się zaręczyliśmy i mieszkamy razem....
Dopiero teraz olśniło Hermionę jak wiele niestosownych uwag rzuciła. Ona tu się rozwodzi jaka to by była niemądra decyzja a przecież para jej przyjaciół właśnie na to się zdecydowała. O mało nie krztusząc się kęsem ciasta szybko przełknęła.
- O matko, Ginny bardzo Cię przepraszam. Nie miałam Was na myśli. To było by nieodpowiednie dla nas, u Was świetnie się sprawdza - wyciągnęła szybko rękę by złapać dłoń przyjaciółki.
- Ale wytłumacz mi jeszcze raz, właściwie dlaczego to miałoby się nie sprawdzać i u Was - Ginny odłożyła łyżeczkę i oparła łokcie o fotel wpatrując się  w zmieszaną szatynkę dłubiącą w swoim deserze. Czy mieszkanie w Norze albo ślub z jej bratem to byłaby aż taka tragedia?
- Nie wiem, może dlatego, że Wy oboje tego chcecie i jesteście na to gotowi. Ja nie jestem - spuściła głowę właściwie pierwszy raz wyjawiając na głos swoje obawy. Nie miala lepszej przyjaciółki niż Ginny i miała nadzieję, że będzie na chwilę potrafiła zapomnieć, że jest też siostrą jej chłopaka.
- Nie rozumiem. Chcesz odejść od Rona?
- Nie, nie chcę, właściwie to nie wiem. Sama już nie wiem dokąd ten związek zmierza, dlatego uważam, że to nie jest najlepszy moment na ślub. Chciałabym być tak pewna jak Ty - przełknęła rosnącą w jej gardle gulę. To miało być przyjemne wyjście na kawę i plotki a tu się zrobiło tak poważnie.
- Też bym chciała. Nie wiem jak Ci pomóc. Nigdy nie miałam takich wątpliwości. Zawsze wiedziałam, że Harry to ten jedyny na całe życie. Nawet jeśli teraz przez te ciągłe wyjazdy nie poświęca mi tyle uwagi co kiedyś. Daj mu jeszcze szansę. Może powinniście gdzieś razem wyjechać albo pogadać? Sama nie wiem - zmartwiła się słowami przyjaciółki. Sama była taka szczęśliwa i chciała by Hermiona towarzyszyła jej w tej radości, zwłaszcza, że  chodziło o jej brata. - Przede wszystkim musisz się dobrze zastanowić czego chcesz. A powiedz mi jeszcze, jeśli mogę, czy to nie ma czasem nic wspólnego z pewnym blondynem? - wpatrywała się w nią tak intensywnie, że nie mogłaby się ruszyć choćby chciała.
- No nie, jakbym słyszała Rona. Ostatni raz powtarzam, że mnie i Draco absolutnie nic nie łączy. To jest tylko mój kolega i nikt sobie nic nie wyobraża. Bardzo go lubię to fakt, ale nie patrzę na niego w ten sposób, ani on na mnie. - Już miała serdecznie dość prowadzenia w kółko tej samej dyskusji. Kiedy w końcu do nich dotrze, że ją i Draco nie łączy nic prócz sympatii.
- Tak tylko sprawdzałam. Po prostu bardzo swobodnie się czujecie w swoim towarzystwie - i zanim dziewczyna zdążyła coś odpowiedzieć dodała – Cicho, Ron tu idzie.
Rzeczywiście, w drzwiach kawiarni stał Ron i szukał ich wzrokiem, a gdy je zobaczył na jego usta wystąpił szeroki uśmiech.
- Skończyłyście już? Ja też się muszę pożegnać z moją dziewczyną - schylił się by pocałować Hermionę w policzek.
- To niesprawiedliwe, że  wszyscy jutro wyjeżdżają a ja zostaję sama. Nawet moi rodzice postanowili spędzić romantyczny weekend w Wiedniu z okazji  Walentynek. Tak więc czekają mnie trzy dni spędzone w piżamie z książką w rękach.
- Ty to wiesz jak się dobrze bawić. Dobra Kochani, lecę się pakować.
- Udanego wyjazdu - szepnęła Hermiona przytulając przyjaciółkę.
- Taa jasne - wywróciła oczami i zarzuciła torebkę na ramię.
- To co, idziemy? - spytał Ron, gdy jego siostra zniknęła im z pola widzenia. Specjalnie wcześniej się spakował by ten ostatni wieczór przed wyjazdem spędzić z dziewczyną. Kto wie może nawet pozwoli mu zostać na noc? Chociaż wiedział, że zwykle tego nie robi, gdy w domu są jej rodzice. Woli im póki co nie podpadać. Czuł, że jeszcze nie do końca go zaakceptowali, dlatego musiał grać według ich zasad.
*
Radosne nowiny najlepiej przekazywać osobiście. Mógł co prawda zadzwonić albo wysłać smsa ale to nie to samo. Chciał zobaczyć jej minę, gdy jej powie, że kolejny raz jest najlepsza na roku. Zupełnie przypadkiem znalazł wywieszoną kartkę z wynikami ich ostatniego egzaminu, gdy poszedł oddać książki do biblioteki. Wykładowca się pospieszył bo wyniki miały być najwcześniej jutro. Świetnie się złożyło, poprawi jej humor i dotrzyma towarzystwa, bo to chyba dziś mieli wyjechać jej rodzice.
Wszedł na ganek małego, wymalowanego na jasny pomarańcz domku i zadzwonił dzwonkiem. Gdy drzwi się otworzyły nie wiedział kto jest w większym szoku, on czy osoba po drugiej stronie progu. Jedno było pewne, Hermiona nie będzie zadowolona.
- Dzień dobry, nazywam się Draco Malfoy. Jest może Hermiona? – uprzejmie się ukłonił mężczyźnie, w którym od razu rozpoznał jej ojca. Mieli już przecież okazję się poznać.
- Cześć Draco. Miło Cię znów widzieć. Wchodź, wchodź – George mocno uścisnął dłoń młodzieńca i praktycznie wciągnął go do środka, nie zwracając uwagi na skrępowanie chłopaka – Hermionki nie ma, ale niedługo wróci. Proszę usiądź tu. Kochanie? – wprowadził chłopaka do salonu i usadził na kanapie wołając żonę, która zaraz wynurzyła się z kuchni wycierając ręce w ściereczkę. – Pamiętasz Draco?
- Oczywiście. Witaj. Czego się napijesz? Kawy? Soku? – uprzejmie skinął pani Granger prosząc jedynie o wodę, która po chwili stała przed nim na stoliku.
- Chcielibyśmy Ci jeszcze raz serdecznie podziękować za pomoc, gdyby nie Ty pewnie nadal leżałbym w szpitalu. Jeśli istnieje jakiś sposób byśmy mogli się odwdzięczyć…
- Proszę nie opowiadać głupstw. Cieszę się, że chociaż tyle mogłem zrobić  – zaczął jeszcze bardziej zmieszany, gdy nagle otworzyły się drzwi wejściowe.
- Draco? Co Ty tu robisz? – Hermiona weszła szybko do salonu a Ron podążył zaraz za nią. Blondyn zaraz wstał i podszedł do dziewczyny.
- Ja właśnie… są już wyniki z prawa. Masz maxa punktów. Znów najlepsza na roku.
- Żartujesz? Aaa – początkowa dezorientacja spowodowana jego obecnością w jej domu minęła i dziewczyna ze szczęścia rzuciła się blondynowi na szyję. Dopiero głośne chrząknięcie Rona przypomniało jej o tym gdzie się znajdują. Puściła chłopaka wciąż uśmiechając się od ucha do ucha. Nie da się ukryć, że nie tak Draco wyobrażał sobie tę sytuację. Teraz,  gdy stał w progu salonu skupiały się na nim spojrzenia wszystkich obecnych, a nie wszystkie z nich były przyjazne.
- To ja chyba już pójdę. Do widzenia  - pożegnał się z rodzicami koleżanki.
- Miło było Cię znów spotkać chłopcze. Koniecznie musisz częściej nas odwiedzać. Tak i zaopiekuj się naszą Mionką, kiedy nas nie będzie - przekrzykiwali się jedno przez drugie dopóki Draco nie doszedł do drzwi pod sztyletującym go spojrzeniem Rona.
- To ja też już pójdę - Ron zaczerwieniony po koniuszki uszu ledwo się powstrzymywał, by nie wybuchnąć przy rodzicach ukochanej. Co ten podły morderca robił w domu Grangerów? Hermiona i tak spędza z nim każdą wolną chwilę, czyżby i jej rodzice w padli w jego sidła, i ich udało mu się omotać? Tego wszystkiego było już ponad jego siły. Nie chciał tu być ani chwili dłużej.
- Myślałam, że zostaniesz na noc. Przecież tyle czasu nie będziemy się widzieć - zawołała jeszcze za odchodzącym chłopakiem załamując ręce.
- Nawet tego nie zauważysz zajęta swoim śmierciożercą. Rodzice się ucieszą - wykrzyknął w złości i zniknął jej z oczu. Gdy wróciła smutna do domu mama lekko pogłaskała ją po plecach i podsunęła pod nos piękne czerwone jabłko. Rodzice w żaden sposób nie skomentowali tego co się wydarzyło, jednak jej tata wydawał się jakby weselszy niż wcześniej.
Następnego dnia, zaraz po wyjeździe rodziców, jej dom wydawał się bardzo pusty. Wykorzystując tę chwilę spokoju postanowiła zrobić mamie niespodziankę i dokładnie wysprzątać wszystkie zakątki. Nie zajęło jej to jednak tak dużo czasu ile się spodziewała. Zmęczona sięgnęła po książkę, którą od dawna zamierzała przeczytać, ale nie potrafiła się na niej skupić. Wciąż jak bumerang wracały do niej wydarzenia poprzedniego popołudnia. Właściwie nie rozumiała co się wydarzyło. I dlaczego Ron aż tak się zdenerwował. Ale pewnie też nie byłaby zadowolona, gdyby on spędzał tyle czasu z jakaś koleżanką co ona z Malfoy’em. Czy to o czymś świadczy, że ona sama nie uważa tego za nic złego? Nie miała więcej pomysłów jak zagłuszyć ten mętlik w głowie, więc położyła się wcześniej spać.
Gdy otworzyła oczy w sobotę rano zegarek przy łóżku pokazywał godzinę 5:30. To i tak sukces zważywszy jak burzliwa była to dla niej noc. Teraz nie miała zamiaru nawet próbować znów zasnąć. Ubrała dresy, sportowe buty i zrobiła coś czego nie robiła nigdy wcześniej - poszła pobiegać tak dla oczyszczenia głowy. Po powrocie nalała pełną wannę wody i siedziała w niej dopóki nie wystygła. W okolicach obiadu stwierdziła, że ma już dość tej samotności i wysłała smsa.
"Masz na dziś jakieś plany? Nudzi mi się samej. Zapraszam na obiad."
"Sama gotujesz?" - wywróciła oczami czytając odpowiedź. O Ty świnio.
"Nie. Zamawiam pizzę"
"Dla mnie hawajska. Będę za godzinę"
Gdy godzinę później pojawił się Draco humor nieco się jej poprawił. Chłopak rozsiadł się wygodnie na kanapie spychając przy okazji dziewczynę z jej miejsca i pakując do ust duży kawałek ulubionej pizzy. Hermiona rozbawiona jego zachowaniem usiadła na fotelu i nałożyła kawałek pizzy na talerzyk.
- Jak naświnisz to sam będziesz sprzątać! Nie widzisz jak tu czysto? Podpowiem Ci, że to nie robota skrzatów – założyła nogi na oparcie fotela i podsunęła sobie talerz pod nos.
- Oj tam. Lepiej daj coś do picia kobieto – zaczął ale gdy zobaczył, że ułożyła się już na fotelu i nie ma zamiaru wstawać podniósł rękę z różdżką i butelka z wodą oraz dwie szklanki same do nich przyfrunęły. –  no co? – spytał, gdy usłyszał jej śmiech.
- Nic, po prostu bardzo swobodnie się tu czujesz.
- Tak jak Ty u mnie, chciałbym zauważyć. Poza tym, Twoi rodzice kazali mi się czuć jak u siebie, więc… – strzepnął z bluzy okruszki prosto na podłogę i założył ręce za głowę.
- Bo jeszcze Cię nie znają – szepnęła kręcąc głową.
- Słucham?
- Nie, nic. Może obejrzymy film?
Lubiła ten spokój i harmonię. Przy nim nie musiała nikogo udawać, nie musiała uważać na słowa, ani swoje zachowanie. On nigdy się na nią nie gniewał, nigdy nie warczył, nie wyrzucał, że spotkała się z tym czy tamtym. Mogła naprawdę odpocząć w jego towarzystwie pewna, że nie zostanie to źle odebrane. Te parę miesięcy zburzyło między nimi tę resztkę muru budowanego przez lata. Gdyby jeszcze rok temu ktoś jej powiedział, że będą tak leniwie spędzać sobotę w domu jej rodziców żartując i oglądając telewizję to chyba zabiłaby go śmiechem. A teraz? Jakimś cudem ten niegdyś największy wróg stał się jej najlepszym przyjacielem.
Dlaczego w towarzystwie Rona spędza tak mało takich spokojnych chwil. Dlaczego zawsze znajduje się zaraz jakiś powód do kłótni i trzaskania drzwiami? Do tego ta wieczna zazdrość, wymówki i tajemnice. Czy jest jeszcze dla nich nadzieja do powrotu do tego co było? Czy mogą być szczęśliwym małżeństwem z dziećmi, małym domkiem z ogródkiem, białym płotkiem i tym wszystkim?
*
Od dłuższej chwili jej się przyglądał, już wcześniej coś podejrzewał, ale teraz był już pewien, że coś jest nie tak, bo dziewczyna wyraźnie była smutna.
- Dobra, mów co się stało – podciągnął się na kanapie i sięgnął po pilota by ściszyć telewizor.
- Nic.
- Nie ściemniaj tylko mów. O co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?
- Nie chodzi o Ciebie – westchnęła głęboko i przesunęła tak by siedzieć twarzą do chłopaka – Czułeś się kiedyś jak w potrzasku? Jakbyś przez przypadek wplątał się w coś co nie do końca okazało się tym czego oczekujesz i nie jesteś pewien czy chcesz dalej w tym uczestniczyć, ale też nie chcesz całkiem rezygnować? Mówię bez sensu. Nieważne – przymknęła oczy przykładając opuszki palców do obolałej skroni. Co ona wyprawia? Zwierza się Malfoy’owi?
- Doskonale znam to uczucie. Tak wygląda całe moje życie – pokiwał smutno głową patrząc w dal niewidzącymi oczyma. Znał to uczucie aż za dobrze.  Wciąż płacił przez nie srogą cenę. Rodzice, Voldemort. Sam nie wiedział jak to wszystko mogło się tak źle potoczyć. Ale jak to możliwe, by mogła się czuć podobnie?
- Och Draco. Ja nie…
- Nic nie szkodzi. Wiesz nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale właśnie doskonale wiem jak to jest, gdy ktoś podejmuje decyzję za Ciebie i Tobie nawet początkowo się wydaje, że to jest Twoja decyzja, zgadzasz się na nią i cieszysz. Dopiero, gdy oczekują od Ciebie czegoś niemożliwego zdajesz sobie sprawę, że to nie tak, że to przecież nie Ty, nie na to się pisałeś, ale już nie ma odwrotu, to nie jest zły sen z którego możesz się obudzić. Co więcej nikt Ci nie uwierzy, że to było wbrew Twojej woli. Już zawsze będziesz za to płacić – spojrzał na Hermionę, której z oczu cienkimi stróżkami zaczęły płynąć łzy. Pociągnęła głośno nosem i szybko się przesiadła, by móc wtulić mokre policzki w jego koszulkę.
- Ron mi się oświadczył i chce byśmy razem zamieszkali, a ja nie jestem pewna czy w ogóle chcę dalej z nim być – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu i znów wybuchła płaczem. Zszokowany Draco nie wiedział co jej odpowiedzieć, więc jedynie poklepał ją po plecach próbując uspokoić.
- Na pewno nie jest tak źle. Oświadczył się? – spytał, gdy już się uspokoiła i poszła do kuchni po czerwone wino i dwa kieliszki.
- Wiesz, zawsze wyobrażałam sobie, że będę z kimś kto będzie mnie rozumieć, będziemy mieć wspólne zainteresowania, prowadzić wieczorami długie rozmowy, że będzie się o mnie troszczyć, interesować, będzie męski i romantyczny jednocześnie. Będzie moim oparciem i sprawi, że wszystkie moje zmartwienia staną się mniejsze i będziemy po prostu szczęśliwi.
- A Ron?
- Ron? Ron to egoista, który mnie wcale nie zauważa. Jest święcie przekonany, że skoro już z nim jestem to nie musi się już o mnie starać i nie robi tego. Podobno nic tak nie cementuje związku jak rozłąka. A dla mnie czas na uczelni i jego praca to chwila oddechu. Jego nie interesują moje studia i niechętnie opowiada mi o sobie. W Nowym Jorku właściwie o nim zapomniałam. Mam wrażenie, że już nic nas nie łączy – gdy podniosła głowę napotkała jego wpatrzone w nią błękitne oczy. Na stoliku stały dwa kieliszki pełne bordowego płynu oraz napoczęta butelka. Sięgnęła po swój kieliszek i upiła kilka sporych łyków.
- Nie mam doświadczenia w związkach, ale dlaczego w takim razie z nim jesteś? – takie proste pytanie, a wstrząsnęło nią. Nikt wcześniej jej o to nie spytał. Przecież to było takie naturalne, takie oczywiste. Ona i Ron, Ginny i Harry – zawsze tak było, zawsze tak miało być. Ale jednocześnie poczuła  coś na kształt żalu, że przedstawia Rona w tak złym świetle. Czy tak naprawdę była w stanie wyobrazić sobie siebie bez niego?
- Nie zrozum mnie źle, Ron ma też wiele zalet. Bardzo go kocham. Nie zamierzam jednak mieszkać w Norze z całą jego rodziną, nie jestem też gotowa opuszczać dom. To wszystko to dla mnie za szybko. Nie planowałam tego a nie lubię być tak zaskakiwana. Powiedziałam mu, że wrócimy do tematu, gdy zaczniemy zarabiać. We wrześniu skończy szkolenie i ma szansę zostać aurorem. Wtedy zobaczymy. A ślub? Chciałabym najpierw coś osiągnąć, ułożyć sobie jakoś życie. Na ślub i dzieci przyjdzie jeszcze pora.
- Jesteś Hermioną Granger, co Ty jeszcze chcesz osiągnąć? – uśmiechał się próbując poprawić jej humor. I była mu za to bardzo wdzięczna. Właściwie nic nie powiedział, ale zrobiło jej się dużo lepiej. Czasem wystarczy wypowiedzieć niektóre słowa na głos, by odpowiednio się ułożyły w głowie, czasem wystarczy, że ktoś nas wysłucha. Nigdy nie sądziła, że dla niej tym kimś może być właśnie on.
- Dziękuję Ci Draco. Jesteś prawdziwym przyjacielem – przysunęła się by cmoknąć go w policzek, a on tyko wzruszył ramionami i sięgnął po swój kieliszek.
- Powiedzieć Ci coś śmiesznego? Wszyscy mnie pytają czy coś nas łączy – przyglądała mu się starając wyczytać z jego twarzy co myśli na ten temat. Jego mina jednak niczego nie zdradzała.
- To rzeczywiście śmieszne. I co im odpowiadasz?
– Prawdę, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. A co właściwie u Ciebie na polu sercowym słychać? Tak często wracasz do tego Paryża, może jakaś ponętna Francuzka skradła Ci serce? – powiedziała to w żartach, ale widząc jego minę od razu wiedziała, że trafiła.
- I tak i nie. To skomplikowane – potrząsnął głową i dokończył wino. Sam nie wiedział czy to dobry pomysł, ale ona mu się zwierzyła i wypadałoby się zrewanżować tym samym, do tego tak wyraźnie podkreśliła naturę ich znajomości, że chyba niczym nie ryzykuje. Przełknął ślinę, uzupełnił ich kieliszki i spojrzał na czekającą na jego słowa dziewczynę.
- Mam przyjaciółkę Sofie, ze studiów. Bardzo mi pomogła, gdy byłem tam całkiem sam. Zawsze mogłem na nią liczyć, świetnie się dogadujemy. Jest taka wesoła, nawet szalona, ale też bardzo inteligentna. Uwielbiam spędzać z nią czas i w ogóle. Tyle, że ona chce deklaracji, a ja nie jestem pewien czy nadaję się do stałych związków. Nie chcę jednak jej stracić…
- Spałeś z nią – to właściwie było bardziej stwierdzenie niż pytanie – Jeśli jest dla Ciebie ważna, to chyba warto zaryzykować. Nie podejmując decyzji stracisz ją tak czy inaczej. Może lepiej się przekonać? Wiesz, że się uśmiechasz, gdy o niej mówisz?
Nie wiedział. Może rzeczywiście to nie było by takie złe rozwiązanie. Ale nie na odległość, można być razem albo tylko udawać związek. Nie istnieje coś takiego jak związek na odległość. Spojrzał na zanurzoną we własnych rozmyślaniach Hermionę. Była mu tak bliska, a jednocześnie nigdy nie wydawała się bardziej niedostępna.
- Oboje mamy trochę do przemyślenia. Chodź tu do mnie – gdy się przytuliła, oparła plecy o jego bok i wrócili do oglądania filmu nie poruszając już więcej tego wieczora ciężkich tematów.
Nawet nie zauważyła kiedy zamknęły jej się oczy. Było jej tak ciepło i przytulnie, że po prostu odpłynęła. Nagle zerwała się jakby uświadamiając sobie ten fakt. Film już dawno się skończył, a mrok panujący w pokoju rozświetlał jedynie blask latarni. Twarz blondyna była częściowo skryta w cieniu, ale doskonale widziała wymalowany na niej spokój. Oddychał miarowo i tak spokojnie, że miała ochotę znów się do niego przytulić i zasnąć. Opuszkami palców dotknęła jego gładkiego policzka, przyjrzała się wykrojowi idealnych, teraz lekko rozchylonych ust. Był bardzo przystojnym mężczyzną, nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Ta cała Sofie to szczęściara. Ściągnęła koc z oparcia kanapy i okryła nim chłopaka oraz na tyle na ile dała radę podsunęła mu pod głowę poduszkę. Miała nadzieję, że uda mu się znaleźć jakąś wygodną pozycję i nie będzie się jutro czuć jak połamany. Spojrzała się na niego po raz ostatni i poszła na górę do swojego pokoju. Tym razem zasypiała spokojna, a nocą absolutnie nic jej się nie śniło.
*
Gdy otworzył oczy rankiem następnego dnia, wciąż leżał na kanapie w salonie rodziców Hermiony, a dziewczyna szturchała go ręką wołając jego imię.
- Draco, śniadanie na stole. Wiesz tak sobie myślę… Sofie to chyba nigdy nie widziała Cię rano, co? Od razu by się odkochała – pociągnęła go lekko za włosy a on zmrużył oczy mierząc ją wzrokiem.
- Nie wiesz, że nie budzi się śpiącego smoka?
- Bo co? – spytała hardo, ale w odpowiedzi poczuła, jak chłopak ciągnie ją za rękę i zaczyna dusić poduszką.
*
Nigdy nie mogła o sobie powiedzieć, że jest dziewczyną nieprzeciętnej urody lub chociażby tej oczywistej, z miejsca rzucającej się w oczy przy pierwszym, góra drugim spotkaniu. Nie była też długonogą blondynką o dużych niebieskich oczach lub zawsze wystrojoną lalunią. Jakby miała się jakoś określić powiedziałaby, że jest typem chłopaczary, do tego rudej i piegowatej. Dlatego nie miała pojęcia dlaczego nigdy nie narzekała na brak zainteresowania ze strony płci brzydkiej. Niestety zazwyczaj wpadała jednak w oko beznadziejnym elementom, którym nie miała zamiaru poświęcić ani pięciu sekund swojej uwagi. Wzdychała natomiast zwykle do tych, którzy w ogóle jej nie zauważali.
Teraz właśnie znalazła się w takiej beznadziejnej sytuacji. Nie wiedziała co jeszcze może zrobić, by Zabini w końcu zrozumiał słowo nie i sobie odpuścił. Jak ma mu wytłumaczyć, że nie jest kawałem mięcha ani lalą, która tylko czeka by zwrócił na nią uwagę. Jest człowiekiem na litość boską, ma swój rozum i wie, że jakby mieli się zaprzyjaźnić lub chociaż polubić, to już dawno by to nastąpiło, w końcu pracują razem ponad rok. I o ile w pracy na co dzień jest jeszcze w  stanie go znosić, bo wie, że o 17 trzepnie drzwiami i wróci do swojego kochanego męża.... wróć, narzeczonego, to te przeklęte konferencje ją wykończą. Tu po kilku godzinach dyskusji i odczytów może się schować tylko w  swoim hotelowym pokoju lub siedzieć w hotelowej restauracji narażona na jego ciągłe towarzystwo. I niestety przez ostatni tydzień musiała go znosić przez większość wieczorów aż zrezygnowana poddawała się i wychodziła na spacer lub wracała do pokoju, zakopywała w łóżku i oglądała telewizję.
W mroźnej Norwegii, w której miały odbywać się kolejne mistrzostwa świata, nie miała jednak ochoty na częste spacery. Nie lubiła zimna i nie pomagały nawet te grube wełniane swetry, które robiła jej mama. Dlatego kolejny raz zeszła do hotelowego baru i zaszyła się w kącie. Może tu jej nie zauważy. Teraz sącząc swoje mojito zaczęła się zastanawiać co tak naprawdę, tak w głębi duszy myśli o swoim oprawcy. Wysoki, opalony brunet o brązowych oczach może uchodzić za przystojnego. Tfu, o nie nie wypiła wystarczająco dużo by powiedzieć, że Zabini jest przystojny. Gdyby nawet to cóż z tego skoro za tą wymuskaną buźką i białymi zębami rodem z reklamy pasty do zębów nic więcej się nie kryje. Nie ujął jej żadną ze swoich cech charakteru, co więcej zwyczajnie ją od niego odrzuca. Co innego jej mąż. Eh narzeczony. Uśmiechnęła się do siebie dźgając słomką delikatnie limonkę. Od jakiegoś czasu zauważyła, że nazywa Harry’ego swoim mężem i zaczyna planować wesele – kwiaty, dekoracje. To wszystko  budziło w niej mieszankę uczuć - podniecenie, ekscytację ale też strach i niepewność. Ah jeszcze trochę i zostanie Panią Potter. Ginny Potter. Panią Ginevrą Potter.
Jej przyjemne rozmyślania zakłócił dźwięk odsuwanego krzesełka zaraz po jej prawej stronie. Nie musiała nawet odwracać wzroku by wiedzieć kto się do niej dosiada. To oczywiście On. A myślała, że ubrała się wystarczającą aseksualnie. Przynamniej jak na nią. Nie założyła przecież krótkiej spódniczki a została w swoim służbowym stroju – eleganckich spodniach i dopasowanej marynarce. Nie może jej dać ani dnia spokoju menda jedna. Cisnęła słomką tak mocno, że przebiła limonkę na wylot, nabrała powietrza w płuca gotowa puścić wiązankę, której szewc by się nie powstydził i przekręciła się by spojrzeć nowemu towarzyszowi w twarz, lecz zaraz wypuściła powietrze a na jej usta wystąpił uśmiech.
- Teo – wykrzyknęła radośnie rzucając się koledze na szyję i całując w policzek.
Teodor Nott zajmował posadę asystenta w norweskim Ministerstwie Magii w Departamencie Magicznych Gier i Sportów. Jakiś czas temu na samym początku kariery Ginny współpracowali przy tworzeniu projektu ustawy na temat gier międzynarodowych i tak się jakoś zaczęło. Nie była to przyjaźń na śmierć i życie, ale bardzo się polubili i chętnie spotykali na kawę lub szklaneczkę czegoś mocniejszego, gdy tylko mieli okazję. Właściwie to na tym pierwszym spotkaniu uzmysłowili sobie, że w Hogwarcie ani razu ze sobą nie rozmawiali.
- Cześć Gin, przepraszam, że dopiero teraz – wzruszył ramionami i westchnął ciężko robiąc przy tym smutną minę. Teo jako jeden z organizatorów konferencji rzeczywiście musiał mieć sporo więcej pracy, że dopiero po tygodniu sobie o niej przypomniał.
- Już mi nie ściemniaj. Dobrze wiem od Twojego kumpla, że  dla niego znalazłeś już nie jedną chwilę. Wstydź się. Co masz na swoje usprawiedliwienie? – patrzyła na niego z wyrzutem podczas, gdy on chwycił jej prawą dłoń swoją lewą i kciukiem obrócił pierścionek lśniący na jej serdecznym palcu.
- Cóż, ptaszki mi ćwierkały, że u Ciebie się pozmieniało. Nie wiedziałem, czy przyszła Pani Potter może się napić drinka z jakimś obcym facetem – uśmiechnął się puszczając jej dłoń i kiwając na barmana.
- Przyszła Pani Potter zaraz Ci nakopie to tego chudego tyłka, jeśli za chwilę nie będzie przed nią stać następne mojito – czy to jej wina, że w departamencie Magicznych Gier i Sportów pracuje tak niewiele kobiet, a te które już pracują są tak okropnie nudne? Że wyczekiwała na okazję by pośmiać się i pożartować z jakąś przyjazną duszą jak kania dżdżu? Jakoś przetrwała ten tydzień i miała nadzieję, że następny będzie przyjemniejszy.
- Przynajmniej ten wieczór nie będzie zmarnowany – dodała a widząc znaczący błysk w jego oczach domyśliła się, że on jest podobnego zdania.
- Mojito? Kobieto jesteśmy w Norwegii, tu trzeba się czymś rozgrzać. Albo pijemy czysty alkohol albo herbatkę. Pozwól, że się tym zajmę – powiedział, gdy pojawił się barman – dwa razy long island iced tea.
Po paru drinkach, gdy humory im się znacznie poprawiły, a nogi zaczęły plątać stwierdzili, że przyda im się spacer dla otrzeźwienia. Przy akompaniamencie co chwila wybuchającego śmiechu udali się do jej pokoju, gdzie rudowłosa miała się przebrać w najcieplejsze rzeczy jakie tylko ze sobą spakowała a Teodor grzecznie na nią czekał siedząc na korytarzu przy drzwiach jej pokoju.
Po krótkim spacerze, który okazał się w gruncie rzeczy wycieczką po ogromnego hamburgera w niedalekim barze, który zgodnie z tym co mówił Nott był najlepszy w całej Europie, wrócili do hotelu. Gdy znów dotarli pod pokój dziewczyny postanowili, że szklanka wody, będzie tym co może spowodować, że ich jutrzejszy kac gigant będzie choć odrobinę mniej męczący.
Otworzyła drzwi do swojego pokoju zostawiając je na oścież otwarte, więc podążył za nią rozsiadając się na najbliższej kanapie. Dziewczyna w tym czasie znalazła karafkę z wodą i dwie szklaneczki i ustawiła je na stoliku obok kanapy. Z całych sił koncentrowała się na trafieniu wodą do szklanek, podczas gdy Teo przysunął się do niej i ją objął przytrzymując jej ramię dla większej stabilności. Nie zareagowała na tę nagłą bliskość inaczej niż uśmiechem, wciąż skupiając się na wykonywanej czynności, co zachęciło go do odważniejszego zachowania. Powoli przesunął rękę i zaczął bawić się jej włosami, a następnie mogła poczuć opuszki jego palców za uszami, na szyi i karku. Wciąż nie zareagowała. Skończyła nalewać wodę i podniosła szklanki. Jedną dosunęła do ust a drugą uparcie wciskała w wolną rękę kolegi. Gdy przechylił całą zawartość swojej szklanki jednym chaustem i odłożył ją na stolik zbliżył twarz do jej głowy delikatnie błądząc nosem po jej uchu i policzku, a gdy już odstawiła swoją szklankę przysunął się jeszcze bliżej. Dopiero teraz zamarła i wiedział, że ma jedną jedyną szansę, by zrobić to o czym myślał już od jakiegoś czasu, a wypity alkohol dodał mu tylko odwagi i wyłączył myślenie o konsekwencjach swoich czynów.
Przysunął nos do jej nosa delikatnie go trącając by po chwili musnąć jej otwarte z wrażenia usta swoimi. Wiedział, że nie może jej pocałować, chciał by to była jej decyzja. Ich usta otarły się jedynie na chwilę delikatnie niczym dotyk motyla. To wystarczyło, by dziewczyna w momencie wytrzeźwiała lub też tak to tylko wyglądało z jego perspektywy. Natychmiast go od siebie odsunęła i stanęła na wyprostowanych nogach. W jej oczach zabłysły łzy.
- Teo – wyszeptała cicho i przymknęła oczy – ja nie mogę…
- Przepraszam Gin…
- Nic się nie stało, ale idź już – powiedziała i weszła do łazienki. Dopiero, gdy usłyszała, że drzwi pokoju zamykają się za chłopakiem podniosła wzrok i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jak mogła na to pozwolić?
Nigdy nie zamierzała zdradzać Harry’ego. Nigdy nie czuła takiej potrzeby i miała szczerą nadzieję, że nigdy nie poczuje. Więc dlaczego od tamtej pory nie potrafiła spać, jeść ani racjonalnie myśleć. To jedno małe muśnięcie całkowicie zburzyło jej spokój. Nie potrafiła już myśleć o niczym innym. Coraz częściej łapała się na myślach, że jest ciekawa jak smakują jego usta, jaki wzór by znaczyły na jej własnych, jak by się czuła gdyby ją pocałował, bo chyba nie mogłoby być gorzej niż teraz. Właściwie nic się nie wydarzyło, a zaczęła o nim śnić jak tylko udało jej się zamknąć oczy. Śnić nieprzyzwoite sny pełne pocałunków i pieszczot, co tylko potęgowało jej pogardę dla samej siebie. Co więcej Teo zaczął ją unikać. Widywali się co prawda na wspólnych sesjach, ale nigdy nie miał czasu zamienić z nią ani jednego słowa, co frustrowało ją jeszcze bardziej. Stała się kłębkiem nerwów i albo nie słuchała co się do niej mówi albo wybuchała niekontrolowanym gniewem. Niezmiernie cieszyła się z faktu, że ten nieszczęsny wyjazd w końcu się kończy, bo inaczej by oszalała. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie miała w głowie takiego mętliku. Tak, wróci do domu do Harry’ego i wszystko wróci do normy. Zapomni o tej całej sprawie i będzie mogła znów spokojnie spać.
Spakowała ostatnią torbę i postawiła ją przy drzwiach. Jeszcze tylko rzuci okiem po kątach czy niczego nie zostawiła i już jej tu nie ma. Wychodziła właśnie z łazienki, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziała otwierając jednocześnie drzwi zirytowana, że ktoś przeciąga wyczekiwany przez nią moment powrotu do domu. W progu stał On. Nikt inny tylko obiekt jej snów i pragnień ostatniego tygodnia. Jak on w ogóle śmiał? Czego chciał?
- Ja... – otworzył usta nie bardzo wiedząc co ma jej powiedzieć. Wiedział, że nie mogą się tak rozstać, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Podniósł rękę i podrapał się po głowie przeczesując jednocześnie swoje przydługie jasnobrązowe włosy.
Nie zdążył nic więcej zrobić ani powiedzieć, bo Gin jednym ruchem ręki złapała go za sweter i wciągnęła do pokoju zatrzaskując za nim drzwi. Zaskoczony chłopak nie zdążył nawet mrugnąć, gdy pchnęła go na drzwi i zarzuciła mu ręce na szyję. W następnej sekundzie już czuł jej usta na swoich, jej język tańczył zachłanny taniec z jego własnym. Potrzebował chwili, by ogarnąć co właściwie się dzieje i przycisnął ją jeszcze bliżej siebie. Pochłonięty pocałunkiem zaczął błądzić rękami po jej plecach i włosach niepewny co to właściwie znaczy i jak długo będzie trwało. Nie trwało jednak długo.  Dziewczyna po chwili pełnej pasji odsunęła się od niego.
- Żegnaj – szepnęła jeszcze patrząc mu głęboko w oczy ostatni raz, po czym zniknęła i ona i jej walizki.



poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 14 Obiecaj

- To jak będzie, zgodzisz się przyjąć mój prezent? Ładnie proszę…
Siedział przed nią taki radosny i rozluźniony, zupełnie niepodobny do chłopca, z którym chodziła do szkoły. Pochylił się lekko opierając łokcie na kolanach i wpatrując się w nią z uwagą. Jak długo jeszcze będzie ją dziwić fakt jak daleką drogę przebyli by siedzieć tak razem i cieszyć się swoją obecnością? Jak to się stało, że tak go zaakceptowała, polubiła ze wszystkimi jego dziwactwami, uroczą nieporadnością w zetknięciu z mugolskimi przedmiotami, denerwującymi nawykami i nonszalanckim stylem bycia? Taki po prostu jest i nie mogłaby go sobie wyobrazić innego. Jak mogłaby więc teraz złościć się na niego o coś dla niego tak naturalnego jak spełnianie własnych zachcianek. Nie możesz z nim walczyć – to się do niego przyłącz.
- Jeśli aż tak bardzo Ci zależy to mogę go od Ciebie pożyczyć… - westchnęła strzepując z nogawki nieistniejący pyłek.
- Na zawsze – wtrącił z uśmiechem blondyn, a jej szczęka niebezpiecznie się zacisnęła.
- Na jakiś czas – wycedziła przez zęby sztyletując go wzrokiem, ale wiedziała, że żaden dalszy opór tu nie ma sensu. Wyciągnęła rękę po telefon, który od tej pory miał się stać jej nieodłącznym elementem i szybko go uruchomiła ciekawa co za cuda się w nim kryją.
- Jak spędziłeś sylwestra? Dobrze się bawiliście z Blaisem? – spytała dopijając kawę i chowając urządzenie do kieszeni spodni kilkanaście minut później.
- Nie byłem u Blaise’a – odłożył telefon na stolik i oparł się plecami o miękki materiał fotela zarzucając rękę na oparcie. W jego głowie zaczęła się prawdziwa gonitwa myśli. Sam nie wiedział dlaczego, ale nie chciał jej jeszcze opowiadać o Sofie. To wszystko było zbyt skomplikowane i chyba sam jeszcze nie do końca wiedział jakiej natury jest to relacja i co miałby o niej powiedzieć. Zwłaszcza Hermionie.
- Nie?
- Nie, byłem w Paryżu. U koleżanki ze studiów – dodał widząc jej zaciekawione spojrzenie, co tylko spotęgowało jej ciekawość.
- Ach tak? Utrzymujesz kontakt ze znajomymi ze studiów?
- Z kilkoma. W końcu niedługo do nich wrócę, a jak zdamy egzaminy… - nie dane było mu jednak dokończyć, gdyż Hermiona na słowo egzaminy obróciła się tak gwałtownie, że z kanapy spadła jej torebka rozsypując po podłodze prawie całą swoją zwartość. Draco ze spokojem wyciągnął z kieszeni różdżkę a rozsypane przedmioty powędrowały szybko w kierunku dziewczyny.
- Merlinie, która już godzina! Muszę jeszcze przygotować harmonogram do nauki, posegregować notatki, tyle do zrobienia. Jeśli mamy się razem uczyć to trzeba jeszcze zdecydować, gdzie będzie nam najwygodniej. Może w bibliotece? – spojrzała na niego podekscytowana perspektywą wspólnego przygotowywania się do egzaminów. Nawet Harry z Ronem nigdy nie chcieli się z nią uczyć. Zazwyczaj zaszywa się sama w zaciszu swojego pokoju albo w bibliotece, to może być interesująca odmiana.
- A co powiesz na moje mieszkanie? Albo Twoje – dodał widząc jej zaskoczona minę – myślę, że tak byłoby nam najwygodniej. Teraz mam trochę luzu w pracy, więc  możemy się spotykać kiedy będzie Ci pasować, dostosuję się.
- Ok, niech będzie u Ciebie, o ile nikt nam nie będzie przeszkadzać – jej dom na pewno nie wchodził w grę, nie kiedy byli w nim jej rodzice aż nadto zainteresowani jej blondwłosym, tajemniczym kolegą.
– Zadzwonię do Ciebie albo napiszę co i jak. Pamiętasz jak to się robi? – wrzuciła do torebki błyszczyk do ust i napoczętą paczkę chusteczek higienicznych i już pędziła w kierunku wyjścia.
- Oj uciekaj już, dam radę i czekam – mrugając okiem odprowadził ją do drzwi za którymi zaraz zniknęła całując go przelotnie w policzek i jeszcze raz dziękując za prezent. Po chwili już jej nie było, a jedynym świadectwem jej obecności był wciąż unoszący się zapach jej kwiatowych perfum.
*
Następnych kilka tygodni upłynęło im w pewnym naturalnie wykształconym rytmie. Najpierw zajęcia na uczelni, póki jeszcze były, następnie wspólny obiad na mieście bądź przyrządzony w sterylnie czystej kuchni byłego ślizgona, by resztę wieczoru spędzić na wspólnej nauce. Hermiona do domu wracała jedynie na noc, co nie umknęło uwadze jej rodziców ani ukochanego. Jednak czego się nie robi dla dobrego przygotowania do egzaminów.
Zgrywali się zaskakująco dobrze. Wśród ogólnego śmiechu i atakującej ich czasem głupawki wygłupiali się przyrządzając sobie szybkie posiłki czy urządzając w mieszkaniu chłopaka prawdziwe centrum naukowe z wszechobecnymi małymi, kolorowymi karteczkami z najważniejszymi notatkami, kalendarzem z pozaznaczanymi na czerwono datami egzaminów, stosami notatek i książek oraz mnóstwem pustych talerzyków, szklanek i opakowań po słodyczach. Gdyby nie wisząca nad nimi presja można by powiedzieć, że świetnie się bawili.
Tego wieczora także siedzieli wspólnie nad notatkami z wykładów z prawa konstytucyjnego. Draco rozciągnięty na puchatym dywaniku tuż przy oknie opierając się na przedramionach studiował materiały, podczas gdy Hermiona leżała na kanapie wyciągając ręce z kartkami nad głową. Każde w skupieniu studiowało swoje notatki, a ciszę przerywał jedynie szelest przewracanych kartek.
Niespodziewanie dziwnie piskliwy dźwięk wypełnił pomieszczenie. Zaskoczeni szybko spojrzeli na siebie szukając jakiegoś wyjaśnienia co właściwie się stało i czy nie był to aby jakiś omam słuchowy. Jednak chłopak podniósł się z podłogi z ciężkim westchnieniem i odpowiadając wzruszeniem ramion na nieme pytanie Hermiony ruszył w kierunku drzwi.
- Słucham – powiedział schylając się do małego urządzenia nieopodal drzwi i przyciskając jeden z guziczków.
- Ymm. To tu mam mówić? Ok. Cześć Malfoy. Jest tam Hermiona? – usłyszeli trochę zbyt podniesiony głos Ginny. Co też ona wyprawia? Skąd się tu wzięła i po co przyszła? Do tego najwidoczniej wcale nie sama.
- Właź na górę, ostatnie piętro – Draco wcisnął kolejny przycisk i usłyszeli krótkie głośne buczenie oraz krzyk przestraszonej koleżanki a następnie jej śmiech. Znów spojrzeli po sobie szukając jakiegoś wytłumaczenia a następnie rzucili się w kierunku drzwi. Wiedzieli jedno, wieczór zapowiadał się ciekawie.
Gdy kilka minut później do mieszkania blondyna wparowała Ginny w towarzystwie Harry’ego, młody dziedzic z niedowierzaniem wpatrywał się to w swoich gości to za drzwi, trochę zaskoczony, że nie przypałętał się też nieodłączny towarzysz Wybrańca.
- A gdzie ta ruda szuja? - spytał ignorując miny zszokowanych gości rozglądających się po jego lokum.
- Draco! Może trochę ładniej? – oburzyła się Hermiona odbierając od kolegi przyniesione przez niego jak się okazało dwie pizzę oraz butelkę czerwonego wina.
- Sorry. A gdzie ta ryża szuja? Ceglana? Nie wiem co Ci nie pasuje w słowie rudy? – zamknął drzwi i rozbawiony podszedł do dziewczyny zaglądając jej przez ramię. Jednocześnie zastanawiał się skąd to nagłe najście.
- Bardzo śmieszne. Co się dzieje Gin? Gdzieś się wybieracie? – Hermiona z jednej strony bardzo ucieszyła się na widok przyjaciół, których ostatnimi czasy raczej zaniedbywała, lecz z drugiej nie mogła się już doczekać by wrócić do przerwanej nauki.
Ginny tymczasem nieśmiało spojrzała na swojego chłopaka, a ten objął ją i poklepał po ramieniu by dodać jej otuchy. W końcu to był jej pomysł i nie mogli się już wycofać. No chyba, że zostaną do tego zmuszeni.
- Pomyśleliśmy… Znaczy ja pomyślałam, że może zrobilibyście sobie małą przerwę w nauce. Sama mówiłaś, że większość wolnego czasu spędzasz u Malfoy’a, a już tak dawno się nie widzieliśmy. Chyba jeden dzień nie zrobi Wam różnicy?
- Ginny ale my mamy egzamin. Musimy się uczyć i … Bardzo mi miło, że chciało Wam się to wszystko taszczyć, ale mogliście przyjść jak wrócę do domu albo….
- Daj spokój przecież został nam tylko jeden egzamin i to do tego za tydzień – Draco rozbawiony całą tą sytuacją postanowił trochę się rozluźnić, zwłaszcza, że  nigdzie nie było tego żałosnego rudzielca. Ruszył w kierunku swojego dobrze wyposażonego barku i wyciągnął markowe, czerwone wino i zaraz wbił w nie korkociąg. Tego sikacza Potterów mogą zostawić na później.
- Za trzy dni i – dlaczego wszyscy muszą decydować za nią. Czy oni nie rozumieją jak ważne dla niej są te egzaminy? Jak ważne dla niej jest by przygotować się najlepiej jak potrafi, najlepiej jak to jest możliwe, by dać z siebie wszystko? W końcu przecież straciła już tyle czasu najpierw przez wojnę, później odbudowę Hogwartu, powtarzanie siódmego roku. Ona nie może sobie pozwolić na żadne poślizgnięcie, nie może sobie odpuścić nauki, a został im przecież tylko ten jeden egzamin w tej sesji. Czy aż tak ciężko to zrozumieć? Miała nadzieję, że chociaż Draco stanie po jej stronie, że jemu podobnie zależy, w końcu od tego zależy jego przyszłość, jego kariera w Paryżu.
Harry widząc smutną i zawiedzioną minę szatynki przeklął brzydko w duchu. Spodziewał się, że nie będzie łatwo, ale nie da się tak szybko pędzić w poczucie winy. Zwłaszcza, że znalazł w Malfoy'u nieoczekiwanego sprzymierzeńca. Rozejrzał się po luksusowym salonie i nonszalancko rozsiadł się na sofie zarzucając obie ręce na jej oparcie.
- Herm, przecież ty już wszystko umiesz. Proszę nie spinaj się tak. Daj nam godzinkę. Posiedzimy pogadamy, zjemy coś i pójdziemy. OK? – Cóż mogła zrobić? Właściwie to może i miał rację. Zrezygnowana wyciągnęła rękę, by zabrać blondynowi kieliszek wypełniony ciemnym płynem i przystawić go do ust.
Godzinę i dwie butelki wina później nikt już nie myślał o tym by kończyć to spotkanie. Chłopcy siedzieli na kanapie przed telewizorem szukając kanału z fajną muzyką i dyskutując na temat quidditcha, podczas gdy dziewczęta siedziały w kuchni wykładając na talerze znalezione w szafkach ciastka i krakersy.
- Ron nie chciał przyjść z Wami? – spytała szatynka wyrzucając puste opakowania do kosza. Prawda jest taka, że miała wyrzuty sumienia, że tak niewiele czasu poświęca ostatnio swojemu mężczyźnie. Jednak jest to tylko taki przejściowy okres i powinien to zrozumieć. W końcu ona rozumie jego wyjazdy służbowe i spotkania.
- Tutaj? Chyba żartujesz! – prychnęła Ginny zeskakując z blatu, na którym chwilę temu siedziała machając nogami. – Za nic w świecie nie przyszedłby do Malfoya. Znasz go, a do tego założę się, że będzie teraz jeszcze bardziej obrażony na cały świat. Taaak już to widzę, zwłaszcza jak się dowie jaka fajną imprezkę sobie tu zrobiliśmy. Wow. Co za chata! – zachichotała i wystawiła język widząc zmartwioną minę przyjaciółki.
-  Powinnam się uczyć – wygięła usta w podkówkę, by za chwilę się promiennie uśmiechnąć – więc lepiej dobrze się bawmy skoro tracę tyle czasu – teraz obie się roześmiały, zgarnęły przygotowane miseczki z jedzeniem i ruszyły w stronę chłopaków, którzy właśnie zmienili temat.
- Jak to się stało Malfoy? Nigdy bym się nie spodziewał, że będziesz tak mieszkać. Skąd to całe zamiłowanie do mugolskich przedmiotów? Skąd Ty w ogóle o nich wiesz? – spytał Harry opierając łokcie na kolanach wpatrując się kolegę. Blondyn jednak tylko się roześmiał. Może nie był do końca trzeźwy, ale nie miał zamiaru od razu się zwierzać Potterowi. Chłopak wydawał się w porządku, jednak to wciąż najlepszy kumpel tej pierdoły Weasley’a.
- Cóż mogę powiedzieć, jestem pełen niespodzianek – zaśmiał się głośno i sięgnął po butelkę, by uzupełnić ich kieliszki.
- Ale jak to się stało, że Draco Malfoy, który pogardę dla mugoli wyssał z mlekiem matki...
- Moją matkę zostaw w spokoju Potter – przerwał ten niejasny wywód Harry’ego zanim ten nie zabrnął za daleko, a widząc zbliżające się dziewczyny dodał – ludzie się zmieniają. Nawet ja, prawda Hermiona?
- Hmmm, uważam Cię za przyjaciela, to chyba najlepszy dowód – powiedziała wzruszając lekko ramionami na co wszyscy wybuchli śmiechem.
- Chyba za dużo pani wypiła panno Granger. To przecież tylko nasza fretka, pamiętasz?
- Fretka czy nie, ale ma super mieszkanie, barek wypełniony drogim alkoholem a do tego kupił mi najnowszy model iPhona. Czego tu nie lubić? – roześmiana wyciągnęła z torebki telefon na dowód swoich słów i pokazała przyjaciołom, o mało nie spadając przy tym z pufy. Wcześniej nie chwaliła się nikomu swoim nowym nabytkiem, lecz obecna ilość procentów we krwi sprawiła, że wszelkie obawy jak to zostanie odebrane zniknęły, bądź dobrze się schowały. Wiedziała też, że tylko w tym gronie jej słowa nie będą wzięte na serio i wykorzystane przeciwko niej.
- Żartujesz? Pokaż – wykrzyknął podekscytowany Wybraniec wyrywając jej z ręki najnowszy cud techniki.
- Nie chciałbyś jeszcze jednaj przyjaciółki Malfoy? – zaśmiała się Ginny po czym dostała czkawki wywołując salwę śmiechu u pozostałych.
- Nigdy nie przestaniesz zaskakiwać, co Draco? – spytał Potter pierwszy raz używając imienia kolegi, co było dla niego nie lada kamieniem milowym. Powoli zaczął rozumieć skąd ta nagła zmiana nastawienia jego brązowowłosej przyjaciółki do tego znienawidzonego niegdyś byłego ślizgona.
- Podgłoś to Harry! Jak ja lubię tę piosenkę – Hermiona przerwała mu wyciągając rękę w stronę telewizora tuż przed nosem Ginny tak szybko, że ta wystraszona zanurkowała za plecy swojego chłopaka szukając ratunku.
- Nie mówiąc już o wokaliście. Ale przystojniak - wykrztusiła zerkając na ekran ze swojego ukrycia, gdy już zrozumiała skąd ten nagły atak na jej osobę.
Gdy zdezorientowany Harry spełnił prośbę dziewczyny, Draco podszedł do telewizora przyglądając się o kim mowa.
- Ja go znam - stwierdził jakby nigdy nic wyciągając rękę tak, że niemal dotykał palcem ekranu. Nie bardzo rozumiał o co to wielkie halo. Koleś jak koleś. Sofie wzdychała do niego przez całe studia. O ile dobrze pamięta, ma nawet plakat z jego autografem zawieszony nad łóżkiem. Wzdrygnął się na samo wspomnienie. Mogła by zawiesić coś lepszego. Może jego podobiznę...
- Że co? Jaja sobie robisz?
- Serio. Byłem na jego koncercie w Paryżu. To ten Adam Jakiśtam … - dodał otrząsając się ze swoich rozmyślań lekko zaniepokojony torem jakim zmierzały.
- Żartujesz? W jaki sposób? Jak? Dlaczego?- przekrzykiwały się podekscytowane dziewczyny o mało nie szarpiąc go za koszulkę żądając odpowiedzi.
- Nie miałem wyjścia, przegrałem zakład. Ale koleś jest spoko, nie przeszkadzało mu, że nigdy wcześniej o nim nie słyszałem – dodał wzruszając ramionami.
- Rozmawiałeś z nim?
- No tak. Byliśmy razem na imprezie po koncercie – po ich zdziwionych i niedowierzających minach dodał – no co, Wy tak nie robicie? Ej ja tam tylko byłem, skąd miałem wiedzieć, że to coś niezwykłego - Merlin mu świadkiem, że gdyby miał wybór to nigdy by tam nie poszedł. Ale Sofie ma swoje sposoby by dopiąć swego. Oj ma. Uśmiechnął się nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jeszcze mu za to zapłaci.
- Jak tak go znasz to może nas zabierzesz? - Hermiona wpatrywała się błagalnie w jego oczy. Dopiero teraz otrząsnął się z rozmyślań o szalonej Francuzce o podobnych oczach do tych, które teraz tak mu się przypatrywały. Podniósł rękę i odgarnął kosmyk opadający jej na twarz za ucho po czym się pochylił i odpowiedział spokojnie.
- Jasne, czemu nie? Chociaż nie wiem co Wy dziewczyny w nim widzicie. Muzyka też taka średnia...
Ale nikt go już nie słuchał. Nie było to wręcz możliwe przy piskach dziewczyn podskakujących w dzikim tańcu radości na samą myśl, że poznają ulubionego wokalistę. Nawet Harry się uśmiechał widząc radość dziewczyn. Poklepał Draco po ramieniu podając mu jego kieliszek.
- Pięknie nas wpakowałeś, nie powiem. Obawiam się, że już się z tego nie wywiniesz. O Merlinie teraz nie dadzą nam żyć - pokiwał głową uśmiechając się ze zrezygnowaniem podczas, gdy zszokowany blondyn pociągnął łyk wina wpatrując się w roześmiane koleżanki.
*
Następne dni niewiele się różniły od poprzednich. No może poza zdecydowanym ociepleniem na froncie Draco i przyszli Potterowie. Przyjaźń z Hermioną także nabrała barw. Teraz mimo, że egzaminy skończyły się jakiś czas temu, wciąż spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Czas ten jednak wykorzystywali na długie rozmowy i beztroskie wygłupy. Jedynym co psuło spokój Hermiony był obrażony Ron, który, zgodnie z przewidywaniami Ginny,  nie bardzo się do niej odzywał od czasu spontanicznej imprezy na piętnastym piętrze. Na dodatek wyjechał właśnie na akcję i wróci dopiero przed samymi walentynkami. Obiecał jednak zabrać Hermionę na romantyczną kolację oraz wspomniał o jakiejś niespodziance, co pozwalało jej wierzyć, że niedługo jej przebaczy. Tymczasem wciąż spędzała dużo czasu w mieszkaniu byłego ślizgona czując się tam coraz naturalniej.
Draco nie mógł się jednak pochwalić tym samym, gdyż był ciągle rzadkim gościem w domu dziewczyny. Wciąż pamiętał jaka była spanikowana, gdy odwiedził ją po raz pierwszy. Starała się by wszystko było idealnie a on zachwycał się każdym z jej zdjęć z dzieciństwa, które stały nad kominkiem. Gdy zniknęła na chwilę w kuchni wziął jedno - to na którym widniała około dwuletnia dziewczynka uczesana w dwa słodkie kucyki - i schował do swojej torby. Odda je następnym razem, gdy tylko skopiuje je zaklęciem w zaciszu swojego mieszkania. Najbardziej skrępowana była jednak wtedy,  gdy zobaczył jej pokój z dzieciństwa. Weszła pierwsza i stanęła na środku nerwowo pocierając dłonie. Z uwagą śledziła jego minę obawiając się nadchodzących, kąśliwych uwag. Jednak żadna nie nastąpiła. Draco rozglądał się z uśmiechem po niewielkim pomieszczeniu. Był to pewnie typowy pokój nastoletniej mugolskiej dziewczynki - białe proste meble, różowa puchata narzuta na łóżku, wyglądający na wygodny duży fotel w kącie tuż obok regału wypchanego po brzegi książkami. Jednak nie to wszystko najbardziej przykuło jego uwagę a kolejne ramki ze zdjęciami stojące na jej biurku -  to z lewej przedstawiało całą Złotą Trójcę jeszcze z czasów Hogwartu, z prawej zobaczył jej rodziców a w środku na honorowym miejscu umieszczone było zdjęcie z Nowego Jorku,  takie samo jak to,  które dostał w świątecznym prezencie. Fakt, że jego własna podobizna znalazła się wśród tych kilku najbliższych jej osób ścisnął go za serce. Do tego na ścianie na wprost łóżka znalazł obraz, który sam dla niej zrobił. To wszystko razem z miną dziewczyny obawiającą się jego reakcji to było dla niego za dużo. Obiecał sobie definitywnie zakończyć ten etap samobiczowania i nie robić sobie więcej nadziei na coś co i tak nigdy się nie wydarzy. Są przyjaciółmi a to i tak więcej niż się spodziewał jeszcze nie tak dawno temu. Pożegnał się czym prędzej i wyszedł. Nie umknął jednak jego uwadze fakt, że niezbyt często go odtąd zapraszała, a jeśli już to tylko wtedy, gdy w domu nie było jej rodziców. Sam zaczął się zastanawiać czy ją czymś uraził a może zwyczajnie się go wstydziła?
*
Nigdy nie był dla nikogo najważniejszy. Przez całe swoje życie, odkąd pamięta, musiał ze wszystkich sił zabiegać o uwagę innych, bo w przeciwnym razie był całkiem pomijany. Niechciany, niepotrzebny nikomu a do tego niezdarny, niezbyt mądry, nie wystarczająco ładny. Zawsze pod górę i wiatr w oczy. Nigdy się nikomu do tego nie przyznał, ale był doskonale świadomy jaki wygrał los na loterii losu, gdy jako jedenastoletni chłopiec zaprzyjaźnił się z Harrym i Hermioną. Nie było łatwo, Merlin mu świadkiem, ale przyjaźń z tą dwójką wiele go nauczyła, dodała pewności siebie i pozwoliła dorosnąć. Ba, nawet stał się bohaterem. Jednym ze Złotej Trójcy a to już coś znaczyło. Nie był już nikim, wyśmiewanym popychadłem, niechcianym, kolejnym synem, nieukiem. Teraz był kimś. Kimś rozpoznawanym, wielbionym, docenianym, miał przed sobą możliwości o jakich wcześniej mu się nie śniło. W końcu spełniły się jego marzenia i nie pozwoli już sobie tego odebrać. O nie! Za długo czekał na to wszystko.
Do pełni szczęścia został mu już tylko jeden krok, wydawałoby się tak naturalny i oczekiwany przez wszystkich. Idealne zwieńczenie tej całej historii. Jest jeszcze co prawda młody i mógłby się wyszumieć, jednak nie miał złudzeń, że nie nadawałby się na playboya. Z resztą, która lepiej nadawałaby się na kandydatkę na żonę jak nie towarzyszka tylu przygód, współbohaterka Hermiona? Tak teraz się pobiorą, będą mieć dwójkę może trójkę dzieci, będą wspólnie pracować w Ministerstwie – może uda mu się jeszcze ją namówić by darowała sobie to nudne prawo i została aurorem tak jak on, a na starość będą siedzieć w swoich bujanych fotelach otoczeni gromadką prawnuków słuchających z zapartym tchem historii ich życia. Może nawet zostanie Ministrem Magii? Tak i już zawsze będzie szczęśliwy.
Uśmiechnął się do swoich myśli przyspieszając kroku. Zdawał się nawet nie zauważać mijanych ludzi zdążając do wybranego wcześniej miejsca. Nagle stanął jak wryty. Gdzieś w tłumie mignęła mu blond czupryna. Szukał jej przez chwilę wzrokiem niemalże rozpychając się łokciami. Gdzie może  być ta fretka? Z całych sił miał nadzieję przyłapać blondyna na czymś niecnym by wykorzystać to później przy kolejnej sprzeczce z ukochaną. Znów go zauważył. Wyraźnie zmierzał w kierunku Śmiertelnego Nokturnu, przyspieszył kroku by go nie zgubić, tak że o mało na niego nie wpadł. Szybko wymamrotał ciche „przepraszam” i klnąc pod nosem zawrócił czerwieniejąc jak dojrzały pomidor. A niech to, to nie on, nie tym razem, ale następnym na pewno uda mu się go dorwać.
Nie może pozwolić, by ten podły smierciożerca pokrzyżował mu plany. Nie miał pojęcia jakim cudem tak omotał Hermionę. Wydawało by się, że taka mądra czarownica nie powinna tak łatwo wpaść w sidła takiego łajdaka. Osobiście podejrzewał, że rzucił na nią jakieś zaklęcie z zakresu czarnej magii, bo przecież nie mogło chodzić o jego ładną buźkę. Nie, nie po tym wszystkim, co ten potwór zrobił. Hermiona była inna, ale musi jej pilnować. Nie wiadomo co ten morderca knuje. Nie może mu pozwolić już nikogo więcej skrzywdzić. A już na pewno nie pozwoli przyprawiać sobie rogów.
Tak, oświadczy się i Hermiona zapomni o Malfoy’u raz na zawsze. Zajmie się tym co powinna – domem, rodziną, później karierą aurora jeśli będzie chciała. Jednak jeśli o niego chodzi to powinna zostać w domu i wychowywać dzieci tak jak jego matka. Przynajmniej nie będzie się musiał martwić jej spotkaniami z innymi mężczyznami. Aż zadrżał na samo wspomnienie dnia, gdy dziewczyna oznajmiła mu, że będzie się przygotowywać do sesji z tym podłym mordercą. Nawet do głowy mu wtedy nie przyszło, że będzie ona spędzać z nim całe dnie i to tak długo. Czy ona nie zdawała sobie sprawy w jakim to stawia go świetle? Zazgrzytał zębami ze złości. Nie może pozwolić by to się potworzyło.
Stanął przed pięknymi przeszklonymi drzwiami w solidnej drewnianej oprawie i energicznie nacisnął klamkę. Tak, nie ma na co czekać, im prędzej wezmą ślub tym prędzej ta blond fretka zniknie z ich życia.
- Dzień dobry. Chciałbym obejrzeć pierścionki zaręczynowe – uśmiechnął się nerwowo, po cichu licząc na to, że te brylanty wcale nie są takie drogie.
*
Stresował się nie ma co ukrywać. Wiedział doskonale, że wszystko pójdzie po jego myśli, bo niby dlaczego miałaby się nie zgodzić? Znają się tyle lat, kochają się, nawet nie powinna być specjalnie zaskoczona, zwłaszcza po zaręczynach Gin i Harry’ego. A jednak czuł to zupełnie irracjonalne zdenerwowanie. Przeczesał świeżo przystrzyżone włosy ręką i z uśmiechem przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Musiał przyznać, że w grafitowych spodniach i nowoczesnej kamizelce ubranej na czarną rozpiętą pod szyją koszulę wyglądał rewelacyjnie. Tak, warto było zainwestować w nowe ciuchy. Zdecydował się  raz zaszaleć i kupić coś eleganckiego, akurat na rozpoczęcie nowego etapu życia. Maleńkie złote pudełeczko schował do kieszeni, chwycił bukiet czerwonych róż czekający na stoliku przy łóżku i już był gotów jechać po przyszłą panią Weasley.
Gdy pół godziny później otworzyła mu drzwi w czerwonej, podkreślającej jej atuty sukience, poczuł, że ręce zaczynają mu się pocić z przejęcia. Była tak zjawiskowo piękna, że nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
 - Cześć Kochanie – wyciągnął dłoń do jej policzka i pocałował delikatnie w usta na co dziewczyna wyraźnie się odprężyła. Pewnie spodziewała się kolejnego wybuchu zazdrości i następnej kłótni, ale to nie dziś. Dzisiejszy wieczór ma być idealny, nie ma w nim miejsca na kłótnie o głupoty, które za chwile przestaną mieć znaczenie.
- Ron, ja – zaczęła smutnym tonem spuszczając wzrok.
- To nic. Nie przejmuj się, wszystko jest dobrze. Jesteś gotowa?  - Hermiona uśmiechnęła się i pokiwała głową po czym szybko zarzuciła mu ręce na szuję i jeszcze raz pocałowała. Następnie odsunęła na tyle, by spojrzeć mu głęboko w oczy, lecz on złapał ją w tali i odsunął od siebie.
- Raz raz. Zarezerwowałem nam stolik w  Six Senses, którą tak lubisz. Zbieraj się, bo się spóźnimy – dziewczyna pisnęła podekscytowana i aż klasnęła w dłonie. Uwielbiała tę restaurację i zawsze wybierali się tam na ważniejsze okazje. Wsadziła szybko róże do wazonu, zarzuciła na siebie płaszcz i już biegła za Ronem.
Gdy siedzieli już przy stoliku nawet nie zajrzała w kartę. Doskonale wiedziała co zamówi, to co zawsze gdy się tu wybierają – risotto z owocami morza i lampkę białego wina. Mmm, już czuła w ustach ten cudowny smak.
- Chyba wezmę stek, od dłuższego czasu mam na niego ochotę. A Ty? – spytał odkładając kartę dań na brzeg stolika – tylko proszę nie znów te ślimaki.
Zrobił zdegustowaną minę i nim zdążyła coś powiedzieć dodał:
 – Chyba możesz raz w życiu zaszaleć. Niech dziś będzie wyjątkowy dzień.
Otworzyła buzię zszokowana. Czy on naprawdę miał zamiar mówić jej co ma zamówić do jedzenia? A może rzeczywiście jest taka nudna i przewidywalna, że potrzebuje od czasu do czasu jakiejś odmiany? Ok, niech mu będzie. Westchnęła głośno i znów sięgnęła po kartę.
- Dobrze więc, czy paella z owocami morza jest dla Ciebie wystarczająco szalona? – nie mogła sobie odmówić tej kąśliwej uwagi, chociaż rzeczywiście w karcie było tyle smakowitych pozycji, że marnotrawstwem było zamawianie wciąż tego samego dania. Ron jednak nie był do końca zadowolony, co widziała po jego minie, jednak nie odezwał się na ten temat już ani słowem. Co więcej raz po raz nerwowo kręcił się na krześle, wycierając co chwilę czoło chusteczką.
- Wszystko w porządku? – spytała pociągając łyk wody, gdy przyniesiono już ich posiłek. Przytaknął szybko głową i zabrał się za jedzenie.  Następnie aż do deseru opowiadał jej o ich ostatniej akcji wyraźnie zafascynowany swoja pracą. Zazdrościła mu tego, że tak doskonale wie czego chce, co sprawia mu satysfakcję. Ona sama tak naprawdę nie wiedziała jeszcze do końca co chciałaby robić, ten wybór ciągle był przed nią. Czasem czuła się jak mała dziewczynka, którą ktoś pyta kim chce być w przyszłości a ona strzela na oślep zawodami, które akurat wpadną jej do głowy podczas, gdy wszyscy jej znajomi już od dawna rozkręcają swoje kariery. Cóż, pozostało jej wierzyć, że wybrane przez nią prawo rzeczywiście jest jej przeznaczone.
- A jak Twoje egzaminy? - dopiero w tym momencie uzmysłowiła sobie, że wcale nie słuchała Rona pogrążona w swoich myślach.
- Dobrze. Czekam jeszcze na wyniki z jednego egzaminu, powinnam je dostać do końca tygodnia, więc w weekend możemy mieć następny powód do świętowania - uśmiechnęła się unosząc do ust kieliszek wina. Niewiele rzeczy ostatnio sprawia jej taką radość jak wszystkie egzaminy zdane na wybitne.
- Przykro mi Kochanie, ale w piątek wyjeżdżam na dwa tygodnie. Mamy szkolenie w Montrealu - uśmiechnął się smutno wyciągając rękę i łapiąc jej dłoń - Uczcimy to później, a w weekend możesz zrobić sobie wasz babski wieczór z Ginny.
- Ginny też wyjeżdża. Mają jakieś mega ważne spotkanie w sprawie następnych Mistrzostw Świata w quidditchu - na chwilę zrobiło jej się przykro, jednak pocieszyła się myślą, że chociaż znajomi z uczelni podzielą jej entuzjazm związany z zakończeniem sesji i będzie mogła z nimi spędzić czas bez wyrzutów sumienia, że znów zaniedbuje przyjaciół. Już miała zanurzyć widelczyk w smakowicie wyglądającym cieście czekoladowym, gdy Ron znowu zacisnął palce na jej dłoni wymuszając, by na niego spojrzała.
- Hermiona, wiesz jak bardzo Cię kocham - wyciągnął drugą rękę po jej dłoń - nawet nie marzyłem o tym, że będę mieć takie szczęście, by zakochać się w najlepszej przyjaciółce, nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, dlatego - puścił jej ręce by sięgnąć do kieszeni i wyciągnąć małe pudełeczko, gdy je otworzył zobaczyła piękny, złoty pierścionek z brylantem - chciałbym Cię prosić byś została moją żoną.
Już miał założyć jej pierścionek na palec, ale wciąż nie dostał od niej żadnej odpowiedzi. Dziewczyna jakby nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku, tylko to otwierała to zamykała usta, aż w końcu odchrząknęła i sięgnęła po kieliszek z wodą. Gdy upiła łyk odłożyła go i sięgnęła po wino. Czemu to zajmowało tyle czasu, czemu jeszcze nic nie powiedziała, przecież to miała być tylko formalność.
Jej myśli pędziły jak szalone. Skąd u niego ten pomysł z oświadczynami. Owszem są ze sobą już bardzo długo, ale wydawało się jej, że wyraziła się jasno, że nie planuje ślubu dopóki nie skończy studiów i nie zacznie pracować. Są jeszcze tacy młodzi, to przecież jeszcze nie pora na takie wielkie kroki.
- Ron, kocham Cię, dobrze o tym wiesz, ale to nie odpowiedni moment. Wydawało mi się, że już o tym rozmawialiśmy - zamknęła pudełeczko i splotła palce dłoni - nie musimy się tak spieszyć. Jak to sobie w ogóle wyobrażasz? Na Merlina, mamy po dwadzieścia dwa lata nie stać nas jeszcze ani na wesele ani na wspólne życie. Gdzie byśmy niby mieli mieszkać? W Norze? – początkowe skrępowanie ustępowało miejsca irytacji, gdzie on w ogóle miał głowę, do czego mieli się aż tak spieszyć?
- A Harry…
- Harry mnie nie obchodzi, niech robi co chce. To moje życie, nasze i nie mam zamiaru…
- Nie masz zamiaru co? Wyjść za mnie za mąż? – teraz i Ronowi podniosło się ciśnienie. Nie dość, że jego idealny wieczór prysł niczym mydlana bańka, to jeszcze jego wymarzona kobieta robi mu aferę, bo śmiał się jej oświadczyć – to doprawdy komiczne. Schował pudełeczko z pierścionkiem z powrotem do kieszeni i jednym haustem dopił resztę zawartości kieliszka z alkoholem.
- Ron, przecież wiesz, że to nie o to chodzi. Pewnie kiedyś weźmiemy ślub, ale jeszcze nie teraz. Proszę, poczekajmy jeszcze.
- Naprawdę nie możemy się nawet zaręczyć? – powoli zaczął się łamać, rozumiał cokolwiek z jej argumentów, ale czy to naprawdę tak źle, że chciał by wszyscy wiedzieli, że ona należy do niego i mają się trzymać z daleka?
- Daj mi chociaż dwa lata dobrze? Nie jestem jeszcze na to gotowa. Za dwa lata sama Ci się oświadczę – próbowała rozładować panujące między nimi napięcie. Jak miała mu wytłumaczyć, że w jej świecie dwudziestolatkowie się nie zaręczają i nie biorą ślubów. Całe życie przed nimi, przecież mają jeszcze na to czas. Mają czas na wszystko. Muszą się jeszcze sprawdzić na tylu płaszczyznach…
- Ok, ale coś mi obiecaj – chwycił jej dłoń i przysunął sobie do ust, by złożyć na niej delikatny pocałunek z uśmiechem jej się przyglądając – zamieszkajmy razem…


____________________________________

Witajcie Kochani!
Tak tak nie wydaje się Wam, wracam. Nie będę obiecywać, że co tydzień będzie nowy rozdział, ale na pewno w końcu będzie.
Wracam. Sami oceńcie w jakim stylu. Pewnie minie trochę czasu zanim znów się wdrożę w pisanie, wybaczcie proszę.
Rozdział świeżo skończony, nawet nie bardzo sprawdzony i zapewne pełny byków, ale tak strasznie tęsknię za tym uczuciem towarzyszącym publikacji, że nie mogłam sobie odmówić :)
Nicci
Copyright © 2016 Follow your dreams , Blogger