Lucy - współlokatorka
uwielbiająca słuchać własnego śpiewu -
pędzi przez salon zbierając klucze, buty, okulary przeciwsłoneczne.
Siedzę na kanapie otwierając pudełka po butach wypchane moimi starymi rzeczami
z czasów, gdy mieszkałam w domu. Zabrałam je z domu w tym tygodniu na pogrzebie
ojca.
- Pracujesz dzisiaj? – Lucy pyta.
- Nie. Mam urlop okolicznościowy do poniedziałku.
Zatrzymuje się.
- Poniedziałku? – drwi. – Szczęśliwa suka.
- Tak Lucy. Jestem taką szczęściarą, że mój ojciec zmarł –
mówię z sarkazmem, ale wzdrygam się, kiedy sobie uświadamiam, że właściwie nie
jest to bardzo sarkastyczne.
- Wiesz co mam na myśli – mamrocze. Łapie torebkę balansując
na jednej nodze, wsuwając buta na drugą. – Nie wracam dziś na noc. Zostanę u
Alexa.
Drzwi się za nią zamykają.
Z pozoru mamy ze sobą wiele wspólnego, ale poza noszeniem
ubrań w tym samym rozmiarze, byciem w tym samym wieku oraz posiadaniem cztero-literowych imion
zaczynających się na L i kończących na Y, nie wykraczamy poza bycie tylko
współlokatorkami. Jakoś mi to nie przeszkadza. Poza bezustannym śpiewaniem jest
całkiem znośna. Sprząta po sobie i często jej nie ma. Dwie najważniejsze cechy
współlokatora.
Ściągam pokrywkę jednego z pudełek na buty, gdy dzwoni mój
telefon. Sięgam przez kanapę i go chwytam. Widząc, że to moja mama przyciskam
twarz do kanapy i krzyczę w poduszkę.
Przykładam telefon do ucha.
- Słucham.
Po trzech sekundach milczenia słyszę:
- Cześć Lily.
Wzdycham i rozsiadam się na kanapie.
- Cześć mamo. – Jestem naprawdę zdziwiona, że się do mnie
odzywa. Minął dopiero dzień od pogrzebu. To o 364 dni wcześniej niż się
spodziewałam.
- Co słychać? – pytam.
Wzdycha gwałtownie.
- W porządku – mówi. – Twoja ciotka i wujek wrócili do
Nebraski dziś rano. To będzie moja pierwsza samotna noc odkąd…
- Nic ci nie będzie mamo – mówię, starając się brzmieć
przekonująco.
Zbyt długo jest cicho, a później mówi:
- Lily. Chciałabym tylko byś wiedziała, że nie musisz się
wstydzić tego co się wczoraj stało.
Milknę. Nie wstydziłam
się. Ani odrobinę.
- Każdego może zatkać od czasu do czasu. Nie powinnam tak na
ciebie naciskać, wiedząc jak ciężki był to dla ciebie dzień. Od początku
powinnam pozwolić twojemu wujkowi to zrobić.
Zamykam oczy. No i
znów. Tuszuje to czego nie chce widzieć. Bierze na siebie nie swoją winę. Oczywiście przekonała samą siebie, że
mnie wczoraj zatkało i to dlatego się nie odzywałam. Oczywiście, że to zrobiła. Część mnie chce jej powiedzieć, że to
nie był błąd. Nie zatkało mnie. Po prostu nie miałam do powiedzenia nic dobrego
o niczym się nie wyróżniającym mężczyźnie, którego wybrała na mojego ojca.
Ale druga część mnie czuje się winna za to co zrobiłam –
przede wszystkim, że to nie było coś co powinnam zrobić w obecności mojej matki
– więc po prostu zgadzam się na to co robi.
- Dzięki mamo. Przepraszam, że mnie zatkało.
- W porządku Lily. Muszę kończyć. Muszę lecieć do
ubezpieczyciela. Mamy spotkanie dotyczące polis twojego ojca. Zadzwoń do mnie
jutro, dobrze?
- Zadzwonię – mówię. – Kocham cię mamo.
Kończę rozmowę i rzucam telefon na kanapę. Otwieram pudełko
po butach na kolanach i wyciągam jego zawartość. Na samej górze jest małe
drewniane, wystrugane serce. Przebiegam po nim palcami przypominając sobie noc,
gdy to serce dostałam. Jak tylko to wspomnienie dociera do mojej świadomości,
odkładam je na bok. Nostalgia to zabawna rzecz.
Przesuwam kilka starych listów i spinaczy do papieru. Pod
tym wszystkim znajduję to co miałam nadzieję znaleźć w tych pudełkach. Ale też
w pewnym sensie miałam nadzieję, że ich tu nie
będzie.
Moje dzienniki Ellen.
Przejeżdżam po nich rękami. W tym pudełku są trzy, ale w
sumie jest ich pewnie z osiem albo dziewięć. Żadnego z nich nie czytałam odkąd
dodałam ostatni wpis.
W młodości nie przyznawałam się do pisania pamiętnika, bo to
było takie oklepane. Zamiast tego, przekonałam samą siebie, że to co robię jest
super, bo to właściwie nie był pamiętnik. Każdy wpis adresowałam do Ellen
DeGeneres, ponieważ zaczęłam oglądać jej program odkąd tylko zaczął być
emitowany w 2003 roku, gdy byłam tylko małą dziewczynką. Oglądałam go każdego
dnia po szkole i byłam przekonana, że Ellen pokochała by mnie gdyby mnie
poznała. Pisałam do niej listy regularnie dopóki nie skończyłam szesnastu lat,
ale pisałam je tak jak się robi wpisy w pamiętniku. Oczywiście zdawałam sobie
sprawę, że ostatnie czego Ellen DeGeneres potrzebowała to pamiętnik jakiejś
dziewczynki. Na szczęście żadnego tak naprawdę nie wysłałam. Mimo to lubiłam
adresować do niej moje wpisy i robiłam to aż w ogóle przestałam pisać.
Otwieram następne pudełko i znajduję ich więcej. Przeglądam
je i wybieram ten z wtedy, gdy miałam piętnaście lat. Otwieram go, poszukując
dnia kiedy poznałam Atlasa. Dopóki on się nie pojawił nie działo się w moim
życiu wiele rzeczy wartych zapisania, ale jakoś zapisałam sześć dzienników
zanim odegrał w nim swoją rolę.
Przysięgałam, że nigdy ich nie przeczytam, ale przez śmierć
mojego ojca, wiele myślałam o swoim dzieciństwie. Może czytając te dzienniki
jakoś znajdę w sobie choć trochę siły by mu przebaczyć. Chociaż boję się, że
moje rozżalenie tylko się wzmocni.
Kładę się na kanapie i zaczynam czytać.
Droga Ellen,
Zanim Ci powiem co się dziś wydarzyło, mam
świetny pomysł na nową część twojego programu. Nazywa się „Ellen w domu”.
Myślę, że wiele ludzi chciałoby zobaczyć Cię
poza pracą. Zawsze się zastanawiałam jaka jesteś w domu, kiedy jesteście same z
Portią, beż żadnych kamer. Może producenci mogliby dać jej kamerę, by czasem
podkradała się do Ciebie i filmowała w normalnych sytuacjach, jak oglądasz
telewizję, gotujesz czy pracujesz w ogrodzie. Mogłaby filmować Cię przez kilka
sekund bez Twojej wiedzy, a później krzyknąć „Ellen w domu!” i Cię wystraszyć.
Mogłoby się udać, skoro tak lubisz żarty.
Dobrze, skoro już to powiedziałam (ciągle
chciałam to zrobić, ale zapominałam), powiem Ci o moim wczorajszym dniu. To pewnie najciekawszy dzień o jakim piszę do
tej pory, nie licząc dnia, gdy Abigail Ivory spoliczkowała pana Carsona
zaglądającego w jej dekolt.
Pamiętasz jak kiedyś opowiadałam Ci o pani
Burleson, która za nami mieszkała? Zmarła w tę noc z wielką burzą śnieżną. Mój
tata powiedział, że tak bardzo zalegała z podatkami, że jej córka nie mogła
przejąć domu. Co jej zapewne nie przeszkadza, bo dom i tak zaczyna się już
rozpadać. Byłby bardziej obciążeniem.
Dom był pusty odkąd zmarła pani Burleson,
czyli prawie dwa lata. Wiem, że był pusty bo okno mojej sypialni wychodzi na
podwórze i nikt się tam nie pojawiał odkąd pamiętam.
Do wczorajszej nocy.
Byłam w łóżku i tasowałam karty. Wiem, że
dziwnie to brzmi, ale czasem to po prostu robię. Nawet nie umiem grać w karty. Ale gdy moi
rodzice się kłócą, tasowanie kart czasem mnie uspokaja i pozwala skupić na
czymś innym.
W każdym razie, było ciemno, więc od razu
zauważyłam światło. Nie było jasne, ale docierało z tego starego domu.
Wyglądało jak światło świecy, więc poszłam do ganku na tyłach i znalazłam
lornetkę taty. Próbowałam zobaczyć co tam się dzieje, ale nic nie było widać.
Było za ciemno. Później, po chwili światło zgasło.
Dziś rano, gdy szykowałam się do szkoły,
widziałam, że coś się rusza za tamtym domem. Kucnęłam przy oknie w mojej
sypialni i zobaczyłam, że ktoś się wymyka tylnymi drzwiami. To był chłopak i
miał plecak. Rozglądał się, jakby chciał się upewnić, że nikt go nie widział, a
później wszedł między nasz dom i dom sąsiadów i poszedł na przystanek
autobusowy.
Nigdy wcześniej go nie widziałam. Pierwszy raz
jechał moim autobusem. Siedział z tyłu, ja siedziałam w środku, więc z nim nie
rozmawiałam. Ale gdy wysiadł z autobusu, widziałam jak wchodzi do szkoły, więc
musi do niej chodzić.
Nie mam pojęcia dlaczego spał w tamtym domu.
Prawdopodobnie nie ma tam ani prądu ani wody. Myślałam, że może zrobił to w
ramach wyzwania, ale dziś wysiadł z autobusu na tym samym przystanku co ja.
Szedł ulicą, jakby zmierzał gdzieś indziej, ale pobiegłam prosto do swojego
pokoju i patrzyłam przez okno. Po kilku minutach zobaczyłam jak znów się
zakrada do tego pustego domu.
Nie wiem czy nie powinnam czegoś powiedzieć
mamie. Nie cierpię być wścibska, bo to nie moja sprawa. Ale jeśli ten chłopak
nie ma się gdzie podziać, wdaje mi się, że moja mama wiedziałaby jak mu pomóc
skoro pracuje w szkole.
Nie wiem. Mogę poczekać kilka dni zanim coś
powiem i zobaczyć czy nie wróci do domu. Może po prostu potrzebuje odpocząć od
rodziców. Sama czasem tego bym chciała.
To tyle. Jutro dam Ci znać co się wydarzyło.
Lily
Droga Ellen,
Przewijam Twój taniec, kiedy oglądam Twój
program. Zazwyczaj oglądałam początek z Twoim tańcem przez publiczność, ale
teraz trochę mnie to nudzi. Wolę słuchać jak mówisz. Mam nadzieję, że nie
jesteś zła.
Dobrze, więc dowiedziałam się kim jest ten
chłopak i tak, nadal tam chodzi. To już dwa dni a ja nadal nikomu nie
powiedziałam.
Nazywa się Atlas Corrigan i jest w ostatniej
klasie liceum. To wszystko co wiem. Spytałam Katie kim on jest, gdy usiadła
koło mnie w autobusie. Wywróciła oczami i powiedziała jak on się nazywa. Ale
później dodała „Nic więcej o nim nie wiem, ale on śmierdzi”. Zmarszczyła nos, jakby to ją obrzydzało.
Chciałam na nią nakrzyczeć, że to nie jego wina, że nie ma wody. Ale zamiast
tego tylko na niego patrzyłam. Możliwe, że trochę za bardzo się gapiłam, bo
mnie na tym przyłapał.
Gdy wróciłam do domu, poszłam na podwórko
popracować trochę w ogrodzie. Moje rzodkiewki były już gotowe by je zebrać,
więc je wyrywałam. Rzodkiewki to ostatnie co zostało w moim ogródku. Ochłodziło
się, więc nic innego nie mogę teraz posadzić. Pewnie mogłabym poczekać jeszcze
kilka dni z ich zbieraniem, ale byłam tam także dlatego, że jestem wścibska.
Gdy je zbierałam zauważyłam, że kilku
brakuje. Wyglądało na to, że dopiero co je wykopano. Wiem, że to nie ja je
zebrałam, a moi rodzice nigdy nie wtrącają się do mojego ogródka.
Wtedy pomyślałam o Atlasie, że to
najprawdopodobniej on. Wcześniej o tym nie pomyślałam, ale skoro nie ma dostępu
do wody, to pewnie nie ma też jedzenia.
Wróciłam do domu i zrobiłam kilka kanapek.
Złapałam dwa napoje z lodówki i paczkę chipsów. Wsadziłam je do torby na lunch,
pobiegłam do opuszczonego domu i podrzuciłam torbę przy tylnych drzwiach. Nie
byłam pewna czy mnie widział, więc zapukałam naprawdę mocno, wróciłam biegiem
do domu i poszłam prosto do mojego pokoju. Gdy dotarłam do okna, by zobaczyć
czy wyjdzie, torby już nie było.
Stąd wiem, że mnie obserwował. Zaczynam się
trochę denerwować, że wie, że ja wiem, że tam jest. Nie wiem co mu powiem,
jeśli jutro się do mnie odezwie.
Lily
Droga Ellen,
Dziś widziałam Twój wywiad z kandydatem na
prezydenta Barackiem Obamą. Czy to Cię stresuje? Wywiady z ludźmi, którzy mogą
rządzić krajem? Nie znam się na polityce, ale raczej nie potrafiłabym sobie
żartować pod taką presją.
Kurcze. Tak dużo się wydarzyło u nas obu. Ty
przeprowadzasz wywiady z kimś, kto może być naszym następnym prezydentem a ja
karmię bezdomnego chłopca.
Dziś rano, gdy poszłam na przystanek
autobusowy, Atlas już tam był. Na początku byliśmy sami i nie będę kłamać, że
nie było niezręcznie. Widziałam, jak autobus wyjeżdża zza zakrętu i chciałam by
jechał trochę szybciej. Gdy tylko się zatrzymał, zrobił krok w moim kierunku i
nawet na mnie nie patrząc, powiedział „Dziękuję”.
Gdy drzwi autobusu się otworzyły pozwolił mi
wejść pierwszej. Nie powiedziałam „Nie ma za co”, bo byłam zbyt zszokowana moją
reakcją. Na dźwięk jego głosu przeszły mnie ciarki, Ellen.
Czy chłopięcy głos kiedyś też tak na Ciebie
zadziałał?
Przepraszam. Czy dziewczęcy głos kiedyś tak
na ciebie zadziałał?
Nie usiadł obok mnie ani nic, ale w drodze
powrotnej ze szkoły wsiadł ostatni. Nie było wolnych miejsc, ale ze sposobu w
jaki rozglądał się po ludziach w autobusie wiem, że nie szukał wolnego miejsca.
Szukał mnie.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, szybko
opuściłam wzrok na kolana. Nie cierpię tego, że przy chłopcach jestem taka
nieśmiała. Może to coś do czego dorosnę, gdy już będę mieć szesnaście lat.
Usiadł obok mnie, kładąc plecak między
nogami. Wtedy zorientowałam się o czym mówiła Katie. Trochę śmierdział, ale nie
winię go za to.
Na początku nic nie mówił, tylko dłubał w
dziurze swoich jeansów. To nie była taka dziura, przez którą spodnie wyglądają
stylowo. To była prawdziwa dziura, która powstała przez to, że spodnie były
stare. Właściwie to wyglądały na trochę za małe, bo sięgały mu do kostek. Ale
był na tyle chudy, że poza tym na niego pasowały.
- Powiedziałaś komuś? – spytał mnie.
Spojrzałam na niego, gdy się odezwał, a on
patrzył prosto na mnie pełnymi obaw oczami. To był pierwszy raz, gdy mogłam mu
się dobrze przyjrzeć. Ma ciemno brązowe włosy, ale pewnie gdyby je umył nie
były by aż takie ciemne. Oczy ma jasne, w przeciwieństwie do całej reszty.
Naprawdę niebieskie oczy, jak u syberyjskiego husky. Nie powinnam porównywać
jego oczu do oczu psa, ale to pierwsze o czym pomyślałam.
Pokręciłam głową i spojrzałam za okno.
Myślałam, że wstanie i znajdzie sobie inne miejsce skoro nic nikomu nie
powiedziałam, ale tego nie zrobił. Autobus zatrzymał się parę razy, a to, że
wciąż siedział obok mnie dodało mi trochę odwagi, więc zaczęłam szeptać.
- Dlaczego nie mieszkasz w domu z rodzicami?
Przyglądał mi się przez kilka sekund, jakby
nie mógł się zdecydować czy może mi zaufać. A później powiedział:
- Bo mnie nie chcą.
Wtedy wstał. Pomyślałam, że go rozzłościłam,
ale zauważyłam, że wstał, ponieważ to był nasz przystanek. Wzięłam swoje rzeczy
i wyszłam za nim z autobusu. Dziś nie próbował ukrywać dokąd idzie, jak to
zwykle robił. Zazwyczaj szedł do końca ulicy i na około posesji, więc nie
widziałam by przechodził przez moje
podwórko. Ale dziś szedł razem ze mną.
Gdy doszliśmy do miejsca, gdzie skręcam by
wejść do środka, zatrzymaliśmy się. Kopnął butem w ziemię i spojrzał na mój dom
za mną.
- O której wracają Twoi rodzice?
- Około piątej – odpowiedziała. Była 3:45.
Pokiwał głową i wyglądał jakby chciał coś
jeszcze powiedzieć, ale tego nie zrobił. Znów pokiwał głową i ruszył w kierunku
tego domu bez jedzenia, prądu czy wody.
Ellen, wiem, że to co wtedy zrobiłam było
głupie, więc nie musisz tego mówić. Zawołałam go, a kiedy się zatrzymał i
odwrócił, powiedziałam:
- Jeśli się pospieszysz, możesz wziąć
prysznic zanim wrócą.
Moje serce biło strasznie szybko, bo
wiedziałam w jakie kłopoty wpadnę jeśli moi rodzice wrócą i zastaną bezdomnego
chłopaka pod naszym prysznicem. Chyba bym umarła. Ale nie mogłam patrzeć jak
wraca do tamtego domu, niczego mu nie proponując.
Znów spojrzał na ziemię i poczułam jego
zażenowanie w moim własnym żołądku. Nawet nie pokiwał głową. Po prostu poszedł
za mną do domu nie mówiąc ani słowa.
Panikowałam przez cały czas jak był pod
prysznicem. Ciągle wyglądałam przez okno, sprawdzając czy nie widać samochodu
któregoś z rodziców, chociaż wiedziałam, że nie wrócą jeszcze przez ponad
godzinę. Denerwowałam się, że któryś z sąsiadów mógł zobaczyć jak wchodzi, ale
właściwie nie znali mnie na tyle, by myśleć, że normalnie nie miewam gości.
Dałam Atlasowi ubranie na zmianę i
wiedziałam, że nie tylko musi wyjść zanim wrócą rodzice, ale też musi być
daleko od domu. Jestem pewna, że mój ojciec rozpoznałby swoje ubrania na jakimś
nastolatku w sąsiedztwie.
Pomiędzy spoglądaniem przez okno, a
sprawdzaniem czasu, pakowałam mój stary plecak. Jedzenie, które nie wymagało
przechowywania w lodówce, kilka koszulek ojca, para jeansów, które pewnie będą
dwa rozmiary na niego za duże i para skarpet.
Zasuwałam plecak, gdy wszedł z korytarza.
Miałam rację. Nawet mokre, jego włosy
wyglądały na jaśniejsze niż wcześniej. Przez to jego oczy były jeszcze bardziej
niebieskie.
Będąc tam musiał się ogolić, bo wyglądał
młodziej niż, gdy szedł pod prysznic. Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok na
plecak, zszokowana tym jak inaczej wygląda. Bałam się, że zobaczy moje myśli
wypisane na twarzy.
Jeszcze raz wyjrzałam przez okno i wręczyłam
mu plecak.
- Lepiej wyjdź tylnymi drzwiami, by nikt Cię
nie zobaczył.
Wziął ode mnie plecak i przez minutę mi się
przyglądał.
- Jak masz na imię? – spytał zarzucając
plecak na ramię.
- Lily.
Uśmiechnął się. Pierwszy raz się do mnie
uśmiechnął, a ja pomyślałam coś okropnego i płytkiego. Zastanawiałam się, jak
ktoś o takim wspaniałym uśmiechu może mieć takich gównianych rodziców. Od razu
znienawidziłam siebie za tę myśl, bo przecież rodzice powinni kochać swoje
dzieci nie zależnie od tego czy są ładne czy brzydkie, chude czy grube, mądre
czy głupie. Ale czasem nie jesteś w stanie kontrolować swoich myśli. Możesz
tylko je uczyć, by więcej tam nie zmierzały.
Wyciągnął dłoń i powiedział:
- Jestem Atlas.
- Wiem – powiedziałam, nie podając mu ręki.
Nie wiem czemu mu jej nie podałam. Nie dlatego, że bałam się go dotknąć, Znaczy
bałam się. Ale nie dlatego, że uważałam się za lepszą od niego. Stresowałam się
przy nim.
Opuścił rękę i skinął głową.
- Chyba lepiej pójdę.
Odsunęłam się, by mógł przejść obok mnie.
Wskazał za kuchnię, niemo pytając czy to tam są tylne drzwi. Pokiwałam i
poszłam korytarzem za nim.
Nagle się zawstydziłam, że zobaczy mój
pokój. Nikt tu zwykle nie zagląda, więc nie czułam potrzeby nadawać mu
dojrzalszy wygląd. Wciąż mam tę samą różową narzutę i firanki odkąd skończyłam
dwanaście lat. I pierwszy raz w życiu chciałam zerwać mój plakat z Adamem
Brodym.
Atlasa zdawało się nie obchodzić jak
urządzony był mój pokój. Patrzył prosto na moje okno, to które wychodziło na podwórze,
po czym spojrzał na mnie. Na chwilę zanim wyszedł powiedział:
- Dziękuję, że mną nie gardzisz Lily.
I już go nie było.
Oczywiście słyszałam wcześniej słowo
gardzić, ale to było dziwne usłyszeć je z ust nastolatka. Jeszcze dziwniejsze
było to, że wszystko związane z Atlasem było takie sprzeczne. Jak chłopak
wyraźnie skromny, o dobrych manierach i używający słów takich jak gardzić
kończy jako bezdomny? W jaki sposób jakikolwiek nastolatek kończy jako
bezdomny?
Muszę się dowiedzieć Ellen.
Zamierzam się dowiedzieć, co mu się
przydarzyło. Poczekaj.
Lily
***
Już mam otwierać następny wpis, gdy dzwoni mój telefon. Czołgam
się przez kanapę, by go dosięgnąć, wcale nie zaskoczona, że to znów moja mama.
Po śmierci ojca jest sama i pewnie będzie do mnie dzwonić dwa razy tyle co
wcześniej.
- Słucham?
- Co byś powiedziała gdybym się przeprowadziła do Bostonu? –
wypala.
Łapię poduszkę i wpycham w nią twarz, tłumiąc krzyk.
- O rany – mówię. – Naprawdę?
Nic nie mówi, a potem:
- To tylko taka myśl. Pomówimy o tym jutro. Już prawie
jestem na spotkaniu.
- Dobrze. Pa.
I ot tak, chcę się wyprowadzić z Massachusetts. Nie może się tu wprowadzić. Nikogo tu
nie zna. Będę musiała ja codziennie zabawiać. Kocham moja mamę, nie zrozumcie
mnie źle, ale przeprowadziłam się do Bostonu by być na swoim. To, że będzie
mieszkać w tym samym mieście sprawi, że się poczuję mniej niezależna.
U mojego ojca zdiagnozowali raka trzy lata temu, gdy wciąż
byłam na studiach. Gdyby Ryle Kincaid tu był, powiedziałabym mu nagą prawdę, że
trochę mi ulżyło, gdy mój ojciec był już zbyt chory by fizycznie ranić moją
mamę. To zupełnie zmieniło ich relacje i nie czułam już potrzeby zostawać w
Plethorze, by sprawdzać czy u niej wszystko w porządku.
Teraz, gdy ojca nie ma i nigdy już nie będę musiała martwić
się o mamę, chciałam rozwinąć skrzydła, że się tak wyrażę.
A teraz przeprowadza się do Bostonu?
Czuję jakbym miała podcięte skrzydła.
Gdzie jest polimerowe
krzesło, gdy go potrzebuję?
Naprawdę się denerwuję i nie mam pojęcia co zrobię, jeśli
moja mama przeprowadzi się do Bostonu. Nie mam ogrodu, ani podwórka, ani patio,
ani chwastów.
Muszę znaleźć inne
ujście.
Decyduję się posprzątać. Układam wszystkie stare pudełka na
buty pełne dzienników i notatek w szafie w mojej sypialni. Później porządkuję
całą szafę. Biżuterię, buty, ubrania…
Nie może się
przeprowadzić do Bostonu.
Bardzo mnie intryguje ta historia. Ten chłopak - Atlas, to wszystko. Jestem ciekawa jaka tajemnica za tym stoi. Podziwiam za cierpliwość do tłumaczenia. Na pewno nie jest łatwo. Czekam na kolejny tekst!
OdpowiedzUsuńEdge
Historia jest... hmm mocna i skomplikowana. Bardzo mnie urzekła, mimo, że w wielu momentach nie zgadzałam się z główną bohaterką ;)
UsuńJeśli chodzi o tłumaczenie - kurcze, nie doceniałam ludzi, którzy zajmują się tym zawodowo. Wielki szacun!