środa, 12 listopada 2014

Rozdział 12 Nic nie mów

Czarną noc rozświetlał wszechobecny śnieg odbijający żółte światło ulicznych lamp rozpraszając ciemność bezksiężycowego nieba. Jasna poświata wpadająca przez okno kusiła by wyjść na zewnątrz ogrzać się w jej cieple. Dziewczyna leżąca na łóżku westchnęła głęboko wpatrując się w pełni rozbudzonymi oczami w cienie wędrujące po podłodze. Nie zaśnie, była o tym przekonana. Przyspieszony rytm serca pompował wypełnioną adrenaliną krew do wszystkich komórek jej ciała, więc jak miałoby się to jej udać? Sięgnęła ręką do brzegu kołdry, by ją z siebie ściągnąć i postawić bose stopy na miękkim dywaniku. Schyliła na moment głowę przymykając powieki, wzięła kolejny głęboki wdech i powolny wydech. Otworzyła oczy i podniosła się z posłania zmierzając w kierunku leżącego na fotelu szlafroka. Gładziła przez chwilę jego miękki materiał, wciąż tonąc w swoich myślach. Wyciągnęła rękę by dotknąć leżącej na stoliku szczelnie zapakowanej koperty ze zdjęciami. Walczyła chwilę z pragnieniem dokładnego ich przeanalizowania, jednak z głębi duszy wiedziała, że widok jego roześmianej twarzy niczego jej nie ułatwi. Podniosła głowę i podeszła do drzwi balkonowych. Uniosła kąciki ust widząc pokryte śniegiem dachy, parapety, drzewa i chodniki, skąpane w przytłumionym świetle, co nasuwało jej na myśl krajobrazy spotykane na pocztówkach. Szarpnęła klamką i przeszła przez ustępujące z cichym piskiem drzwi balkonowe. Chłodne powietrze otuliło jej drobną sylwetkę oczyszczając umysł. Odetchnęła jeszcze raz lekko się uśmiechając i założyła ręce na piersi.
Tak ciężko było jej zrozumieć swoje własne uczucia. Czy Draco kiedykolwiek coś jej obiecywał? Czy dał jej znać słowem lub gestem, że jest nią zainteresowany w romantyczny sposób? Nie, nigdy. To słowa jej taty zasiały w niej to ziarenko niepewności. Do tego niewybredne żarty chłopaka i jej własny głupi pomysł sprawiły, że to uczucie zakiełkowało i zburzyło spokój jej duszy. Czy jednak jest to uczucie prawdziwe, podstawne? Czy wyobraża sobie siebie u jego boku na dobre i złe? Zaśmiała się na głos kręcąc głową. Zdecydowanie nie. To coś, jakby tego nie nazwać, było zupełnie chwilowe, impuls, który pojawił się tak szybko jak znikł. Bo znikł, prawda? Przeszukiwała swoje serce usilnie starając się ignorować powoli wypełniające ją ukłucie żalu za czymś nowym, ekscytującym, co nigdy nie miało prawa powstać. I jeszcze ta pusta dziewucha z klubu. Nigdy nie rozumiała mężczyzn, więc dlaczego Draco miałby być wyjątkiem, ale chyba istnieją pewne granice, prawda? Czy naprawdę podobają mu się takie dziewczyny czy może… może chciał wysłać jej sygnał, że nie ma na co liczyć? Może wyciągnął złe wnioski z jej durnej zagrywki? Tak czy inaczej musi być ze sobą zupełnie szczera. Nie jest w stanie zaryzykować tej przyjaźni, ani swojego związku z Ronem przez zupełnie irracjonalne, bezpodstawne mrzonki. Są przyjaciółmi, to wszystko. Jak mogła choć przez chwilę myśleć, że mogłoby być inaczej?
No właśnie, Ron. Nagle poczuła ogromne wyrzuty sumienia. Przez ostatni tydzień niezbyt często gościł w jej myślach. Ten wyjazd ma na nią zdecydowanie zły wpływ. Pora wszystko naprostować, poukładać do odpowiednich szufladek, przegonić wszystkie wilki w owczych skórach. A zacznie od wysłania sowy do ukochanego. Z samego rana.  
W tym momencie uświadomiła sobie, że jej serce znów biło w normalnym rytmie. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo przemarzła wciąż stojąc na balkonie w tę mroźną noc. Odwróciła skostniałe ciało w kierunku pokoju i szybko zamknęła za sobą drzwi. Nie zdejmując okrycia wskoczyła do swojego dużego ciepłego łóżka okrywając się szczelnie kołdrą. Teraz mogła spokojnie zasnąć.
*
Zanim otworzył oczy następnego ranka czuł rozrywający jego głowę ból. Jęknął cicho przekręcając się na brzuch i badając lewą ręką zmiętą, zimną już pościel po drugiej stronie łóżka. Sam nie wiedział jakie uczucie w nim teraz przeważało – czy ulga, że już jej nie ma czy może złość, że zostawiła go bez słowa. Nagle jego palce natrafiły na gładką taflę papieru w okolicach sąsiedniej poduszki. Szybko otworzył oczy unosząc się trochę na ręce, drugą łapiąc kartkę i podtykając ją sobie pod nos. Co to niby ma znaczyć? Wpatrywał się chwilę w rząd równych, kształtnych cyferek i napis „Zadzwoń. Nikki”. Zadzwoń? Co niby miała na myśli?
- Dzień dobry Romeo – zaśmiał się Nick wstając z fotela – widzę, że miałeś interesującą noc – podszedł do blondyna i wyrwał mu kartkę z ręki. Wciąż zaspany chłopak wpatrywał się w kolegę z zaskoczeniem, po czym znów opadł na poduszkę zasłaniając oczy dłonią.
- Uwierzysz jeśli Ci powiem, że całą noc przegadaliśmy? – odpowiedział zachrypniętym głosem, odchrząkując kilkakrotnie.
- Akurat co do tego to nie mam wątpliwości. Zastanawiam się tylko w jakim języku – francuskim czy Braille’a – zaśmiał się z własnego dowcipu rzucając liścik dziewczyny Draconowi na brzuch.
- Możesz mi powiedzieć skąd wiedziała gdzie mnie znaleźć? I o co chodzi z tym cholernym dzwonieniem?
- Spytała mnie i nie miałem serca jej odmawiać. Poza tym wyglądała na nieźle zdeterminowaną. Podobno zostawiłeś ją na parkiecie, poszedłeś po Hermionę i razem wyszliście – usiadł na swoim łóżku wpatrując się w kolegę, licząc na to, że zaraz usłyszy co tak naprawdę się wydarzyło. Gdy nie doczekał się żadnej reakcji dodał – To numer jej telefonu, takie mugolskie urządzenie by rozmawiać ze sobą na odległość. Coś jak nasze patronusy, ale dużo szybsze.
- Skąd to wszystko wiesz? – Draco usiadł by lepiej przyjrzeć się koledze.
- Kiedyś chodziłem z mugolką. Żartowała, że muszę być czarodziejem, bo to co wyczyniam w sypialni to prawdziwa magia – poruszał sugestywnie brwią uśmiechając się szeroko do własnych wspomnień. – zbieraj się idziemy na śniadanie.
Szybki prysznic i fiolka pełna przejrzyście niebieskiego eliksiru na kaca zaraz postawiły go na nogi. Gdy piętnaście minut później weszli do hotelowej restauracji, Hermiona z burzą brązowych loków spływających jej na ramiona siedziała już przy stoliku zawzięcie skrobiąc piórem po leżącym przed nią pergaminie. Raz po raz przerywała swoje zajęcie by lewą ręką wpakować sobie to ust widelec z jajecznicą. Była tak pochłonięta pisaniem, że nawet nie zauważyła ich pojawienia się.
Draco ściśnięty nagłym poczuciem winy odwrócił od niej wzrok i złapał wolny talerz, by nałożyć sobie porcję tostów i dwa jajka sadzone. Zamówił jeszcze kawę u przechodzącej kelnerki i usiadł naprzeciwko przyjaciółki. Po chwili dołączył do nich Nick z wypełnionym po brzegi talerzem, na którym brakowało chyba tylko dżemu i płatków śniadaniowych z pośród proponowanych dań.
- Smacznego – zawołał jak zwykle uśmiechnięty, pochłaniając już kawałek bekonu.
- Nie wiem gdzie Ty to mieścisz. Masz sześć żołądków czy co? – spytał wciąż lekko struty blondyn skubiąc niedbale swojego tosta.
- Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. A Ty co taki skwaszony? Wydaje mi się, że akurat dziś powinieneś tryskać dobrym humorem. Po takiej nocy… auuu – krzyknął, gdy poczuł mocne kopnięcie w kostkę, wypluwając przy okazji kawałek kiełbaski. Schylił się by rozetrzeć bolące miejsce, rzucając koledze groźne spojrzenie przymrużonymi oczami. Dziewczyna zdawała się niczego nie zauważać, wciąż zaciekle pracując nad treścią swojej notatki.
- Co tam tak piszesz? List do mamusi? – spróbował zwrócić jej uwagę.
- List, tak, ale nie do mamy, do niej już dzwoniłam – rzuciła nawet nie podnosząc wzroku.
- Dzwoniłaś? Czyli też masz ten jak to było…? – spojrzał szybko na kolegę szukając u niego pomocy, ale ten nie był w stanie mu podpowiedzieć z pełnymi ustami, więc tylko wzruszył ramionami – telefon?
- Tak – pierwszy raz podniosła głowę i spojrzała prosto w jego szare oczy – a skąd wiesz co to jest?
- Od Nicka. Pokażesz mi później jak to działa? Podobno jest szybsze od patronusa i… czemu się śmiejesz? – nic nie rozumiał, czy powiedział coś nie tak?
- Och bez powodu. Uważam tylko, że trzeba dzisiejszy dzień zaznaczyć w kalendarzu na czerwono, jako dzień, w którym arystokrata Draco Malfoy zainteresował się mugolskimi urządzeniami i uznał, że są lepsze od czarów. Rozkręcasz się, najpierw aparat, teraz telefon. Jak tak dalej pójdzie może jeszcze kupisz sobie telewizor – znów się zaśmiała ironicznie, kończąc swoje śniadanie – a powiedz mi do kogo niby miałbyś dzwonić?
- No to zależy. Jeśli dalej będziesz sobie robić ze mnie jaja to na pewno nie do Ciebie. Ani słowa – burknął jeszcze podirytowany w stronę zielonookiego kolegi, gdy ten podniósł rękę starając się jednocześnie przełknąć.
- To powiesz w końcu do kogo ta epopeja – spytał, gdy dziewczyna postawiła na pergaminie ostatnią kropkę, odłożyła pióro i zwinęła papier w rulonik.
- Do Rona oczywiście. Musiałam mu powiedzieć, że będę na święta w domu. A właśnie, spotkałam wczoraj w nocy Tompsona i kazał Wam przekazać, że w piątek ma być ostateczny werdykt.
- Kiedy w nocy? Przecież wracaliśmy razem – Draco zmarszczył czoło intensywnie próbując sobie przypomnieć czy widział wykładowcę w drodze powrotnej z klubu.
- Później. Zeszłam do recepcji po… coś i jak wracałam to wsiedliśmy razem do windy – spuściła wzrok. Nie chciała wspominać o zdjęciach, bo chwilowo bała się je oglądać. Łatwiej było udawać, że uwiecznione sytuacje w ogóle nie miały miejsca.
- To ciekawe – rzucił Nick stukając palcem wskazującym po swojej górnej wardze. Gdy zyskał już ich niepodzielną uwagę dodał – Jak wróciłem nad ranem to jego pokój był pusty. Zameldowali go przecież naprzeciwko nas i jestem prawie pewien, że jego czytnik się nie świecił.
- Musiało Ci się wydawać. Gdzie miałby być, skoro Hermiona widziała jak wchodził do pokoju.
- Nie widziałam. Powiedziałam, że wsiedliśmy razem do windy, ale gdy wysiadłam on pojechał dalej. Nie przyszło mi do głowy spojrzeć, które piętro wcisnął. I jak tak o tym teraz myślę, to rzeczywiście był jakiś dziwny.
- Dziwny? Jak masowy morderca szukający alibi dziwny czy może ukrywał za sobą jakąś panienkę?
- No tak bo tylko te dwie opcje wchodzą w grę. Nick ponosi Cię wyobraźnia. Był sam i nie zauważyłam śladów krwi. Może po prostu ma tu kogoś znajomego. Nie musi się nam tłumaczyć.
- A nie wrócił na noc bo….
- A Ty czemu nie wróciłeś na noc Sherlocku? Daj mu spokój. Już Wy powinniście najlepiej wiedzieć, że takie rzeczy się zdarzają. A z tego co wiem, nie ma żony.
- Chyba rzeczywiście trzeba zaznaczyć ten dzień w kalendarzu. Świat się kończy, Granger nie wie wszystkiego. Otóż Tompson ma żonę i małego Tompsona juniora. Spotkałem ich kiedyś na Pokątnej.
- Co takiego? Jesteś pewien? A to parszywy drań! – krzyknęła dziewczyna uderzając pięścią w stolik –Wszystkich zdrajców i oszustów od razu potraktowałabym avadą.
- Spokojnie Granger. Sama przed chwila mówiłaś, że to może być zupełnie niewinne i…
- Jasne, niewinne. A ja go lubiłam… – wstała wciąż wzburzona i zaczęła zbierać swoje rzeczy - Idę pożyczyć sowę. Lepiej żeby mi się po drodze nie napatoczył… - i odeszła szybkim krokiem. Zaskoczony Draco wymienił spojrzenia z kolegą i wrócili do swoich śniadań.
- Dobrze, że ją sobie odpuściłeś – stwierdził Nick klepiąc ramię Dracona -  Właściwie to i tak nie miałeś szans…
- Zajmij się lepiej jedzeniem, bo zaraz wepchnę Ci je prosto do gardła – odpowiedział blondyn odrzucając rękę kolegi.
*
Ostatni tydzień w Nowym Jorku minął im na radosnych przyjacielskich przepychankach. Spędzali razem każdą wolną chwilę i mogli zgodnie stwierdzić, że nigdy wcześniej nie czuli się lepiej w swoim towarzystwie. Zwariowany, początkowo lekko odstający od reszty Nick, szturmem zdobył sympatię pozostałej dwójki swoim rozbrajającym poczuciem humoru. Draco ze swoimi ciętymi ripostami, arystokratycznymi manierami doprowadzającymi zielonookiego do łez i nagłym zainteresowaniem mugolskimi nowinkami technologicznymi sprawiał, że nie sposób było się przy nim nudzić. Przy tej szalonej dwójce Hermiona się rozluźniła i ze zdziwieniem zauważyła, że dużo częściej się uśmiecha. Ostatnie wydarzenia między nią a blondynem skutecznie oczyściły atmosferę i pozwoliły im bez niezręczności i skrępowania cieszyć się swoim towarzystwem. Poza wspólną zabawą, tworzyli także zgrany zespół naukowy. Szatynka była nawet w stanie zaufać kolegom na tyle by rozdzielić między nich część materiału do opracowania, zamiast robić wszystko samej, tak jak do tej pory.
Teraz, gdy siedzieli u chłopców w pokoju, w ten ich ostatni wieczór przed powrotem do domu, świętując zakończenie procesu, było im trochę szkoda, że ta przygoda już się kończyła. Ogrzewali się w blasku kominka obserwując gorące języki ognia wędrujące po żarzących się polanach i popijając schłodzone białe wino.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że Bertie Bott przegrał. Chyba nie mam wyjścia i muszę przyznać, że kolejny raz miałaś rację – uniósł swój kieliszek w geście toastu i przyłożył jego brzeg do ust.
- Widać czarodzieje wcale się tak bardzo nie różnią od mugoli. Ale nic się nie martw zawsze możesz mnie prosić o konsultacje jak już będziesz tą wielką szychą we francuskim ministerstwie.
- Najwyżej zatrudnię Cię jako moją asystentkę. Umiesz parzyć kawę? – roześmiał się widząc jej otwartą z zaskoczenia buzię – Miałbym najlepiej napisane raporty w całym ministerstwie, ale nie wiem jak długo bym zniósł ten ciągły jazgot „O Merlinie, deadline za dwa tygodnie a ja mam napisane tylko 15 stron” – Nick parsknął śmiechem rozpryskując w koło swoje wino, słysząc Dracona udającego głos Hermiony, a dziewczyna tylko pokiwała głową z pobłażaniem.
- Dziękuję za propozycję, ale nie planuję opuszczać Anglii. Mimo to dobrze wiedzieć, że nie muszę się martwić bezrobociem i mam u Ciebie pewną posadkę. Ale to taka odległa przyszłość, powiedzcie lepiej jakie macie plany na święta i sylwestra.
- Ja pewnie jak co roku pojadę do rodziny do Aberdeen, a w sylwestra moja kuzynka wychodzi za mąż więc nie mam dylematu, a Wy?
- Święta w Malfoy Manor, matka mi zapowiedziała, że nie przyjmuje do wiadomości, że mogłoby być inaczej. Pewnie ciotka Andromeda przyjdzie z Teddym. Ciągle ciężko mi się do tego przyzwyczaić.
- Pogodziły się? To super. W końcu obie straciły rodzinę, więc… przepraszam nie powinnam poruszać tego tematu…
- W porządku. Sam zacząłem. A Ty jakie masz plany? Święta w Dziurze?
- Norze! Nie wiem, wigilię spędzę pewnie z rodzicami, może później pojadę do Rona. A sylwester u Harry’ego, jak co roku. Może do nas dołączysz?
- Jasne, dawno nie czułem się jak piąte koło, no i Twój narzeczony chyba nie byłby zachwycony.
- Nie przejmuj się Ronem, przecież nie będziesz siedzieć sam w domu.
- A kto powiedział, że będę siedzieć sam. Pójdę do Blaise’a, podobno Teo wrócił do kraju, może Pan będzie. Posiedzimy, napijemy się, powspominamy stare dobre czasy – skrzywił się lekko i spuścił głowę, ze wzrokiem utkwionym w swoim lewym przedramieniu.
- Draco… - zaczęła z zatroskana miną, wyciągnęła rękę i położyła dłoń na jego barku.
- Och dość tych smutów. To nasz ostatni taki wieczór. Draco szukaj jakiegoś alkoholu bo butelka pusta, ja tu Was ukulturalnię – powiedział włączając radio – a Ty Hermiono, powiedz mi kochanie, jakie znasz mugolskie gry towarzyskie…
*
Następnego ranka zaraz po śniadaniu cała trójka razem dr Tompsonem wróciła do rodzimej Anglii. Hermiona pożegnała się szybko z chłopakami obejmując każdego po kolei, całując w policzek i życząc wesołych świąt. Następnie udała się do domu, gdzie już czekali na nią rodzice.
Odprowadził ją wzrokiem, aż zniknęła za rogiem, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu. Miał mieszane uczucia. Sam nie wiedział, czy przez ten wyjazd, który miał być tak wielką i niepowtarzalną szansą, więcej zyskał czy stracił. Ich relacja zatoczyła koło i wróciła do punktu wyjścia, ale czy na pewno? Nie do końca. Ich przyjaźń niepodważalnie się umocniła, ale nigdy nie był bardziej przekonany, że tak już zostanie. Nie zostało mu nic innego jak cieszyć się tym co ma i patrzeć jak dziewczyna jego snów spędza życie z innym.
Podniósł swoją walizkę i chwilę po tym jak poczuł znajomy ucisk w okolicy żołądka, stał już przed drzwiami swojego mieszkania.  Nie miał ochoty siedzieć sam wśród czterech ścian. Szybko wziął prysznic i przepakował walizkę. Następne kilka dni miał spędzić z mamą, ale nie mógł sobie odmówić pewnego świątecznego akcentu na rozweselenie swojego lokum. Machnął kilka razy różdżką szepcząc proste zaklęcia i po chwili w kącie salonu stała mała żywa jodła w samouzupełniającej się wodą doniczce, a na niej migotały kolorowe światełka. Od razu lepiej. Rozejrzał się jeszcze po mieszkaniu starając się zostawić je w jak najlepszym stanie. Niczego tak nie cierpiał jak bałaganu. Wszystko musiało być zawsze na swoim miejscu, narzuta równo rozłożona na sofie, blaty kuchenne czyste i puste, lśniąca podłoga. Całe szczęście, że był czarodziejem i wystarczyło jedno zaklęcie, inaczej musiałby zatrudnić jakąś pomoc.
Sięgnął do klamki i otworzył drzwi, gdy usłyszał energiczne stukanie w szybę sąsiedniego pokoju. Położył walizkę pod drzwiami i wyszedł do sypialni, sprawdzić co powoduje ten stukot. Na parapecie za oknem siedziała mała śnieżnobiała sówka z niewielką paczuszką przywiązaną do jej nóżki. Otworzył szybko okno i wpuścił zwierzę do środka. Sowa zadowolona z wykonania swojego pierwszego poważnego zlecenia zahuczała radośnie i cierpliwie znosiła szamotanie się chłopaka ze sznurkiem. Gdy przesyłka znalazła się już w rękach odbiorcy wzbiła się w powietrze i łapiąc w locie leżące na talerzyku sowie ciastko wyfrunęła na zewnątrz.
Draco widząc znajome pismo szybko rozwinął opakowanie, w którym znalazł list i zapakowane w kolorowy świąteczny papier pudełeczko. Sięgnął po kopertę, spodziewając się pierwszych w tym roku świątecznych życzeń.
„Witaj Draco,
Mimo, że nie doczekałam się odpowiedzi na zaproszenie na święta, domyślam się, że i w tym roku spędzisz je w Malfoy Manor. Trudno, może innym razem uda mi się Cię namówić…
Chciałabym złożyć Ci najserdeczniejsze życzenia wesołych, rodzinnych świąt, szalonej zabawy sylwestrowej w doborowym towarzystwie oraz szczęśliwego Nowego Roku!
Mandy (moja nowa sówka) powinna dostarczyć Ci także prezent ode mnie. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
A teraz wracając do moich życzeń i tego doborowego towarzystwa to serdecznie zapraszam Cię do mnie na sylwestra. Urządzam małą imprezę i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu! Kilka dni w pięknym, dla odmiany, mieście na pewno Ci nie zaszkodzi. Poza tym obiecałeś mi to!
Rodzice dołączają się do życzeń i zaproszenia.
Do szybkiego zobaczenia
Tęsknię!
S.”
Cała Sofie. Uśmiechnął się i odłożył list na regał, by sięgnąć po paczuszkę. W jej wnętrzu znalazł szwajcarski tytanowy zegarek z elegancką sportową bransoletą. Przyglądał się przez chwilę tarczy zegarka o kilku wskazówkach i mnóstwie rozmaitych cyferek i wskaźników. Stuknął w niego kilka razy różdżką by odkryć jego magiczne właściwości jednak nic się nie wydarzyło. Najwidoczniej zegarek był najzwyczajniej w świecie mugolski, do tego źle ustawiony! Ewidentnie późnił się o godzinę. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że działa poprawnie. Po prostu ustawiony jest na czas paryski. No tak, Sofie i te jej gadżety. Założył prezent na rękę i poszedł po walizkę wciąż analizując jej zaproszenie na sylwestra. Ma jeszcze kilka dni na zastanowienie.
Gdy zamknął za sobą za sobą wrota Malfoy Manor przywitała go chłodna i mroczna cisza. Co prawda wiele się tu zmieniło od czasów, gdy jego rodzinna posiadłość stanowiła siedzibę Czarnego Pana, ale dla niego to miejsce było świadkiem zbyt dużej ilości zła, by zwykły remont i rozjaśnienie wnętrz wystarczyło, aby nadać mu ciepła i przyjaznej atmosfery. Niezauważony przez nikogo szybko wspiął się po schodach na pierwsze piętro i udał się do swojej sypialni z dzieciństwa. Tu niewiele się zmieniło. Na ścianach wciąż panowała zieleń, mimo, że już nie tak ciemna i przygnębiająca. Na podłodze leżał puszysty dywan w odcieniu szmaragdów a jego łoże z czterema kolumienkami otulone zostało jadowicie zieloną, gładką, jedwabną narzutą z wyhaftowanym srebrnym smokiem. Pamiętał ile razy kłócił się o niego ze swoim ojcem, który rozkazał by na każdej narzucie był wąż. Do tej pory czuje ból chłosty jaką dostał od niego, gdy którychś wakacji transmutował węża w smoka. Widać matka chciała sprawić mu radość, bo odkąd powrócił do Londynu w ubiegłym roku smok nie znikał z jego pokoju.
Odłożył walizkę i usiadł w fotelu stojącym w pobliżu wygaszonego kominka. No tak, nie powiedział nikomu, że wraca. Wyciągnął z kieszeni różdżkę i wypowiedział zaklęcie, a po chwili poczuł ciepło bijące od rozpalonych kawałków drewna. Zapatrzył się w płomienie na tyle, że nie usłyszał cichego pukania do swoich drzwi.
- Draco? – wyrwany ze swoich myśli odwrócił się w kierunku tego tak dobrze znanego mu głosu.
- Mamo, skąd wiedziałaś, że już jestem? - spytał podchodząc do matki i całując jej policzek.
- Jaskier widziała jak wchodziłeś. Zejdziesz na dół? Zaraz będzie obiad. Dromeda z Teddym też już są. Proszę bądź dla nich miły – dodała zamykając drzwi.
- Mamo! – nawet jego własna matka nie wierzyła w jego przemianę na tyle, by oszczędzić sobie tego przypomnienia. Jak więc ma liczyć na to, że obcy ludzie kiedykolwiek zaczną mu ufać.
Pokręcił głową zrezygnowany i zszedł za matką do salonu. Na kanapie w centralnej jego części zobaczył dwie kobiety na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie nie podobne. Jego matka – blondynka o bladoniebieskiech oczach, ciotka szatynka o ciemnych brązowych, tak podobna do znienawidzonej, bezwzględnej ciotki Belli. Słysząc jego kroki odwróciła się i zatopiła niepewne spojrzenie w jego oczach. Czyżby bała się jego reakcji? Pamiętał jak szybko uciekła w zeszłym roku tłumacząc się obowiązkami i wcześniejszymi zobowiązaniami. Wtedy był w zbyt wielkim szoku by ją powstrzymać, ale teraz nie dopuści do tego by tak szybko znikła. Ukłonił się lekko i szybko pokonał dzielącą ich odległość. Pochylił się nad zaskoczoną kobietą i złożył na jej policzku pocałunek, podobnie jak uczynił nieco wcześniej witając się ze swoją matką. Nie mógł nie zauważyć wykwitających na jej policzkach rumieńców towarzyszących delikatnemu uśmiechowi.
- Witaj ciociu. Mam nadzieję, że u cioci wszystko dobrze – skinęła mu twierdząco wciąż zarumieniona, a jej siostra wyraźnie szczęśliwa złapała ją za rękę. – A gdzie Teddy? Mam dla niego mały prezent, w końcu Mikołaj przyjdzie dopiero jutro… – spytał rozglądając się po pokoju, gdy nagle zauważył małego chłopca leżącego na podłodze przy samej choince, zawzięcie rysującego coś kredkami na rozłożonych kartkach. Na dźwięk swojego imienia podniósł głowę, zawstydzony zerwał się na nogi i podbiegł do babci, by się za nią schować.
- Nie bój się Teddy. To jest wujek Draco. Pamiętasz go? – około pięcioletni chłopiec stanął posłusznie przed swoim wujkiem wpatrując się uparcie w podłogę.
 - To dla Ciebie. Mam nadzieję, że lubisz – powiedział blondyn niepewnie. Nigdy nie miał nic do czynienia z dziećmi i nie wiedział jak ma się przy nich zachowywać. Jednak gdy tylko chłopiec zauważył słodycze natychmiast jego buzia się rozpromieniła a krótkie włosy zmieniły kolor na jasny blond.
 - Cukierki! Mogę babciu mogę, mogę? – zaczął podskakiwać jednocześnie szarpiąc opakowanie fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta.
- Oczywiście Kochanie, ale najpierw podziękuj wujkowi.
- Dziękuję wujku Draco. Chodź namaluję Cię. Chcesz? – z buzią pełną cukierków złapał Dracona za rękaw i zaczął go ciągnąć w kierunku rozłożonych pod przystrojoną choinką kredek.
*
Gdy otworzyła oczy w Bożonarodzeniowy poranek u stóp jej łóżka leżało kilka paczek z prezentami. Szczęśliwa niczym dziecko wyskoczyła z łóżka by zacząć je przeglądać. W pierwszej paczuszce znalazła gruby tom „Najbardziej ekscytujących i zaskakujących werdyktów XX wieku” prezent od Harry’ego i Ginny, a od Rona dostała przepiękne kolczyki. Będą idealnie pasować do tej czarnej sukni, którą planowała założyć na dzisiejszy wieczór. Tak strasznie stęskniła się za swoim chłopakiem, że nie mogła się doczekać aż go w końcu zobaczy. Zdecydowała się pojechać do Nory na cały tydzień aż do sylwestra, kiedy to razem z przyszłym państwem Potter przeniosą się na Grimmauld Place. Będzie jak za starych dobrych czasów, poza tym, że teraz są dorośli, poważniejsi, na progu ważnych, wiążących na całe życie, decyzji.
Złapała następną dużą paczkę i rozerwała papier, wciąż błądząc myślami przy przyjaciołach czekających na nią w rodzinnym domu Weasley’ów. Gdy bliżej przyjrzała się na wpół rozpakowanemu prezentowi na chwilę zamarła. Jednym szarpnięciem zdarła resztę opakowania i wpatrywała się w niego oniemiała. Na pięknym, dużym obrazie była ona sama. Początkowo zamyślona wpatrywała się w dal z blaskiem ognia odbijającym się w jej oczach, by po chwili odwrócić się i roześmiać na widok osoby robiącej zdjęcie. Bo to przecież było oprawione w zdobioną ramę zdjęcie. Doskonale pamiętała, jak któregoś z ostatnich dni wyjazdu razem z Draco nie rozstawali się ze swoimi aparatami, by uwiecznić jak najwięcej chwil. To musi być jedno z jego zdjęć. Położyła ostrożnie obraz na łóżku i sięgnęła do podartego papieru w poszukiwaniu dołączonej kartki. Drżącymi rękami otworzyła małą kopertkę i przeczytała kilka słów znajdujących się na umieszczonej w niej karteczce. Przytuliła ją mocno do piersi i spojrzała znów na obraz. Była na nim taka szczęśliwa, spokojna. Dawno tak dobrze się nie czuła. Nawet teraz na sam jego widok uśmiech sam występował na jej twarz. Machnęła różdżką przytwierdzając obraz do ściany na wprost łózka. Była pewna, że będzie w stanie poprawić jej humor, gdy będzie tego potrzebowała.
Ciekawe czy Draco i Nick już rozpakowali prezenty od niej. Ona również podarowała im zdjęcia. Takie samo stało teraz na półce u niej w pokoju. Ich trójka ostatniego dnia rozprawy na sali sądowej. Nick wyprostowany i dumny jakby właśnie wygrał swój pierwszy proces, Draco roześmiany poprawiał opadającą mu na oczy jasna grzywkę, a ona stała między nimi przejęta do granic możliwości. To było dokładnie to o czym marzyła. Ta atmosfera, to miejsce, czego można chcieć więcej.
*
 Poczuł szarpnięcie w okolicy pępka, a gdy otworzył oczy w koło było pełno drzew. Teraz odarte z liści nadawały temu miejscu złowieszczy charakter żywcem wyjęty z horrorów. Przeszedł parę kroków wydeptaną przez lata ścieżką, minął gęstwinę porastających okolicę dziko rosnących krzewów róży i borówki aż wreszcie dotarł do rozłożystego dębu. Już blisko. Dobrze pamiętał, że teraz musi skręcić w lewo i wejść na szczyt wzgórza. Pokonywał już tę trasę wiele razy w ciągu ostatnich paru lat. Jednak widok za każdym razem tak samo zapierał mu dech w piersiach. Na szczycie bowiem wznosiła się piękna nowoczesna posiadłość Clairów. Elegancka, beżowa elewacja zdobiona białymi drewnianymi okiennicami doskonale wkomponowywała się w gęsty las naokoło willi. Wysokie kamienne ogrodzenie z metalową zdobioną bramą skutecznie odstraszało każdego potencjalnego złodzieja, który zdołałby tu dotrzeć. Jednak nie ta okazała posiadłość sprawiała w tym wszystkim najlepsze wrażenie. To widok wzbudzał największy zachwyt. Cała ściana willi wychodząca na Paryż była przeszklona, by móc podziwiać panoramę miasta z wieżą Eiffela w centralnej jego części. Draco uśmiechnął się chłonąc ten przepiękny widok, by zaraz odwrócić się do ekraniku w furtce i nacisnąć guzik. Gdy został już wpuszczony do środka a wystrojony w czarna elegancja liberie lokaj zamknął za nim drzwi dostrzegł zbiegającą po schodach czarnowłosą dziewczynę. Odbiła się od ostatniego stopnia i z uśmiechem na ustach rzuciła mu na szyje, tuląc go do siebie z całej siły.
- Draco. Tak za Toba tęskniłam! - chłopak objął ją mocno w pasie wtykając nos w zagłębienie jej szyi. W tym momencie poczuł jak spływa z niego cały stres i wątpliwości związane z przyjazdem tutaj. 
- Ja też Sofie, ja też.
- Chodź na górę. Niedługo przyjdą goście a jeszcze nic nie przygotowane - wypuściła  go z objęć by złapać jego dłoń i zacząć ciągnąć w kierunku schodów.
- Zaczekaj – zaśmiał się pod nosem. Że też zawsze musi być taka niecierpliwa. - Są Twoi rodzice? Powinienem się przywitać - wyjaśnił widząc jej zniesmaczoną minę. Wskazała palcem drogę prowadzącą do salonu, a gdy chłopak poszedł we wskazanym kierunku podążyła za nim ze spuszczoną głową spodziewając się najgorszego. 
Sofie, tak samo jak Draco, była jedynaczką dlatego rodzice pozwalali jej prawie na wszystko, włącznie z urządzaniem hucznych imprez. Bez ich nadzoru oczywiście. W końcu była już dorosła. Sami wychodzili na dzisiejszą imprezę do pałacu prezydenckiego. Inessa Claire wysoka, szczupła, czarnowłosa kobieta o nieprzeciętnej urodzie była znaną w kręgach projektantką mody. Natomiast Phillippe Claire pełnił rolę niecodzienna. Ten lekko łysiejący już mężczyzna o brązowych oczach był mugolskim premierem, a poza tym był także vice ministrem magii. Ta podwójna rola zapewniała magicznej stronie pełen podgląd niemagicznej części Francji i świata co było ogromnym sukcesem tutejszych czarodziejów.
Gdy Draco wszedł do salonu zastał rodziców koleżanki siedzących sofie i oglądających wiadomości w telewizji. Gdy jednak zauważyli gościa wyłączyli urządzenie zwracając się w jego kierunku.
- Dzień dobry. Chciałem się tylko przywitać i podziękować za zaproszenie - pocałował Inessę w dłoń by zaraz wręczyć jej wyczarowany przez siebie bukiet herbacianych róż, które uwielbiała. Następnie podał dłoń panu domu.
- Milo Cię widzieć chłopcze. Usiądź proszę. Napijesz się noworocznego drinka ze starym prykiem?
- Tato! Draco idziemy... - nie dane jej było dokończyć gdyż jej ojciec podniósł dłoń skutecznie jej przerywając i wskazał im fotel po swojej prawej stronie. Chłopak posłusznie na nim usiadł a  niezadowolona dziewczyna oparła się o jego brzeg.
- Dawno Cię u nas nie było. Co teraz porabiasz?
- Studiuję w Londynie i pracuję  tymczasowo w tamtejszym ministerstwie. Jeszcze półtora roku i wracam do Paryża na stałe - powiedział biorąc łyk najlepszej szkockiej whisky jakiej w życiu kosztował.
- Mam nadzieję, bo nasza Sofie całkiem uschnie z tęsknoty za Tobą. Gdybyś tylko ją widział....
- Mamo! Chyba musicie się zbierać, nie wypada się spóźnić na bal u prezydenta. A my też mamy jeszcze sporo roboty – szarpnęła zaskoczonego chłopaka i szybkim krokiem wyszła z salonu ciągnąc go za sobą. Purpurowa na twarzy nie odezwała się ani słowem aż dotarli do jej pokoju na drugim piętrze. Chociaż pokój to zdecydowanie za mało powiedziane. Był to raczej apartament składający się z przestronnej sypialni, łazienki i ogromnego pokoju dziennego z przylegającym tarasem wychodzącym na Paryż.
Na środku pokoju leżały torby wypchane najróżniejszymi świecidełkami i dekoracjami sylwestrowymi. Bez zbędnych wstępów zaczęli dekorować jej małe mieszkanie w balony, serpentyny i różnokolorowe girlandy. W kącie pokoju zorganizowali barek i szwedzki stół z przekąskami. A po skończeniu przygotowań, zaopatrzeni w kolorowe drinki usiedli na dużym skórzanym narożniku podziwiając swoje dzieło. 
- To może powiesz mi co porabiałeś przez ostanie pół roku, że nie miałeś czasu mnie odwiedzić?
- Wiesz, studia, praca, a ostatnie dwa tygodnie przed świętami byłem na rozprawie w Nowym Jorku. Taka nagroda.
- Super! Rozumiem, że Ci się podobało?
- Jasne. Wiele się nauczyłem – powiedział cicho zwieszając smutno głowę.
- Coś nie tak?
- Skąd. Powiedz lepiej co u Ciebie? Udało się w końcu z tą pracą? - szybko zmienił temat a ona nie ciągnęła go za język. Za to ją uwielbiał. Wiedziała kiedy odpuścić.
- Tak sobie. Od czasu do czasu robię za asystentkę taty czy modelkę dla mamy. Nic wielkiego, ale chociaż mi nie trują nic o darmozjadach – roześmiała się krzywo po chwili cichnąc. – Ale przynajmniej mogę z nimi chodzić na te wszystkie przyjęcia i bale.
- Cała Ty. Pewnie czujesz się tam jak ryba w wodzie - uśmiechnął się przekręcając głowę by mógł się jej lepiej przyjrzeć, a dziewczyna podciągnęła nogę na kanapę by na niej usiąść.
- Żebyś wiedział. Do tego poznaję wielu interesujących ludzi.
- Na pewno. Któryś z nich już skradł Twoje serce? - spytał dla żartu, ale nie mógł udawać, że ta nagła myśl nie wzbudziła w nim pewnego rodzaju strachu. Czy rzeczywiście był aż takim hipokrytą? Nie chciał z nią być, ale też ciężko było mu z myślą, że może być z kimś innym?
- Och już dawno. W końcu córeczka Clairów to nie lada partia - zaśmiała się wystawiając mu język jak mała dziewczynka. Była taka radosna i energiczna. Nie sposób było się z nią nudzić. Miedzy innymi za to ją uwielbiał. Jednak nigdy nie wiedział kiedy żartuje a kiedy jest poważna. Tak było i w tym momencie.
Już miał coś odpowiedzieć, gdy przerwał im odgłos kroków na schodach a po chwili do salonu wpadło kilka obcych mu osób.
- Gdzie ta impreza? To sylwester czy stypa? Dawać jakąś muzykę!
*
Nie miał pojęcia, która może być godzina. Zabawa trwała od dobrych paru godzin a on czuł już znajomy szum w głowie od nadmiaru promili krążących w jego krwi. Wciąż powiększający się tłum spośród, którego znał tylko gospodynię powoli zaczynał go irytować. Co to w ogóle za ludzie?  Rozwrzeszczani, bełkoczący po pijaku podwórkową łaciną, robiący z siebie pośmiewisko. Dlaczego Sofie się z nimi zadaje? Obserwował ją właśnie jak kolejny raz tańczy z tym bucem Benem, czy jak mu tam. Nie był zazdrosny. Bo czy miał do tego prawo? Przecież nigdy nie byli parą. Mimo to, ciężko było mu się powstrzymywać, by nie odkleić od niej jego brudnych łap i nie przywalić mu jakimś wymyślnym zaklęciem. Tyle że magia nie wchodziła w grę. Większość obecnych tu osób to mugole nie zdający sobie sprawy z istnienia magii i tak miało pozostać. Ostatni raz spojrzał jak roześmiana brunetka szepcze coś do ucha tańczącego z nią chłopaka. Odwrócił się i ze szklanką pełną whisky wyszedł na taras.
Na szczęście tu było niewiele osób. Poza zajętą sobą parą w kącie, był tu właściwie zupełnie sam. Podszedł do barierki i oparł się o nią przedramionami podziwiając taniec świateł w oddali oraz potężny promień z wieży okrążający miasto raz po raz. Pociągnął kolejny spory łyk napoju, gdy zorientował się, że ma towarzystwo.
- Chyba nie bawisz się najlepiej - zarumieniona Francuzka oparła się obok niego, próbując palcami ujarzmić potargane po szalonym tańcu włosy.
- Nie znam tu nikogo. A wiesz, że potrzebuję trochę czasu, by odnaleźć się w obcym towarzystwie. Myślałem, że zaprosisz kogoś od nas ze studiów. Co to właściwie za ludzie?
- Znajomi z pracy. Właściwie to zapraszam ich tylko po to, by mnie polubili i nie gadali, że mamusia i tatuś muszą mi załatwiać pracę – zamknęła oczy łapiąc się za głowę, a następnie potrząsnęła nią i spojrzała na blondyna mętnym wzrokiem. Draco przez chwilę zastanawiał się czy już osiągnęła stan, w którym powinien położyć ją spać, jako troskliwy przyjaciel.
- Kupujesz ich przyjaźń – zdecydował jednak pociągnąć tę rozmowę. Nie chciał by teraz odchodziła. Był zbyt pijany by dłużej tłumić w sobie tak długo skrywane emocje, a ona zrozumie. Do tego jest w takim stanie, że istnieje szansa, że jutro i tak nic z tego nie będzie pamiętać.
- Trochę tak - skrzywiła się spuszczając głowę - powiesz mi w końcu co się stało? Cały dzień jesteś taki smutny.
- W końcu to do mnie dotarło - spojrzał dziewczynie w oczy, jednak nie odnalazł w nich żadnej odpowiedzi, a raczej więcej pytań - Nie chcę wracać do pustego mieszkania, siedzieć z ognistą przed kominkiem i nie mieć komu opowiedzieć o swoich zmartwieniach i radościach. Nie chcę dłużej być sam i nie chcę czekać w nieskończoność na coś co się może nigdy nie wydarzyć, czy to tak źle? - zamknął oczy i oparł czoło o zimną mahoniową poręcz.
- Draco, ja... - usłyszał niepewny, lekko drżący głos przyjaciółki. Podniósł się szybko, odwrócił w jej stronę i zamknął jej drobną, delikatną dłoń w swoje blade i zimne.
- Źle mnie zrozumiałaś. Nie oczekuję, że Ty... Widziałem Cię z Benem. Życzę Ci jak najlepiej i mam nadzieję, że nic nie stanie na drodze naszej przyjaźni.
- Draco, założę się, że każda dziewczyna zrobiłaby wszystko byś chociaż na nią spojrzał i pewnie już masz kolejkę kandydatek na dziewczynę...
- Nie mam żadnej - zrezygnowany odwrócił się od widoku jej pięknych oczu przypominających mu o tej jednej, dla której tak wiele był gotów poświęcić i spojrzał przez przeszkloną szybę na bawiący się tłum - ciężko znaleźć kogoś odpowiedniego, a bycie z kimkolwiek jest nie fair dla każdej ze stron.
- Draco - krzyknęła ostro, łapiąc go za brodę i obracając w swoją stronę – Daj mi wreszcie skończyć. Ben jest gejem jeśli nie zauważyłeś. A ja, ja wciąż czekam aż będziesz gotowy by...
- Nic nie mów - położył jej palec wskazujący na ustach uniemożliwiając wypowiedzenie kolejnego słowa - za pół roku wracam do Paryża na całe lato. Do tego czasu zastanów się, oboje się zastanowimy czy tego właśnie chcemy. Wtedy dokończymy tę rozmowę. Dobrze?
Stała oniemiała wpatrując się w jego cudowne, przeszywające ją na wskroś, platynowe oczy. Kiwnęła głową, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to wszystko jej się nie śni. Że jej gorące prośby i modlitwy w końcu zostały wysłuchane. Jak przez dźwiękoszczelną szybę, kątem oka widziała wybiegający na taras tłum ludzi odliczający głośno od dziesięciu do zera, by wybuchnąć na koniec szaloną radością uścisków i pocałunków. Nie poruszyła się nawet, gdy poczuła jego gorące usta ma swoim czole, a później otaczające ją silne męskie ramiona. Wiedziała, że przez pół roku może się wiele zdarzyć. Że przez ten czas jego nagła chandra może minąć i będzie żałować nieopacznie wypowiedzianych słów. Wiedziała też jedno - zrobi wszystko, by nie stracić tej szansy.

___________
Po trudach i znojach dodaję kolejny rozdział.
Kiedy następny?  To zależy czy wena wróci...
Ktoś chętny by poprawić mi humor?
N.

piątek, 17 października 2014

Rozdział 11 Nowy Jork cz.3

Upił spory łyk ze szklaneczki i podszedł do wejścia otworzyć gościowi. Nie krył zaskoczenia, gdy za drzwiami zastał Hermionę ubraną w jedwabną koszulkę nocną, na którą zarzuciła cienki szlafroczek. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak żadne słowo się z nich nie wydobyło, więc odsunął się by wpuścić dziewczynę do środka.
- Usłyszałam, że ktoś wrócił i miałam nadzieję, że to Ty. Swoją drogą, czemu tak wcześnie? Nie podobało Ci się? – weszła, powoli stawiając kroki, zmierzając w kierunku jego łóżka, zatrzymując się  na chwilę przy stojącej pod ścianą komodzie. Odrzuciła rozpuszczone włosy na plecy jednym ruchem ręki, patrząc na niego intensywnym spojrzeniem, wciąż się nieśmiało uśmiechając.
W głowie chłopaka panowała prawdziwa gonitwa myśli. Co ona tu robi o tej porze, tak ubrana, a raczej rozebrana? Gdy założyła nogę na nogę eksponując długie, gładkie nogi musiał przełknąć zbierającą mu się w ustach ślinę. Śni, nie mógł znaleźć innego wytłumaczenia dla tego co tu się wyprawia.
- Nie usiądziesz obok mnie? – zapytała, gdy wciąż się nie odzywał, klepiąc lekko narzutę obok miejsca na którym siedziała. Przygryzła wargę, by nie roześmiać się widząc jego rozszerzone w szoku oczy.
Nadal stał nieruchomo przy drzwiach ze szklanką ognistej w dłoni. Czyżby przesadził z alkoholem i miał omamy? Zamknął na chwilę oczy, lecz gdy znów je otworzył dziewczyna o czekoladowych oczach dalej siedziała na jego łóżku. Pociągnął łyk napoju i posłusznie usiadł na wskazanym mu miejscu. Nie miał jednak na tyle odwagi, by odwrócić wzrok od swoich dłoni i na nią spojrzeć. Zrobił to dopiero, gdy jej drobna dłoń wyrwała mu szklankę z ręki i przyłożyła jej krawędź do swoich ust, a następnie odstawiła ją na szafeczkę obok łóżka. Powoli, jakby w zamyśleniu oblizała wargi, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Czuła jak jej serce przyspiesza rytm a na policzki występują ciepłe rumieńce zdenerwowania. W myślach dodała sobie otuchy, powtarzając, że przyszła tu w określonym celu i musi sprawę doprowadzić do końca. Jeśli ma to zrobić to teraz kiedy jest wstawiony, inaczej nigdy by się na to nie zdobyła. Jednak, gdy obmyślała wszystko w zaciszu swojego pokoju nie przewidziała, że ogarniające ją emocje będą aż tak silne. Wyciągnęła drżącą dłoń i dotknęła jego mokrego torsu, nieświadomie wstrzymując oddech. Jego skóra był chłodna, zapewne po zimnym prysznicu, ale zaskakująco gładka i przyjemna w dotyku. Obrysowywała palcami wyraźnie zaznaczone mięśnie brzucha, podążając znów palcami w górę ku klatce piersiowej i napiętym ramionom. Robiła wszystko, by nie patrzeć na tę część jego ciała, która okryta była ręcznikiem, uparcie ignorując wciąż rosnącą wypukłość w okolicach jego lędźwi. Strasznie ją to dekoncentrowało, ale wiedziała, że już za późno by się wycofać.
Draco siedział całkiem sparaliżowany, bojąc się wykonać najmniejszy ruch. Pod wpływem dotyku jej dłoni na swojej nagiej skórze jego krew zaczęła wrzeć. Najchętniej przymknął by oczy, ale nie chciał tracić widoku jej pięknej, zarumienionej twarzy. Nie widział jak daleko jest gotowa się posunąć. Wtedy jej dłoń się zatrzymała, a dziewczyna schyliła się i złożyła delikatny pocałunek na jego ramieniu a następnie na piersi, w miejscu gdzie w szalonym tempie biło jego serce. Tego było już dla niego za wiele. Dotyk jej ust wywołał nieznane mu dotąd elektryzujące prądy rozchodzące się po całym jego ciele. Nie zastanawiając się dłużej dotknął jej twarzy i podniósł na tyle, by ich oczy spotkały się na tym samym poziomie. Nie czekając na pozwolenie zbliżył usta do jej rozchylonych warg, jednak zdążył je tylko musnąć, gdy dziewczyna uśmiechając się szeroko odepchnęła go od siebie. Znów nic nie rozumiał.
- Zemsta jest słodka. Odechce Ci się tych ciągłych insynuacji – szczelniej zakryła się swoim przykrótkim szlafroczkiem zakładając jednocześnie ręce na piersi. Z zaskoczeniem musiała przyznać sama przed sobą, że ta cała sytuacja obudziła w niej pożądanie. Ten nieznośny ucisk w dole brzucha, przyspieszony oddech, palące uczucie na skórze w miejscach gdzie miała kontakt z jego jeszcze wilgotną, nogi jak z waty, zachrypnięty głos – miało tego wszystkiego nie być, a jednak jest i nie była w stanie temu zaprzeczyć. Dziwiła się, że chłopak tego nie zauważył. Przecież obiecywała sobie, że nie pozwoli na jakikolwiek jego dotyk, że przerwie to gdy tylko spróbuje on wykonać jakiś ruch. Dlaczego więc wciąż czuła to dziwne mrowienie na ustach, dlaczego tak ciężko było jej przestać? Zacisnęła mocniej uda, szukając choć odrobiny ukojenia dla budującego się w niej napięcia.
- Więc to była zemsta za wczoraj? – patrzył na nią, kolejny raz tego wieczora zszokowany, a widząc że dziewczyna delikatnie potakuje głową, zerwał się ze swojego miejsca z żądzą mordu – Nigdy nie zrozumiem kobiet! Jesteście jakimś popieprzonym innym gatunkiem! – miał ochotę czymś rzucić albo uderzyć pięścią z całej siły. Zrobił krok i zorientował się, że nadal ma na sobie jedynie ręcznik. Pokręcił głową ze zdegustowaniem i wciągnął luźne, szare, dresowe spodnie z rozmachem odrzucając ręcznik na oparcie fotela.
Wtedy zauważył coś co znów go zagotowało, a w oczach wybuchły złowrogie ogniki, jednak tym razem nie z pożądania.
- Co to jest? Ten mały srebrny przedmiot? To chyba nie jest ten Twój mugolski sprzęt?
- Mój aparat, tak – potwierdziła przestraszona sięgając po małe urządzenie i zawzięcie coś na nim klikając, by po chwili obrócić go w jego stronę – Ustawiłam go tak by sam robił zdjęcie co kilka sekund. Chcesz zobaczyć swoja minę? Godna Oskara, serio.
Sięgnął po aparat i przyjrzał się małemu okienku, w którym mógł zobaczyć siebie sparaliżowanego pod wpływem dotyku jej dłoni. Kliknął kilka razy strzałeczką, tak jak dziewczyna wcześniej, aż dobrnął do zdjęcia, które spowodowało, że jego gniew od razu wyparował. Oto miał czarno na białym, że to wydarzyło się naprawdę. Przyglądał się chwilę dowodowi na to, że ich usta się dotknęły. Nie znając kontekstu tego całego wydarzenia, nikt nie byłby w stanie stwierdzić, że to był tylko nie śmieszny żart. Tu wyglądali naprawdę realnie i wiarygodnie, jak para kochanków. Jeśli dodać to, że on jest odziany jedynie ręcznikiem a ona seksowną koszulką, jej ręka wciąż dotyka jego torsu, a jego jej twarzy, to można było wręcz poczuć buzujące między nimi hormony. To jedno małe zdjęcie pozwoliło mu znów uwierzyć, że wszystko jest możliwe. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że patrzy właśnie na obraz przedstawiający jego skryte marzenia?
- Jak to działa? – spytał już spokojniej, cierpliwie wykonując polecenia Hermiony, by na koniec przybliżyć urządzenie do twarzy i nacisnąć duży przycisk robiąc zdjęcie uśmiechniętej dziewczyny siedzącej wygodnie na jego łóżku. Przywdział na twarz swój ironiczny uśmiech zbliżając się do szatynki. Kliknął guzik samowyzwalacza z 5-krotnym powtórzeniem i odstawił aparat na komodę, a dziewczyna z piskiem zaczęła gramolić się na łóżko szukając ucieczki przed karą jaką spodziewała się dostać od blondwłosego kolegi.
- Daleko mi nie uciekniesz – roześmiał się głośno rzucając się na łóżko i przyciągając ją do siebie łapiąc za jej nogę.
Cyk – pierwsze zdjęcie
Usiadł na jej udach i zaczął ją łaskotać, a ona wiła się ze śmiechu pod wpływem jego tortur.
Cyk – drugie zdjęcie
Wyciągnęła ręce starając się odepchnąć chłopaka albo chociaż połaskotać lub objąć, tak, by nie mógł dosięgnąć jej drażliwych na łaskotki miejsc. Draco jednak był silniejszy i zdecydowanie za ciężki, aby jej się to udało.
Cyk – trzecie zdjęcie
Pochylił się nad nią próbując uwięzić jej rozszalałe ręce, uparcie próbujące z nim walczyć. Oparł jedną dłoń na łóżku w okolicy jej głowy, drugą starając się złapać jej nadgarstki.
Cyk – czwarte zdjęcie
Wykorzystując fakt, że blondyn może się bronić tylko jedna ręką oraz to, że znajduje się tak blisko, szybko objęła go mocno w  pasie, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Zachwiał się lekko czując jej ciężar na swoim ciele i oparł drugą rękę na łóżku, by na nią nie upaść. Nie mógł jej teraz łaskotać, ale szczerze mówiąc taki obrót wydarzeń nawet bardziej mu się podobał. Śmiał się głośno, uspokajając oddech.
Cyk – piąte zdjęcie
Bliskość jego ciała, intensywny zapach żelu do kąpieli wymieszany z jego własnym oraz ciepłe powiewy jego oddechu na jej szyi na nowo budziły w niej to irracjonalne pożądanie. Podniosła wzrok na jego błyszczące radością oczy i przełknęła głośno ślinę uświadamiając sobie jak bardzo go w tym momencie pragnie. Zawstydzona tym odkryciem, odwróciła głowę i zepchnęła go z siebie. Musiała stąd uciec i to jak najszybciej.
Szybko złapała aparat i wybiegła z jego pokoju zatrzaskując drzwi. Gdy schroniła się w swoim własnym, przekręciła dwa razy zamek dla bezpieczeństwa i wskoczyła pod zimny prysznic nawet nie zdejmując z siebie ubrania.
Nic nie czuła do tego chłopaka, żadnych romantycznych uczuć, była tego pewna. Tą dziwną reakcję jej organizmu na pewno da się jakoś logiczne wytłumaczyć. Ostatnio miała wiele stresów, przez co właściwie niewiele czasu spędzała ze swoim chłopakiem, nie mówiąc już o jakichś intymnych zbliżeniach. Może dlatego bliskość tego prawie nagiego mężczyzny wywołał w jej ciele taką tęsknotę na tego typu uwagą?
Przebrała się w ciepłą wygodną piżamę i przykryła szczelnie kołdrą starając się zasnąć, co skutecznie uniemożliwiały jej szalejące w jej głowie myśli i palące poczucie winy wymieszane z zażenowaniem.
Tymczasem pozostawiony bez żadnego wytłumaczenia chłopak wciąż leżał na swoim łóżku z zamkniętymi oczami, analizując szalone wydarzenia dzisiejszego wieczora. Jeszcze zanim zapadł w sen doszedł do jednej zasadniczej konkluzji.
- Zwariuję przez te baby…
*
Następnego ranka nawet niewyspany i lekko skacowany Nick zauważył, że coś jest nie tak między dwójką jego znajomych ze studiów. Nie miał siły zastanawiać się jak to się stało, skoro wczoraj wieczorem wszystko było przecież w porządku. A dziś dziewczyna wyraźnie unikała jego wzroku i praktycznie nie odzywała się słowem, podczas gdy Draco siedział zachmurzony niczym chmura gradowa ciskając wkoło piorunujące spojrzenia. Oczywiście słyszał, że ten chłopak miał niegdyś należeć do grupy śmierciożerców, jednak nie chciało mu się w to wierzyć. Osobiście nie było go w kraju, gdy miała miejsce czarodziejska wojna, ale nie mieściło mu się w głowie by ten wesoły, inteligentny chłopak mógł być kiedyś  w szeregach morderców. Teraz jednak widząc jego ściągniętą gniewem twarz i lodowate spojrzenie, nie był już taki pewien.
Blondyn od rana nie mógł znieść widoku Hermiony. Sposób w jaki z niego zakpiła, a później wybiegła bez słowa odczuł jako siarczysty policzek dla jego dumy. Może dużo dla niego znaczy i zostali przyjaciółmi, ale nie przestał być Malfoy’em z arystokratycznym wychowaniem i wpajanym od wieków, pokolenie po pokoleniu, poczuciu godności i wyższości. Nie zamierzał jej łatwo tego zapomnieć. Dlatego uśmiechał się w duchu czerpiąc radość z jej zakłopotania i zawstydzenia. Zasłużyła sobie.
Gdy wchodzili na salę rozpraw, specjalnie wepchnął się przed nią i zajął najbardziej odległe miejsce. Tak jak się spodziewał pierwsze rozprawy były niemiłosiernie długie i nudne, a on konsekwentnie czekał aż zdrowy rozsądek wygra z ludzką bezmyślnością. Siedzący w ich pobliżu Tompson z zapałem notował wszystkie wymienione artykuły i ustawy, by móc przejść przez nie z nimi krok po kroku, na ich codziennych sesjach po rozprawie.  Dyskutowali wtedy o tym czego nowego się dowiedzieli, czy wyciągnięcie konkretnych argumentów zadziałało na korzyść czy krzywdę jednej lub drugiej strony. Analizowali powoływane artykuły sprawdzając ich zasadność w tym przypadku.
Podczas tych spotkań, jak również poza nimi, w młodym Malfoy’u budził się chłopak sprzed paru lat, krytykujący każde słowo i gest byłej gryfonki. Może nie były to tak agresywne i bezczelne docinki jak za czasów Hogwartu, ale wystarczyły, by sprawić dziewczynie przykrość. A ona znosiła to ze skruchą, akceptując swoją winę, przynajmniej do pewnego momentu.
- Dalej uważam, że to przegrana sprawa. Za dużo podobnych już widziałam, by mieć nadzieję, że Bott może to wygrać – wyraziła swoje zdanie, o co na zakończenie każdej sesji prosił ich wykładowca.
- Wiesz Granger, czarodzieje są mądrzejsi od mugoli, więc nie podejmował bym decyzji na ich podstawie – zmrużył oczy uśmiechając się sztucznie, nadal jednak na nią nie patrzył.
- A Ty wiesz, Malfoy – z naciskiem wypowiedziała jego nazwisko – że nawet w świetle czarodziejskich przepisów ta sprawa nie jest tak prosta i beznadziejna jak o niej mówisz. Może gdyby Twoje przerośnięte ego… - nie mogła dłużej znieść tych jego zaczepek. Ok. zachowała się dziecinnie, ale w końcu mieli być przyjaciółmi, chyba mogliby to rozwiązać jak dorośli ludzie i ze sobą porozmawiać a nie warczeć na siebie.
- Co Ty możesz wiedzieć o moim ego? – przerwał jej, obrzucając ją piorunującym spojrzeniem.
- Z tego co widzę, to zostało strasznie poranione przez brudną mugolaczkę i teraz liże rany wylewając na nią pomyje – jej cichy ale zdecydowany, mocny głos przesiąknięty był chłodem. Miała już tego po dziurki w nosie, nie zamierzała dłużej potulnie znosić takiego traktowania, chyba wystarczająco długo się kajała próbując go przeprosić. Jedynym pozytywem jego obecnego zachowania jest to, że raz na zawsze wymazała z głowy jakiekolwiek myśli o chwilowym zauroczeniu tym chłopakiem, lecząc się z niego w ułamku sekundy. Teraz mrożąc go spojrzeniem walczyła ze sobą by się nie rozpłakać. Jak mogła być taka głupia by próbować mu zaufać?
- Lepiej znajdź sobie kogoś innego, by zrobić z niego idiotę – wysyczał przez zaciśnięte zęby, z całych sił starając się nie wybuchnąć.
- Wychodzę z założenia "nie rób niczego co już jest zrobione" – wykrzyczała a on wstał z takim impetem, że przewrócił krzesło, na którym dotąd siedział, opierając dłonie na stole. Zatopił spojrzenie w jej oczach walcząc z rozpętaną w nim burzą.
- Jestem idiotą bo uwierzyłem, że moja przeszłość nie musi decydować o mojej przyszłości.
- Błąd. Jesteś idiotą, bo w każdym szukasz wroga. Zanim zaczniesz kogoś krytykować zastanów się nad własnym postępowaniem. Nie masz sobie nic do zarzucenia, prawda? – ona także wstała, wymachując ręką z wystawionym w jego kierunku palcem wskazującym.
- Tak Ci zależy na tym by wszyscy zauważyli, że ty też masz uczucia, że nie liczysz się z uczuciami nikogo innego – nie potrafiła dłużej powstrzymywać cisnących się jej do oczu łez. Przełknęła rosnącą w jej gardle gulę i czując pierwszą przedzierającą się na jej policzek łzę, odwróciła się na pięcie i wybiegła z pomieszczenia.
Nick i Matt Tompson w milczeniu przyglądali się tej gorącej wymianie zdań. Draco natomiast widząc jej wykrzywioną przez smutek twarz przymknął oczy. Dopiero ten widok pozwolił mu się opamiętać. Jak mógł być tak głupi? Odstrasza od siebie jedną z niewielu osób, które naprawdę chciały dać mu szansę. Miała absolutną rację, jest debilem.
Odwrócił się bez słowa i ruszył w kierunku drzwi, by jak najszybciej znaleźć przyjaciółkę, prosząc w duchu, by chciała mu wybaczyć jego beznadziejne zachowanie. Na korytarzu nie było po niej żadnego śladu, udał się więc prosto do jej pokoju. Zapukał cicho, nie po to by go wpuściła, ale raczej by dać jej znać, że zaraz wejdzie. Otworzył powoli drzwi i wszedł do środka. W pierwszym momencie jej nie zauważył, dopiero gdy wszedł głębiej zobaczył czubek jej głowy wystający z drugiej strony łóżka. Okrążył je szybko by znaleźć ją siedząca na podłodze z twarzą ukrytą w dłoniach opartych na kolanach. Płakała. Kolejny raz doprowadził ją do łez. Nie mógł dłużej na to patrzeć, w jednym kroku pokonał dzielącą ich odległość, kucnął u jej stóp i objął mocno do siebie przytulając. Przywarła do niego z całych sił, ufnie kładąc głowę w zagłębieniu jego szyi, wciąż cicho popłakując a on głaskał jej włosy próbując ją uspokoić.
- Ciii. Już dobrze. Nie płacz.
- Byłeś taki okropny. A ja… ja… to było głupie, przepraszam – chlipała mu w koszulę, pociągając co chwilę nosem.
- To moja wina, moja. Tak bardzo Cię przepraszam. Wybaczysz mi? – odsunął delikatnie jej ramiona by spojrzeć w zapłakane oczy dziewczyny – Obiecuję, że ostatni raz przeze mnie płaczesz. Tylko proszę, wybacz mi.
Dopiero teraz zrozumiał jak wiele ryzykował. Tak bardzo przejmował się tym, że utknie w strefie przyjaźni, że o mało bezpowrotnie jej nie stracił. W tym momencie wiedział, że jego nieodwzajemnione uczucie to nic w obliczu rzeczywistości, w której pozbawiony jest towarzystwa i sympatii tej inteligentnej, cudownej dziewczyny. Był gotów oddać wszystko byleby zawsze móc oglądać jej piękny uśmiech przeznaczony specjalnie dla niego. Nawet jeśli by to oznaczało, że już zawsze będzie dla niej jedynie kolegą.
- Och Draco – rzuciła mu się na szyję znów mocno go przytulając – tak mi Ciebie brakowało.
Blondyn odetchnął z ulgą, ciesząc się, że jeszcze nie wszystko stracone. Usiadł płasko na podłodze i posadził sobie dziewczynę na udach, zamykając w objęciach i delikatnie kołysząc. Ukojona jego bliskością w końcu się uspokoiła, a gdy zamknęła oczy jej oddech uspokoił się na tyle by odpłynęła w objęcia Morfeusza. Czując to chłopak wziął ją na ręce i delikatnie ułożył na łóżku, po czym sam położył się obok niej, obejmując ją w pasie. Uśmiechnął się szczerze, pierwszy raz od paru dni i zasnął tuląc do siebie przyjaciółkę.
*
- To co dziś robimy? – spytał Hermiony w sobotni poranek, siadając na fotelu w jej pokoju, gdy już wrócili ze śniadania.
- Tak sobie myślałam… Za tydzień jest wigilia, a my nie wiemy jak długo jeszcze potrwa ta rozprawa. Chciałabym iść dziś na świąteczne zakupy. Może poszedłbyś ze mną?
- Ok, ale gaci Weasley’owi nie wybieram – roześmiali się oboje, szczęśliwi, że udało im się odbudować ich przyjaźń jeszcze silniejszą niż na początku. Przytulił szybko dziewczynę i pocałował w czoło, by po chwili ją puścić i klepnąć w pośladek, poganiając do wyjścia.
Podążając od sklepu do sklepu Hermiona wybierała drobne upominki na świąteczne prezenty dla rodziny i najbliższych przyjaciół. Największy problem miała z Ronem. Ostatecznie kupiła mu wybrany przez Dracona elegancki zegarek z kilkoma magicznymi właściwościami, które zamierzała przetestować od razu po powrocie do hotelu.
Po skończonych zakupach, postanowili znaleźć typowo amerykańską restaurację, by zjeść w niej obiad. Mijali właśnie kolejny lokal McDonald’sa, gdy Draco złapał jej dłoń i zaczął ciągnąć na drugą stronę ulicy. Nie mogła z niego wydusić dokąd ją prowadzi dlatego posłusznie szła za nim, aż się zatrzymali przed salonem fotograficznym.
- Chcesz zrobić sobie zdjęcie?
- Tak, mnóstwo. Pomożesz mi wybrać aparat? – uśmiechnął się do niej tak beztrosko, że nie potrafiła nie odpowiedzieć mu tym samym.
Gdy weszli do sklepu, nie wiedziała w którą stronę się patrzeć, od nadmiaru wystawionych na półkach artykułów. Widząc totalną dezorientację na twarzy chłopaka, podeszła do pierwszego z brzegu stojącego za kontuarem sprzedawcy i spytała, gdzie znajdą dział z aparatami. Pokierowani do następnego pomieszczenia, minęli wszystkie wystawione na widok ramki i zdjęcia o różnych formatach i stanęli przed regałem wypełnionym najróżniejszymi modelami aparatów. Wszystko byłoby w porządku, gdyby miała o nich jakieś pojęcie.
Godzinę później wrócili do hotelu obładowani kilkoma torbami zakupów. Draco zostawił w swoim pokoju wybraną wspólnie z szatynką kolię dla matki i wrócił do pokoju dziewczyny rozstawiając na stoliku swój ostatni nabytek. Wyciągnął z pudełka nowiutkiego półprofesjonalnego Canona oraz kilka  dodatkowych obiektywów. Dał się namówić także na książkę na temat fotografii, by przybliżyć sobie sztukę robienia zdjęć w całkiem mugolski sposób. Teraz zafascynowany odkrywał świat przesłon i migawek, podczas gdy Hermiona, całkiem przez niego ignorowana, schowała swoje prezenty i zajęła się przeglądaniem ustaw wspomnianych na ostatniej rozprawie.
Nagle jej uwagę od artykułów odciągnął odgłos klikania aparatu. To Draco testował jego możliwości. Gdy zauważył, że dziewczyna się na niego patrzy uśmiechnął się rozentuzjazmowany wstając na równe nogi.
- Wiesz, że tym można robić zdjęcia na odległość? – pokazał jej kawałek plastiku z małym guziczkiem – spróbujemy?
Ustawił aparat tak jak ona kiedyś, na komodzie na wprost łóżka i usiadł na nim obok Hermiony, wciąż wpatrując się w obiektyw. Pstryk – błysnęła lampa, doświetlając ujęcie.
- Udało się – zadowolony spojrzał na dziewczynę znów naciskając guzik – to na czym ostatnio skończyliśmy? – szatynka widząc złowrogi błysk w jego oczach z piskiem zaczęła uciekać, jednak blondyn był szybszy. Złapał ją za nogi i pociągnął po chwili przerzucając ją sobie przez ramię, by zaserwować soczystego klapsa w tyłek i rzucić z powrotem na łóżko, klikając w międzyczasie na guzik pilota parokrotnie. Teraz sięgnął po aparat i wrócił do dziewczyny, by mogli wspólnie przejrzeć zdjęcia. Przytuliła się do niego, kładąc głowę na jego ramieniu by lepiej widzieć. Większość zdjęć było niewyraźnych lub poruszonych, jednak kilka naprawdę im się podobało. Odłożył aparat, wciąż obejmując przyjaciółkę, delektując się tą wspólną chwilą w ciszy.
- Draco?
- Yhym – odpowiedział sennie, ale oczy wciąż miał otwarte. Rzuciła mu szybkie spojrzenie, by znów przenieść wzrok na sufit.
- Chciałam Cię jeszcze raz przeprosić za wtedy. To było takie głupie, nie wiem skąd mi coś takiego przyszło do głowy – nie poruszali tego tematu od pamiętnej kłótni na sesji z Tompsonem, ale czuła, że powinni to raz na zawsze wyjaśnić.
- Daj spokój to moja wina. Miałaś rację, wtedy w salce. Powinien zobaczyć jak ja się zachowuję, nie zrobiłaś niczego czego ja bym nie zrobił. Chociaż do Ciebie to rzeczywiście nie podobne.
- Żebyś widział swoją minę - roześmiała się przypominając sobie sparaliżowanego strachem chłopaka, za co dostała kuksańca między żebra. Gdy się już trochę uspokoiła dodała - Nawet nie chcę myśleć co by było gdyby Ron się o tym dowiedział.
- Przecież do niczego nie doszło.
- Oczywiście, że nie doszło. Przecież ja mam chłopaka, nigdy bym go nie zdradziła. Brzydzę się zdradą. – pokręciła głową wyrzucając z niej niechciane myśli.
- A on? – spojrzał na nią z ukosa. Jeśli miał ją oddać rudzielcowi, to lepiej by był on jej godzien.
- Jesteśmy razem szczęśliwi. Nie zepsuł by tego w taki sposób. Ja też nie. Dlatego obiecuję, że nigdy więcej nie zachowam się w taki sposób. Poza tym, za bardzo zależy mi na naszej przyjaźni – powiedziała odzyskując humor i podnosząc się do pozycji siedzącej, by lepiej widzieć jego twarz.
- Też się cieszę, że się pogodziliśmy – nie kłamał, naprawdę się cieszył, mimo, że słowa dziewczyny były gwoździem do jego trumny -  To co wybierasz się dziś z nami na dyskotekę? Obiecałaś – przypomniał zakładając jej kosmyk rozpuszczonych włosów za ucho.
- No skoro obiecałam...
*
Trójka studentów przywitała wieczór w klubie niedaleko hotelu, tym samym który chłopcy odkryli już tydzień wcześniej. Ubrana w obcisłe jeansy i błyszczący, czarny top dziewczyna siedziała między swoimi kolegami na czerwonej, wygodnej kanapie popijając kolorowego drinka. Powoli zaczynało jej się kręcić w głowie, więc postanowiła udać się na zewnątrz trochę ochłonąć. Gdy wróciła Nicka nie było przy ich stoliku.
- Już lepiej? – spytał blondyn podnosząc do ust swoją whisky.
- Lepiej, a gdzie Nick?
- Wyobraź sobie, że spotkał Meg czy Kate, jak jej tam – wskazał palcem na parę obściskującą się na parkiecie – tam są.
Spojrzała i pokiwała głową.
- Zatańczysz?
Musiała przyznać, że Draco znał się na rzeczy. Dawno jej się tak dobrze nie tańczyło. Zwykle ciężko jej wyciągnąć Rona na parkiet, a i tak zwykle jest to jeden czy dwa kawałki na czyimś weselu. Nie pamiętała kiedy ostatnio wyszli razem do jakiegoś klubu. Blondyn tymczasem prowadził ją w tańcu lekko i płynnie, tak, że mogła wyłączyć myślenie i poddać się muzyce. Wygłupiali się na parkiecie dobre pół godziny, gdy nagle do blondyna podeszła wysoka szatynka o figurze modelki, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała w usta. Chłopak po chwili pogłębił pocałunek obejmując dziewczynę w talii. Kątem oka dostrzegł Hermionę i puścił uśmiechniętą nieznajomą, wskazując ręką na gryfonkę. Schylił się, by powiedzieć jej coś na ucho, ale Hermiona tego nie usłyszała przez dudniącą na parkiecie muzykę, dopiero, gdy wskazał ręką ich stolik, zrozumiała jego zamiary.
- To jest Nicole, poznaliśmy się niedawno, a to Hermiona, przyjaciółka, razem studiujemy – przedstawił je sobie, gdy znów usiedli na czerwonej kanapie. Dziewczyny kiwnęły lekko głowami w ramach przywitania, mierząc się uważnym spojrzeniem. Draco jako mężczyzna nie mógł tego wiedzieć, ale uśmiechy na ich ustach nie miały nic wspólnego z sympatią, gdyż obie panie od pierwszego spojrzenia niespecjalnie przypadły sobie do gustu.
Siedząca obok blondyna Nikki, położyła mu dłoń na kolanie dla podkreślenia natury ich znajomości, a w lekko podchmielonej szatynce obudziła się złość.
- Więc jak się poznaliście z Nicole?
- Och mów mi Nikki. Kiedy to było Kochanie? W niedzielę? Poznaliśmy się tu w tym klubie. Spojrzeliśmy na siebie i bum. Od razu zaiskrzyło – uśmiechnęła się szeroko, przysuwając twarz do chłopaka i całując jego ucho.
- No tak, czyli wiedziałaś, że tu dziś będziemy?
- Właściwie to nie, ale jak tylko zobaczyłam Draco, to nie mogłam się powstrzymać. On tak cudownie całuje – spojrzała porozumiewawczo na gryfonkę, nagle przypominając sobie o pewnym detalu – ale Ty oczywiście nie możesz tego wiedzieć. Cóż dużo tracisz – znów się uśmiechnęła, by przenieść rozanielone spojrzenie na blondyna. Chwilę szukała jego wzroku, aż w końcu złapała go za brodę, by móc dosięgnąć jego ust.
Draco mógłby przysiąc, że słyszał jak Hermiona syknęła. Mimowolnie się uśmiechnął, co musiało wyglądać, jakby ten pocałunek pochłaniał go bez reszty. Nikki całowała cudownie, nie mógł zaprzeczyć, tyle, że ciężko było mu się na niej skupić. Aż nagle odskoczył od niej słysząc odgłos głuchego uderzenia.
- Przepraszam – powiedziała gryfona czerwona aż po uszy - sama mi wypadła z ręki – podniosła szybko przewróconą szklankę i odstawiła ją na stolik. Chłopak wykorzystał ten moment by trochę się odsunąć od natrętnej dziewczyny.
- Idę po whisky, chcesz coś? – zapytał wstając od stolika.
- Jakiegoś drinka. Tylko słodkiego.
- Ok. A Ty Hermiona?
- Coś z tequilą. Dzięki – odparła unikając go wzrokiem.
Kiwnął głową i odszedł w kierunku baru zostawiając dziewczyny same.
- Co się dzieje? – spytał Nick podchodząc do odbierającego swoje zamówienie blondyna.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział pochłaniając na raz całą zawartość swojej szklaneczki i kiwając na barmana o dolewkę.
- Czy to nie ta panna z zeszłej niedzieli – Draco przytaknął wychylając kolejną porcję alkoholu – a Hermiona?
- Zaraz wydrapie jej oczy. Chodźmy tam zanim się pozabijają – złapał dwa drinki i skierował się w stronę stolika. Podał napoje dziewczynom i usiadł obok Nicole obejmując ją ramieniem. Nie mógł nie zauważyć błysku w oczach siedzącej naprzeciwko szatynki. Coraz bardziej mu się to podobało.
- Nikki to nasz kolega, Nick – zaśmiał się na zbieżność ich imion, a dziewczyna z szerokim uśmiechem podała zielonookiemu rękę.
- Miło Cię poznać. Kochanie zatańczymy? – zwróciła się do Draco łapiąc go za rękę. Chłopak wzruszył ramionami i wstał podając dłoń swojej partnerce.
- Skąd on ją wytrzasnął? – Hermiona spytała kolegi, gdy towarzysząca im para zniknęła na parkiecie.
- Zazdrosna?
- Ja? O co? O to bezmózgie coś? Dlaczego miałabym być zazdrosna? – westchnęła głęboko, przywołując opanowanie - Po prostu martwię się o kolegę. Może zatańczymy? Kochanie – nie mogła się powstrzymać od tej drobnej uszczypliwości. Roześmiali się i dołączyli do tańczącego grona.
Czy miał na to wpływ wypity alkohol czy buzująca w niej irracjonalna złość, ale tańczyła oderwana myślami od tego miejsca, nie zwracając uwagi na zmiany piosenek czy partnerów. W pewnym momencie znalazła się w silnych ramionach wysokiego bruneta o kilkudniowym zaroście i czarnych oczach. Uśmiechnęła się do niego na przywitanie, wciąż poruszając się w rytm szybkiej muzyki. Nieznajomy chwycił jej dłoń wykonując serię obrotów i ponownie ciągnąc ją w swoim kierunku. Wybrzmiały ostatnie takty piosenki i zastąpiła ją wolna melodia. Piękny, lekko zachrypnięty męski głos śpiewał o tym, że wszystko czego pragnął okazało się być poza jego zasięgiem. Zasłuchana w ten wzruszający tekst, objęła brodacza kładąc mu głowę na ramieniu. Nawet nie zauważyła kiedy duże dłonie jej partnera znalazły się na jej talii, niebezpiecznie pokonując jej granice i wkraczając na pośladki. W momencie ją to otrzeźwiło. Próbowała go odepchnąć, lecz nieznajomy tylko mocniej ją przycisnął, lubieżnie się uśmiechając. Poczuła na brzuchu jego wzwód i zaczęła się mocniej szarpać.
- Puść mnie – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu, lecz nie dało to żadnego efektu.
- Nie udawaj takiej niedostępnej maleńka. Może się zabawimy? – ścisnął mocno jej pośladek, drugą ręką obezwładniając jej obie ręce.
- Puść mnie albo pożałujesz – krzyczała ze łzami w oczach. Zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu ratunku, lecz nikt nie zwracał na nich uwagi. To miał być fajny wypad na drinka, jak wszystko mogło się tak źle potoczyć? Z bezsilności uroniła pierwsze łzy, wciąż próbując ucieczki i apelując do sumienia swojego oprawcy, który zaczął prowadzić ją w ciemny kąt lokalu. Nagle się zatrzymał, odwracając głowę. Później wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie zdążyła zarejestrować, czy najpierw zobaczyła blond włosy kolegi, czy jego pięść lądującą na nosie bruneta. Nieznajomy zachwiał się i puścił Hermionę, co wystarczyło, by Draco zamachnął się drugi raz, powalając mężczyznę na podłogę. Gdyby nie to, że jego różdżka leżała bezpiecznie w hotelowym pokoju, na pewno na tym by się nie skończyło. Szybko złapał przyjaciółkę za rękę prowadząc ją do wyjścia i zabierając po drodze ich kurtki.
Gdy wyszli na zimne, nocne powietrze ubrał dziewczynę i ją do siebie przytulił.
- Nic Ci się nie stało? – puścił ją badając wzrokiem jej twarz.
- Nie. Najadłam się tylko strachu. Zdążyłeś w samą porę – znów objęła go ramionami tuląc twarz do jego szyi – Dziękuję Ci. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby…
- Już dobrze – potarł jej plecy ręką i nagle syknął z bólu. Spojrzał na zaczerwienione kostki swojej prawej dłoni, a dziewczyna zebrała trochę leżącego śniegu by zrobić mu okład.
- Myślałam, że brzydzisz się mugolskimi pojedynkami – zaśmiała się, gdy napięcie zaczęło z niej spływać.
- To nie do końca był pojedynek – przymknął jedno oko, próbując wyprostować i znów zgiąć palce. Objął ją zdrową ręką, zwracając w kierunku hotelu. – Chodź, odprowadzę Cię.
- A co z Nicole? – spytała ogarnięta błogim spokojem, czując jego bliskość.
- Jakoś sobie poradzi.
Odprowadził ją pod drzwi jej pokoju i nie ruszył się dopóki, za nimi nie zniknęła. Dopiero wtedy, gdy miał pewność, że jest bezpieczna udał się do siebie dziękując Merlinowi, że w porę zauważył co się dzieje. Nigdy by sobie nie darował, gdyby coś jej się stało. Zmęczony szybko przebrał się w swoje szare spodnie i padł na łóżko jak kłoda.
*
Wiedziała, że jest już bardzo późno, ale dopiero teraz przypomniała sobie o pozostawionych na recepcji zdjęciach do wywołania. Miały być do odebrania o osiemnastej, więc na pewno od kilku godzin już tam na nią czekają. Wyciągnęła szybko pokojową kartę ze szczeliny przy drzwiach i truchtem podbiegła do windy. Tak jak się spodziewała, młoda recepcjonistka podała jej zgrabną paczuszkę, życząc dobrej nocy. Jadąc windą na górę odkleiła szybko brzeg koperty, by zajrzeć do środka, a jej oczy zaświeciły się do roześmianych postaci ze zdjęć. Rzuciła szybko okiem na zegarek, który jak co dzień zdobił jej lewy nadgarstek. Dochodziła północ, ale może Draco nie zdążył jeszcze zasnąć. Może powinna go odwiedzić i pokazać zdjęcia?
Nagle winda się zatrzymała i wszedł do niej zaskoczony dr Tompson. Kiwnął jej na przywitanie i spuścił głowę na podłogę zakładając ręce na piersi. Po chwili szybko na nią spojrzał.
- W piątek będzie werdykt. Nie wiem o której, ale na święta na pewno będziecie w domu. Przekażesz chłopakom? – uśmiechnęła się przytakując. Nie zdążyła zrobić nic więcej, ponieważ drzwi windy ponownie się otworzyły, a gdy z niej wyszła zauważyła, że na korytarzu, przed drzwiami pokoju chłopaków ktoś stoi. Wysoka postać w długich kozakach i płaszczu do kolan zapukała do drzwi i czekała na odpowiedź. Po chwili przytłumione światło z korytarza wdarło się przez szczelinę do ciemnego pokoju, a na progu stanął blondyn przecierając kłykciami zaspane oczy.
- Co Ty tu robisz? – zapytał obrzucając nieprzytomnym spojrzeniem swojego gościa.
- Chciałam dokończyć to co zaczęliśmy tydzień temu – wyciągnęła rękę i palcem wskazującym wyznaczyła ścieżkę na jego klatce piersiowej, brzuchu, docierając aż do ściągacza jego dresowych spodni.
 - Nie prosiłem o to – dziewczyna zrobiła jeden krok i teraz ich ciała dzieliło jedynie kilka centymetrów.
- Ale zasłużyłeś – powoli sięgnęła do kołnierza swojego płaszcza i lekko go rozchyliła ukazując nagie ramiona. Czy miała coś pod spodem tego Hermiona nie widziała, ale chłopak najwidoczniej tak, bo szybko objął Nicole i namiętnie całując jej usta wciągnął do pokoju, zamykając nogą drzwi.
Gryfonka przez dłuższą chwilę stała jeszcze na środku korytarza z otwartą ze zdziwienia buzią. Ten widok poruszył w niej jakąś strunę. Tylko czego się spodziewała? Draco jest dorosłym, nie związanym z nikim mężczyzną, oczywiście, że miewa takie przygody. Dlaczego nie miałoby tak być? Ale co innego o czymś wiedzieć a co innego zobaczyć to na własne oczy. Potrząsnęła głową by wyrzucić ten obraz sprzed oczu. Westchnęła i spojrzała na trzymaną przez siebie kopertę. Zdjęcia będą musiały poczekać do jutra. Odnalazła szybko kartą czytnik przy swoich drzwiach, by po chwili zamknąć je z cichym pyknięciem.
*
- Jak to ich zgubiłeś?
W ciemnym zaułku stały dwie ubrane na czarno postaci, obie wysokie i smukłe, ale tylko jedna okryta była czarną aksamitną peleryną. To właśnie ona kuliła się teraz w oczekiwaniu na karę, bojąc się o własne życie za nie wywiązanie się z bardzo precyzyjnych instrukcji – nie spuszczać z oczu tej brązowowłosej mugolaczki  i informować o każdym jej ruchu. A teraz znikła mu sprzed nosa w chwili, gdy przyłożyła palec do świstokliku i za nic nie może jej odnaleźć.
- Mówili coś o Nowym Jorku, ale nie o żadnym konkretnym miejscu. Wybacz mi Nostra, obiecuję, że ich znajdę – ukłonił się nisko w oczekiwaniu na werdykt.
- Lepiej żeby tak było! Masz 24 godziny. A później rozdepczę Cię jak bezużytecznego robaka, którym jesteś – ostre jak sztylet spojrzenie ciemnych oczu przeszyło pochyloną postać. Jeden ruch ręką i przerażony mężczyzna został przygwożdżony do ściany budynku walcząc o oddech. Czuł łzy napływające mu do przekrwionych oczu i był pewien, że za chwilę się udusi, gdy trzymająca go niewidzialna dłoń znikła upuszczając go z hukiem na zimną ziemię. Gdy podniósł głowę był w zaułku sam.

_________
No i jest kolejny długaśny rozdział. Mam nadzieję, że docenicie moją pracę choć paroma słowami komentarza, które dają dużo chęci i motywacji do dalszego pisania.
Następny rozdział pewnie za jakieś 2-3 tygodnie, więcej informacji w Ogłoszeniach po prawej.
W razie pytań zapraszam na aska lub gg :)



piątek, 10 października 2014

Rozdział 10 Nowy Jork cz.2

-  Pokaż mi jak ty to robisz, że tak za Tobą szaleją.
- Pokazać Ci?  - podniósł głowę rzucając jej wesołe spojrzenie spod opadających mu na czoło kosmyków – Ok. Sama tego chciałaś…
Wyciągnął rękę i delikatnie zagarnął jej włosy za ucho jednocześnie muskając policzek, by na koniec przytrzymać jej głowę zbliżając się powoli z przymrużonymi oczami wpatrującymi się w jej usta.
 Znieruchomiała. W tym momencie była pewna, że Draco ją pocałuje. Co więcej, nie miała zamiaru go powstrzymywać. Wstrzymała oddech czując jak rozszalałe serce z donośnym łoskotem tłoczy jej gorącą krew w zatrważającym tempie, jednocześnie odcinając jej dostęp do logicznego myślenia. Pustka, totalna pustka w jej głowie sprawiła, że jak zahipnotyzowana obserwowała jego twarz rozszerzonymi oczami oraz uchyliła gotowe na pocałunek usta, przez które głośno wciągnęła powietrze.
To wszystko trwało tylko chwilę, kiedy chłopak zbliżył się na tyle blisko, by móc policzyć piegi na jej twarzy, szybko musnął ustami czubek jej nosa i odsunął się od niej wybuchając głośnym śmiechem, wprowadzając dziewczynę w osłupienie.
Szybko zamknęła wciąż otwartą buzię pokrywając się szkarłatnym rumieńcem zażenowania. Odwróciła się zszokowana swoim własnym zachowaniem, wyrzucając sobie w myślach tę chwilę bezmyślności i walcząc z pragnieniem by uciec jak najdalej od blondwłosego kolegi. Chwyciła leżącą na kanapie poduszkę i zdzieliła nią chłopaka w rękę.
- Słońce, ja nie uwodzę swoich przyjaciółek, przynajmniej nie świadomie – uśmiechnął się łagodnie chwytając jej dłoń – Tak myślałaś, prawda? Że wszystkie kokietuję? Że bawię się nimi a później porzucam jak mi się znudzą? Tego oczekiwałaś? Chciałaś poznać moje… triki? Nie mam żadnych – mówił coraz ciszej, aż w końcu zamilkł rozczarowany tym, że kolejny raz oceniała go przez pryzmat tych bzdurnych opowieści, które krążą na jego temat – morderca, uwodziciel, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki, wykorzystuje je i porzuca… Kto wymyśla takie bzdury? Nigdy nikogo nie wykorzystał, przynajmniej nie w ten sposób. Oczywiście aniołem nie jest, swoje za uszami ma, ale nie rozumie po co dokładać mu win. Czy kiedykolwiek uda mu się wyzbyć tych wszystkich ludzkich uprzedzeń do niego? Może na nie zasłużył, ale przecież stara się wszystko naprawić. Czy ucieczka jest jedynym rozwiązaniem?
- Traktuję przyjaźń bardzo poważnie. Oznacza ona dla mnie pełne zaufanie i szczerość, nikogo nie udaję, nie oszukuję, daję całego siebie, takiego jaki jestem. Ale też oczekuję tego samego w zamian. Jesteś gotowa na taki układ? Czy jesteś w stanie całkowicie mi zaufać? – chciał postawić sprawę jasno. Albo definitywnie odcinamy przeszłość albo dalej tylko udajemy, że wszystko jest w porządku. Nie wierzył by się na to zgodziła, jednak sama zaczęła ten temat.
Wciąż trzymał jej rękę patrząc prosto w jej brązowe oczy, a ona siedziała oniemiała, niezdolna do sformułowania jakiejkolwiek inteligentnej odpowiedzi. Czy była w stanie aż tak mu zaufać? Pełne zaufanie i szczerość – czy może to powiedzieć chociażby o swoim związku z Ronem? Nie była do końca pewna. Jak miałaby więc od tak się przed nim otworzyć? Przez ostatnie półtora roku wiele przeszli, zostawiając za sobą przeszłość i jakby nie patrzeć nigdy jej przez ten czas nie zawiódł. Nawet zaczęli się kolegować, spędzają razem coraz więcej czasu. Przyjaźń wydaje się być naturalną koleją rzeczy. Nie jest przecież w stanie zaprzeczyć, że istnieje między nimi jakaś więź, nić porozumienia, która nie pozwala jej trzymać się od niego z daleka. Już dawno przestała wierzyć w to, że wszystko musi być czarne albo białe. Teraz dostrzegała, że świat pełny jest odcieni szarości. Tak samo Draco, nie jest tylko zły, jeśli mu się na to pozwoli. Poza tym, towarzyszący mu zawsze mrok, nieodłączny niczym podążający za nim cień, sprawia, że jest jeszcze bardziej interesujący.
- Może wtedy sama się przekonasz co robię nie tak, że w końcu moje przyjaciółki, jak to ujęłaś, za mną szaleją – uśmiech rozświetlił jego twarz docierając nawet do tych stalowych oczu, które teraz wydawały się jeszcze jaśniejsze, niemalże srebrzyste. Wtedy jakaś bariera w jej umyśle opadła i już wiedziała, widziała to jasno i wyraźnie.
- Już to wiem – wyszeptała nieświadoma tego, że porusza ustami a słowa niezależnie od jej woli opuszczają jej myśli wydostając się na zewnątrz.
Pozostaje pytanie dlaczego wcześniej tego nie zauważyła? Czy to przez ich niechlubną przeszłość? Przecież do tej pory każdy pozytywny gest czy odruch chłopaka uznawała za zadośćuczynienie przeszłych grzechów, a tych miał przecież naprawdę sporo. Jak mogła nie zauważyć, że on po prostu taki jest – opiekuńczy i uczynny, słuchający i odpowiadający na jej potrzeby. Przecież sam z siebie pomyślał o dostarczeniu jej notatek, zadbał o jej tatę, nawet teraz został z nią rezygnując z randki i przyniósł jej tę pyszną gorącą czekoladę. Od ilu lat przyjaźni się z Harrym, ile lat spędziła już z Ronaldem, nie wspominając już o innych kolegach, czy którykolwiek z nich wykazał się takim zrozumieniem, potrafił przejrzeć ją na wylot i ofiarował pomoc na każdym kroku zanim sama o nią poprosiła? I to nie nachalnie, irytująco, ale tak delikatnie, subtelnie, że dopiero teraz w ogóle to zauważyła. Zrobiło jej się strasznie głupio. Ona na każdym kroku patrzy mu na ręce i oczekuje najgorszego przez co nie potrafiła dostrzec jego prawdziwej twarzy, podczas gdy on już od dawna traktował ją jak przyjaciółkę. Ta nowo odkryta prawda biła w nią z jego roześmianych oczu i nie miała już wątpliwości dlaczego ten piękny chłopak rozkochuje w sobie wszystkie dziewczyny. Wcale nie chodzi o jego wygląd. Daje on im się poznać prawdziwego, bez tradycyjnych masek przeznaczonych dla wszystkich spoza ścisłego kręgu przyjaciół. Dlatego tylko jego przyjaciele widzą jaki jest….
- Idealny – wyszeptała ciągnąc swoje myśli, wciąż tonąc w jego oczach.
- Słucham? – jego twarz spoważniała, oczy się rozszerzyły i teraz wyglądał na trochę przestraszonego. Powiedziałam to na głos?
- Nie, nic! Myślę, że możemy spróbować – powiedziała nieśmiało znów się rumieniąc.
- Bardzo się cieszę – powiedział nie do końca szczerze. Właściwie powinien się cieszyć, gdyż w jakiś sposób nastąpił następny przełom w ich relacjach. Jednak w głębi duszy bał się, że dziewczyna ucieknie z krzykiem, gdy pozna go tak naprawdę - to jak uczcimy początek tej pięknej przyjaźni? – wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu charakterystycznie poruszając brwią.
Hermionie przeszły po plecach zimne ciarki, co wcale nie było przyjemne. Ten jego uśmiech nie wróżył niczego dobrego. Właśnie obiecali sobie szczerość i uczciwość, dlaczego więc czuje się jakby podpisała pakt z diabłem?
- Wariat – rzuciła śmiejąc się nerwowo, kolejny raz uderzając go poduszką.
Gdy Nick wrócił nad ranem do hotelu po całonocnych szaleństwach, ich pokój był pusty. Draco spędził tę noc w pokoju obok, na kanapie, ciasno obwiązany kocem. Na łóżku nieopodal spała brązowowłosa dziewczyna. Śniła niespokojny sen o stalowych oczach, wąskich, różowych ustach owiewających ją swoim kuszącym oddechem i długich, smukłych, bladych palcach wytyczających na jej ciele palące ścieżki.
Obudziła się nagle zlana potem, by przekręcić się na drugi bok i ponownie zasnąć. Tym razem nie śniła o niczym, a gdy obudziły ją pierwsze promienie słońca nie pamiętała z tej nocy absolutnie niczego.
*
Gdy otworzył rano oczy przez chwilę nie wiedział gdzie jest. Usiadł zdezorientowany na swoim posłaniu rozglądając się po pokoju i szukając wskazówek pozwalających na zidentyfikowanie tego miejsca. Jeden rzut oka na fioletowe tapety, zaścielone duże łoże pod ścianą i już wszystko było jasne – pokój Hermiony. Słysząc delikatny szum wody dochodzący z łazienki, świadczący o tym, że dziewczyna bierze prysznic, położył się z powrotem na poduszce i patrząc niewidzącym wzrokiem w stronę okna zaczął wspominać wydarzenia poprzedniego wieczora.
Gdy pierwszy szok spowodowany iż poważną rozmową na temat przyjaźni minął, atmosfera między nimi wyraźnie się rozluźniła. Znali się już od jakiegoś czasu i sporo o sobie wiedzieli, mimo to ich wzajemne relacje musiały się teraz ukształtować na nowo. Jako przyjaciele muszą sprawdzić swoje granice, na ile mogą sobie pozwalać a co nie jest już mile widziane. Z jednej strony blondyn cieszył się, że teraz bezkarnie będzie mógł sobie pozwolić na więcej bliskości pod płaszczykiem niewinnych koleżeńskich przepychanek, z drugiej strony musiał uważać by jego intencje nie stały się aż nadto widoczne i mimo wszystko pozostać sobą. Dziewczyna natomiast była świadoma, że ta przyjaźń będzie zupełnie inna niż jej z Harrym czy Ronem, zwłaszcza, że chłopak wciąż w jakimś stopniu ją onieśmielał, przez co oraz różnice wynikające z pochodzenia i wychowania strasznie ciężko było jej uwierzyć, że nie robi sobie z niej żartów i naprawdę chce się  z nią zaprzyjaźnić.
Dla uczczenia ostatecznego zakopania topora wojennego i przejścia ich znajomości na całkiem nowy poziom Hermiona nieśmiało zaproponowała, że poczęstuje chłopaka swoim ulubionym trunkiem, bynajmniej nie czarodziejskim. Gdy wyciągnęła z pokojowej lodóweczki lekko schodzone Sauvignon blanc i zaczęła je rozlewać do dwóch kieliszków, Draco aż się uśmiechnął. Znał je oczywiście. Nie jest ignorantem, przynajmniej nie w dziedzinie mugolskich alkoholi, a mieszkając ze Francji nie sposób nie skosztować tamtejszych win, a to właśnie szczególnie mu posmakowało. Jego rześki, świeży smak przywodził mu na myśl wiele wspomnień, zwłaszcza związanych z pewną czarnowłosą Francuzką, ale nie miał zamiaru się nimi teraz dzielić z Hermioną. Nie mniej jednak, razem w winem zaczęli kolejny temat jakim był ukochany przez oboje Paryż. Licytowali się, które z jego miejsc jest najpiękniejsze, które najspokojniejsze, gdzie najlepiej zjeść. Opowiadali sobie zabawne historie, które przydarzyły im się w tym sławnym mieście zakochanych, by na koniec, gdy butelka była już pusta a oni przenieśli swoją rozmowę na podłogę w pobliże tańczącego w kominku ognia, zaczęli wymieniać co najbardziej im się podoba w tym bajkowym mieście. Białe fasady budynków, obowiązkowe okiennice, balkoniki, wąskie uliczki, zapachy dochodzące z piekarni, zabytki, biała ziemia, metro…
- Metro? Serio? Przecież jesteś czarownicą – leżał wyciągnięty grzejąc się w rozkosznym cieple płonącego ognia, ale teraz aż podniósł głowę i oparł ją na zgiętej ręce by spojrzeć na dziewczynę.
- Nie zapominaj, że odwiedzałam Paryż zanim ukończyłam 17 lat. Ostatnio nie miałam ku temu za wielu okazji, chociaż strasznie tego żałuję. Poza tym Paryż ma najlepiej rozwiniętą sieć metra na świecie  – wywrócił oczami nie komentując jednak ani słowem, gdy znów odezwała się w niej panna wszystko wiedząca.
- A które miejsce najbardziej lubisz? Zaczekaj, sam zgadnę. Pewnie wieżę albo bazylikę? Tylko proszę niech to nie będzie żadne muzeum.
- No wiesz? Oczywiście, uwielbiam Luwr i inne cudowne zabytki, a widoki ze schodów bazyliki czy wieży są naprawdę zapierające dech w piersiach. Ale moje ulubione miejsce to ogród Trocadero albo pola marsowe, gdzie mogę zaszyć się na jakieś ławeczce czy kocyku i czytać lub po prostu chłonąć pozytywną energię – uśmiechnęła się na samo wspomnienie, tak bardzo chciałaby tam wrócić. – A Ty?
- Nie śmiej się, ale uwielbiam mosty – odpowiedział do dłuższej chwili ciszy. Nigdy nikomu o tym nie mówił, ale w złych, mrocznych czasach pod panowaniem Voldemorta często uciekał z domu. Udawał się wtedy nad rzekę i w zaciszu szemrzącej wody wyobrażał sobie, że jest kimś innym, że życie jego i jego rodziny wcale nie wisi na włosku i nie zależy od wykonywania okrutnych, brutalnych rozkazów bezwzględnego tyrana. Ten nawyk został mu do dziś. Teraz, nagle skrępowany przeniósł spojrzenie na swoje palce kreślące skomplikowane wzory na dywanie – oglądam, płynącą wodę i ludzi spieszących się w sobie tylko znanych kierunkach. Uspokaja mnie to. Jest taki jeden most niedaleko Notre Dame…
- Ten z kłódkami?
- Dokładnie – uśmiechnął się lekko, rzucając jej szybkie spojrzenie - Nie wiem… daje mi nadzieję, że może być jeszcze dobrze…
- Oj Draco oczywiście, że będzie dobrze – spojrzała na smutną twarz blondyna i zrozumiała, że to wyznanie musiało go dużo kosztować. Czuła, że nie powiedział wszystkiego, ale wolała nie naciskać. Zdawała sobie sprawę z tego jak wiele mrożących krew w żyłach tajemnic skrywa i nie była pewna czy oboje są gotowi na to by już dziś ujrzały one światło dzienne – założę się, że w jednym miejscy nie byłeś. Obiecaj mi, że odwiedzimy je razem jeśli tak się zdarzy, że oboje będziemy w Paryżu – uśmiechała się wesoło siadając po turecku. Nie mogła się doczekać aż zobaczy minę chłopaka, gdy się dowie dokąd chce go zabrać. Jednego była pewna – igra z losem.
- Tylko pod warunkiem, że pojedziesz ze mną do Wersalu. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze tam nie byłaś.
- Ok. Obiecaj!
- Obiecuję – przeszedł już w swoim życiu piekło wzdłuż i wszerz, chyba niczym nie ryzykuje obiecując jej wspólną wycieczkę. Jakoś przemęczy się w kolejnym muzeum – więc, co to za miejsce?
- Disneyland!
Przewrócił oczami na samo wspomnienie, jednak szybko je zamknął słysząc dźwięk otwierających się drzwi łazienki. Udawał, że wciąż śpi, gdy dziewczyna cicho do niego podeszła i szepnęła mu do ucha:
- Wstawaj śpiochu…
- Jeszcze pięć minut – odpowiedział otwierając leniwie oczy – no chyba, że do mnie dołączysz?
Jednak Hermiona nie przystała na jego propozycję, ale szybkim, zdecydowanym ruchem wyciągnęła mu spod głowy poduszkę krzycząc:
- Idziemy na śniadanie, już prawie 9!
*
- To bez sensu – zrezygnowany blondyn rzucił plikiem kartek na podłogę obok miejsca, w którym siedział, wstał na równe nogi i zaczął krążyć po pokoju żywo gestykulując rękami – myślałem, że to będzie jakaś ciekawa rozprawa o morderstwo, oszustwo, kradzież albo chociaż malwersacje podatkowe, ale nie to! Co za debil pozywa producenta cukierków o głupi wzorek na opakowaniu? – rozgoryczony usiadł na łóżku, na którym leżała szatynka i z rozmachem położył głowę na jej udach.
- Takie właśnie jest prawo Draco – automatycznie przysunęła prawą dłoń do jego głowy i zaczęła delikatnie bawić się jego włosami – co więcej, założę się, że wygrają.
- Ale oni chcą odszkodowanie za to, że pasek z napisem „20% gratis” zajmuje większą część opakowania niż te dodatkowe fasolki wszystkich smaków Botta, bo czują się oszukani! Tu nie trzeba rozprawy, wystarczy umiejętność czytania ze zrozumieniem – odwrócił twarz w jej stronę marszcząc czoło, w oczekiwaniu na poparcie dziewczyny.
- Konsument ma zawsze rację – uśmiechnęła się do niego walcząc ze sobą by nie pokazać mu języka. Był tak rozkosznie rozzłoszczony tą zwykłą ludzką bezmyślnością, że chyba nawet nie zauważył, że psuje mu misternie ułożoną fryzurę – Słyszałam o podobnej sprawie w mugolskich mediach. Pozwany był wtedy sprzedawca napoi za to, że na kubku nie było napisane, że kawa i herbata mogą być gorące przez co się poparzył. Oczywiście wygrał.
- Żartujesz sobie? To po to mamy wklepywać na pamięć tyle kodeksów i ustaw, tracić młodość na siedzenie nad książkami, by później zajmować się takim… takim… czymś? – zamknął oczy, by oderwać się od tego wszystkiego i uspokoić myśli. Wtedy poczuł jej dotyk na swojej głowie – Jeśli to ma mnie odprężyć to znam lepszy sposób – powiedział z charakterystycznym dla siebie ironicznym uśmiechem, za co oberwał w ramię i został zepchnięty z jej kolan.
- Spadaj! Jesteś niewyżyty – odpowiedziała niby oburzona, ale z uśmiechem błąkającym się na ustach.
- Miałem na myśli masaż, ale podoba mi się twój tok myślenia – uśmiechnął się szeroko starając się znów ułożyć na jej nogach.
Nagle otworzyły się drzwi i w progu stanął Nick.
- Zbierać się gołąbki. Koniec romansów. Idziemy na dyskotekę.
- Mało Ci jeszcze po wczorajszym? Kate nie miała mieć dziś konferencji? – spytał blondyn puszczając Hermionę i siadając na łóżku.
- Meg. I owszem jest zajęta. Dlatego przyszedłem po Was – uniósł wysoko brew dla podkreślenia, że nie byli jego pierwszym wyborem.
- Ale jutro o 9 zaczyna się rozprawa!
- Cały dzień nad tym siedzimy, a przecież idziemy tylko jako obserwatorzy. No już zbierać się.
Draco wstał i wyciągnął rękę w kierunku szatynki, by pomóc jej zejść z łóżka, ale ona miała inne plany.
- Następnym razem, obiecuję. Idźcie sami, ja jeszcze trochę posiedzę.
- To może zostać z Tobą?
- Nie, serio idź, bawcie się dobrze. Ale poczekajcie chwilkę – machnęła różdżką by po chwili w jej ręce wpadł mały srebrny przedmiot – uśmiech!
Krzyknęła i z małego przedmiotu błysnęło światełko uwieczniając ich zdziwione miny.
- Aparat? I to mugolski? – to Nick pierwszy ocknął się z szoku.
- Zgadza się. O niebo poręczniejszy niż ten olbrzymi magiczny, a równie przydatny, gdy się zna odpowiednie zaklęcie poruszające postacie na zdjęciach. Chyba się Wam spieszyło? – zapytała z niewinną minką, machając kolegom na pożegnanie.
*
- Nie wiem co ty kombinujesz Stary. Przecież wiesz, że jest zajęta. Zobaczysz lada dzień będzie żoną tego całego Weasley’a. Nigdy nie będzie Twoja. Odpuść sobie.
Weszli do pierwszego z brzegu oświetlonego neonami lokalu. Okazał się całkiem schudną, modnie urządzoną dyskoteką ze sporym kwadratowym parkietem na środku dużego pomieszczenia otoczonego nawami z miękkimi kanapami i zgrabnymi stoliczkami ze stali i szkła. Teraz siedzieli popijając whisky ze stojących przed nimi szklaneczek, obserwując pierwsze pojawiające się na parkiecie osoby.
- Nie wiem o czym mówisz. Jesteśmy tylko przyjaciółmi – odpowiedział pociągając kolejny łyk wysokoprocentowego napoju nie spuszczając wzroku z zerkającej na niego co chwilę wysokiej, szczupłej szatynki siedzącej przy barze.
- Jasne – Nick pokiwał głową z miną świadczącą o tym, że jednak nie bardzo wierzył w słowa blondyna – Od pierwszego dnia było widać gołym okiem, że coś się dzieje między Wami. Znasz to powiedzenie o ćmach i ogniu? To się źle skończy. Jest tyle pięknych kobiet, na przykład ta ślicznotka przy barze, która pożera Cię wzrokiem – zaśmiał się cicho – Ale to nie moja sprawa. Przyjaźnicie się? Super. Jesteś dorosły, wiesz co robisz – dopił drinka i ruszył w kierunku parkietu zostawiając Dracona samego ze swoimi myślami.
Nick miał rację. Nigdy nie będą razem, nie ma się co łudzić. Zawsze będzie dla niej tylko przyjacielem, byłym wrogiem, byłym smierciożercą. Nie zasługuje na uczucie kogoś tak dobrego jak ona. Chyba pora sobie to uświadomić i ostatecznie zaakceptować. Biorąc do ust kolejny łyk trunku z całych sił starał się zignorować piekący ból w piersi, w miejscu gdzie powinno być serce. Czy on je miał, sam nie wiedział, co więcej, nie był pewien czy chce je mieć. Podniósł się z kanapy szukając tajemniczej szatynki. Pora poprawić sobie humor, a tak się składa, że znał na to niezawodny sposób.
Dwadzieścia minut i dwa drinki później tańczyli przytuleni nie zwracając uwagi na tempo puszczanych piosenek. Badał niecierpliwymi rękami zagłębienie tali, gładkie plecy i jędrne pośladki dziewczyny. Ściśle przylegająca, niczym druga skóra, czarna, krótka sukienka nie pozostawiała dużo miejsca wyobraźni. Nicole, bo tak miała na imię dziewczyna, obejmowała jego szyję topiąc dłonie w miękkich, jasnych włosach, drażniąc koniuszkiem nosa skórę jego szyi raz po raz przygryzając mu płatek ucha. W pewnym momencie poczuł, że te igraszki powoli wymykają się spod kontroli. Ciśnienie niebezpiecznie mu się podniosło, tak że słyszał jak szybkie uderzenia serca dudnią mu w uszach. Pociągnął dziewczynę w kierunku ciemnego kąta odgrodzonego wieszakiem na kurtki od ciekawskich oczu. Gdy oparł ją o zimną powierzchnię ściany, nie powstrzymywał się dłużej i zatopił usta w jej chętnych, spragnionych wargach. Dziewczyna zachłannie oddawała jego pieszczoty otwierając szerzej usta, by pozwolić mu na głębszy pocałunek. Przycisnął ją do ściany napierając na nią własnym ciałem niwelując dzielącą ich odległość. Uwolnił jej usta i zaczął całować szyję, jednocześnie podciągając brzeg jej sukienki, by po chwili wsunąć dłoń za cienki materiał bielizny i rozpocząć słodkie natarcie na jej kobiecość. Nikki z cichymi jękami odpowiadającymi na sprawne palce chłopaka, zdjęła ręce z jego barków i jedną z nich pociągnęła za pasek by drugą wsunąć mu w spodnie i zacząć stymulować jego męskość. Czując jej palce z sykiem wciągnął głośno powietrze przez zaciśnięte zęby. W tym momencie marzył już tylko o spełnieniu. Był gotów wziąć ją tutaj, teraz zaraz, przy tych wszystkich ludziach na tej ścianie, brudnej podłodze, stoliku, wszystko jedno.
- U mnie czy u Ciebie? – wyjęczała mu do ucha, a jego przeszedł zimny dreszcz. Spojrzał w jej ogarnięte pożądaniem oczy i wiedział, że nie może tego zrobić. I co z tego, że sama się na niego rzuciła, że ewidentnie tego chce, że dla niej także może to nic nie znaczyć? Co on wie o tej dziewczynie? Czy zasłużyła na to by wykorzystał ją jako sposób na zapomnienie o innej, na udowodnienie sobie, że może mieć każdą, by jutro rano nie pamiętać jej imienia? Nie, nie chce być takim typem mężczyzny. I mimo, że jego ciało było gotowe i chciało tego jak niczego innego na świecie, wiedział, że musi przestać. Że w ten sposób wcale nie będzie się lepiej czuł. Może przez chwilę.
Lewą ręką, którą opierał się do tej pory o ścianę, złapał jej nadgarstek uniemożliwiając dalsze pieszczoty. Podniósł głowę tak by dotknąć czołem jej czoła i szeptał w jej uchylone usta, jednocześnie przyspieszając ruchy palców drugiej dłoni.
- Jeśli nie przestaniesz to zedrę z Ciebie ubranie w tym momencie, a chyba tego nie chcemy – przytulił ją tak, by mogła się na nim oprzeć, podczas gdy on doprowadzał ją na skraj rozkoszy. Poczekał aż jej ciało przestanie drżeć a oddech zacznie się uspokajać i odsunął ją od siebie na tyle by móc spojrzeć w jej zielone oczy, jeszcze przymglone po intensywnym orgazmie. Złożył na jej ustach ostatni, tym razem czuły pocałunek i ignorując jej zdziwioną minę, odwrócił się i wyszedł z dyskoteki nawet nie mówiąc koledze, że wraca już do hotelu.
Gdy zamknął za sobą drzwi hotelowego pokoju wściekły na siebie udał się od razu pod prysznic. Odkręcił zimną wodę by uspokoić rozgrzane, zmęczone ciało. Sam musiał dokończyć to co zaczęła piękna nieznajoma. Wciąż miał przed oczami jej duże, szmaragdowe oczy wpatrzone w niego  flirtującym spojrzeniem, gładką skórę zachęcającą do eksploracji jej ciała milimetr po milimetrze, płaski umięśniony brzuch i kuszące, jędrne piersi. Żałował, że nie spędził tej nocy na gorących igraszkach z tą ponętna szatynką. Ale teraz już za późno. Niestety znów dopuścił do głosu swoją rycerską stronę, przez co sam musi uwolnić ciało od nagromadzonego napięcia. Niech to szlag.
Opuścił kabinę prysznicową i obwiązał się w pasie ręcznikiem nie zawracając sobie głowy lepszym ubraniem czy choćby osuszaniem mokrego ciała. Wrócił do pokoju i nalał sobie sporą porcję ognistej whisky rozpalając kominek jednym machnięciem różdżki. Właśnie miał zatopić się w miękkim fotelu, gdy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Kto to może być? Nick by raczej nie pukał a o tej porze nie spodziewał się nikogo innego. Upił spory łyk ze szklaneczki i podszedł do wejścia otworzyć gościowi. Nie krył zaskoczenia, gdy za drzwiami zastał Hermionę ubraną w jedwabną koszulkę nocną, na którą zarzuciła cienki szlafroczek. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak żadne słowo się z nich nie wydobyło, więc odsunął się by wpuścić dziewczynę do środka.

________
Wróciłam! W lepszym czy gorszym stylu to już sami oceńcie.
To co zaplanowałam na ten rozdział bardzo mi się rozrosło, więc podzielę wydarzenia na dwa osobne rozdziały. Ten drugi nie jest jeszcze skończony, dlatego podział zapewne nie będzie na połowie. Dlaczego więc dzielę akurat w tym momencie? No cóż, aż się prosił by to zrobić ;P
Następny rozdział postaram się dodać już za tydzień.
Pozdrawiam
Nicci
Copyright © 2016 Follow your dreams , Blogger