- Gdy wyciągnął ten pierścionek to myślałam,
że się zapadnę pod ziemię. Przecież rozmawialiśmy o tym tyle razy. Jesteśmy
jeszcze bardzo młodzi mamy jeszcze czas. Co mu strzeliło do głowy? -
zaróżowiona z emocji Hermiona opowiadała przyjaciółce wydarzenia jej ostatniej
randki. Ginny jednak niewiele się odzywała z lekkim uśmiechem sącząc swoją kawę
i zagryzając smakowicie wyglądającą szarlotkę z lodami. Od tego są prawdziwi
przyjaciele - pozwolą się wygadać, zawsze poprą, nie krytykują.
- Na szczęście jakimś cudem udało mi się
wyperswadować mu z głowy ten absurdalny pomysł z zaręczynami, ale zaraz wpadł
na jeszcze lepszy z tym mieszkaniem - wywróciła oczami i upiła łyk lekko zimnej
już kawy - nie wiem skąd niby mielibyśmy wziąć na nie pieniądze. Przecież nie zarabiamy.
A ja nie mam zamiaru mieszkać w Norze z całą jego rodziną, nie ściągnę też go
moim rodzicom na głowę. Co za pomysł? Źle mu tak jak jest? No sama powiedz -
gdy się w końcu wyżaliła czekała na słowa pełnego poparcia od rudej.
- Wiesz Hermiona, nie wiem co
powiedzieć. Czy to naprawdę byłoby takie
złe? W końcu my z Harrym się zaręczyliśmy i mieszkamy razem....
Dopiero teraz olśniło Hermionę jak wiele
niestosownych uwag rzuciła. Ona tu się rozwodzi jaka to by była niemądra
decyzja a przecież para jej przyjaciół właśnie na to się zdecydowała. O mało
nie krztusząc się kęsem ciasta szybko przełknęła.
- O matko, Ginny bardzo Cię przepraszam. Nie
miałam Was na myśli. To było by nieodpowiednie dla nas, u Was świetnie się
sprawdza - wyciągnęła szybko rękę by złapać dłoń przyjaciółki.
- Ale wytłumacz mi jeszcze raz, właściwie
dlaczego to miałoby się nie sprawdzać i u Was - Ginny odłożyła łyżeczkę i
oparła łokcie o fotel wpatrując się w
zmieszaną szatynkę dłubiącą w swoim deserze. Czy mieszkanie w Norze albo ślub z
jej bratem to byłaby aż taka tragedia?
- Nie wiem, może dlatego, że Wy oboje tego
chcecie i jesteście na to gotowi. Ja nie jestem - spuściła głowę właściwie
pierwszy raz wyjawiając na głos swoje obawy. Nie miala lepszej przyjaciółki niż
Ginny i miała nadzieję, że będzie na chwilę potrafiła zapomnieć, że jest też
siostrą jej chłopaka.
- Nie rozumiem. Chcesz odejść od Rona?
- Nie, nie chcę, właściwie to nie wiem. Sama
już nie wiem dokąd ten związek zmierza, dlatego uważam, że to nie jest
najlepszy moment na ślub. Chciałabym być tak pewna jak Ty - przełknęła rosnącą
w jej gardle gulę. To miało być przyjemne wyjście na kawę i plotki a tu się
zrobiło tak poważnie.
- Też bym chciała. Nie wiem jak Ci pomóc.
Nigdy nie miałam takich wątpliwości. Zawsze wiedziałam, że Harry to ten jedyny
na całe życie. Nawet jeśli teraz przez te ciągłe wyjazdy nie poświęca mi tyle
uwagi co kiedyś. Daj mu jeszcze szansę. Może powinniście gdzieś razem wyjechać
albo pogadać? Sama nie wiem - zmartwiła się słowami przyjaciółki. Sama była
taka szczęśliwa i chciała by Hermiona towarzyszyła jej w tej radości,
zwłaszcza, że chodziło o jej brata. -
Przede wszystkim musisz się dobrze zastanowić czego chcesz. A powiedz mi
jeszcze, jeśli mogę, czy to nie ma czasem nic wspólnego z pewnym blondynem? -
wpatrywała się w nią tak intensywnie, że nie mogłaby się ruszyć choćby chciała.
- No nie, jakbym słyszała Rona. Ostatni raz
powtarzam, że mnie i Draco absolutnie nic nie łączy. To jest tylko mój kolega i
nikt sobie nic nie wyobraża. Bardzo go lubię to fakt, ale nie patrzę na niego w
ten sposób, ani on na mnie. - Już miała serdecznie dość prowadzenia w kółko tej
samej dyskusji. Kiedy w końcu do nich dotrze, że ją i Draco nie łączy nic prócz
sympatii.
- Tak tylko sprawdzałam. Po prostu bardzo
swobodnie się czujecie w swoim towarzystwie - i zanim dziewczyna zdążyła coś
odpowiedzieć dodała – Cicho, Ron tu idzie.
Rzeczywiście, w drzwiach kawiarni stał Ron i
szukał ich wzrokiem, a gdy je zobaczył na jego usta wystąpił szeroki uśmiech.
- Skończyłyście już? Ja też się muszę
pożegnać z moją dziewczyną - schylił się by pocałować Hermionę w policzek.
- To niesprawiedliwe, że wszyscy jutro wyjeżdżają a ja zostaję sama.
Nawet moi rodzice postanowili spędzić romantyczny weekend w Wiedniu z
okazji Walentynek. Tak więc czekają mnie
trzy dni spędzone w piżamie z książką w rękach.
- Ty to wiesz jak się dobrze bawić. Dobra
Kochani, lecę się pakować.
- Udanego wyjazdu - szepnęła Hermiona
przytulając przyjaciółkę.
- Taa jasne - wywróciła oczami i zarzuciła
torebkę na ramię.
- To co, idziemy? - spytał Ron, gdy jego
siostra zniknęła im z pola widzenia. Specjalnie wcześniej się spakował by ten
ostatni wieczór przed wyjazdem spędzić z dziewczyną. Kto wie może nawet pozwoli
mu zostać na noc? Chociaż wiedział, że zwykle tego nie robi, gdy w domu są jej
rodzice. Woli im póki co nie podpadać. Czuł, że jeszcze nie do końca go
zaakceptowali, dlatego musiał grać według ich zasad.
*
Radosne nowiny najlepiej przekazywać
osobiście. Mógł co prawda zadzwonić albo wysłać smsa ale to nie to samo. Chciał
zobaczyć jej minę, gdy jej powie, że kolejny raz jest najlepsza na roku.
Zupełnie przypadkiem znalazł wywieszoną kartkę z wynikami ich ostatniego
egzaminu, gdy poszedł oddać książki do biblioteki. Wykładowca się pospieszył bo
wyniki miały być najwcześniej jutro. Świetnie się złożyło, poprawi jej humor i
dotrzyma towarzystwa, bo to chyba dziś mieli wyjechać jej rodzice.
Wszedł na ganek małego, wymalowanego na jasny
pomarańcz domku i zadzwonił dzwonkiem. Gdy drzwi się otworzyły nie wiedział kto
jest w większym szoku, on czy osoba po drugiej stronie progu. Jedno było pewne,
Hermiona nie będzie zadowolona.
- Dzień dobry, nazywam się Draco Malfoy. Jest
może Hermiona? – uprzejmie się ukłonił mężczyźnie, w którym od razu rozpoznał
jej ojca. Mieli już przecież okazję się poznać.
- Cześć Draco. Miło Cię znów widzieć. Wchodź,
wchodź – George mocno uścisnął dłoń młodzieńca i praktycznie wciągnął go do
środka, nie zwracając uwagi na skrępowanie chłopaka – Hermionki nie ma, ale
niedługo wróci. Proszę usiądź tu. Kochanie? – wprowadził chłopaka do salonu i
usadził na kanapie wołając żonę, która zaraz wynurzyła się z kuchni wycierając
ręce w ściereczkę. – Pamiętasz Draco?
- Oczywiście. Witaj. Czego się napijesz?
Kawy? Soku? – uprzejmie skinął pani Granger prosząc jedynie o wodę, która po
chwili stała przed nim na stoliku.
- Chcielibyśmy Ci jeszcze raz serdecznie
podziękować za pomoc, gdyby nie Ty pewnie nadal leżałbym w szpitalu. Jeśli
istnieje jakiś sposób byśmy mogli się odwdzięczyć…
- Proszę nie opowiadać głupstw. Cieszę się,
że chociaż tyle mogłem zrobić – zaczął
jeszcze bardziej zmieszany, gdy nagle otworzyły się drzwi wejściowe.
- Draco? Co Ty tu robisz? – Hermiona weszła
szybko do salonu a Ron podążył zaraz za nią. Blondyn zaraz wstał i podszedł do
dziewczyny.
- Ja właśnie… są już wyniki z prawa. Masz
maxa punktów. Znów najlepsza na roku.
- Żartujesz? Aaa – początkowa dezorientacja
spowodowana jego obecnością w jej domu minęła i dziewczyna ze szczęścia rzuciła
się blondynowi na szyję. Dopiero głośne chrząknięcie Rona przypomniało jej o
tym gdzie się znajdują. Puściła chłopaka wciąż uśmiechając się od ucha do ucha.
Nie da się ukryć, że nie tak Draco wyobrażał sobie tę sytuację. Teraz, gdy stał w progu salonu skupiały się na nim
spojrzenia wszystkich obecnych, a nie wszystkie z nich były przyjazne.
- To ja chyba już pójdę. Do widzenia - pożegnał się z rodzicami koleżanki.
- Miło było Cię znów spotkać chłopcze.
Koniecznie musisz częściej nas odwiedzać. Tak i zaopiekuj się naszą Mionką,
kiedy nas nie będzie - przekrzykiwali się jedno przez drugie dopóki Draco nie
doszedł do drzwi pod sztyletującym go spojrzeniem Rona.
- To ja też już pójdę - Ron zaczerwieniony po
koniuszki uszu ledwo się powstrzymywał, by nie wybuchnąć przy rodzicach
ukochanej. Co ten podły morderca robił w domu Grangerów? Hermiona i tak spędza
z nim każdą wolną chwilę, czyżby i jej rodzice w padli w jego sidła, i ich
udało mu się omotać? Tego wszystkiego było już ponad jego siły. Nie chciał tu
być ani chwili dłużej.
- Myślałam, że zostaniesz na noc. Przecież
tyle czasu nie będziemy się widzieć - zawołała jeszcze za odchodzącym
chłopakiem załamując ręce.
- Nawet tego nie zauważysz zajęta swoim
śmierciożercą. Rodzice się ucieszą - wykrzyknął w złości i zniknął jej z oczu.
Gdy wróciła smutna do domu mama lekko pogłaskała ją po plecach i podsunęła pod
nos piękne czerwone jabłko. Rodzice w żaden sposób nie skomentowali tego co się
wydarzyło, jednak jej tata wydawał się jakby weselszy niż wcześniej.
Następnego dnia, zaraz po wyjeździe rodziców,
jej dom wydawał się bardzo pusty. Wykorzystując tę chwilę spokoju postanowiła
zrobić mamie niespodziankę i dokładnie wysprzątać wszystkie zakątki. Nie zajęło
jej to jednak tak dużo czasu ile się spodziewała. Zmęczona sięgnęła po książkę,
którą od dawna zamierzała przeczytać, ale nie potrafiła się na niej skupić.
Wciąż jak bumerang wracały do niej wydarzenia poprzedniego popołudnia.
Właściwie nie rozumiała co się wydarzyło. I dlaczego Ron aż tak się
zdenerwował. Ale pewnie też nie byłaby zadowolona, gdyby on spędzał tyle czasu
z jakaś koleżanką co ona z Malfoy’em. Czy to o czymś świadczy, że ona sama nie
uważa tego za nic złego? Nie miała więcej pomysłów jak zagłuszyć ten mętlik w
głowie, więc położyła się wcześniej spać.
Gdy otworzyła oczy w sobotę rano zegarek przy
łóżku pokazywał godzinę 5:30. To i tak sukces zważywszy jak burzliwa była to
dla niej noc. Teraz nie miała zamiaru nawet próbować znów zasnąć. Ubrała dresy,
sportowe buty i zrobiła coś czego nie robiła nigdy wcześniej - poszła pobiegać
tak dla oczyszczenia głowy. Po powrocie nalała pełną wannę wody i siedziała w
niej dopóki nie wystygła. W okolicach obiadu stwierdziła, że ma już dość tej
samotności i wysłała smsa.
"Masz na dziś jakieś plany? Nudzi mi się
samej. Zapraszam na obiad."
"Sama gotujesz?" - wywróciła oczami
czytając odpowiedź. O Ty świnio.
"Nie. Zamawiam pizzę"
"Dla mnie hawajska. Będę za
godzinę"
Gdy godzinę później pojawił się Draco humor
nieco się jej poprawił. Chłopak rozsiadł się wygodnie na kanapie spychając przy
okazji dziewczynę z jej miejsca i pakując do ust duży kawałek ulubionej pizzy.
Hermiona rozbawiona jego zachowaniem usiadła na fotelu i nałożyła kawałek pizzy
na talerzyk.
- Jak naświnisz to sam będziesz sprzątać! Nie
widzisz jak tu czysto? Podpowiem Ci, że to nie robota skrzatów – założyła nogi
na oparcie fotela i podsunęła sobie talerz pod nos.
- Oj tam. Lepiej daj coś do picia kobieto –
zaczął ale gdy zobaczył, że ułożyła się już na fotelu i nie ma zamiaru wstawać
podniósł rękę z różdżką i butelka z wodą oraz dwie szklanki same do nich
przyfrunęły. – no co? – spytał, gdy
usłyszał jej śmiech.
- Nic, po prostu bardzo swobodnie się tu
czujesz.
- Tak jak Ty u mnie, chciałbym zauważyć. Poza
tym, Twoi rodzice kazali mi się czuć jak u siebie, więc… – strzepnął z bluzy
okruszki prosto na podłogę i założył ręce za głowę.
- Bo jeszcze Cię nie znają – szepnęła kręcąc
głową.
- Słucham?
- Nie, nic. Może obejrzymy film?
Lubiła ten spokój i harmonię. Przy nim nie
musiała nikogo udawać, nie musiała uważać na słowa, ani swoje zachowanie. On nigdy
się na nią nie gniewał, nigdy nie warczył, nie wyrzucał, że spotkała się z tym
czy tamtym. Mogła naprawdę odpocząć w jego towarzystwie pewna, że nie zostanie
to źle odebrane. Te parę miesięcy zburzyło między nimi tę resztkę muru
budowanego przez lata. Gdyby jeszcze rok temu ktoś jej powiedział, że będą tak
leniwie spędzać sobotę w domu jej rodziców żartując i oglądając telewizję to
chyba zabiłaby go śmiechem. A teraz? Jakimś cudem ten niegdyś największy wróg
stał się jej najlepszym przyjacielem.
Dlaczego w towarzystwie Rona spędza tak mało
takich spokojnych chwil. Dlaczego zawsze znajduje się zaraz jakiś powód do
kłótni i trzaskania drzwiami? Do tego ta wieczna zazdrość, wymówki i tajemnice.
Czy jest jeszcze dla nich nadzieja do powrotu do tego co było? Czy mogą być
szczęśliwym małżeństwem z dziećmi, małym domkiem z ogródkiem, białym płotkiem i
tym wszystkim?
*
Od dłuższej chwili jej się przyglądał, już
wcześniej coś podejrzewał, ale teraz był już pewien, że coś jest nie tak, bo
dziewczyna wyraźnie była smutna.
- Dobra, mów co się stało – podciągnął się na
kanapie i sięgnął po pilota by ściszyć telewizor.
- Nic.
- Nie ściemniaj tylko mów. O co chodzi?
Zrobiłem coś nie tak?
- Nie chodzi o Ciebie – westchnęła głęboko i
przesunęła tak by siedzieć twarzą do chłopaka – Czułeś się kiedyś jak w
potrzasku? Jakbyś przez przypadek wplątał się w coś co nie do końca okazało się
tym czego oczekujesz i nie jesteś pewien czy chcesz dalej w tym uczestniczyć,
ale też nie chcesz całkiem rezygnować? Mówię bez sensu. Nieważne – przymknęła
oczy przykładając opuszki palców do obolałej skroni. Co ona wyprawia? Zwierza
się Malfoy’owi?
- Doskonale znam to uczucie. Tak wygląda całe
moje życie – pokiwał smutno głową patrząc w dal niewidzącymi oczyma. Znał to
uczucie aż za dobrze. Wciąż płacił przez
nie srogą cenę. Rodzice, Voldemort. Sam nie wiedział jak to wszystko mogło się
tak źle potoczyć. Ale jak to możliwe, by mogła się czuć podobnie?
- Och Draco. Ja nie…
- Nic nie szkodzi. Wiesz nigdy o tym nie
rozmawialiśmy, ale właśnie doskonale wiem jak to jest, gdy ktoś podejmuje
decyzję za Ciebie i Tobie nawet początkowo się wydaje, że to jest Twoja
decyzja, zgadzasz się na nią i cieszysz. Dopiero, gdy oczekują od Ciebie czegoś
niemożliwego zdajesz sobie sprawę, że to nie tak, że to przecież nie Ty, nie na
to się pisałeś, ale już nie ma odwrotu, to nie jest zły sen z którego możesz
się obudzić. Co więcej nikt Ci nie uwierzy, że to było wbrew Twojej woli. Już
zawsze będziesz za to płacić – spojrzał na Hermionę, której z oczu cienkimi
stróżkami zaczęły płynąć łzy. Pociągnęła głośno nosem i szybko się przesiadła,
by móc wtulić mokre policzki w jego koszulkę.
- Ron mi się oświadczył i chce byśmy razem
zamieszkali, a ja nie jestem pewna czy w ogóle chcę dalej z nim być – wyrzuciła
z siebie na jednym wydechu i znów wybuchła płaczem. Zszokowany Draco nie
wiedział co jej odpowiedzieć, więc jedynie poklepał ją po plecach próbując
uspokoić.
- Na pewno nie jest tak źle. Oświadczył się?
– spytał, gdy już się uspokoiła i poszła do kuchni po czerwone wino i dwa
kieliszki.
- Wiesz, zawsze wyobrażałam sobie, że będę z
kimś kto będzie mnie rozumieć, będziemy mieć wspólne zainteresowania, prowadzić
wieczorami długie rozmowy, że będzie się o mnie troszczyć, interesować, będzie
męski i romantyczny jednocześnie. Będzie moim oparciem i sprawi, że wszystkie
moje zmartwienia staną się mniejsze i będziemy po prostu szczęśliwi.
- A Ron?
- Ron? Ron to egoista, który mnie wcale nie
zauważa. Jest święcie przekonany, że skoro już z nim jestem to nie musi się już
o mnie starać i nie robi tego. Podobno nic tak nie cementuje związku jak
rozłąka. A dla mnie czas na uczelni i jego praca to chwila oddechu. Jego nie
interesują moje studia i niechętnie opowiada mi o sobie. W Nowym Jorku
właściwie o nim zapomniałam. Mam wrażenie, że już nic nas nie łączy – gdy
podniosła głowę napotkała jego wpatrzone w nią błękitne oczy. Na stoliku stały
dwa kieliszki pełne bordowego płynu oraz napoczęta butelka. Sięgnęła po swój
kieliszek i upiła kilka sporych łyków.
- Nie mam doświadczenia w związkach, ale
dlaczego w takim razie z nim jesteś? – takie proste pytanie, a wstrząsnęło nią.
Nikt wcześniej jej o to nie spytał. Przecież to było takie naturalne, takie
oczywiste. Ona i Ron, Ginny i Harry – zawsze tak było, zawsze tak miało być.
Ale jednocześnie poczuła coś na kształt
żalu, że przedstawia Rona w tak złym świetle. Czy tak naprawdę była w stanie
wyobrazić sobie siebie bez niego?
- Nie zrozum mnie źle, Ron ma też wiele
zalet. Bardzo go kocham. Nie zamierzam jednak mieszkać w Norze z całą jego
rodziną, nie jestem też gotowa opuszczać dom. To wszystko to dla mnie za
szybko. Nie planowałam tego a nie lubię być tak zaskakiwana. Powiedziałam mu,
że wrócimy do tematu, gdy zaczniemy zarabiać. We wrześniu skończy szkolenie i
ma szansę zostać aurorem. Wtedy zobaczymy. A ślub? Chciałabym najpierw coś
osiągnąć, ułożyć sobie jakoś życie. Na ślub i dzieci przyjdzie jeszcze pora.
- Jesteś Hermioną Granger, co Ty jeszcze
chcesz osiągnąć? – uśmiechał się próbując poprawić jej humor. I była mu za to
bardzo wdzięczna. Właściwie nic nie powiedział, ale zrobiło jej się dużo
lepiej. Czasem wystarczy wypowiedzieć niektóre słowa na głos, by odpowiednio
się ułożyły w głowie, czasem wystarczy, że ktoś nas wysłucha. Nigdy nie
sądziła, że dla niej tym kimś może być właśnie on.
- Dziękuję Ci Draco. Jesteś prawdziwym
przyjacielem – przysunęła się by cmoknąć go w policzek, a on tyko wzruszył
ramionami i sięgnął po swój kieliszek.
- Powiedzieć Ci coś śmiesznego? Wszyscy mnie
pytają czy coś nas łączy – przyglądała mu się starając wyczytać z jego twarzy
co myśli na ten temat. Jego mina jednak niczego nie zdradzała.
- To rzeczywiście śmieszne. I co im
odpowiadasz?
– Prawdę, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. A
co właściwie u Ciebie na polu sercowym słychać? Tak często wracasz do tego
Paryża, może jakaś ponętna Francuzka skradła Ci serce? – powiedziała to w
żartach, ale widząc jego minę od razu wiedziała, że trafiła.
- I tak i nie. To skomplikowane – potrząsnął
głową i dokończył wino. Sam nie wiedział czy to dobry pomysł, ale ona mu się
zwierzyła i wypadałoby się zrewanżować tym samym, do tego tak wyraźnie
podkreśliła naturę ich znajomości, że chyba niczym nie ryzykuje. Przełknął
ślinę, uzupełnił ich kieliszki i spojrzał na czekającą na jego słowa
dziewczynę.
- Mam przyjaciółkę Sofie, ze studiów. Bardzo
mi pomogła, gdy byłem tam całkiem sam. Zawsze mogłem na nią liczyć, świetnie
się dogadujemy. Jest taka wesoła, nawet szalona, ale też bardzo inteligentna.
Uwielbiam spędzać z nią czas i w ogóle. Tyle, że ona chce deklaracji, a ja nie
jestem pewien czy nadaję się do stałych związków. Nie chcę jednak jej stracić…
- Spałeś z nią – to właściwie było bardziej
stwierdzenie niż pytanie – Jeśli jest dla Ciebie ważna, to chyba warto
zaryzykować. Nie podejmując decyzji stracisz ją tak czy inaczej. Może lepiej
się przekonać? Wiesz, że się uśmiechasz, gdy o niej mówisz?
Nie wiedział. Może rzeczywiście to nie było
by takie złe rozwiązanie. Ale nie na odległość, można być razem albo tylko
udawać związek. Nie istnieje coś takiego jak związek na odległość. Spojrzał na
zanurzoną we własnych rozmyślaniach Hermionę. Była mu tak bliska, a
jednocześnie nigdy nie wydawała się bardziej niedostępna.
- Oboje mamy trochę do przemyślenia. Chodź tu
do mnie – gdy się przytuliła, oparła plecy o jego bok i wrócili do oglądania
filmu nie poruszając już więcej tego wieczora ciężkich tematów.
Nawet nie zauważyła kiedy zamknęły jej się
oczy. Było jej tak ciepło i przytulnie, że po prostu odpłynęła. Nagle zerwała
się jakby uświadamiając sobie ten fakt. Film już dawno się skończył, a mrok
panujący w pokoju rozświetlał jedynie blask latarni. Twarz blondyna była
częściowo skryta w cieniu, ale doskonale widziała wymalowany na niej spokój.
Oddychał miarowo i tak spokojnie, że miała ochotę znów się do niego przytulić i
zasnąć. Opuszkami palców dotknęła jego gładkiego policzka, przyjrzała się
wykrojowi idealnych, teraz lekko rozchylonych ust. Był bardzo przystojnym
mężczyzną, nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Ta cała Sofie to szczęściara.
Ściągnęła koc z oparcia kanapy i okryła nim chłopaka oraz na tyle na ile dała
radę podsunęła mu pod głowę poduszkę. Miała nadzieję, że uda mu się znaleźć
jakąś wygodną pozycję i nie będzie się jutro czuć jak połamany. Spojrzała się
na niego po raz ostatni i poszła na górę do swojego pokoju. Tym razem zasypiała
spokojna, a nocą absolutnie nic jej się nie śniło.
*
Gdy otworzył oczy rankiem następnego dnia,
wciąż leżał na kanapie w salonie rodziców Hermiony, a dziewczyna szturchała go
ręką wołając jego imię.
- Draco, śniadanie na stole. Wiesz tak sobie
myślę… Sofie to chyba nigdy nie widziała Cię rano, co? Od razu by się odkochała
– pociągnęła go lekko za włosy a on zmrużył oczy mierząc ją wzrokiem.
- Nie wiesz, że nie budzi się śpiącego smoka?
- Bo co? – spytała hardo, ale w odpowiedzi
poczuła, jak chłopak ciągnie ją za rękę i zaczyna dusić poduszką.
*
Nigdy nie mogła o sobie powiedzieć, że jest
dziewczyną nieprzeciętnej urody lub chociażby tej oczywistej, z miejsca
rzucającej się w oczy przy pierwszym, góra drugim spotkaniu. Nie była też
długonogą blondynką o dużych niebieskich oczach lub zawsze wystrojoną lalunią.
Jakby miała się jakoś określić powiedziałaby, że jest typem chłopaczary, do
tego rudej i piegowatej. Dlatego nie miała pojęcia dlaczego nigdy nie narzekała
na brak zainteresowania ze strony płci brzydkiej. Niestety zazwyczaj wpadała
jednak w oko beznadziejnym elementom, którym nie miała zamiaru poświęcić ani
pięciu sekund swojej uwagi. Wzdychała natomiast zwykle do tych, którzy w ogóle
jej nie zauważali.
Teraz właśnie znalazła się w takiej
beznadziejnej sytuacji. Nie wiedziała co jeszcze może zrobić, by Zabini w końcu
zrozumiał słowo nie i sobie odpuścił. Jak ma mu wytłumaczyć, że nie jest
kawałem mięcha ani lalą, która tylko czeka by zwrócił na nią uwagę. Jest
człowiekiem na litość boską, ma swój rozum i wie, że jakby mieli się
zaprzyjaźnić lub chociaż polubić, to już dawno by to nastąpiło, w końcu pracują
razem ponad rok. I o ile w pracy na co dzień jest jeszcze w stanie go
znosić, bo wie, że o 17 trzepnie drzwiami i wróci do swojego kochanego męża....
wróć, narzeczonego, to te przeklęte konferencje ją wykończą. Tu po kilku
godzinach dyskusji i odczytów może się schować tylko w swoim hotelowym
pokoju lub siedzieć w hotelowej restauracji narażona na jego ciągłe
towarzystwo. I niestety przez ostatni tydzień musiała go znosić przez większość
wieczorów aż zrezygnowana poddawała się i wychodziła na spacer lub wracała do
pokoju, zakopywała w łóżku i oglądała telewizję.
W mroźnej Norwegii, w której miały odbywać
się kolejne mistrzostwa świata, nie miała jednak ochoty na częste spacery. Nie
lubiła zimna i nie pomagały nawet te grube wełniane swetry, które robiła jej
mama. Dlatego kolejny raz zeszła do hotelowego baru i zaszyła się w kącie. Może
tu jej nie zauważy. Teraz sącząc swoje mojito zaczęła się zastanawiać co tak
naprawdę, tak w głębi duszy myśli o swoim oprawcy. Wysoki, opalony brunet o
brązowych oczach może uchodzić za przystojnego. Tfu, o nie nie wypiła
wystarczająco dużo by powiedzieć, że Zabini jest przystojny. Gdyby nawet to cóż
z tego skoro za tą wymuskaną buźką i białymi zębami rodem z reklamy pasty do
zębów nic więcej się nie kryje. Nie ujął jej żadną ze swoich cech charakteru,
co więcej zwyczajnie ją od niego odrzuca. Co innego jej mąż. Eh narzeczony.
Uśmiechnęła się do siebie dźgając słomką delikatnie limonkę. Od jakiegoś czasu
zauważyła, że nazywa Harry’ego swoim mężem i zaczyna planować wesele – kwiaty,
dekoracje. To wszystko budziło w niej
mieszankę uczuć - podniecenie, ekscytację ale też strach i niepewność. Ah
jeszcze trochę i zostanie Panią Potter. Ginny Potter. Panią Ginevrą Potter.
Jej przyjemne rozmyślania zakłócił dźwięk
odsuwanego krzesełka zaraz po jej prawej stronie. Nie musiała nawet odwracać
wzroku by wiedzieć kto się do niej dosiada. To oczywiście On. A myślała, że
ubrała się wystarczającą aseksualnie. Przynamniej jak na nią. Nie założyła
przecież krótkiej spódniczki a została w swoim służbowym stroju – eleganckich
spodniach i dopasowanej marynarce. Nie może jej dać ani dnia spokoju menda
jedna. Cisnęła słomką tak mocno, że przebiła limonkę na wylot, nabrała
powietrza w płuca gotowa puścić wiązankę, której szewc by się nie powstydził i
przekręciła się by spojrzeć nowemu towarzyszowi w twarz, lecz zaraz wypuściła
powietrze a na jej usta wystąpił uśmiech.
- Teo – wykrzyknęła radośnie rzucając się
koledze na szyję i całując w policzek.
Teodor Nott zajmował posadę asystenta w
norweskim Ministerstwie Magii w Departamencie Magicznych Gier i Sportów. Jakiś
czas temu na samym początku kariery Ginny współpracowali przy tworzeniu
projektu ustawy na temat gier międzynarodowych i tak się jakoś zaczęło. Nie
była to przyjaźń na śmierć i życie, ale bardzo się polubili i chętnie spotykali
na kawę lub szklaneczkę czegoś mocniejszego, gdy tylko mieli okazję. Właściwie
to na tym pierwszym spotkaniu uzmysłowili sobie, że w Hogwarcie ani razu ze sobą
nie rozmawiali.
- Cześć Gin, przepraszam, że dopiero teraz –
wzruszył ramionami i westchnął ciężko robiąc przy tym smutną minę. Teo jako
jeden z organizatorów konferencji rzeczywiście musiał mieć sporo więcej pracy,
że dopiero po tygodniu sobie o niej przypomniał.
- Już mi nie ściemniaj. Dobrze wiem od
Twojego kumpla, że dla niego znalazłeś
już nie jedną chwilę. Wstydź się. Co masz na swoje usprawiedliwienie? –
patrzyła na niego z wyrzutem podczas, gdy on chwycił jej prawą dłoń swoją lewą
i kciukiem obrócił pierścionek lśniący na jej serdecznym palcu.
- Cóż, ptaszki mi ćwierkały, że u Ciebie się
pozmieniało. Nie wiedziałem, czy przyszła Pani Potter może się napić drinka z
jakimś obcym facetem – uśmiechnął się puszczając jej dłoń i kiwając na barmana.
- Przyszła Pani Potter zaraz Ci nakopie to
tego chudego tyłka, jeśli za chwilę nie będzie przed nią stać następne mojito –
czy to jej wina, że w departamencie Magicznych Gier i Sportów pracuje tak
niewiele kobiet, a te które już pracują są tak okropnie nudne? Że wyczekiwała
na okazję by pośmiać się i pożartować z jakąś przyjazną duszą jak kania dżdżu?
Jakoś przetrwała ten tydzień i miała nadzieję, że następny będzie
przyjemniejszy.
- Przynajmniej ten wieczór nie będzie
zmarnowany – dodała a widząc znaczący błysk w jego oczach domyśliła się, że on
jest podobnego zdania.
- Mojito? Kobieto jesteśmy w Norwegii, tu
trzeba się czymś rozgrzać. Albo pijemy czysty alkohol albo herbatkę. Pozwól, że
się tym zajmę – powiedział, gdy pojawił się barman – dwa razy long island iced
tea.
Po paru drinkach, gdy humory im się znacznie
poprawiły, a nogi zaczęły plątać stwierdzili, że przyda im się spacer dla
otrzeźwienia. Przy akompaniamencie co chwila wybuchającego śmiechu udali się do
jej pokoju, gdzie rudowłosa miała się przebrać w najcieplejsze rzeczy jakie
tylko ze sobą spakowała a Teodor grzecznie na nią czekał siedząc na korytarzu
przy drzwiach jej pokoju.
Po krótkim spacerze, który okazał się w
gruncie rzeczy wycieczką po ogromnego hamburgera w niedalekim barze, który zgodnie
z tym co mówił Nott był najlepszy w całej Europie, wrócili do hotelu. Gdy znów
dotarli pod pokój dziewczyny postanowili, że szklanka wody, będzie tym co może
spowodować, że ich jutrzejszy kac gigant będzie choć odrobinę mniej męczący.
Otworzyła drzwi do swojego pokoju zostawiając
je na oścież otwarte, więc podążył za nią rozsiadając się na najbliższej
kanapie. Dziewczyna w tym czasie znalazła karafkę z wodą i dwie szklaneczki i
ustawiła je na stoliku obok kanapy. Z całych sił koncentrowała się na trafieniu
wodą do szklanek, podczas gdy Teo przysunął się do niej i ją objął
przytrzymując jej ramię dla większej stabilności. Nie zareagowała na tę nagłą
bliskość inaczej niż uśmiechem, wciąż skupiając się na wykonywanej czynności,
co zachęciło go do odważniejszego zachowania. Powoli przesunął rękę i zaczął
bawić się jej włosami, a następnie mogła poczuć opuszki jego palców za uszami,
na szyi i karku. Wciąż nie zareagowała. Skończyła nalewać wodę i podniosła
szklanki. Jedną dosunęła do ust a drugą uparcie wciskała w wolną rękę kolegi.
Gdy przechylił całą zawartość swojej szklanki jednym chaustem i odłożył ją na
stolik zbliżył twarz do jej głowy delikatnie błądząc nosem po jej uchu i
policzku, a gdy już odstawiła swoją szklankę przysunął się jeszcze bliżej. Dopiero
teraz zamarła i wiedział, że ma jedną jedyną szansę, by zrobić to o czym myślał
już od jakiegoś czasu, a wypity alkohol dodał mu tylko odwagi i wyłączył
myślenie o konsekwencjach swoich czynów.
Przysunął nos do jej nosa delikatnie go
trącając by po chwili musnąć jej otwarte z wrażenia usta swoimi. Wiedział, że
nie może jej pocałować, chciał by to była jej decyzja. Ich usta otarły się
jedynie na chwilę delikatnie niczym dotyk motyla. To wystarczyło, by dziewczyna
w momencie wytrzeźwiała lub też tak to tylko wyglądało z jego perspektywy.
Natychmiast go od siebie odsunęła i stanęła na wyprostowanych nogach. W jej
oczach zabłysły łzy.
- Teo – wyszeptała cicho i przymknęła oczy –
ja nie mogę…
- Przepraszam Gin…
- Nic się nie stało, ale idź już –
powiedziała i weszła do łazienki. Dopiero, gdy usłyszała, że drzwi pokoju
zamykają się za chłopakiem podniosła wzrok i spojrzała na swoje odbicie w
lustrze. Jak mogła na to pozwolić?
Nigdy nie zamierzała zdradzać Harry’ego.
Nigdy nie czuła takiej potrzeby i miała szczerą nadzieję, że nigdy nie poczuje.
Więc dlaczego od tamtej pory nie potrafiła spać, jeść ani racjonalnie myśleć.
To jedno małe muśnięcie całkowicie zburzyło jej spokój. Nie potrafiła już
myśleć o niczym innym. Coraz częściej łapała się na myślach, że jest ciekawa
jak smakują jego usta, jaki wzór by znaczyły na jej własnych, jak by się czuła
gdyby ją pocałował, bo chyba nie mogłoby być gorzej niż teraz. Właściwie nic
się nie wydarzyło, a zaczęła o nim śnić jak tylko udało jej się zamknąć oczy.
Śnić nieprzyzwoite sny pełne pocałunków i pieszczot, co tylko potęgowało jej
pogardę dla samej siebie. Co więcej Teo zaczął ją unikać. Widywali się co
prawda na wspólnych sesjach, ale nigdy nie miał czasu zamienić z nią ani
jednego słowa, co frustrowało ją jeszcze bardziej. Stała się kłębkiem nerwów i
albo nie słuchała co się do niej mówi albo wybuchała niekontrolowanym gniewem.
Niezmiernie cieszyła się z faktu, że ten nieszczęsny wyjazd w końcu się kończy,
bo inaczej by oszalała. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie miała w głowie takiego
mętliku. Tak, wróci do domu do Harry’ego i wszystko wróci do normy. Zapomni o
tej całej sprawie i będzie mogła znów spokojnie spać.
Spakowała ostatnią torbę i postawiła ją przy
drzwiach. Jeszcze tylko rzuci okiem po kątach czy niczego nie zostawiła i już
jej tu nie ma. Wychodziła właśnie z łazienki, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziała otwierając
jednocześnie drzwi zirytowana, że ktoś przeciąga wyczekiwany przez nią moment
powrotu do domu. W progu stał On. Nikt inny tylko obiekt jej snów i pragnień
ostatniego tygodnia. Jak on w ogóle śmiał? Czego chciał?
- Ja... – otworzył usta nie bardzo wiedząc co
ma jej powiedzieć. Wiedział, że nie mogą się tak rozstać, ale nic sensownego
nie przychodziło mu do głowy. Podniósł rękę i podrapał się po głowie
przeczesując jednocześnie swoje przydługie jasnobrązowe włosy.
Nie zdążył nic więcej zrobić ani powiedzieć,
bo Gin jednym ruchem ręki złapała go za sweter i wciągnęła do pokoju
zatrzaskując za nim drzwi. Zaskoczony chłopak nie zdążył nawet mrugnąć, gdy
pchnęła go na drzwi i zarzuciła mu ręce na szyję. W następnej sekundzie już
czuł jej usta na swoich, jej język tańczył zachłanny taniec z jego własnym.
Potrzebował chwili, by ogarnąć co właściwie się dzieje i przycisnął ją jeszcze
bliżej siebie. Pochłonięty pocałunkiem zaczął błądzić rękami po jej plecach i
włosach niepewny co to właściwie znaczy i jak długo będzie trwało. Nie trwało
jednak długo. Dziewczyna po chwili
pełnej pasji odsunęła się od niego.
- Żegnaj – szepnęła jeszcze patrząc mu
głęboko w oczy ostatni raz, po czym zniknęła i ona i jej walizki.
Ginny...... no nie......kurde ... ale tak w całości dobry rozdział ;)
OdpowiedzUsuńmoże wpadniesz? http://slowamiprzykryta.blogspot.com/2016/10/slub-z-blogiem-xd.html
OdpowiedzUsuń