piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 7 Urodziny

Przed Wami lekki, zabawny rozdział na zakończenie wakacji :)
Następny prawdopodobnie będzie za dwa tygodnie, no chyba, że mnie odpowiednio zmotywujecie komentarzami to może będzie wcześniej.
Nicci


Wakacje to niezaprzeczalnie ulubiony czas roku dla wszystkich uczniów i studentów. Mogą wtedy bezkarnie leniuchować, korzystać z pięknej pogody, bawić się i chłonąć energię na cały następny szary, ponury rok. Te kilka beztroskich miesięcy jest przywilejem młodości, do których później siedząc w pracy często z rozrzewnieniem wracają starsi. Oczywiście nie wszyscy uprzywilejowani korzystają ze swojego świętego prawa do nic nie robienia. Ci nieszczęśliwcy, którzy zaczęli już pracę, cieszą się oddechem od dodatkowych obowiązków na uczelni, a Ci nazbyt ambitni ignorują palące słońce i wtykają nosy w książki.
Zmotywowana sukcesem ostatniego ważnego egzaminu, Hermiona postanowiła wykorzystać czas wakacji, by przejrzeć wszystkie materiały kolejnych lat studiów. Nie chciała dopuścić do sytuacji, w której znów ją coś zaskakuje i cała zestresowana musi tracić czas na szukanie odpowiedzi, bojąc się o swoje dobre stopnie. Letnie miesiące minęły jej więc całkiem niespodziewanie, ale za to bardzo przyjemnie. Oprócz wertowania kodeksów i podręczników starała się więcej czasu poświęcać swojemu chłopakowi, co nie zawsze było łatwe oraz przyjaciółce. To właśnie ona wymyśliła by urządzić Hermionie imprezę urodzinową. Taki pozytywny akcent na koniec lata – jak mawiała. Dlatego też dziewczyna kazała rodzicom jechać na weekend do ciotki i teraz stała w swoim pokoju naciągając na siebie specjalnie kupioną na tę okazję sukienkę.
- Pomożesz mi z suwakiem? – spytała Hermiona wyciągając ręce by sięgnąć do zapięcia sukienki na plecach, jednak wciąż brakowało jej kilku centymetrów.
Ron wstał z łóżka, na którym do tej pory leżał wpatrując się w sufit, jednym ruchem pomógł swojej dziewczynie z zamkiem zerkając na jej odbicie w lustrze. Następnie odwrócił się do szafy w poszukiwaniu świeżej pary skarpetek.
Jego zacięta mina powoli wyprowadzała ją już z równowagi.
- O co Ci znów chodzi? Długo masz zamiar tak się zachowywać? Zaraz przychodzą goście.
- O co mi chodzi? Nie wiem co się z Tobą dzieje. Skąd to nagłe zainteresowanie Malfoy’em? Już zapomniałaś jak nas traktował w szkole?
- Merlinie, Ron nie zachowuj się jak dziecko. Mam już dość ciągłych kłótni o Malfoy’a. Pogódź się z tym, że to teraz mój kolega, tak kolega. Dałam mu drugą szansę i proszę Cię byś też to zrobił, a przynajmniej się postaraj.
- Mogę spróbować, jeśli obiecasz, że więcej nie wywiniesz takiego numeru jak ostatnio. Jak mam mu wybaczyć skoro sprowadza Cię na złą drogę?
Znów to samo. Czy on nigdy jej nie wybaczy tego, że po egzaminie poszła świętować z chłopakami, a nie wróciła grzecznie do domu? Przecież go przeprosiła.
Wzniosła oczy ku górze licząc po cichu do dziesięciu. Już. Wcale nie czuje się winna. Może rzeczywiście mogła go jakoś uprzedzić, ale chyba wolno jej spotykać się z kolegami, nie jest jego niewolnicą.
- Masz rację. Obiecuję zawsze Cię informować jak znów wybiorę się gdzieś ze znajomymi, byś nie musiał się o mnie martwić.
Proszę. Umie zachować się jak na dorosłą dwudziestodwuletnią kobietę przystało. I nawet nie wypomni mu, że on sam nigdy nie raczył jej wysłać wiadomości, gdy wybierał się na piwo z kolegami z pracy. A ona mu o to afery nie robi.
- Nie kłóćmy się. Dziś są moje urodziny, mamy się dobrze bawić – z uśmiechem na ustach podeszła wolno do chłopaka zarzucając ręce za jego szyję, a on chwycił jej talię i zaczął ją delikatnie głaskać przez materiał.
- Dobrze, postaram się jakoś znieść jego obecność, skoro tak Ci na tym zależy. Wiesz, że dla Ciebie wszystko – przysunął ją jeszcze bliżej by przypieczętować ich umowę czułym, delikatnym pocałunkiem. Dziewczyna zamruczała niezadowolona, gdy się od niej odsunął.
- Jak będziesz grzeczna to później będzie następny prezent, jak już wszyscy pójdą – uśmiechnął się szelmowsko i poszedł do łazienki, zostawiając dziewczynę z zaróżowionymi policzkami i uśmiechem na ustach.
*
Nigdy jakoś specjalnie nie przejmowała się swoim wyglądem. Nie była najlepsza w dziedzinie makijażu, który od zawsze był jej piętą Achillesową. Ostatnio mama z okazji jej urodzin zabrała ją na zakupy i powybierała jej różne kosmetyki delikatnie sugerując, że w pewnym wieku kobieta powinna już bardziej się o siebie zatroszczyć, zwłaszcza, że niedługo pójdzie do pracy. Od tego czasu co wieczór w zaciszu swojego pokoju ćwiczyła różne techniki i połączenia kolorów, by nie zaliczyć żadnej wpadki.
Właśnie kończyła makijaż w odcieniach złota i brązu, tak by pasował do koloru jej oczu i włosów, gdy usłyszała dzwonek do drzwi.
- Kochanie, otworzysz? Już schodzę! – pociągnęła usta błyszczykiem, rozcierając go wargami, poprawiła palcami opadające na ramiona loki i uśmiechnięta wyszła z pokoju, by przywitać swoich gości.
Gdy zeszła na dół, w korytarzu z Ronem stali Jess i Matt z wielkim bukietem kolorowych kwiatów. Uściskała ich mocno, przyjmując życzenia urodzinowe. Torebkę z prezentem w postaci jej ulubionych perfum odłożyła na stolik, obok podarowanej jej przez Ginny i Harry’ego pięknej, skórzanej torebki. Prezent od Ron – cudowny, biały, koronkowy gorset z pasującymi do niego figami, leżał bezpiecznie w szufladzie jej sypialni, z daleka od ciekawskich oczu.
Wprowadziła gości do salonu, gdzie na rozstawionym stole stało kilka przygotowanych przystawek oraz butelki najróżniejszych trunków, a siedzący na kanapie przyjaciele zaśmiewali się do rozpuku z jakiejś opowiedzianej historii.
- Mojego Rona już znacie, a to są Ginny i Harry. A to Jess i Matt, moi znajomi ze studiów – przedstawiła ich sobie, reagując cichym śmiechem na zszokowana minę Matta, gdy podawał rękę Potterowi. Najwidoczniej chłopak nie skojarzył jej jako dziewczyny towarzyszącej wybrańcowi w misji ratowania czarodziejskiego świata i nie spodziewał się spotkać na tej małej imprezie urodzinowej tak znanej postaci.
- To czego się napijecie? – Ron wcielił się w rolę gospodarza. W końcu trzeba jakoś rozkręcić tę imprezę.
Dochodziła godzina 22, gdy rozbawiona grupa ludzi usłyszała kolejny dzwonek do drzwi.
- A kogo to niesie o tej porze? – spytała rudowłosa dziewczyna, dolewając sobie kolejną lampkę wina.
- Może spóźnialski się pojawił… - Hermiona wstała z fotela, stawiając pusty kieliszek na stole i udała się w kierunki drzwi, otworzyć kolejnemu gościowi.
*
- Jestem, to gdzie ta impreza? Metropolitan? – stanął przy fotelu, na którym siedział blondyn, trzymając zgiętą nogę opartą kostką na kolanie, dzierżąc w dłoni szklaneczkę z resztką bursztynowego napoju.
- Stary, co jest, idziemy? Panienki czekają! – podszedł do barku by nalać sobie szybkiego drinka, a Draco nawet nie drgnął, sztyletując przyjaciela spojrzeniem i z całych próbując się opanować.
- Miałeś być dwie godziny temu… stary! – powiedział przez zaciśnięte zęby, przecierając twarz wolną dłonią. Tyle lat a on ciągle się nie nauczył, że z Zabinim nie można się umawiać na konkretną godzinę, no chyba, że poda mu się termin odpowiednio zmodyfikowany. Serio, koleś jest w stanie spóźnić się na własny pogrzeb i nawet nic sobie z tego nie robi. Stoi teraz beztrosko sącząc ognistą i uśmiechając się od ucha do ucha jak gdyby nigdy nic. Cały Blaise.
- Nie idziemy do klubu, zostałem zaproszony na urodziny i idziesz tam ze mną – powiedział wstając z miejsca, odkładając pustą szklankę i podchodząc do wiszącego nad komodą dużego, zdobionego lustra, by poprawić kosmyki perfekcyjnie ułożonej fryzury.
 - Jako Twój partner czy partnerka? – jak zwykle trzymały się go żarty, czasem owszem potrafił go wyciągnąć z niezłego dołka tym swoim beztroskim stylem bycia, ale w takich momentach jak ten czuł tylko czyste poirytowanie.
- Jako klaun. Świetnie się nadasz do tej roli. A teraz łap prezenty i idziemy – odwrócił się w kierunku stołu na którym stał pięknie udekorowany wiklinowy kosz i butelka czerwonego wina z jego prywatnych zapasów.
- Powiedz chociaż do kogo idziemy. Co tam masz w tym koszu? Ser? Kupiłeś komuś ser na urodziny – zaczął się śmiać opierając dłonie na kolanach by było mu łatwiej złapać powietrze.
- Nic nie rozumiesz i nikt się Ciebie nie pytał o zdanie – złapał szybko kosz, rzucając groźne spojrzenie i obiecując sobie, że jeszcze raz brunet wybuchnie śmiechem a zetrze mu ten uśmieszek z twarzy gołymi rękami.
- Zbieraj się, Granger i reszta świętej trójcy już dawno czekają – Zabiniemu w momencie ode chciało się śmiać.
- Że niby co? Chyba sobie żartujesz, przecież nas tam zlinczują. Jesteś masochistą czy co? Jakoś depresyjnie na Ciebie ten Paryż wpłynął, jeśli życie Ci niemiłe – złapał butelkę i się obrócił, ale chłopaka już nie było.
Po chwili znaleźli się przed drzwiami małego, białego domku z równo przystrzyżonym trawnikiem. Blondyn delikatnie, ale stanowczo zapukał i zaraz otworzyła im gospodyni imprezy ubrana w obcisłą, działającą na wyobraźnię, czerwoną sukienkę.
*
- No jesteś wreszcie, już myślałam, że nie przyjdziesz – uśmiechnęła się wpuszczając blondyna do środka.
- Jakbym mógł? Pamiętasz Zabiniego?
- Jasne, cześć Blaise – wyciągnęła dłoń w jego kierunku, którą zaraz uścisnął.
- Cześć i dzięki za zaproszenie. Wszystkiego najlepszego – powiedział oddając jej wino i całując w policzek.
- Ode mnie również, spełnienia marzeń i wszystkich egzaminów na szóstkę – Draco wepchnął się przed kolegę wręczając jej kosz i całując jej policzki, trzymając ją za ramiona. Lekko się zarumieniła czując jego usta na swojej twarzy, więc szybko zajrzała do otrzymanego kosza, wypchanego jak się okazało różnymi gatunkami francuskiego sera i kilkoma świeżymi bagietkami.
- Nie wierzę, skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony ser? Jak jestem we Francji to praktycznie nic innego nie jem. Dziękuję! – szczerze się ucieszyła, rzucając się chłopakowi na szyję by szybko go uściskać. Zaraz jednak go puściła, gdy dotarło do niej jak dziwnie to musi wyglądać. Dwójka byłych wrogów tulących się na progu jej domu? Nonsens.
Odesłała szybko kosz do kuchni i zaprosiła nowo przybyłych gości do pokoju gościnnego, w którym na chwilę zapanowała cisza, widząc wkraczających byłych ślizgonów, lecz po krótkim, aczkolwiek niezręcznym powitaniu, chłopcy usiedli na wolnych krzesłach nieopodal pary znajomych ze studiów. Rodzeństwo Weasley’ów było jedynymi osobami wyraźnie niezadowolonymi z pojawienia się nowych osobników.
- Czego się napijecie? Ron nalejesz chłopakom po drinku? Ja przepraszam na chwilę, muszę sprawdzić babeczki – powiedziała Hermina i udała się do kuchni.
- To ja Ci pomogę – Ginny zerwała się z kanapy w pogoni za przyjaciółką. Gdy dotarła do kuchni szatynka otworzyła piekarnik i zaczęła dziobać patyczkiem wyrośnięte czekoladowe muffinki, a po kuchni rozniósł się smakowity aromat. Słysząc kroki koleżanki odwróciła się szybko w jej kierunku wskazując ręką dużą metalową miskę i mniejsze szklane.
- Mogłabyś przełożyć sałatkę do salaterek?
- Co on tu robi?
- Co? – spytała zdezorientowana, wyciągając ręce po grube kuchenne rękawice leżące na stoliku koło Ginny.
- Dlaczego on tu jest? Zaprosiłaś go? - rudowłosa stała oparta o blat z założonymi rękami całkiem ignorując nieme jak i te werbalne prośby panny Granger.
- Malfoy? – wciąż nie wiedziała o co chodzi, zajęta przygotowaniami. Naprawdę liczyła na jej pomoc. Jednak nie mogąc się doczekać, wstała i sama sięgnęła po rękawice, by zaraz założyć je na swoje dłonie.
- Co? Jaki Malfoy? Nie! Zabini! Jak mogłaś go zaprosić? Wiesz, że go nie cierpię! – wzburzona krzyczała przytłumionym szeptem, licząc na to że nikt ich nie usłyszy.
- Draco spytał czy może przyjść z kolegą, nie wiedziałam, że chodzi o Zabiniego – odpowiedziała skupiając całą uwagę na tym by się nie poparzyć wyciągając babeczki z piekarnika i przekładając je ostrożnie na przyszykowany talerz. Rozpierała ją duma, że tak pięknie jej wyrosły. Chwyciła ostatnią i podsunęła przyjaciółce pod nos do spróbowania.
- Nie chcę. Draco? Od kiedy jesteście na Draco? – spytała z krzywym uśmiechem, lecz gdy Hermina w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami, pakując do ust duży kawałek świeżego ciastka, ciągnęła dalej swoje żale – mogłaś dopytać, nie wiem czy zniosę jego obecność w tym samym domu, a co dopiero pokoju…
- Eh co za rodzinka. Następnym razem jak będę urządzać imprezę to prześlę listę gości do akceptacji wszystkim Weasley’om po kolei. Pasuje? – zapytała unosząc jedną brew i starając się zachować powagę. Odłożyła niedojedzone ciastko, by zająć się rozdzielaniem sałatki.
- Oj daj mi to. Jesteś czarownicą dziewczyno, zapomniałaś? – szybko wyciągnęła różdżkę i po chwili przyszykowane potrawy już lewitowały w kierunku stołu w salonie.
*
Powoli zbliżała się północ a impreza urodzinowa odbywająca się w pokoju gościnnym przy Oakley Road 7, bynajmniej nie zmierzała ku końcowi. Trzy obecne tam kobiety siedziały zciśnięte na dwóch fotelach przy stoliczku kawowym, sącząc kolejne lampki wina i plotkując o swoich mężczyznach, nie bacząc na to, że ich głośna rozmowa może być usłyszana, przez tych panów. Dwóch  byłych ślizgonów i jak się okazało były krukon, siedzieli przy stole omawiając ostatni duży mecz quidditcha, gestykulując przy tym żywo i wywracając co chwilę stojące na stole butelki, szklanki czy kieliszki, głośno komentując lepsze i gorsze zagrania zawodników. A wybawca czarodziejskiego świata wraz ze swoim najlepszym przyjacielem od dobrej godziny próbowali za pomocą magii i śrubokręta naprawić stojące w pokoju radio, by włączyć jakąś muzykę. Obaj raz po raz zerkali w stronę rozmawiających przy stole chłopców, jednak każdy z nich z innym nastawieniem. Harry tęsknie nadstawiał uszu, by usłyszeć chociaż część interesującej go rozmowy, pragnąc jak najszybciej do nich dołączyć. Ron najwyraźniej mylnie zinterpretował jego intencje, gdyż sam rzucał w kierunku stołu raczej groźne spojrzenia.
- Spójrz na niego, siedzi, pije, śmieje się a powinien gnić w Azkabanie razem ze swoim tatusiem.
- Wydawało mi się czy mówiłeś coś, że obiecałeś Hermionie mu odpuścić? – Harry uporczywie stukał różdżką w złośliwe urządzenie, które najwyraźniej nie miało zamiaru się naprawić. Czuł się już zmęczony ciągłym wałkowaniem tego samego tematu przez przyjaciela. Dlaczego on musi być taki uparty?
- Czego oczy nie widzą, a raczej uszy nie słyszą… Chyba mnie nie wydasz, że to ściema? Co? Ja tam wolę mieć na niego oko, a ona nie musi o tym wiedzieć. Niech myśli, że zostaniemy kumplami. Jeszcze mi za to podziękuje, zobaczysz – Harry wzruszył ramionami, robiąc wszystko by się nie wtrącać. I tak nie przemówi mu do rozumu, a krzywda im się chyba od tego nie stanie…
 - Widziałeś ten jego prezent? – prychnął ironicznie przez nos  i nachylił się do ucha przyjaciela by dodać – wyobraź sobie, że kupił Mionce kosz sera. Co za palant. Jak mi nie wierzysz to idź do kuchni, sam zobacz – wciąż rechotał ucieszony kiwając głową w kierunku drzwi, widząc niedowierzającą minę szatyna.
- Cholera! – rozległ się krzyk rzeczonego blondyna, który nagle poderwał się z krzesełka z momencie gdy wysoki kieliszek przewrócił się na stół rozlewając swoją zawartość i rozsypując się na miliony ostrych kawałków – Ej gospodyni, gdzie znajdę jakieś całe szkło? I może bandaż? – zapytał patrząc na swoją pokaleczoną dłoń. Hermiona podniosła głowę znad stolika kawowego, wyrwana z kontekstu nie bardzo wiedziała co właściwie się wydarzyło, ale pokazała ręką w kierunku drzwi kuchni, gdy dotarły do niej słowa szkło i bandaż.
Draco udał się we wskazanym kierunku a jego wierny towarzysz podążył za nim by mu pomóc z opatrunkiem.
*
- Jak tam było w Paryżu? No i co słychać u Twojej czarnulki? Kiedy w końcu ją poznam? – Blaise szturchnął przyjaciela w bok, przyglądając się, jak sprawnie owija lewą dłoń cienkim materiałem bandaża, wcześniej smarując ranę specjalną, przyspieszającą gojenie maścią.
- Zamknij się! – wycedził przez zęby kątem oka widząc zbliżającą się Hermionę.
- Przeszkadzam? – zapytała w myślach notując, by jak najszybciej odnaleźć Jess i przekazać jej, że najwyraźniej ich domysły na temat romansu Draco i Sylvie są prawdziwe. Ciekawe tylko dlaczego to ukrywają. No i to dziwne zachowanie Malfoy’a wtedy przed egzaminem, gdy ewidentnie jej groził. O co w tym wszystkim chodzi? Musi koniecznie porozmawiać z koleżanką, może razem coś wymyślą.
- Skąd! Blaise właśnie szedł dolać sobie ognistej – wbił nie znoszący sprzeciwu wzrok w przyjaciela, na co ten, lekko zdziwiony, już miał zaprotestować, ale tylko się uśmiechnął delikatnie kiwając głową.
- Tak, właśnie o tym mówiłem. Ale najpierw chciałem jeszcze raz  podziękować za zaproszenie. To bardzo interesujący wieczór – dorzucił jeszcze, nonszalancko kłaniając się dziewczynie i zmierzając w kierunki drzwi. W ostatnim momencie jeszcze odwrócił się na chwilę do przyjaciela, by pokazać mu uniesiony w górę kciuk, lustrując dziewczynę od kostek po czubek głowy zatrzymując wzrok dłużej na jej pupie, po czym zniknął za drzwiami z cichym śmiechem.
Draco wiedział, że ciemnowłosy przyjaciel nie daruje mu tego łatwo i czeka ich poważna rozmowa.
- Przepraszam, że go wziąłem – powiedział bawiąc się zwisającymi koniuszkami bandaża.
- No co Ty, im nas więcej tym weselej – zaśmiała się, wyciągając z koszyka jedną bagietkę i pojemniczek z serem – Dziewczyny chciały spróbować, nie masz nic przeciwko?
- To Twój prezent – wzruszył ramionami i odebrał jej bagietkę, którą zaczął kroić na zgrabne kęski - Weasley nie wyglądała na zadowoloną, z reszta twój rudzielec też nie… - powiedział niby od niechcenia. Nie mógł powstrzymać uśmiechu widząc, że dziewczyna wyraźnie się zdenerwowała słysząc jego słowa.
- Nie przejmuj się nimi, są uprzedzeni, ale poznają Cię lepiej i zaakceptują, tak jak ja – uśmiechnęła się do niego ciepło, wciskając mu to ust kawałek serka, który przyjął zaskoczony jej bezpośredniością.
- Jak było w Paryżu? Zdawałeś sprawozdanie z pracy, zgadza się? – teraz to ona unikała jego wzroku.
- Tak, szef jest zadowolony i czeka na mnie aż skończę studia. Kto wie, może dostanę awans na kierownika.
- Czyli to pewne? Że zostaniesz we Francji na stałe…
- Yhm, nic mnie tu nie trzyma – nie mógł się zmusić by na nią spojrzeć. Bał się, że zobaczy tylko obojętność na jej twarzy. Przyglądał się więc układanym przez siebie na talerzu, kawałkom bułki -   Słuchaj, przywiozłem Ci jeszcze jeden prezent – machnął różdżką i na jego wyciągniętej ręce zmaterializowało się piękne, granatowe, aksamitne pudełeczko. Hermiona wpatrywała się w nie z mieszanką zaskoczenia i ciekawości.
- Ale przecież dostałam już prezent – zarumieniła się uroczo, nieśmiało patrząc chłopakowi w oczy.
- Ser? – zaśmiał się ukazując równe białe zęby – kupiłem go przy okazji, wiedziałem, że go lubisz i chciałem sprawić Ci przyjemną niespodziankę. Ale na urodziny… - otworzył pudełeczko i jej oczom ukazał się przepiękny, gruby naszyjnik z białego złota. Wyciągnął go i stanął za dziewczyną, by go zapiąć na jej szyi – zobaczyłem go i pomyślałem, że idealnie będzie do Ciebie pasować – uśmiechnął się podziwiając wyraźnie zszokowaną dziewczynę, która nieśmiało dotykała pięknej ozdoby.
- Draco jest cudowny, ale ja nie mogę tego przyjąć, to za dużo – oprzytomniała i zaczęła szukać palcami zapięcia by jak najszybciej zdjąć ten cenny przedmiot ze swojej szyi.
 - Chciałbym byś go zatrzymała, chyba, że Ci się nie podoba – spojrzał jej głęboko w oczy, aż zakręciło jej się w głowie. Czemu wcześniej nie zauważyła, że jego oczy są tak przejrzyście niebieskie i tak głębokie, że mogłaby się w nich zatracić.  – Bardzo mi na tym zależy – pomógł jej odpiąć naszyjnik i odłożył go delikatnie do pudełeczka, po czym je jej podał – Proszę. Z najlepszymi życzeniami jubilatko.
- Dziękuję – postawiła nieśmiały krok w jego stronę i ostrożnie pocałowała go w policzek, uważając by poza tym nie dotknąć ani skrawka jego ciała. Sama nie była pewna dlaczego wydało jej się to takie istotne. W tym momencie doznała nagłego olśnienia.
- O nie, zapomniałam o torcie. Wciąż jest w lodówce, razem z szampanem. No pięknie. Pomożesz mi? – spytała odsyłając prezent różdżką do swojej sypialni i otworzyła lodówkę, gdzie bezpiecznie spoczywało jej urodzinowe ciasto.
- Jasne. Daj mi ten tort, a ty zajmij się resztą – machnął różdżką i ostrożnie przelewitował ciasto do salonu, by postawić je na środku stołu. W tym czasie Hermiona złapała butelkę, a zaczarowane talerzyki i wysokie kieliszki same wyskoczyły z szafki i pognały na swoje miejsce koło tortu.
- Zapomnieliśmy o punkcie kulminacyjnym imprezy! Ron, Kochanie, otworzysz szampana? Ja pokroję tort – oddała butelkę w ręce chłopaka, stającego zaraz miedzy nią a blondynem. Sama chwyciła nóż z zamiarem odkrojenia pierwszego kawałka, lecz ktoś szybko wyciągnął go jej z ręki.
- Moment, chyba o czymś zapomniałaś? – Ginny stała z nożem w ręce i szerokim uśmiechem. Kiwnęła lekko magicznym patykiem i po chwili na torcie płonęły dwie woskowe dwójki – nie zapomnij pomyśleć życzenia!
Szatynka mocno zacisnęła oczy myśląc gorączkowo. Bym zawsze była taka szczęśliwa. Pomyślała i zdmuchnęła obie świeczki w momencie, gdy wystrzelił korek.
- Sto lat, sto lat… - wszyscy wstali i zaczęli śpiewać, jednak zaraz przerwali, widząc aż nazbyt wyraźny sprzeciw jubilatki.
- Żadnego śpiewania, bo podosypuję Wam do drinków czegoś okropnego – zagroziła mrużąc oczy.
- Wszystkiego najlepszego Mionka – Ginny podniosła kieliszek do góry i upiła z niego łyk.
- Najlepszego - powtarzali pozostali, a Ron podszedł do niej i zamykając jej twarz w swoich dłoniach, złożył na jej ustach krótki pocałunek. Było tak cudownie, czemu nie może co dzień mieć urodzin?
*
- Witam koleżankę – poczuła jak ugina się materac po jej prawej stronie.
- Chyba pomyliłeś drogę. A może niechcący zachęciłam Cię jakoś do odwiedzin tej części pokoju? – prychnęła pod nosem, prosząc w myślach by sobie stąd poszedł. Siedziała właśnie sama na kanapie przyglądając się tanecznym wyczynom swojego brata i Hermiony, gdyż Harry’emu w końcu udało się naprawić radio.
- Myślę, że nawet chcący – sugestywnie poruszał brwiami, na co pokręciła głową nie kryjąc zdegustowania jego insynuacjami – przyznaj się, że za mną szalejesz.
- Tak, jak za sklątkami tylnowybuchowymi Hagrida. Zabini, zrób światu przysługę i idź się utop.
- Czemu jesteś taka? Nie możemy się zaprzyjaźnić? – przysunął się bliżej niej zakładając kosmyk jej rudych włosów za ucho.
- Chyba w Twoich snach – odsunęła się na sam skraj kanapy. Jak najdalej od niego.
- W Milanie mówiłaś co innego…
- Słucham? – pamięta, że byli razem na międzynarodowej konferencji w Milanie i zdecydowanie za dużo wtedy wypiła, ale to niemożliwe, by choćby się do niego zbliżyła. Na pewno zmyśla.
- Rozumiem, że nie zastanawiałaś się jak trafiłaś do pokoju i swojego łóżka, tak? Bo w takim stanie na pewno sama byś tego nie dokonała – powiedział tajemniczo i wstał w poszukiwaniu Draco. Było już bardzo późno, najwyższa pora wracać do domu. Odszedł zostawiając dziewczynę w całkowitym osłupieniu. Czy wydarzyło się coś o czym powinna pamiętać? Potrząsnęła głową wyrzucając z niej nieprzyjemne myśli. Zauważyła Harry’ego wygłupiającego się z przyjaciółmi na parkiecie. Tak, koniec przejmowania się głupim oszustem, idzie się bawić…
*
Już prawie świtało, gdy Hermiona z Ronem stali na ganku żegnając ostatnich gości. Rudowłosa dziewczyna przestępowała z nogi na nogę starając się jak najbardziej naciągnąć swoją krótką, zieloną sukienkę, by choć trochę ochronić się przed chłodnym powietrzem rozpoczynającej się jesieni. Jej towarzysz o zmierzwionych włosach i zarumienionej twarzy, zdawał się tego nie zauważać ściskając po kolei przyjaciółkę i najlepszego kumpla. Po chwili wyszli za ogrodzenie domu i rozpłynęli się w powietrzu z charakterystycznym dźwiękiem.
Młoda gospodyni mocno przytuliła się do swojego chłopaka, zadowolona z kilku cudownych godzin spędzonych z przyjaciółmi. Ron wpatrzony w swoją piękną ukochaną, roztarł dłońmi jej zmarznięte ramiona, objął ją i wprowadził do środka. Może gdyby poczekali jeszcze moment przed drzwiami, dojrzeliby wystający z cienia pobliskiego drzewa kawałek czarnego buta i skrawek powiewającego satynowego materiału. Może gdyby któryś z uczestników imprezy wyjrzał przez okno, zauważyłby oczy obserwujące dom, rejestrujące każdy ich ruch, spojrzenie i każde wypowiedziane słowo. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak żadne z nich nie wyjrzało już na ulicę, a w momencie gdy przy Oakley Road 7 zgasło w końcu światło, zniknął i but i materiał i ich właściciel.
*
Trzymając się za ręce weszli do pokoju dziewczyny. Puściła jego dłoń by jak najprędzej rzucić się na łóżko, podczas gdy chłopak cicho zamykał drzwi.
- Zmęczona? Może zrobię Ci masaż? – zaproponował kucając, by zdjąć pantofle z jej nóg, a ukochana z ochotą pokiwała głową i obróciła się na brzuch.
Mężczyzna wyszedł do łazienki, wracając po chwili z buteleczką pachnącego orchideą olejku, który postawił na szafce obok łóżka. Powolnym ruchem zaczął rozpinać guziki koszuli, by zaraz rzucić ją niedbale na podłogę.
- Chodź. Bardzo mi się podoba ta sukienka, ale chyba najwyższa pora się jej pozbyć – uśmiechnął się serwując jej soczystego klapsa w pośladek. Uwielbiał jej tyłek, cóż mógł poradzić.
Dziewczyna zerwała się z krzykiem oburzenia, zgarniając przy okazji poduszkę, którą rzuciła na oślep w stronę ukochanego. Później posłusznie wstała i ściągnęła z siebie sukienkę, a następnie opadła z powrotem na łóżko.
Chłopak wszedł na posłanie i usiadł na jej pośladkach, a następnie wycisnął sporą ilość olejku na swoją dłoń i zaczął go ogrzewać pocierając ręce. Gdy skończył zaczął delikatnie masować jej kark, ramiona, łopatki i plecy, a dziewczyna cicho mruczała czując przyjemne, rozchodzące się po jej ciele prądy. Po chwili jej oddech zaczął robić się coraz płytszy, spokojniejszy.
- Widzę, że lewo żyjesz, ale może chociaż się ubierz i wejdź pod kołdrę? – zszedł z niej i poszedł szybko do łazienki odstawić olejek, umyć ręce i opłukać twarz.
Gdy wrócił dziewczyna ubrana w swoją krótką koszulkę leżała już przykryta i podniosła jego róg kołdry, by wpuścić go do siebie. Szybko więc przebrał się w swoje bokserki, które pełniły funkcję piżamy w czasie wakacji i wszedł pod przykrycie przytulając się do ciepłej dziewczyny.
- Dobranoc Skarbie! – powiedział cicho i pocałował ją w czoło, przyglądając się jej pięknej twarzy. Długie rzęsy, łagodnie wykrojone wargi, duże oczy w kształcie migdałków, burza włosów rozrzucona po całej poduszce. Mógłby się jej tak przyglądać całą noc.
Leżeli wtuleni w siebie i widział, że dziewczyna zaraz zaśnie. Musiał zebrać w sobie całą odwagę. Teraz albo nigdy.
- Kochanie? Śpisz?
- Yhm
- Mam dla Ciebie prezent – powiedział gładząc palcem jej gładki policzek i czekając aż dziewczyna się obudzi – noszę go ze sobą od jakiegoś czasu…
Sięgnął po swoje spodnie i wyciągnął z kieszeni małe aksamitne pudełeczko w czerwonym kolorze i zaczął się nim bawić. Stukanie pudełeczka i wzmianka o prezencie skutecznie odwróciły uwagę kobiety od morzącego ją snu.
- Dla mnie? – usiadła na łóżku po turecku, przecierając oczy i przyglądając się co też chłopak trzyma w dłoniach. On jednak cały czas patrzył na jej twarz.
- Znamy się tyle lat, jesteś moją najlepszą przyjaciółką, najbliższą mi osobą na całym świecie. Nie wyobrażam sobie, że kiedykolwiek mógłbym być z kimś innym…
- Ja sobie wyobrażam, nawet pamiętam to całkiem dokładnie – przerwała mu z krzywym uśmiechem, gdyż ten temat mimo upływu lat wciąż był dla niej bolesny.
- Kochanie, wiesz, że to nic nie znaczyło, prawda? Istniejesz dla mnie tylko Ty i zawsze tak będzie – ujął jej dłoń i złożył na niej pocałunek. Dziewczyna uśmiechnęła się, przeczesując wolną ręką jego włosy.
- To bardzo dobrze się składa, bo ja też jestem cała Twoja. Czy mogę już dostać mój prezent? – zapytała robiąc słodką, proszącą minkę.
- Za chwilkę, bo widzisz ja do czegoś zmierzam, tylko ciągle mi przerywasz – zaśmiał się pod nosem puszczając jej dłoń, by klęknąć na łóżku na przeciwko niej.
- Chciałbym Cię prosić byś zechciała spędzić resztę życia przy moim boku jako moja żona. Zgadzasz się? – zapytał otwierając małe pudełeczko, w którym schowany był piękny, klasyczny, złoty pierścionek z brylantem.
Zaskoczona dziewczyna zakryła usta dłońmi, nie zdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa, wpatrywała się w swój prezent z zapartym tchem i szklącymi się oczami. Był piękny, idealny, nie mogłaby sobie wymarzyć lepszego. Gdyby ktoś jej rano powiedział, że ten dzień będzie miał taki finał to nigdy by mu nie uwierzyła. A teraz? Cały jej świat przewróci się do góry nogami, rano obudzi się będąc zupełnie inna kobietą, narzeczoną, a niedługo mężatką. Co więcej była absolutnie zakochana w mężczyźnie, który właśnie przed nią klęczał i jeśli miałaby zostać czyjąś żoną to tylko jego. Czy można sobie wymarzyć większe szczęście?
 - Tak! Zostanę Twoją żoną! Choćby jutro! – rzuciła mu się na szyję całując gorąco jego wargi. Gdy się od siebie odsunęli, od chłopaka emanowała aura rozpierającej go radości.
- Tak bardzo Cię kocham – powiedział wpatrując się w jej oczy i zagarniając niesforny lok za jej ucho – Twoi rodzice pewnie by nam nie wybaczyli, gdybyśmy uciekli i wzięli szybki ślub, ale mam inny pomysł na jutro… Co byś powiedziała na to byśmy razem zamieszkali?


15 komentarzy:

  1. Rozdział jest mega, tak się uśmiałam, masz świetny styl, bardzo przyjemnie się czyta, a końcówka? Nigdy bym się nie spodziewała, że tak się to skończy, wszystko było tak słodko i romantycznie, ale czemu to nie był Draco? :( Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, naprawdę pokochałam Twoje opowiadanie i będę tu na bieżąco wpadać, jak byś mogła to dodaj rozdział troszeczkę wcześniej, bo dwa tygodnie to długo :D
    Zapraszam również do mnie na nowego bloga dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com
    Vanillia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Bardzo mi miło. A skąd wiesz kogo dotyczy ostatnia scena? :P
      Co do rozdziału to mam już sporo napisane, wiec nic nie wiadomo...

      Usuń
  2. Strasznie podoba mi sie twoja historia !
    Jest taka naturalna, wiec wiedz, ze tak szybko sie mnie nie pozbedziesz jako czytelnika :D Jestem absolutnie w niej zakochana, zarowno w Draco jak i Hermionie. Za to nieznosze tej rudej malpy Rona ;-; Uhh.! najchetniej utopialabym go w kwasie :>
    Mam nadzieje, ze Hermiona szybko zmadrzeje, albo Ron zrobi jaki krok-w-bok.
    O i oby Sofie tam z nimi nie namieszala.
    Napewno zrobisz wszystko idealnie :)
    W ogole nie wiem co mam jeszze napisac oporcz tego, ze strasznie podoba mi sie twoj blog ;D

    Zycze ci weeenyyy! no i wytrwalosci bo to najwazniejsze :)
    Ciocia Dramionka.
    http://swiat-wedlug-mnie-dramione.blogspot.com/
    (dodaje cie do czytanych blogow <3)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej naprawdę czytałaś to do 2? :D Dziękuję. Dużo to dla mnie znaczy! :* Mam nadzieję, że się nie zanudziłaś. Teraz coraz więcej będzie się działo. Nie od razu będzie różowo, powiedziałabym, że wyboista droga przed nimi. Samo życie...
      Nicci

      Usuń
  3. Ahh... jak dobrze wejść i zobaczyć nowy rozdział. Tak na umilenie końca wakacji. Cudownie jak zawsze zresztą :D Również mam nadzieję, że Ron będzie miał jakiś skok w bok :P i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Rozdział dodam jak tylko skończę, a niewiele mi zostało ;)

      Usuń
  4. Next! <33 Czemu to nie mógłby być Draco? :c Jakbym była na Twoim miejscu to Ron już dawno, by skończył na ulicy (byle z dala od Hermiony) albo wąchając kwiatki od spodu. <33 Ale w sumie dzieki temu wiemy, że nie będzie nudno pomiędzy Ron-Hermiona-Draco. :D I liczę na Happy End. (dla Dramione) xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe czemu wszyscy tak się uczepili Rona? Biedaczek nikt go nie lubi :D Obawiam się, że szybko nie zniknie i jeszcze Was trochę po wkurza. Obiecuję, że nudno nie będzie :P A co do happy endu.... jeszcze nie zdecydowałam ;)

      Usuń
  5. Mi się wydaje, że ten Ron coś kręci, kogoś może ma na boku albo co. Na pewno nie jest tak bezinteresowny, jak się wydaje! Albo po prostu przemawia przez niego zazdrość, hihi, a dam jej pierścionek to się fretka odczepi ;)
    To takie smutne patrzeć jak dziewczyna pakuje się w związek który uważa za wymarzony. Boję się nawet pomyśleć, jak wyglądałoby ich życie po wielu latach - Ron na kanapie, z pilotem od telewizora, Hermiona styrana w kuchni, ugh. Albo Ron w barze pijany w trzy... no, a ona siedzi i się martwi, a dzieci pytają gdzie tatuś... :( :( :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny Ron :D Aż mi go szkoda jak tak na niego najeżdżacie. Coś czuję, że zabijecie mnie jeszcze zanim skończy się opowiadanie...
      Widzę, że namieszałam tą końcówką. Postaram się w piątek/sobotę dodać następny rozdział to może się Wam rozjaśni ;p

      Usuń
    2. Hm, czyżby małżeństwo było wymagane do awansu? :D

      Usuń
  6. Nie, proszę! Tylko nie to! Jestem naprawdę w stanie zrozumieć wszystko. WSZYSTKO. Ale nie to, że Hermiona zgadza się zostać żoną Rona, który ciągle robi jej wyrzuty za to, że spotyka się z kolegami z pracy. Żoną Rona, który jest zaborczy i perfidnie zazdrosny o kogoś, kto ma więcej empatii i uczuć wobec jego kobiety. Nie, nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak inteligentna kobieta jak Hermiona (nie bez powodu nazywana najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw) nie widzi tego, jak ten chłopak jej nie szanuje i traktuje ją jak swoją własność (niewolnicę), której nakazuje co ma robić, mając przy tym satysfakcję z tego, że Hermiona sama wskakuje mu do łóżka. Nie rozumiem Hermiony Granger.
    Ale to dlatego, że nie rozumiem ludzi zakochanych. A Hermiona jest zakochana w Ronie.
    Nie rozumiem, jak kobieta taka jak Hermiona, może być typową altruistką? To niedorzeczne. Niestety, prawdziwe.
    I tutaj nie chodzi o to, że jestem przeciwna związkowi Romione (a trzeba zaznaczyć, że jestem), tylko o to, że Hermiona jest aż tak zaślepiona miłością, iż godzi się na to, by Ron jej nie szanował jako kobiety. Dlaczego ona nie widzi, że jest ktoś kto, fakt popełnił mnóstwo błędów w swoim życiu, traktował ją jak ostatnie ścierwo, ale kto zmienił się, zrozumiał błędy, chce je naprawić i, przede wszystkim, darzy ją prawdziwym uczuciem wyzbytym jakiegokolwiek sposobu wykorzystania jej. Przeciwnie: przecież to Draco ma więcej doświadczenia i jej pomaga. Robi wszystko dla jej dobra. Ba! On woli dołączyć się do z góry przegranej drużyny tylko ze względu na Hermionę, bo w nią wierzy i wierzy w jej sukces.
    Tak. Zbulwersowałam się końcówką. Mam nadzieję, że mimo wszystko Ron nie ożeni się z Hermioną, odsłoni przed nią swoje prawdziwe oblicze, a Hermiona zrozumie, że miłością jej życia jest Draco. Szkoda tylko, że Rowling nie myślała tak samo :D
    Ok. Mimo wszystko ten rozdział nie zmienia mojej opinii na temat tego opowiadania: jedna z lepszych, jakie w swoim życiu czytałam.
    Nicci, błagam Cię, skarbie, weź coś z tym zrób.
    Bijąca przed Tobą pokłony,
    Poem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + Proszę jak najszybciej o nowy rozdział :)

      Usuń
    2. Chill Poem! Naprawdę nie spodziewałam się, że wywołam taką burzę.Kochanie Ty moje nie denerwuj się niepotrzebnie, daj mi jeszcze dzień dwa i nowy rozdział wszystko wyjaśni. A póki co, proszę, przeczytaj końcówkę jeszcze raz, ale dokładnie, uważnie, może przyjdzie olśnienie :P

      Usuń
    3. Przeczytałam, mój mózg od kilku godzin pracuje na najwyższych obrotach zastanawiając się o co może chodzić. Coś jednak mi zaczyna tam świtać, dziwne myśli przychodzą mi do głowy, ale i tak muszę czekać aż pojawi się rozdział, który to wszystko wyjaśni.
      Matko! Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo przeżywam to opowiadanie.
      Zresztą, jak każde, które lubię :D
      Masz rację: czas na chill :D

      Usuń

Copyright © 2016 Follow your dreams , Blogger