piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział 15 Wytłumacz mi jeszcze raz

- Gdy wyciągnął ten pierścionek to myślałam, że się zapadnę pod ziemię. Przecież rozmawialiśmy o tym tyle razy. Jesteśmy jeszcze bardzo młodzi mamy jeszcze czas. Co mu strzeliło do głowy? - zaróżowiona z emocji Hermiona opowiadała przyjaciółce wydarzenia jej ostatniej randki. Ginny jednak niewiele się odzywała z lekkim uśmiechem sącząc swoją kawę i zagryzając smakowicie wyglądającą szarlotkę z lodami. Od tego są prawdziwi przyjaciele - pozwolą się wygadać, zawsze poprą, nie krytykują.
- Na szczęście jakimś cudem udało mi się wyperswadować mu z głowy ten absurdalny pomysł z zaręczynami, ale zaraz wpadł na jeszcze lepszy z tym mieszkaniem - wywróciła oczami i upiła łyk lekko zimnej już kawy - nie wiem skąd niby mielibyśmy wziąć na nie pieniądze. Przecież nie zarabiamy. A ja nie mam zamiaru mieszkać w Norze z całą jego rodziną, nie ściągnę też go moim rodzicom na głowę. Co za pomysł? Źle mu tak jak jest? No sama powiedz - gdy się w końcu wyżaliła czekała na słowa pełnego poparcia od rudej.
- Wiesz Hermiona, nie wiem co powiedzieć.  Czy to naprawdę byłoby takie złe? W końcu my z Harrym się zaręczyliśmy i mieszkamy razem....
Dopiero teraz olśniło Hermionę jak wiele niestosownych uwag rzuciła. Ona tu się rozwodzi jaka to by była niemądra decyzja a przecież para jej przyjaciół właśnie na to się zdecydowała. O mało nie krztusząc się kęsem ciasta szybko przełknęła.
- O matko, Ginny bardzo Cię przepraszam. Nie miałam Was na myśli. To było by nieodpowiednie dla nas, u Was świetnie się sprawdza - wyciągnęła szybko rękę by złapać dłoń przyjaciółki.
- Ale wytłumacz mi jeszcze raz, właściwie dlaczego to miałoby się nie sprawdzać i u Was - Ginny odłożyła łyżeczkę i oparła łokcie o fotel wpatrując się  w zmieszaną szatynkę dłubiącą w swoim deserze. Czy mieszkanie w Norze albo ślub z jej bratem to byłaby aż taka tragedia?
- Nie wiem, może dlatego, że Wy oboje tego chcecie i jesteście na to gotowi. Ja nie jestem - spuściła głowę właściwie pierwszy raz wyjawiając na głos swoje obawy. Nie miala lepszej przyjaciółki niż Ginny i miała nadzieję, że będzie na chwilę potrafiła zapomnieć, że jest też siostrą jej chłopaka.
- Nie rozumiem. Chcesz odejść od Rona?
- Nie, nie chcę, właściwie to nie wiem. Sama już nie wiem dokąd ten związek zmierza, dlatego uważam, że to nie jest najlepszy moment na ślub. Chciałabym być tak pewna jak Ty - przełknęła rosnącą w jej gardle gulę. To miało być przyjemne wyjście na kawę i plotki a tu się zrobiło tak poważnie.
- Też bym chciała. Nie wiem jak Ci pomóc. Nigdy nie miałam takich wątpliwości. Zawsze wiedziałam, że Harry to ten jedyny na całe życie. Nawet jeśli teraz przez te ciągłe wyjazdy nie poświęca mi tyle uwagi co kiedyś. Daj mu jeszcze szansę. Może powinniście gdzieś razem wyjechać albo pogadać? Sama nie wiem - zmartwiła się słowami przyjaciółki. Sama była taka szczęśliwa i chciała by Hermiona towarzyszyła jej w tej radości, zwłaszcza, że  chodziło o jej brata. - Przede wszystkim musisz się dobrze zastanowić czego chcesz. A powiedz mi jeszcze, jeśli mogę, czy to nie ma czasem nic wspólnego z pewnym blondynem? - wpatrywała się w nią tak intensywnie, że nie mogłaby się ruszyć choćby chciała.
- No nie, jakbym słyszała Rona. Ostatni raz powtarzam, że mnie i Draco absolutnie nic nie łączy. To jest tylko mój kolega i nikt sobie nic nie wyobraża. Bardzo go lubię to fakt, ale nie patrzę na niego w ten sposób, ani on na mnie. - Już miała serdecznie dość prowadzenia w kółko tej samej dyskusji. Kiedy w końcu do nich dotrze, że ją i Draco nie łączy nic prócz sympatii.
- Tak tylko sprawdzałam. Po prostu bardzo swobodnie się czujecie w swoim towarzystwie - i zanim dziewczyna zdążyła coś odpowiedzieć dodała – Cicho, Ron tu idzie.
Rzeczywiście, w drzwiach kawiarni stał Ron i szukał ich wzrokiem, a gdy je zobaczył na jego usta wystąpił szeroki uśmiech.
- Skończyłyście już? Ja też się muszę pożegnać z moją dziewczyną - schylił się by pocałować Hermionę w policzek.
- To niesprawiedliwe, że  wszyscy jutro wyjeżdżają a ja zostaję sama. Nawet moi rodzice postanowili spędzić romantyczny weekend w Wiedniu z okazji  Walentynek. Tak więc czekają mnie trzy dni spędzone w piżamie z książką w rękach.
- Ty to wiesz jak się dobrze bawić. Dobra Kochani, lecę się pakować.
- Udanego wyjazdu - szepnęła Hermiona przytulając przyjaciółkę.
- Taa jasne - wywróciła oczami i zarzuciła torebkę na ramię.
- To co, idziemy? - spytał Ron, gdy jego siostra zniknęła im z pola widzenia. Specjalnie wcześniej się spakował by ten ostatni wieczór przed wyjazdem spędzić z dziewczyną. Kto wie może nawet pozwoli mu zostać na noc? Chociaż wiedział, że zwykle tego nie robi, gdy w domu są jej rodzice. Woli im póki co nie podpadać. Czuł, że jeszcze nie do końca go zaakceptowali, dlatego musiał grać według ich zasad.
*
Radosne nowiny najlepiej przekazywać osobiście. Mógł co prawda zadzwonić albo wysłać smsa ale to nie to samo. Chciał zobaczyć jej minę, gdy jej powie, że kolejny raz jest najlepsza na roku. Zupełnie przypadkiem znalazł wywieszoną kartkę z wynikami ich ostatniego egzaminu, gdy poszedł oddać książki do biblioteki. Wykładowca się pospieszył bo wyniki miały być najwcześniej jutro. Świetnie się złożyło, poprawi jej humor i dotrzyma towarzystwa, bo to chyba dziś mieli wyjechać jej rodzice.
Wszedł na ganek małego, wymalowanego na jasny pomarańcz domku i zadzwonił dzwonkiem. Gdy drzwi się otworzyły nie wiedział kto jest w większym szoku, on czy osoba po drugiej stronie progu. Jedno było pewne, Hermiona nie będzie zadowolona.
- Dzień dobry, nazywam się Draco Malfoy. Jest może Hermiona? – uprzejmie się ukłonił mężczyźnie, w którym od razu rozpoznał jej ojca. Mieli już przecież okazję się poznać.
- Cześć Draco. Miło Cię znów widzieć. Wchodź, wchodź – George mocno uścisnął dłoń młodzieńca i praktycznie wciągnął go do środka, nie zwracając uwagi na skrępowanie chłopaka – Hermionki nie ma, ale niedługo wróci. Proszę usiądź tu. Kochanie? – wprowadził chłopaka do salonu i usadził na kanapie wołając żonę, która zaraz wynurzyła się z kuchni wycierając ręce w ściereczkę. – Pamiętasz Draco?
- Oczywiście. Witaj. Czego się napijesz? Kawy? Soku? – uprzejmie skinął pani Granger prosząc jedynie o wodę, która po chwili stała przed nim na stoliku.
- Chcielibyśmy Ci jeszcze raz serdecznie podziękować za pomoc, gdyby nie Ty pewnie nadal leżałbym w szpitalu. Jeśli istnieje jakiś sposób byśmy mogli się odwdzięczyć…
- Proszę nie opowiadać głupstw. Cieszę się, że chociaż tyle mogłem zrobić  – zaczął jeszcze bardziej zmieszany, gdy nagle otworzyły się drzwi wejściowe.
- Draco? Co Ty tu robisz? – Hermiona weszła szybko do salonu a Ron podążył zaraz za nią. Blondyn zaraz wstał i podszedł do dziewczyny.
- Ja właśnie… są już wyniki z prawa. Masz maxa punktów. Znów najlepsza na roku.
- Żartujesz? Aaa – początkowa dezorientacja spowodowana jego obecnością w jej domu minęła i dziewczyna ze szczęścia rzuciła się blondynowi na szyję. Dopiero głośne chrząknięcie Rona przypomniało jej o tym gdzie się znajdują. Puściła chłopaka wciąż uśmiechając się od ucha do ucha. Nie da się ukryć, że nie tak Draco wyobrażał sobie tę sytuację. Teraz,  gdy stał w progu salonu skupiały się na nim spojrzenia wszystkich obecnych, a nie wszystkie z nich były przyjazne.
- To ja chyba już pójdę. Do widzenia  - pożegnał się z rodzicami koleżanki.
- Miło było Cię znów spotkać chłopcze. Koniecznie musisz częściej nas odwiedzać. Tak i zaopiekuj się naszą Mionką, kiedy nas nie będzie - przekrzykiwali się jedno przez drugie dopóki Draco nie doszedł do drzwi pod sztyletującym go spojrzeniem Rona.
- To ja też już pójdę - Ron zaczerwieniony po koniuszki uszu ledwo się powstrzymywał, by nie wybuchnąć przy rodzicach ukochanej. Co ten podły morderca robił w domu Grangerów? Hermiona i tak spędza z nim każdą wolną chwilę, czyżby i jej rodzice w padli w jego sidła, i ich udało mu się omotać? Tego wszystkiego było już ponad jego siły. Nie chciał tu być ani chwili dłużej.
- Myślałam, że zostaniesz na noc. Przecież tyle czasu nie będziemy się widzieć - zawołała jeszcze za odchodzącym chłopakiem załamując ręce.
- Nawet tego nie zauważysz zajęta swoim śmierciożercą. Rodzice się ucieszą - wykrzyknął w złości i zniknął jej z oczu. Gdy wróciła smutna do domu mama lekko pogłaskała ją po plecach i podsunęła pod nos piękne czerwone jabłko. Rodzice w żaden sposób nie skomentowali tego co się wydarzyło, jednak jej tata wydawał się jakby weselszy niż wcześniej.
Następnego dnia, zaraz po wyjeździe rodziców, jej dom wydawał się bardzo pusty. Wykorzystując tę chwilę spokoju postanowiła zrobić mamie niespodziankę i dokładnie wysprzątać wszystkie zakątki. Nie zajęło jej to jednak tak dużo czasu ile się spodziewała. Zmęczona sięgnęła po książkę, którą od dawna zamierzała przeczytać, ale nie potrafiła się na niej skupić. Wciąż jak bumerang wracały do niej wydarzenia poprzedniego popołudnia. Właściwie nie rozumiała co się wydarzyło. I dlaczego Ron aż tak się zdenerwował. Ale pewnie też nie byłaby zadowolona, gdyby on spędzał tyle czasu z jakaś koleżanką co ona z Malfoy’em. Czy to o czymś świadczy, że ona sama nie uważa tego za nic złego? Nie miała więcej pomysłów jak zagłuszyć ten mętlik w głowie, więc położyła się wcześniej spać.
Gdy otworzyła oczy w sobotę rano zegarek przy łóżku pokazywał godzinę 5:30. To i tak sukces zważywszy jak burzliwa była to dla niej noc. Teraz nie miała zamiaru nawet próbować znów zasnąć. Ubrała dresy, sportowe buty i zrobiła coś czego nie robiła nigdy wcześniej - poszła pobiegać tak dla oczyszczenia głowy. Po powrocie nalała pełną wannę wody i siedziała w niej dopóki nie wystygła. W okolicach obiadu stwierdziła, że ma już dość tej samotności i wysłała smsa.
"Masz na dziś jakieś plany? Nudzi mi się samej. Zapraszam na obiad."
"Sama gotujesz?" - wywróciła oczami czytając odpowiedź. O Ty świnio.
"Nie. Zamawiam pizzę"
"Dla mnie hawajska. Będę za godzinę"
Gdy godzinę później pojawił się Draco humor nieco się jej poprawił. Chłopak rozsiadł się wygodnie na kanapie spychając przy okazji dziewczynę z jej miejsca i pakując do ust duży kawałek ulubionej pizzy. Hermiona rozbawiona jego zachowaniem usiadła na fotelu i nałożyła kawałek pizzy na talerzyk.
- Jak naświnisz to sam będziesz sprzątać! Nie widzisz jak tu czysto? Podpowiem Ci, że to nie robota skrzatów – założyła nogi na oparcie fotela i podsunęła sobie talerz pod nos.
- Oj tam. Lepiej daj coś do picia kobieto – zaczął ale gdy zobaczył, że ułożyła się już na fotelu i nie ma zamiaru wstawać podniósł rękę z różdżką i butelka z wodą oraz dwie szklanki same do nich przyfrunęły. –  no co? – spytał, gdy usłyszał jej śmiech.
- Nic, po prostu bardzo swobodnie się tu czujesz.
- Tak jak Ty u mnie, chciałbym zauważyć. Poza tym, Twoi rodzice kazali mi się czuć jak u siebie, więc… – strzepnął z bluzy okruszki prosto na podłogę i założył ręce za głowę.
- Bo jeszcze Cię nie znają – szepnęła kręcąc głową.
- Słucham?
- Nie, nic. Może obejrzymy film?
Lubiła ten spokój i harmonię. Przy nim nie musiała nikogo udawać, nie musiała uważać na słowa, ani swoje zachowanie. On nigdy się na nią nie gniewał, nigdy nie warczył, nie wyrzucał, że spotkała się z tym czy tamtym. Mogła naprawdę odpocząć w jego towarzystwie pewna, że nie zostanie to źle odebrane. Te parę miesięcy zburzyło między nimi tę resztkę muru budowanego przez lata. Gdyby jeszcze rok temu ktoś jej powiedział, że będą tak leniwie spędzać sobotę w domu jej rodziców żartując i oglądając telewizję to chyba zabiłaby go śmiechem. A teraz? Jakimś cudem ten niegdyś największy wróg stał się jej najlepszym przyjacielem.
Dlaczego w towarzystwie Rona spędza tak mało takich spokojnych chwil. Dlaczego zawsze znajduje się zaraz jakiś powód do kłótni i trzaskania drzwiami? Do tego ta wieczna zazdrość, wymówki i tajemnice. Czy jest jeszcze dla nich nadzieja do powrotu do tego co było? Czy mogą być szczęśliwym małżeństwem z dziećmi, małym domkiem z ogródkiem, białym płotkiem i tym wszystkim?
*
Od dłuższej chwili jej się przyglądał, już wcześniej coś podejrzewał, ale teraz był już pewien, że coś jest nie tak, bo dziewczyna wyraźnie była smutna.
- Dobra, mów co się stało – podciągnął się na kanapie i sięgnął po pilota by ściszyć telewizor.
- Nic.
- Nie ściemniaj tylko mów. O co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?
- Nie chodzi o Ciebie – westchnęła głęboko i przesunęła tak by siedzieć twarzą do chłopaka – Czułeś się kiedyś jak w potrzasku? Jakbyś przez przypadek wplątał się w coś co nie do końca okazało się tym czego oczekujesz i nie jesteś pewien czy chcesz dalej w tym uczestniczyć, ale też nie chcesz całkiem rezygnować? Mówię bez sensu. Nieważne – przymknęła oczy przykładając opuszki palców do obolałej skroni. Co ona wyprawia? Zwierza się Malfoy’owi?
- Doskonale znam to uczucie. Tak wygląda całe moje życie – pokiwał smutno głową patrząc w dal niewidzącymi oczyma. Znał to uczucie aż za dobrze.  Wciąż płacił przez nie srogą cenę. Rodzice, Voldemort. Sam nie wiedział jak to wszystko mogło się tak źle potoczyć. Ale jak to możliwe, by mogła się czuć podobnie?
- Och Draco. Ja nie…
- Nic nie szkodzi. Wiesz nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale właśnie doskonale wiem jak to jest, gdy ktoś podejmuje decyzję za Ciebie i Tobie nawet początkowo się wydaje, że to jest Twoja decyzja, zgadzasz się na nią i cieszysz. Dopiero, gdy oczekują od Ciebie czegoś niemożliwego zdajesz sobie sprawę, że to nie tak, że to przecież nie Ty, nie na to się pisałeś, ale już nie ma odwrotu, to nie jest zły sen z którego możesz się obudzić. Co więcej nikt Ci nie uwierzy, że to było wbrew Twojej woli. Już zawsze będziesz za to płacić – spojrzał na Hermionę, której z oczu cienkimi stróżkami zaczęły płynąć łzy. Pociągnęła głośno nosem i szybko się przesiadła, by móc wtulić mokre policzki w jego koszulkę.
- Ron mi się oświadczył i chce byśmy razem zamieszkali, a ja nie jestem pewna czy w ogóle chcę dalej z nim być – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu i znów wybuchła płaczem. Zszokowany Draco nie wiedział co jej odpowiedzieć, więc jedynie poklepał ją po plecach próbując uspokoić.
- Na pewno nie jest tak źle. Oświadczył się? – spytał, gdy już się uspokoiła i poszła do kuchni po czerwone wino i dwa kieliszki.
- Wiesz, zawsze wyobrażałam sobie, że będę z kimś kto będzie mnie rozumieć, będziemy mieć wspólne zainteresowania, prowadzić wieczorami długie rozmowy, że będzie się o mnie troszczyć, interesować, będzie męski i romantyczny jednocześnie. Będzie moim oparciem i sprawi, że wszystkie moje zmartwienia staną się mniejsze i będziemy po prostu szczęśliwi.
- A Ron?
- Ron? Ron to egoista, który mnie wcale nie zauważa. Jest święcie przekonany, że skoro już z nim jestem to nie musi się już o mnie starać i nie robi tego. Podobno nic tak nie cementuje związku jak rozłąka. A dla mnie czas na uczelni i jego praca to chwila oddechu. Jego nie interesują moje studia i niechętnie opowiada mi o sobie. W Nowym Jorku właściwie o nim zapomniałam. Mam wrażenie, że już nic nas nie łączy – gdy podniosła głowę napotkała jego wpatrzone w nią błękitne oczy. Na stoliku stały dwa kieliszki pełne bordowego płynu oraz napoczęta butelka. Sięgnęła po swój kieliszek i upiła kilka sporych łyków.
- Nie mam doświadczenia w związkach, ale dlaczego w takim razie z nim jesteś? – takie proste pytanie, a wstrząsnęło nią. Nikt wcześniej jej o to nie spytał. Przecież to było takie naturalne, takie oczywiste. Ona i Ron, Ginny i Harry – zawsze tak było, zawsze tak miało być. Ale jednocześnie poczuła  coś na kształt żalu, że przedstawia Rona w tak złym świetle. Czy tak naprawdę była w stanie wyobrazić sobie siebie bez niego?
- Nie zrozum mnie źle, Ron ma też wiele zalet. Bardzo go kocham. Nie zamierzam jednak mieszkać w Norze z całą jego rodziną, nie jestem też gotowa opuszczać dom. To wszystko to dla mnie za szybko. Nie planowałam tego a nie lubię być tak zaskakiwana. Powiedziałam mu, że wrócimy do tematu, gdy zaczniemy zarabiać. We wrześniu skończy szkolenie i ma szansę zostać aurorem. Wtedy zobaczymy. A ślub? Chciałabym najpierw coś osiągnąć, ułożyć sobie jakoś życie. Na ślub i dzieci przyjdzie jeszcze pora.
- Jesteś Hermioną Granger, co Ty jeszcze chcesz osiągnąć? – uśmiechał się próbując poprawić jej humor. I była mu za to bardzo wdzięczna. Właściwie nic nie powiedział, ale zrobiło jej się dużo lepiej. Czasem wystarczy wypowiedzieć niektóre słowa na głos, by odpowiednio się ułożyły w głowie, czasem wystarczy, że ktoś nas wysłucha. Nigdy nie sądziła, że dla niej tym kimś może być właśnie on.
- Dziękuję Ci Draco. Jesteś prawdziwym przyjacielem – przysunęła się by cmoknąć go w policzek, a on tyko wzruszył ramionami i sięgnął po swój kieliszek.
- Powiedzieć Ci coś śmiesznego? Wszyscy mnie pytają czy coś nas łączy – przyglądała mu się starając wyczytać z jego twarzy co myśli na ten temat. Jego mina jednak niczego nie zdradzała.
- To rzeczywiście śmieszne. I co im odpowiadasz?
– Prawdę, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. A co właściwie u Ciebie na polu sercowym słychać? Tak często wracasz do tego Paryża, może jakaś ponętna Francuzka skradła Ci serce? – powiedziała to w żartach, ale widząc jego minę od razu wiedziała, że trafiła.
- I tak i nie. To skomplikowane – potrząsnął głową i dokończył wino. Sam nie wiedział czy to dobry pomysł, ale ona mu się zwierzyła i wypadałoby się zrewanżować tym samym, do tego tak wyraźnie podkreśliła naturę ich znajomości, że chyba niczym nie ryzykuje. Przełknął ślinę, uzupełnił ich kieliszki i spojrzał na czekającą na jego słowa dziewczynę.
- Mam przyjaciółkę Sofie, ze studiów. Bardzo mi pomogła, gdy byłem tam całkiem sam. Zawsze mogłem na nią liczyć, świetnie się dogadujemy. Jest taka wesoła, nawet szalona, ale też bardzo inteligentna. Uwielbiam spędzać z nią czas i w ogóle. Tyle, że ona chce deklaracji, a ja nie jestem pewien czy nadaję się do stałych związków. Nie chcę jednak jej stracić…
- Spałeś z nią – to właściwie było bardziej stwierdzenie niż pytanie – Jeśli jest dla Ciebie ważna, to chyba warto zaryzykować. Nie podejmując decyzji stracisz ją tak czy inaczej. Może lepiej się przekonać? Wiesz, że się uśmiechasz, gdy o niej mówisz?
Nie wiedział. Może rzeczywiście to nie było by takie złe rozwiązanie. Ale nie na odległość, można być razem albo tylko udawać związek. Nie istnieje coś takiego jak związek na odległość. Spojrzał na zanurzoną we własnych rozmyślaniach Hermionę. Była mu tak bliska, a jednocześnie nigdy nie wydawała się bardziej niedostępna.
- Oboje mamy trochę do przemyślenia. Chodź tu do mnie – gdy się przytuliła, oparła plecy o jego bok i wrócili do oglądania filmu nie poruszając już więcej tego wieczora ciężkich tematów.
Nawet nie zauważyła kiedy zamknęły jej się oczy. Było jej tak ciepło i przytulnie, że po prostu odpłynęła. Nagle zerwała się jakby uświadamiając sobie ten fakt. Film już dawno się skończył, a mrok panujący w pokoju rozświetlał jedynie blask latarni. Twarz blondyna była częściowo skryta w cieniu, ale doskonale widziała wymalowany na niej spokój. Oddychał miarowo i tak spokojnie, że miała ochotę znów się do niego przytulić i zasnąć. Opuszkami palców dotknęła jego gładkiego policzka, przyjrzała się wykrojowi idealnych, teraz lekko rozchylonych ust. Był bardzo przystojnym mężczyzną, nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Ta cała Sofie to szczęściara. Ściągnęła koc z oparcia kanapy i okryła nim chłopaka oraz na tyle na ile dała radę podsunęła mu pod głowę poduszkę. Miała nadzieję, że uda mu się znaleźć jakąś wygodną pozycję i nie będzie się jutro czuć jak połamany. Spojrzała się na niego po raz ostatni i poszła na górę do swojego pokoju. Tym razem zasypiała spokojna, a nocą absolutnie nic jej się nie śniło.
*
Gdy otworzył oczy rankiem następnego dnia, wciąż leżał na kanapie w salonie rodziców Hermiony, a dziewczyna szturchała go ręką wołając jego imię.
- Draco, śniadanie na stole. Wiesz tak sobie myślę… Sofie to chyba nigdy nie widziała Cię rano, co? Od razu by się odkochała – pociągnęła go lekko za włosy a on zmrużył oczy mierząc ją wzrokiem.
- Nie wiesz, że nie budzi się śpiącego smoka?
- Bo co? – spytała hardo, ale w odpowiedzi poczuła, jak chłopak ciągnie ją za rękę i zaczyna dusić poduszką.
*
Nigdy nie mogła o sobie powiedzieć, że jest dziewczyną nieprzeciętnej urody lub chociażby tej oczywistej, z miejsca rzucającej się w oczy przy pierwszym, góra drugim spotkaniu. Nie była też długonogą blondynką o dużych niebieskich oczach lub zawsze wystrojoną lalunią. Jakby miała się jakoś określić powiedziałaby, że jest typem chłopaczary, do tego rudej i piegowatej. Dlatego nie miała pojęcia dlaczego nigdy nie narzekała na brak zainteresowania ze strony płci brzydkiej. Niestety zazwyczaj wpadała jednak w oko beznadziejnym elementom, którym nie miała zamiaru poświęcić ani pięciu sekund swojej uwagi. Wzdychała natomiast zwykle do tych, którzy w ogóle jej nie zauważali.
Teraz właśnie znalazła się w takiej beznadziejnej sytuacji. Nie wiedziała co jeszcze może zrobić, by Zabini w końcu zrozumiał słowo nie i sobie odpuścił. Jak ma mu wytłumaczyć, że nie jest kawałem mięcha ani lalą, która tylko czeka by zwrócił na nią uwagę. Jest człowiekiem na litość boską, ma swój rozum i wie, że jakby mieli się zaprzyjaźnić lub chociaż polubić, to już dawno by to nastąpiło, w końcu pracują razem ponad rok. I o ile w pracy na co dzień jest jeszcze w  stanie go znosić, bo wie, że o 17 trzepnie drzwiami i wróci do swojego kochanego męża.... wróć, narzeczonego, to te przeklęte konferencje ją wykończą. Tu po kilku godzinach dyskusji i odczytów może się schować tylko w  swoim hotelowym pokoju lub siedzieć w hotelowej restauracji narażona na jego ciągłe towarzystwo. I niestety przez ostatni tydzień musiała go znosić przez większość wieczorów aż zrezygnowana poddawała się i wychodziła na spacer lub wracała do pokoju, zakopywała w łóżku i oglądała telewizję.
W mroźnej Norwegii, w której miały odbywać się kolejne mistrzostwa świata, nie miała jednak ochoty na częste spacery. Nie lubiła zimna i nie pomagały nawet te grube wełniane swetry, które robiła jej mama. Dlatego kolejny raz zeszła do hotelowego baru i zaszyła się w kącie. Może tu jej nie zauważy. Teraz sącząc swoje mojito zaczęła się zastanawiać co tak naprawdę, tak w głębi duszy myśli o swoim oprawcy. Wysoki, opalony brunet o brązowych oczach może uchodzić za przystojnego. Tfu, o nie nie wypiła wystarczająco dużo by powiedzieć, że Zabini jest przystojny. Gdyby nawet to cóż z tego skoro za tą wymuskaną buźką i białymi zębami rodem z reklamy pasty do zębów nic więcej się nie kryje. Nie ujął jej żadną ze swoich cech charakteru, co więcej zwyczajnie ją od niego odrzuca. Co innego jej mąż. Eh narzeczony. Uśmiechnęła się do siebie dźgając słomką delikatnie limonkę. Od jakiegoś czasu zauważyła, że nazywa Harry’ego swoim mężem i zaczyna planować wesele – kwiaty, dekoracje. To wszystko  budziło w niej mieszankę uczuć - podniecenie, ekscytację ale też strach i niepewność. Ah jeszcze trochę i zostanie Panią Potter. Ginny Potter. Panią Ginevrą Potter.
Jej przyjemne rozmyślania zakłócił dźwięk odsuwanego krzesełka zaraz po jej prawej stronie. Nie musiała nawet odwracać wzroku by wiedzieć kto się do niej dosiada. To oczywiście On. A myślała, że ubrała się wystarczającą aseksualnie. Przynamniej jak na nią. Nie założyła przecież krótkiej spódniczki a została w swoim służbowym stroju – eleganckich spodniach i dopasowanej marynarce. Nie może jej dać ani dnia spokoju menda jedna. Cisnęła słomką tak mocno, że przebiła limonkę na wylot, nabrała powietrza w płuca gotowa puścić wiązankę, której szewc by się nie powstydził i przekręciła się by spojrzeć nowemu towarzyszowi w twarz, lecz zaraz wypuściła powietrze a na jej usta wystąpił uśmiech.
- Teo – wykrzyknęła radośnie rzucając się koledze na szyję i całując w policzek.
Teodor Nott zajmował posadę asystenta w norweskim Ministerstwie Magii w Departamencie Magicznych Gier i Sportów. Jakiś czas temu na samym początku kariery Ginny współpracowali przy tworzeniu projektu ustawy na temat gier międzynarodowych i tak się jakoś zaczęło. Nie była to przyjaźń na śmierć i życie, ale bardzo się polubili i chętnie spotykali na kawę lub szklaneczkę czegoś mocniejszego, gdy tylko mieli okazję. Właściwie to na tym pierwszym spotkaniu uzmysłowili sobie, że w Hogwarcie ani razu ze sobą nie rozmawiali.
- Cześć Gin, przepraszam, że dopiero teraz – wzruszył ramionami i westchnął ciężko robiąc przy tym smutną minę. Teo jako jeden z organizatorów konferencji rzeczywiście musiał mieć sporo więcej pracy, że dopiero po tygodniu sobie o niej przypomniał.
- Już mi nie ściemniaj. Dobrze wiem od Twojego kumpla, że  dla niego znalazłeś już nie jedną chwilę. Wstydź się. Co masz na swoje usprawiedliwienie? – patrzyła na niego z wyrzutem podczas, gdy on chwycił jej prawą dłoń swoją lewą i kciukiem obrócił pierścionek lśniący na jej serdecznym palcu.
- Cóż, ptaszki mi ćwierkały, że u Ciebie się pozmieniało. Nie wiedziałem, czy przyszła Pani Potter może się napić drinka z jakimś obcym facetem – uśmiechnął się puszczając jej dłoń i kiwając na barmana.
- Przyszła Pani Potter zaraz Ci nakopie to tego chudego tyłka, jeśli za chwilę nie będzie przed nią stać następne mojito – czy to jej wina, że w departamencie Magicznych Gier i Sportów pracuje tak niewiele kobiet, a te które już pracują są tak okropnie nudne? Że wyczekiwała na okazję by pośmiać się i pożartować z jakąś przyjazną duszą jak kania dżdżu? Jakoś przetrwała ten tydzień i miała nadzieję, że następny będzie przyjemniejszy.
- Przynajmniej ten wieczór nie będzie zmarnowany – dodała a widząc znaczący błysk w jego oczach domyśliła się, że on jest podobnego zdania.
- Mojito? Kobieto jesteśmy w Norwegii, tu trzeba się czymś rozgrzać. Albo pijemy czysty alkohol albo herbatkę. Pozwól, że się tym zajmę – powiedział, gdy pojawił się barman – dwa razy long island iced tea.
Po paru drinkach, gdy humory im się znacznie poprawiły, a nogi zaczęły plątać stwierdzili, że przyda im się spacer dla otrzeźwienia. Przy akompaniamencie co chwila wybuchającego śmiechu udali się do jej pokoju, gdzie rudowłosa miała się przebrać w najcieplejsze rzeczy jakie tylko ze sobą spakowała a Teodor grzecznie na nią czekał siedząc na korytarzu przy drzwiach jej pokoju.
Po krótkim spacerze, który okazał się w gruncie rzeczy wycieczką po ogromnego hamburgera w niedalekim barze, który zgodnie z tym co mówił Nott był najlepszy w całej Europie, wrócili do hotelu. Gdy znów dotarli pod pokój dziewczyny postanowili, że szklanka wody, będzie tym co może spowodować, że ich jutrzejszy kac gigant będzie choć odrobinę mniej męczący.
Otworzyła drzwi do swojego pokoju zostawiając je na oścież otwarte, więc podążył za nią rozsiadając się na najbliższej kanapie. Dziewczyna w tym czasie znalazła karafkę z wodą i dwie szklaneczki i ustawiła je na stoliku obok kanapy. Z całych sił koncentrowała się na trafieniu wodą do szklanek, podczas gdy Teo przysunął się do niej i ją objął przytrzymując jej ramię dla większej stabilności. Nie zareagowała na tę nagłą bliskość inaczej niż uśmiechem, wciąż skupiając się na wykonywanej czynności, co zachęciło go do odważniejszego zachowania. Powoli przesunął rękę i zaczął bawić się jej włosami, a następnie mogła poczuć opuszki jego palców za uszami, na szyi i karku. Wciąż nie zareagowała. Skończyła nalewać wodę i podniosła szklanki. Jedną dosunęła do ust a drugą uparcie wciskała w wolną rękę kolegi. Gdy przechylił całą zawartość swojej szklanki jednym chaustem i odłożył ją na stolik zbliżył twarz do jej głowy delikatnie błądząc nosem po jej uchu i policzku, a gdy już odstawiła swoją szklankę przysunął się jeszcze bliżej. Dopiero teraz zamarła i wiedział, że ma jedną jedyną szansę, by zrobić to o czym myślał już od jakiegoś czasu, a wypity alkohol dodał mu tylko odwagi i wyłączył myślenie o konsekwencjach swoich czynów.
Przysunął nos do jej nosa delikatnie go trącając by po chwili musnąć jej otwarte z wrażenia usta swoimi. Wiedział, że nie może jej pocałować, chciał by to była jej decyzja. Ich usta otarły się jedynie na chwilę delikatnie niczym dotyk motyla. To wystarczyło, by dziewczyna w momencie wytrzeźwiała lub też tak to tylko wyglądało z jego perspektywy. Natychmiast go od siebie odsunęła i stanęła na wyprostowanych nogach. W jej oczach zabłysły łzy.
- Teo – wyszeptała cicho i przymknęła oczy – ja nie mogę…
- Przepraszam Gin…
- Nic się nie stało, ale idź już – powiedziała i weszła do łazienki. Dopiero, gdy usłyszała, że drzwi pokoju zamykają się za chłopakiem podniosła wzrok i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jak mogła na to pozwolić?
Nigdy nie zamierzała zdradzać Harry’ego. Nigdy nie czuła takiej potrzeby i miała szczerą nadzieję, że nigdy nie poczuje. Więc dlaczego od tamtej pory nie potrafiła spać, jeść ani racjonalnie myśleć. To jedno małe muśnięcie całkowicie zburzyło jej spokój. Nie potrafiła już myśleć o niczym innym. Coraz częściej łapała się na myślach, że jest ciekawa jak smakują jego usta, jaki wzór by znaczyły na jej własnych, jak by się czuła gdyby ją pocałował, bo chyba nie mogłoby być gorzej niż teraz. Właściwie nic się nie wydarzyło, a zaczęła o nim śnić jak tylko udało jej się zamknąć oczy. Śnić nieprzyzwoite sny pełne pocałunków i pieszczot, co tylko potęgowało jej pogardę dla samej siebie. Co więcej Teo zaczął ją unikać. Widywali się co prawda na wspólnych sesjach, ale nigdy nie miał czasu zamienić z nią ani jednego słowa, co frustrowało ją jeszcze bardziej. Stała się kłębkiem nerwów i albo nie słuchała co się do niej mówi albo wybuchała niekontrolowanym gniewem. Niezmiernie cieszyła się z faktu, że ten nieszczęsny wyjazd w końcu się kończy, bo inaczej by oszalała. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie miała w głowie takiego mętliku. Tak, wróci do domu do Harry’ego i wszystko wróci do normy. Zapomni o tej całej sprawie i będzie mogła znów spokojnie spać.
Spakowała ostatnią torbę i postawiła ją przy drzwiach. Jeszcze tylko rzuci okiem po kątach czy niczego nie zostawiła i już jej tu nie ma. Wychodziła właśnie z łazienki, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziała otwierając jednocześnie drzwi zirytowana, że ktoś przeciąga wyczekiwany przez nią moment powrotu do domu. W progu stał On. Nikt inny tylko obiekt jej snów i pragnień ostatniego tygodnia. Jak on w ogóle śmiał? Czego chciał?
- Ja... – otworzył usta nie bardzo wiedząc co ma jej powiedzieć. Wiedział, że nie mogą się tak rozstać, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Podniósł rękę i podrapał się po głowie przeczesując jednocześnie swoje przydługie jasnobrązowe włosy.
Nie zdążył nic więcej zrobić ani powiedzieć, bo Gin jednym ruchem ręki złapała go za sweter i wciągnęła do pokoju zatrzaskując za nim drzwi. Zaskoczony chłopak nie zdążył nawet mrugnąć, gdy pchnęła go na drzwi i zarzuciła mu ręce na szyję. W następnej sekundzie już czuł jej usta na swoich, jej język tańczył zachłanny taniec z jego własnym. Potrzebował chwili, by ogarnąć co właściwie się dzieje i przycisnął ją jeszcze bliżej siebie. Pochłonięty pocałunkiem zaczął błądzić rękami po jej plecach i włosach niepewny co to właściwie znaczy i jak długo będzie trwało. Nie trwało jednak długo.  Dziewczyna po chwili pełnej pasji odsunęła się od niego.
- Żegnaj – szepnęła jeszcze patrząc mu głęboko w oczy ostatni raz, po czym zniknęła i ona i jej walizki.



2 komentarze:

  1. Ginny...... no nie......kurde ... ale tak w całości dobry rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. może wpadniesz? http://slowamiprzykryta.blogspot.com/2016/10/slub-z-blogiem-xd.html

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Follow your dreams , Blogger