Nie mógł uwierzyć, że znów tu
jest. To takie nieprawdopodobne, że nic się tu nie zmieniło. Bo jak to możliwe,
że te stare londyńskie uliczki i skwerki wyglądają dokładnie tak samo, jakby
był tu zaledwie wczoraj, jakby te trzy ostatnie lata w ogóle nie miały miejsca. A jednak nie miał wątpliwości, że już nic
nigdy nie będzie takie jak wtedy, bo on sam nie był już tą samą osobą.
Te trzy lata temu, gdy siedział z
rodzicami na ławce i obserwował świętujących zwycięstwo ludzi, coś sobie
obiecał. A mianowicie to, że więcej nie pozwoli na to, by ktoś kontrolował jego
życie, już nigdy więcej. O nie! Od teraz sam będzie panem swojego losu. Nie
było już Voldemorta, który groziłby śmiercią jego rodzinie i zmuszał do
posłuszeństwa. Ojciec też mógł się wypchać swoimi dobrymi radami i surowymi
zasadami. Był wreszcie wolny!
Nie mógł jednak ignorować tych
spojrzeń. Z każdej strony, niczym sztylety, atakowały go ostre, wrogie
spojrzenia i szepty. Dla nich był tym złym, śmierciożercą, wrogiem. Mimo, że
nikt ich nie wyprosił z Wielkiej Sali, nie odmówił im udziału w uroczystości z
okazji zwycięstwa, ani później w obchodach pogrzebowych dla poległych, to wciąż
czuł się nieproszonym gościem. Najgorzej było jednak, gdy podszedł do niego
Potter, uścisnął mu dłoń, oddał różdżkę i podziękował za pomoc. Nawet Ci jego
nieodłączni towarzysze Rudy i Granger postanowili zakopać topór wojenny i jako
pierwsi wyciągnęli ręce do zgody. Poczuł
się wtedy jak najgorsza szuja. Było mu zwyczajnie wstyd. Jak on mógł być takim tchórzem. Dlaczego nie
potrafił się postawić, sprzeciwić, mieć własnego zdania, tylko ślepo naśladował
we wszystkim ojca. Dlaczego zmarnował tyle czasu na bycie dupkiem. Jak mu teraz
ktokolwiek uwierzy czy zaufa. Musi to naprawić, odpłacić za każdy swój błąd.
Ale nie teraz, nie dziś, kiedy rany są wciąż za świeże i zbyt głębokie.
Czarodziejska społeczność musi trochę odżyć, odbudować się, zapomnieć a on sam
musi zniknąć na jakiś czas i wszystko przemyśleć.
To właśnie robił przez ostatnie
trzy lata. Myślał. Musiał zorganizować na nowo swoje życie. Stanąć na nogi.
Dorosnąć. Zaszył się w pięknym Paryżu i zapisał na Magiczny Uniwersytet, by
studiować Magiczne Stosunki Międzynarodowe. To wszystko wśród zupełnie obcych mu ludzi, tak by nikt
nie wytykał mu jego starych błędów. Nie. Tu miał czystą kartę.
Na początku było mu strasznie
ciężko z dala od rodziny, przyjaciół, bez jednej przyjaznej mu twarzy. Trzymał
się na uboczu, zawsze sam w swoim zamkniętym świecie, ze zwieszoną głową
i smutnymi oczami. Przecież nie przyjechał tu zawierać znajomości.
Najważniejsze było pilnie się uczyć, by w przyszłym roku dostać się na staż do
francuskiego Ministerstwa Magii. Dlatego też zawsze po skończonych zajęciach w
samotności wybierał się na spacer bajecznymi uliczkami Paryża, odwiedzał przytulną
kawiarenkę położoną niedaleko jego wynajętego mieszkania, a następnie w zaciszu swojego lokum pilnie powtarzał nowy materiał. I tylko czasem dopadała
go wyjątkowa chandra i nie chciało mu
się za nic wyjść z łóżka, nawet po aromatyczną latte ze świeżym croissantem z ulubionej kawiarni. Stawiał sobie wtedy przed oczami swój cel.
„ Muszę być twardy” myślał – „muszę wziąć się w garść i pokazać na co mnie stać. Na co jestem w stanie sam zapracować, co osiągnąć własnym wysiłkiem a nie nazwiskiem. Wiem, że
wtedy dostanę wszystko czego pragnę.”
I dla poprawy humoru rzucał się w
wir dekorowania i przemeblowywania swojego mieszkania. No i co z tego, że nikt
go nie odwiedza. Nic tak nie podnosi na duchu jak własnoręcznie przemalowany
salon, przestawienie łóżka w sypialni, tak by widać było z niego wschody i zachody słońca przez okno, czy kupno tego dziwnego urządzenia do parzenia kawy.
Po skończonych zmianach wychodził na
balkon z kubkiem parującego napoju lub lampką wina i wpatrywał się w wieżę
Eiffla. Ten widok napawał go optymizmem na cały następny tydzień.
*
Tak trwał w swojej samotni
pewien, że nie potrzebuje nikogo, ani niczego, poza swoimi jasno wytyczonymi
celami, które powtarzał sobie każdego dnia. Zdać egzaminy. Dostać pracę.
Osiągnąć sukces. Aż pewnego dnia, wszystko się zmieniło, gdy w przerwie między
zajęciami usiadła obok niego Ona. Początkowo nawet nie zwrócił na nią uwagi,
jednak dziewczyna, od dawna zaintrygowana zachowaniem chłopaka, postanowiła w
końcu zdobyć się na odwagę i zagadać.
- Cześć. Jesteś Draco, tak? –
kiedy usłyszał swoje imię, odwrócił głowę w jej kierunku i wtedy natknął się na
te piękne brązowe oczy. Pomyślał, że śni. To przecież nie możliwe, by tu była.
Przyjrzał się jej uważnie i dopiero teraz zauważył jej krótkie czarne włosy,
różowe usta ułożone w nieśmiałym uśmiechu, jej dłonie nerwowo zaciskające się
na kolanach. Odetchnął z ulgą. To nie ona. Nawet nie była podobna. Tylko te
oczy, oczy które prześladują go każdej nocy są takie same. Kiwnął głową
potwierdzając jej słowa.
- Zgadza się. Wybacz, ale nie
znam Twojego imienia. – nerwowo przeczesał dłonią swoje jasne, lekko przydługie
już włosy, na co dziewczyna oblała się rumieńcem.
- Sofie – wyciągnęła ku niemu
dłoń, lecz on nadal jedynie wpatrywał się w jej oczy jak zahipnotyzowany. Po
chwili pełnej niezręcznej ciszy, zrezygnowana dziewczyna opuściła rękę z powrotem na kolano i podążyła za nią wzrokiem.
- Nie ważne. Przepraszam, że
przeszkodziłam.
Już miała wstać, by uciec stamtąd
jak najdalej od niego, łajając się w myślach za próbę zakolegowania się z tym
dziwnym chłopakiem.
- To ja przepraszam. Miło mi Cię
poznać.
Teraz to on wyciągnął rękę, którą
natychmiast delikatnie uścisnęła, wpatrując się w jego piękny uśmiech. Nie
mogła się nadziwić, dlaczego taki przystojniak snuje się jak cień człowieka,
taki przerażająco smutny, taki niedostępny. Domyślała się, że musiało go
spotkać coś strasznego. Nie miała go jednak zamiaru o nic pytać. Na pewno nie
zepsuje tej kiełkującej znajomości przez jakieś wścibskie uwagi. Może kiedyś,
jak będzie gotowy, to sam się jej zwierzy.
Draco tknięty jakimś wewnętrznym
impulsem nie odtrącił dziewczyny. Wręcz przeciwnie, sam zaczął rozmowę, byleby nie zostawiła go samego.
Nagle poczuł potrzebę bliskości drugiej ludzkiej istoty, a ona sama zaoferowała
się na ochotnika. Początkowo odzywał się niepewnie, nieśmiało, jakby zapomniał
jak się rozmawia, ale coś w niej pchało go naprzód i nie pozwalało przestać.
Jakby miała zniknąć, po skończeniu rozmowy. Ta myśl wydała mu się jakże
przerażająca.
Od tego czasu spędzali razem
prawie każdą wolną chwilę, czy to na zajęciach, czy podczas spacerów
malowniczymi uliczkami miasta zakochanych. Stali się nierozłączni, a Draco
zdecydowanie ożył. Otworzył się także na innych ludzi. Okazało się, że potrafi
jeszcze zachowywać się jak każdy normalny, beztroski chłopak w jego wieku.
Dzięki Sofie nawiązał nowe znajomości. Nie siedział już sam w czterech
ścianach. Często spędzał czas z przyjaciółmi. Wybierali się razem do kina, na
imprezę czy wypady za miasto. Znów zaczął się uśmiechać i patrzeć
optymistycznie na otaczający go świat. Nie mógł się nadziwić ile w jego życiu
zmieniła ta drobna Francuzka.
*
Blondyn ubrany w luźne dresowe
spodnie, z wciąż mokrymi po prysznicu włosami, z których z wolna kapały krople
stał właśnie w kuchni swojego mieszkania i nalewając wino do dwóch kieliszków
przyglądał się dziewczynie rozciągniętej na kanapie w jego salonie. A widok był
przynajmniej zaskakujący, gdyż owa dziewczyna przyjęła iście niecodzienną
pozycję do odpoczynku. Mianowicie leżała z nogami opartymi na oparciu kanapy a
jej głowa zwisała swobodnie w kierunku podłogi.
- Nigdy nie zrozumiem, jak możesz
spać w takiej pozycji – powiedział kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Ja nie śpię tylko regeneruję
siły. To najlepszy sposób. Czytałam, że gdy krew spływa do głowy zmęczenie od
razu ustępuje i człowiek czuje się jak po kilku godzinach snu. A my przecież
nie mamy zamiaru spać tej nocy, prawda? – uśmiechnęła się do niego sugestywnie
unosząc jedną brew.
- Ty i te Twoje mądrości. Nie
wiem skąd Ty je bierzesz – zaśmiał się chłopak. – Wiesz właściwie to wolałbym
iść wcześniej spać i najlepiej przespać cały weekend – spojrzał na brunetkę z
nadzieją, wiedząc w duchu, że i tak nie
pozwoli mu zostać w domu dzisiejszej nocy.
- Chyba żartujesz! Całe wakacje
możesz sobie spać! W końcu nie co dzień kończy się pierwszy rok studiów. A poza
tym to już potwierdziłam Pierrowi i Viviene, że przyjdziemy. Reszta ekipy też
obiecała zajrzeć.
Podał jej jeden z kieliszków,
jednocześnie upijając łyk ze swojego. Już miał podawać kolejny argument
dlaczego lepiej będzie jeśli zostanie, kiedy usłyszeli charakterystyczny
stukot. Odwrócili się w kierunku okna skąd ów dźwięk dochodził i zauważyli
brązową sowę. Draco szybko wpuścił zwierzę do środka i po chwili odwiązywał już
z jej łapki urzędowo wyglądającą kopertę. Sówka uwolniona od przesyłki od razu
rozwinęła skrzydła i wyleciała za okno nie czekając na odpowiedź, chwytając
jeszcze w locie sowie ciastko leżące w miseczce na parapecie. Chłopak nawet
tego nie zauważył, wciąż wpatrując się w pieczęć na liście.
- No otwórz w końcu! A może
wolisz bym ja to zrobiła?! – zawołała dziewczyna i rozemocjonowana już była u
jego boku wpatrując się na zmianę w chłopaka i list.
Draco bez słowa, drżącymi rękami
odpieczętował przesyłkę i wyciągnął pismo.
„Do Pana Dracona Malfoya,
Dziękujemy za zainteresowanie
stażem w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów we Francuskim
Ministerstwie Magii. Z przyjemnością informujemy, że jesteśmy zainteresowani
Pańską kandydaturą na to stanowisko. Proszę o stawienie się w poniedziałek o godzinie 8:00 w sekretariacie wydziału w celu omówienia warunków współpracy.
Z poważaniem,
Victor Lamais
Dyrektor Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Ministerstwo Magii
Paryż”
Dyrektor Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Ministerstwo Magii
Paryż”
- Gratulacje. No to teraz się nie
wywiniesz. To trzeba oblać! – krzyczała Sofie rzucając się chłopakowi na szyję,
tańcząc po mieszkaniu dziki taniec
radości.
Dwie godziny później, siedzieli
już przy stoliku modnego klubu przy ul. Victora Hugo w pobliżu Łuku
Triumfalnego. Zebrała się spora grupa znajomych, by świętować rozpoczęte
wakacje oraz sukces swojego kolegi. Raz po raz wznosili puchary pełne
kolorowych koktajli. „Co mi szkodzi trochę wyluzować? Zasłużyłem na drobinę
rozrywki” pomyślał Draco, ciągnięty przez Sofie na parkiet.
*
Zegar w salonie zabił właśnie po
raz czwarty, gdy otworzyły się drzwi do mieszkania na piątym piętrze i wpadła
przez nie, niczym worek ziemniaków, kompletnie pijana dziewczyna chichocząc
przy tym niekontrolowanie.
Oparty o ścianę blondyn nawet tego
nie zauważył. Ostatkiem sił odbił się od ściany i starając się z całych sił
utrzymać pozycje pionową i jako-taki kierunek, zmierzał do swojej sypialni. Po
drodze zmuszony był jeszcze zrobić spory krok, by nie nadepnąć na leżącą na
podłodze nieprzytomną dziewczynę. Nawet nie pojawiła się w jego głowie myśl, by
sprawdzić czy z nią wszystko w porządku. O nie, w tym momencie miał tylko jeden
cel – mała łazienka przylegająca do jego pokoju, a konkretnie muszla klozetowa,
później, o ile da radę, prysznic.
Stał właśnie oparty obiema dłońmi
o ścianę a mocny strumień chłodnej wody lał się po jego nagim ciele. Od
dłuższej chwili przypatrywał się wzorkowi na kafelkach ściennych, a w jego
głowie panowała kompletna, niezmącona niczym pustka. Zanim usłyszał dźwięk otwierających
się szklanych drzwi kabiny prysznicowej, poczuł chłód wlatującego do niej
powietrza oraz ciepłą dłoń Sofie na swoim ramieniu. Zaskoczony odwrócił głowę,
by zorientować się co tak właściwie się stało i natrafił na jej piękne brązowe
oczy. Dziewczyna stała przed nim w samej bieliźnie i przemoczonej już teraz
bokserce, lecz on nawet tego nie zauważył. Widział tylko te oczy. Jej
oczy. Do tej pory nie wie kto
zainicjował ten pocałunek. Czy to ona postanowiła wykonać pierwszy ruch nie
mogąc się doczekać, aż chłopak się odważy i zdecyduje, czy może on wpatrzony w
te cudowne zwierciadła duszy zapomniał się na chwilę i pocałował ją nim w ogóle
ta myśl zakiełkowała w jego głowie. Faktem jest, że ta sytuacja z pewnością nie
miałaby miejsca, gdyby nie wypity alkohol. Faktem jest także to, że opamiętanie
przyszło równie szybko jak zapomnienie. Przynajmniej dla niego.
- Och Draco – usłyszał jęk
dziewczyny i poczuł jakby woda z letniej zmieniła się w lodowatą. Co on
najlepszego wyprawia. Przecież wcale tego nie chce. Nie myśli o niej w ten sposób. Jest przyjaciółką, siostrą.
Zdjął ze swoich barków ręce
dziewczyny, która przeczesywała właśnie palcami jego blond włosy i odsunął ją
od siebie. Patrzyła się na niego niepewna jego następnego ruchu.
- Nie mogę. Przepraszam –
powiedział tylko i wyszedł, by szybko chwycić ręcznik i udać się do sypialni.
Co prawda nigdy nie zastanawiał
się co ona może czuć do niego i teraz pluł sobie w brodę, że nigdy nie
poruszyli tej kwestii. Tak bardzo mu na niej zależało. Miał nadzieję, że przez
ten głupi incydent jej nie straci. Widział te drobne gesty mogące świadczyć, że
dla niej jest kimś więcej, ale traktował to w formie żartu.
Szybko nałożył na siebie dresowe
spodnie, w których sypiał i przykrył się szczelnie kołdrą. Wiedział, że rano czeka ich poważna rozmowa.
*
Obudziły
go jasne promienie słońca padające dokładnie na jego zamknięte jeszcze chwilę
temu oczy. Z jego ust wydobył się cichy jęk, gdy poczuł tępy ból rozsadzający
jego czaszkę. Przełknął ślinę i poczuł ten smak w ustach, zupełnie jakby cala
noc przeżuwał stary filcowy kapeć.
- Już nigdy więcej nie piję. Ani kropli - powiedział ochrypłym
głosem, którego nie powstydził by się śpiewający całą noc wokalista karaoke.
Z trudem wstał i drobnymi kroczkami, najciszej jak potrafił udał się do kuchni.
To tu w szafce trzymał wszystkie eliksiry, w tym, ten zbawienny w tej chwili,
na kaca. Już w momencie, gdy specyfik zaczął spływać w dół jego przełyku poczuł
się o niebo lepiej. Zmrużył oczy delektując się uczuciem odchodzących po kolei
negatywnych skutków wczorajszej nocy.
Odgiął głowę w tył i odetchnął pełna piersią. Dopiero teraz otworzył
oczy i zobaczył zwiniętą w kłębek, śpiąca na kanapie dziewczynę. "A może
by tak puścić wszystko w niepamięć? Tylko co jeśli taka sytuacja się powtórzy?".
Jego rozmyślania
przerwał damski głos.
- Aaaa.
Umieram! Bądź dobrym człowiekiem i podaj mi ta niebieska fiolkę. A najlepiej od
razu dwie - powiedziała słabym głosikiem nie otwierając oczu.
Podał
jej eliksir, a gdy go wypiła, opadła z powrotem na kanapę. Raz kozie śmierć.
- Słuchaj
wiem, że to nie najlepsza pora na poważne rozmowy, ale jeśli chodzi o to co się
zdarzyło wczoraj....
- Zapomnij o tym. Byłam pijana. - machnęła ręką
dla potwierdzenia jak nieistotne było to zdarzenie, jednak wyraźnie unikała
jego wzroku.
- Obiecuję, więcej się na Ciebie nie rzucać, chociaż to
strasznie trudne. Takie z Ciebie ciacho. - starała się obrócić tę sytuację w żart,
jednocześnie zmierzając w kierunku lodówki.
- Co
chcesz na śniadanie? – szybko zmieniła temat.
- Posłuchaj.
Muszę to powiedzieć, bo chcę być wobec Ciebie uczciwy. Jesteś wspaniałą
dziewczyną i uwielbiam Cię, ale nie jestem gotów na związek. Nie dopóki nie
uporam się z własnymi uczuciami. I nie chodzi o Ciebie. Inaczej to nie byłoby fair. - patrzył na brunetkę,
pełen nadziei, że go zrozumie, że będzie dobrze.
-
Uwielbiasz, tak? - uśmiechnęła się unosząc zadziornie jedną brew ku górze - Ok.
Na razie wystarczy.
-
Przyjaciele?
- Spróbuj
mnie powstrzymać! - roześmiała się ukazując piękne, białe zęby. Była taka piękna.
Czemu wcześniej tego nie zauważył.
- To co
z tym śniadaniem? – zapytał z uśmiechem, szczęśliwy, że wszystko zostanie po
staremu. Odpowiedziała mu tylko szybko lecąca w kierunku jego głowy poduszka.
*
Okazało
się, że staż w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a konkretnie w Międzynarodowym Urzędzie Prawa
Czarodziejów to wymarzone zajęcie dla Draco. Czuł się tam jak ryba w wodzie.
Brakowało mu co prawda trochę wiedzy z zakresu prawa czarodziejów, ale liczył
na to, że wiedza przyjdzie z czasem i praktyką.
Świetnie
dogadywał się z dyrektorem departamentu Victorem Lamaisem, około
czterdziestoletnim mężczyzną o zielonych oczach i zawsze nienagannie ułożonych
brązowych włosach. Victor, bo tak kazał do siebie mówić, często porywał Draco
na wspólne lunche i opowiadał mu wtedy, jakie zmiany planuje wprowadzić jeszcze
w departamencie. Upatrzył on w młodym mężczyźnie wielki potencjał i wróżył mu
karierę na dyrektorskim stołku w niedługim czasie. Żartował tylko, że swojego
nie odda.
Gdy
upłynął rok od rozpoczęcia stażu, Draco dostał propozycję pracy jako młodszy asystent
w swoim dziale o ile da radę pogodzić pracę ze studiami. Czuł się naprawdę
spełniony i doceniony. Czego można chcieć więcej w tak młodym wieku.
Właśnie
pozaliczał wszystkie egzaminy i czekały go trzy długie miesiące wakacji, a
raczej tylko pracy, co niesamowicie ułatwiało mu zorganizowanie się na nowym
stanowisku.
-
Dlaczego nie spróbujesz dostać się na staż do Ministerstwa? To świetna sprawa,
mówię Ci. Może nawet będę mógł szepnąć słówko, gdzie trzeba…
-
Przecież już to przerabialiśmy. Nie wybieram się do żadnej pracy – Sofie jak zwykle odmawiała mu na wszelkie
prośby wspólnej pracy. Nie mógł jej zrozumieć.
- Ale
to będzie duży plus dla Twojej kariery. No i moglibyśmy razem jeździć do pracy
i chodzić na obiadki… - powoli kończyły mu się argumenty a ona dalej uparcie
kręciła nosem.
-
Mówiłam Ci, że to nie dla mnie. Mam wystarczająco pieniędzy, a powołania do
pracy jakoś jeszcze nie poczułam. Wiesz z resztą, że co roku spędzam trzy
beztroskie miesiące podróżując po świecie. Tym razem wybrałam sobie Amerykę
Południową. Mówię Ci bajka, może weźmiesz ten swój nędzny urlop i pojedziesz ze
mną zamiast mi tu psuć humor.
Tego
typu rozmowy pojawiały się regularnie odkąd Draco dostał się na staż, a więc od
roku, jednak ciągle miał nadzieję przemówić przyjaciółce do rozumu. Nic jednak
tego nie zapowiadało. Obawiał się trochę co będzie za rok, skoro dziewczyna
kategorycznie odmawia pracy i upiera się przy podróżach. A jeśli wyjedzie
gdzieś na dłużej, albo co gorsza już nie wróci? Nie wyobrażał sobie jak wtedy
będzie wyglądać jego życie bez tej roześmianej, szalonej osóbki.
*
Wiosną, jego ostatniego roku w
Paryżu, Victor wezwał go do swojego gabinetu.
- Proszę usiądź Draco – wskazał
ręką na wolny fotel stojący przed jego biurkiem.
Młody Malfoy szybko usiadł na
przeznaczonym mu miejscu i już miał zacząć opowiadać zabawną historię, którą
usłyszał przed chwilą od Camilli, asystentki ds. prawa Dalekiego Wschodu z jego
biura, kiedy spojrzał na Vica i zrozumiał, że nie będzie to jedno z ich
zwyczajnych towarzyskich spotkań. Momentalnie się wyprostował na krześle i zrobił poważną minę. Teraz nie byli kumplami a szefem i pracownikiem.
- Wiesz Draco, mam z Tobą problem
i mam nadzieję, że pomożesz mi go rozwiązać.
Serce zaczęło mu szybciej bić, a
głowie starał się szybko przypomnieć sobie jakieś swoje ostatnie przewinienia
czy zaniedbania.
- Jesteś doskonałym pracownikiem,
świetnie wykonujesz powierzone Ci obowiązki. Aż miło pracować w taką
odpowiedzialną osobą. Dlatego będę z Tobą szczery. Wiem, że właśnie kończysz
studia z Magicznych Stosunków Międzynarodowych, ale aby wspinać się dalej na
szczeblach kariery w zakresie prawa dobrze by było gdybyś poszedł także na
studia w tym zakresie. Wtedy otworzą się przed Tobą kolejne możliwości. Czy to
w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów, czy nawet w Departamencie
Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Z tego co wiem z Twoimi umiejętnościami
szybko mógłbyś zarządzać Kwaterą Główną Aurorów lub ich Brygadą Uderzeniową, o
ile interesują Cię także akcje w terenie a nie tylko papierki.
- Czyli chcesz mi powiedzieć… -
Draco nie mógł uwierzyć w to co słyszy, w tym momencie nie był w stanie
przetworzyć i zrozumieć przekazanych mu informacji.
- Chcę byś od października zaczął
studiować prawo, tak. Mówię Ci teraz byś zdążył złożyć odpowiednie papiery.
Wiem, że ciężko będzie pogodzić pracę z nauką przez kolejne trzy lata, ale
chyba warto kuć żelazo póki gorące.
- Ale… - ciężko było mu zebrać
myśli – to by znaczyło… Londyn?
- Tylko na trzy lata. Wiem, że
niezbyt to komfortowe z przeprowadzką, ale nic nie poradzę, że jeśli chodzi o
prawo to londyński Uniwersytet jest najlepszy. Pracą się nie martw. Będziesz
takim pracownikiem na delegacji, zadania będziemy przesyłać Ci sową i przy
okazji będziesz naszym przedstawicielem w ich Ministerstwie Magii, wiesz dwie
pieczenie na jednym ogniu. Nie będzie Ci się nudzić. A o ile się nie mylę to
mieszkałeś już w Londynie?
- Tak mam tam mieszkanie, ale nie
byłem w nim prawie trzy lata… - Minęły już trzy lata, a może dopiero? Czy był
gotów już tam wrócić? Czy to dobry pomysł?
- Przemyśl to i daj mi znać w
miarę szybko. Naprawdę przydałby mi się ktoś taki jak Ty na wyższym szczeblu.
Razem posprzątalibyśmy tu ten cały bajzel. O ile Ministerstwo w Londynie Cię
nam nie podkupi. Po ostatniej międzynarodowej konferencji Kingsley mówił mi,
niby w żartach, żebym Cię pilnował, bo Cię ukradnie – powiedział dyrektor
Lamais pełny dumy ze swojego kolegi i pracownika.
- Daję Ci dwa tygodnie. Wtedy
dasz mi odpowiedź. - Blondyn wstał i wyszedł bez słowa,a w jego głowie kłębiło
się milion myśli. Wiedział, że to będzie bardzo ciężkie dwa tygodnie.
*
Przez następne czternaście dni w
umyśle młodego Malfoy’a toczyła się nieustanna walka. Z jednej strony już nie
mógł się doczekać, by znów stanąć na ojczystej ziemi, by spotkać się ze
znajomymi jak za starych czasów, dowiedzieć się co się u nich zmieniło.
Dowiedzieć się co u Niej… Stop. Do tego akurat nie ma prawa. Poza tym to
przecież wcale o Niej nie myślał, już całkiem o Niej zapomniał. To tylko zwykłe
przyzwyczajenie, sentyment do niespełnionego, czysto jednostronnego,
nieodwzajemnionego zauroczenia. Dokładnie, przyzwyczajenie, takie samo jak to,
że odgarnia ręką niechciane kosmyki z czoła lub pije rano zawsze najpierw
herbatę a dopiero potem kawę. Nic innego. I gdy ją zobaczy… I jeśli ją zobaczy, to nie poczuje
absolutnie nic. Tak, na pewno.
Z drugiej strony natomiast
strasznie bał się powrotu na stare śmieci. A co będzie jeśli nadal będą go
wytykać palcami i szeptać za jego plecami? Dla nich nadal może być jedynie
śmierciożercą, który bezkarnie chodzi na wolności. I nikogo nie będzie
obchodzić, że on tak naprawdę nigdy nikogo nie skrzywdził, bo nie miał odwagi.
Nikt go nie będzie słuchać. Co prawda Blaise, jego przyjaciel z dzieciństwa,
który odwiedzał go w Paryżu od czasu do czasu, wspominał, że wiele się zmieniło
przez ostatnie lata i czarodziejska społeczność zdaje się skupiać na
przyszłości i nie chować urazy za przeszłość. Zwłaszcza, że wszystkim żyje się
teraz lepiej, a nawet czystokrwiste rody są bardziej tolerancyjne dla mugolaków
i mugoli. To niesamowite ile można zmienić, gdy znika wspólny wróg. Młody
Zabini wielokrotnie namawiał go do powrotu, lecz zawsze miał mnóstwo
argumentów, by jednak tego nie robić. A może jednak nadeszła już pora. Może
warto spróbować. W końcu, czy ma jeszcze coś do stracenia?
- Zgadzam się - powiedział Victorowi, gdy ten
zapytał go o decyzję.
- Doskonale. Zatem ustalone.
Tak, a teraz jakoś musi powiedzieć o tym Sofie.
*
Niepostrzeżenie wiosna zamieniła się w lato i tak
oto stali już w czarnych togach odbierając dyplomy.
- Idziemy do LuPilu
na Montmartrcie. Powiedzmy za godzinę. I niech mi się ktoś spróbuje nie pojawić
to osobiście przyciągnę go za uszy. Trzeba się porządnie pożegnać ludzie -
krzyczała Sofie. Co jak co, ale na organizowaniu imprez to ona się znała jak
nikt inny.
- Wracasz teraz do
mieszkania czy idziemy na spacer? Możemy wdrapać się pod bazylikę Sacre Coeur i
popatrzeć na panoramę Paryża. - spytała chłopaka składającego togę i odkładającego ją na kupkę.
- Jasne – odparł
tylko i po chwili siedzieli już na schodach pod bazyliką, delektując się
wyśmienitą kawą i podziwiając najpiękniejsze miasto świata.
- Będzie mi tego
strasznie brakować – powiedziała smutno Sofie.
- Widoku? Przecież
wracasz za trzy miesiące. No chyba, że coś się zmieniło.
- Głupek. Nie chodzi
mi o sam widok. Chodzi mi o nas tu razem. Te trzy lata wiele zmieniły w moim
życiu, a Ty jesteś… byłeś jego nieodłączną częścią… - dziewczynie zaszkliły się
oczy i załamał głos. Draco szybko ją objął i przytulił.
- Wyjeżdżam tylko na
trzy lata. Na Merlina przecież nie umieram, będziemy się widywać tak często jak
się da – Sofie uśmiechnęła się do niego przez łzy, które wciąż kapały z jej
pięknych oczu.
- Teraz tak mówisz.
Pewnie okaże się, że zostaniesz tam na zawsze, a o mnie zapomnisz. A co jeśli
widzimy się po raz ostatni? Możesz mi obiecać, że tak nie będzie? – spojrzała
na niego gorączkowo szukając w jego oczach niewypowiedzianych obietnic.
- Jestem pewien, że nie jest to nasze ostatnie
spotkanie – powiedział, ale tylko po to by uspokoić przyjaciółkę i siebie. Tak
naprawdę wie wiedział co się wydarzy i brał po uwagę każdą ewentualność. Sofie
przyglądała się mu oczami pełnymi nadziei i uczucia, gdy odgarniał jej
zabłąkany kosmyk z twarzy. Wiedział, że musi się pilnować, by nie zrobić czegoś
głupiego pod wpływem targających nim emocji. By nie kusić losu, delikatnie
odsunął się od dziewczyny i spojrzał na rozciągający się przed nimi Paryż.
- Dlatego obiecuję
Ci, że będę pisać do Ciebie przynajmniej raz w miesiącu długie listy, w których
będę Cię zanudzać detalami ze studiów i pracy. Wiem jak to uwielbiasz –
roześmiał się wesoło, gdy dostał kuksańca w bok.
- Ani mi się waż.
Chyba, że będą to epopeje na temat Twojej wielkiej tęsknoty do mojej cudownej
postaci – wystawiła język i roześmiała się. Atmosfera nieco się poprawiła.
Teraz śmiali się oboje aż rozbolały ich brzuchy.
- Pomyśl jakie to
dziwne. Jutro wszystko się zmieni. Ty będziesz w Rio a ja w Londynie. Będzie
nas dzielić tyle setek tysięcy kilometrów. Aż ciężko uwierzyć. I wiesz, też
będę strasznie tęsknić – dziewczyna spojrzała szybko na blondyna i się uroczo
zarumieniła.
– Zwłaszcza za Twoją
skromnością, opanowaniem, delikatnością i niewyparzonym językiem – ostatnie
słowa wypowiadał śmiejąc się i uciekając przed nią gdzie pieprz rośnie, a ona
goniła go z krzykiem, uderzając raz po raz po głowie i grożąc rychłą śmiercią.
*
Mimo, że zabawa była bardzo
udana, wrócili wcześnie do mieszkania chłopaka. W końcu to ich ostatni taki
wspólny wieczór i chociaż jego część chcieli spędzić sam na sam. Zamówili
pizzę, otworzyli butelkę ich ulubionego czerwonego wina i wspominali co
ciekawsze wydarzenia z ich wspólnych dni.
Z każdą kolejną historyjką
ubywało wina w butelce tak szybko jak zmniejszała się odległość między nimi.
Teraz Draco siedział oparty na kanapie i głaskał Sofie po głowie ułożonej
wygodnie na jego kolanach. Brunetka właśnie zaczęła opowieść jak to Draco
pomylił sale zajęć i w pewnym momencie chłopak zorientował się, że siedzi mu
ona na kolanach, a nawet nie zarejestrował jej ruchu.
„Oj chyba wystarczy już tego
wina. Trzeba iść spać, bo źle ze mną” pomyślał i miał już wstać, gdy nagle
poczuł, silny uścisk otaczających go ramion, a do jego uszu dotarł cichy szloch
dziewczyny. Zdezorientowany nagłą zmianą zachowania przyjaciółki lekko ją objął
i zaczął gładzić delikatnie po plecach.
- Ciii, już dobrze. – kompletnie
nie wiedział co ma teraz zrobić. Odsunął ją ostrożnie od swojego barku, by móc
spojrzeć w jej oczy. Ich spojrzenia się spotkały i już wiedział co za chwilę
się wydarzy. Sofie powoli zaczęła się do niego zbliżać, nie zważając na niemy
protest chłopaka. Chciał ją zatrzymać, odsunąć, gdy dziewczyna odezwała się
rozwiewając jego wątpliwości.
- Nie myśl o tym co będzie jutro.
Dziś jesteś tu, ze mną. Pragnę Cię. Tylko to się teraz liczy. A jutro? Jutro
nadejdzie tak czy inaczej, więc przestań wszystko analizować i mnie pocałuj.
Tym razem się nie zawahał. Wziął
dziewczynę w ramiona i pocałował. Pocałunek ten był z początku niepewny i delikatny,
niczym muśnięcia motyla, jednak z każdą mijającą chwilą stawał się coraz
bardziej intensywny, gorączkowy, jakby do tej pory powstrzymywali się przed tym
z całych sił, a teraz w jednej chwili puściły wszelkie hamulce.
------------fragment dla osób powyżej 18 roku
życia------------
Szybko przyciągnął ją do siebie i
posadził sobie okrakiem na udach. Jedną rękę wplótł w jej krótkie, jedwabiste
włosy, a drugą zjechał niżej aż do jej pośladka i mocno za niego złapał, aż
dziewczyna jęknęła z rozkoszy. Następnie złapał za krawędź jej koszulki i
podciągnął ją do góry, by za chwilę wylądowała na podłodze, obok jego koszuli,
którą szamocząc się z guzikami ściągnęli razem chwilę wcześniej. Ostrożnie się
podniósł, nie przestając całować miękkich ust Sofie i nie pozwalając jej
odsunąć się od niego choćby na milimetr i ułożył dziewczynę wygodnie na
kanapie, do której przygwoździł ją swoim ciałem.
Teraz rozpoczął wędrówkę ustami
po jej rozpalonym ciele, zatrzymując się dłużej na piersiach, uwolnionych już z niewoli biustonosza i pępku. Już miał zdjąć ostatni osłaniający ją skrawek
bielizny, jednak przerwał tę słodką torturę, by ostatni raz poszukać zgody i pewności w jej oczach. Gdy brunetka lekko skinęła głową, jednym sprawnym ruchem
pozbawił ją reszty garderoby i złożył pocałunek w jej najczulszym miejscu, a
ona wygięła głowę w tył jęcząc z rozkoszy. Teraz wrócił do całowania jej warg,
a miejsce ust zastąpiły sprawne, smukłe palce. Ich ruchy stały się coraz
bardziej niecierpliwe. Dziewczyna, której ciało z emocji i pragnienia zaczęło
już drżeć, szybko rozpięła spodnie chłopaka trzęsącymi się rękami i ściągnęła
je z niego palcami stóp. Gdy czuła, że jest już na krawędzi i już dłużej nie
wytrzyma, urywanym głosem wyszeptała mu do ucha.
- Draco proszę…
Blondyn nie powstrzymywał się już
ani chwili dłużej. Delikatnie, aby nie sprawić jej bólu wsunął się w jej
miękkie wnętrze. Teraz byli tylko mieszaniną przyspieszonych oddechów, jęków i
westchnień. Dla nich obojga było to najcudowniejsze doświadczenie od dawna,
jeśli nie w całym życiu. Gdy nadeszło spełnienie, wiedzieli, że nic już nie
będzie takie samo.
------------koniec fragmentu dla osób powyżej 18 roku
życia------------
Obudził się sam w swoim łóżku.
Może to i lepiej. Przynajmniej nie musi zastanawiać się co teraz będzie z ich
przyjaźnią, jak mają się wobec siebie zachowywać, nie będzie niezręcznego
pożegnania. Wiedział, że wczorajsza noc była błędem, ale nie potrafił jej
żałować. Może Sofie miała rację, możliwe że już nigdy się nie zobaczą, a taka
puenta ich znajomości na pewno oczyściła unoszące się między nimi napięcie
zgromadzone przez te trzy lata.
Obejrzał się jeszcze ostatni raz
na mieszkanie, z którym wiązał tyle wspomnień, chwycił swoje walizki i zniknął
z cichym pyknięciem, żegnając się z mieszkaniem, Paryżem i Sofie.
Wrócił do Londynu.
________________________
Wrócił do Londynu.
________________________
Wena przyszła, więc pierwszy rozdział już jest. Dopiero zaczynam przygodę z
pisaniem, dlatego proszę o wyrozumiałość oraz oczywiście o wskazówki co
poprawić, co zostawić, co się podoba, co nie. Tak by czytało się przyjemniej.
Enjoy
Świetnie piszesz, trzymam za Ciebie kciuki! :)
OdpowiedzUsuńDodam do obs :)
Dzięki! Wiele to dla mnie znaczy :)
UsuńWow! Super! Naprawdę świetny rozdział;) Mam nadzieję, że nowy rozdział będzie szybko:) Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńhttp://hhogwartowo.blogspot.com/
A dziękuję :) Właśnie byłam ciekawa czy komuś się w ogóle spodoba. Następny rozdział się pisze. Mam nadzieję, że będzie gotowy w ciągu tygodnia, chociaż o Draco dużo lepiej mi się pisało :)
UsuńBardzo ciekawy rozdział :) Wspaniale się go czytało i czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się zaciekawić. Dopiero zaczynam historię z pisaniem i sama nie jestem do końca pewna jak potoczą się dalsze losy bohaterów :).
OdpowiedzUsuńMnie tez bardzo się podobało:-) Liczę, że jeszcze Sofie namiesza mniędzy Draco&Hrmioną ;-))) Chociaż już mi jej szkoda hehe
OdpowiedzUsuńBardzo pozytywna relacja i ukazanie jak przyjaźń może szybko przerodzić się w coś więcej :) Poza jakimiś drobnymi błędami nie zauważyłam niczego co by mnie raziło. Podoba mi się niekanoniczność tego opowiadania - wreszcie coś poza schematem! A Malfoy jest ciachem - nikt nie ma co do tego wątpliwości :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry rozdział. Czyta się przyjemnie i plynnie. Jestem strasznie ciekawa tej historii :)
OdpowiedzUsuń