środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 1 Draco

Nie mógł uwierzyć, że znów tu jest. To takie nieprawdopodobne, że nic się tu nie zmieniło. Bo jak to możliwe, że te stare londyńskie uliczki i skwerki wyglądają dokładnie tak samo, jakby był tu zaledwie wczoraj, jakby te trzy ostatnie lata w ogóle nie miały miejsca.  A jednak nie miał wątpliwości, że już nic nigdy nie będzie takie jak wtedy, bo on sam nie był już tą samą osobą.
Te trzy lata temu, gdy siedział z rodzicami na ławce i obserwował świętujących zwycięstwo ludzi, coś sobie obiecał. A mianowicie to, że więcej nie pozwoli na to, by ktoś kontrolował jego życie, już nigdy więcej. O nie! Od teraz sam będzie panem swojego losu. Nie było już Voldemorta, który groziłby śmiercią jego rodzinie i zmuszał do posłuszeństwa. Ojciec też mógł się wypchać swoimi dobrymi radami i surowymi zasadami.  Był wreszcie wolny!
Nie mógł jednak ignorować tych spojrzeń. Z każdej strony, niczym sztylety, atakowały go ostre, wrogie spojrzenia i szepty. Dla nich był tym złym, śmierciożercą, wrogiem. Mimo, że nikt ich nie wyprosił z Wielkiej Sali, nie odmówił im udziału w uroczystości z okazji zwycięstwa, ani później w obchodach pogrzebowych dla poległych, to wciąż czuł się nieproszonym gościem. Najgorzej było jednak, gdy podszedł do niego Potter, uścisnął mu dłoń, oddał różdżkę i podziękował za pomoc. Nawet Ci jego nieodłączni towarzysze Rudy i Granger postanowili zakopać topór wojenny i jako pierwsi wyciągnęli ręce do zgody.  Poczuł się wtedy jak najgorsza szuja. Było mu zwyczajnie wstyd.  Jak on mógł być takim tchórzem. Dlaczego nie potrafił się postawić, sprzeciwić, mieć własnego zdania, tylko ślepo naśladował we wszystkim ojca. Dlaczego zmarnował tyle czasu na bycie dupkiem. Jak mu teraz ktokolwiek uwierzy czy zaufa. Musi to naprawić, odpłacić za każdy swój błąd. Ale nie teraz, nie dziś, kiedy rany są wciąż za świeże i zbyt głębokie. Czarodziejska społeczność musi trochę odżyć, odbudować się, zapomnieć a on sam musi zniknąć na jakiś czas i wszystko przemyśleć.
To właśnie robił przez ostatnie trzy lata. Myślał. Musiał zorganizować na nowo swoje życie. Stanąć na nogi. Dorosnąć. Zaszył się w pięknym Paryżu i zapisał na Magiczny Uniwersytet, by studiować Magiczne Stosunki Międzynarodowe. To wszystko  wśród zupełnie obcych mu ludzi, tak by nikt nie wytykał mu jego starych błędów. Nie. Tu miał czystą kartę.
Na początku było mu strasznie ciężko z dala od rodziny, przyjaciół, bez jednej przyjaznej mu twarzy. Trzymał się na uboczu, zawsze sam w swoim zamkniętym świecie, ze zwieszoną głową i smutnymi oczami. Przecież nie przyjechał tu zawierać znajomości. Najważniejsze było pilnie się uczyć, by w przyszłym roku dostać się na staż do francuskiego Ministerstwa Magii. Dlatego też zawsze po skończonych zajęciach w samotności wybierał się na spacer bajecznymi uliczkami Paryża, odwiedzał przytulną kawiarenkę położoną niedaleko jego wynajętego mieszkania, a następnie w zaciszu swojego lokum pilnie powtarzał nowy materiał. I tylko czasem dopadała go wyjątkowa  chandra i nie chciało mu się za nic wyjść z łóżka, nawet po aromatyczną latte ze świeżym croissantem z ulubionej kawiarni. Stawiał sobie wtedy przed oczami swój cel.
„ Muszę być twardy” myślał – „muszę wziąć się w garść i pokazać na co mnie stać. Na co jestem w stanie sam zapracować, co osiągnąć własnym wysiłkiem a nie nazwiskiem. Wiem, że wtedy dostanę wszystko czego pragnę.”
I dla poprawy humoru rzucał się w wir dekorowania i przemeblowywania swojego mieszkania. No i co z tego, że nikt go nie odwiedza. Nic tak nie podnosi na duchu jak własnoręcznie przemalowany salon, przestawienie łóżka w sypialni, tak by widać było z niego wschody i zachody słońca przez okno, czy kupno tego dziwnego urządzenia do parzenia kawy. Po skończonych zmianach wychodził  na balkon z kubkiem parującego napoju lub lampką wina i wpatrywał się w wieżę Eiffla. Ten widok napawał go optymizmem na cały następny tydzień.
*
Tak trwał w swojej samotni pewien, że nie potrzebuje nikogo, ani niczego, poza swoimi jasno wytyczonymi celami, które powtarzał sobie każdego dnia. Zdać egzaminy. Dostać pracę. Osiągnąć sukces. Aż pewnego dnia, wszystko się zmieniło, gdy w przerwie między zajęciami usiadła obok niego Ona. Początkowo nawet nie zwrócił na nią uwagi, jednak dziewczyna, od dawna zaintrygowana zachowaniem chłopaka, postanowiła w końcu zdobyć się na odwagę i zagadać.
- Cześć. Jesteś Draco, tak? – kiedy usłyszał swoje imię, odwrócił głowę w jej kierunku i wtedy natknął się na te piękne brązowe oczy. Pomyślał, że śni. To przecież nie możliwe, by tu była. Przyjrzał się jej uważnie i dopiero teraz zauważył jej krótkie czarne włosy, różowe usta ułożone w nieśmiałym uśmiechu, jej dłonie nerwowo zaciskające się na kolanach. Odetchnął z ulgą. To nie ona. Nawet nie była podobna. Tylko te oczy, oczy które prześladują go każdej nocy są takie same. Kiwnął głową potwierdzając jej słowa.
- Zgadza się. Wybacz, ale nie znam Twojego imienia. – nerwowo przeczesał dłonią swoje jasne, lekko przydługie już włosy, na co dziewczyna oblała się rumieńcem.
- Sofie – wyciągnęła ku niemu dłoń, lecz on nadal jedynie wpatrywał się w jej oczy jak zahipnotyzowany. Po chwili pełnej niezręcznej ciszy, zrezygnowana dziewczyna opuściła rękę z powrotem na kolano i podążyła za nią wzrokiem.
- Nie ważne. Przepraszam, że przeszkodziłam.
Już miała wstać, by uciec stamtąd jak najdalej od niego, łajając się w myślach za próbę zakolegowania się z tym dziwnym chłopakiem.
- To ja przepraszam. Miło mi Cię poznać.
Teraz to on wyciągnął rękę, którą natychmiast delikatnie uścisnęła, wpatrując się w jego piękny uśmiech. Nie mogła się nadziwić, dlaczego taki przystojniak snuje się jak cień człowieka, taki przerażająco smutny, taki niedostępny. Domyślała się, że musiało go spotkać coś strasznego. Nie miała go jednak zamiaru o nic pytać. Na pewno nie zepsuje tej kiełkującej znajomości przez jakieś wścibskie uwagi. Może kiedyś, jak będzie gotowy, to sam się jej zwierzy.
Draco tknięty jakimś wewnętrznym impulsem nie odtrącił dziewczyny. Wręcz przeciwnie,  sam zaczął rozmowę, byleby nie zostawiła go samego. Nagle poczuł potrzebę bliskości drugiej ludzkiej istoty, a ona sama zaoferowała się na ochotnika. Początkowo odzywał się niepewnie, nieśmiało, jakby zapomniał jak się rozmawia, ale coś w niej pchało go naprzód i nie pozwalało przestać. Jakby miała zniknąć, po skończeniu rozmowy. Ta myśl wydała mu się jakże przerażająca.
Od tego czasu spędzali razem prawie każdą wolną chwilę, czy to na zajęciach, czy podczas spacerów malowniczymi uliczkami miasta zakochanych. Stali się nierozłączni, a Draco zdecydowanie ożył. Otworzył się także na innych ludzi. Okazało się, że potrafi jeszcze zachowywać się jak każdy normalny, beztroski chłopak w jego wieku. Dzięki Sofie nawiązał nowe znajomości. Nie siedział już sam w czterech ścianach. Często spędzał czas z przyjaciółmi. Wybierali się razem do kina, na imprezę czy wypady za miasto. Znów zaczął się uśmiechać i patrzeć optymistycznie na otaczający go świat. Nie mógł się nadziwić ile w jego życiu zmieniła ta drobna Francuzka.
*
Blondyn ubrany w luźne dresowe spodnie, z wciąż mokrymi po prysznicu włosami, z których z wolna kapały krople stał właśnie w kuchni swojego mieszkania i nalewając wino do dwóch kieliszków przyglądał się dziewczynie rozciągniętej na kanapie w jego salonie. A widok był przynajmniej zaskakujący, gdyż owa dziewczyna przyjęła iście niecodzienną pozycję do odpoczynku. Mianowicie leżała z nogami opartymi na oparciu kanapy a jej głowa zwisała swobodnie w kierunku podłogi.
- Nigdy nie zrozumiem, jak możesz spać w takiej pozycji – powiedział kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Ja nie śpię tylko regeneruję siły. To najlepszy sposób. Czytałam, że gdy krew spływa do głowy zmęczenie od razu ustępuje i człowiek czuje się jak po kilku godzinach snu. A my przecież nie mamy zamiaru spać tej nocy, prawda? – uśmiechnęła się do niego sugestywnie unosząc jedną brew.
- Ty i te Twoje mądrości. Nie wiem skąd Ty je bierzesz – zaśmiał się chłopak. – Wiesz właściwie to wolałbym iść wcześniej spać i najlepiej przespać cały weekend – spojrzał na brunetkę z nadzieją, wiedząc w duchu, że i  tak nie pozwoli mu zostać w domu dzisiejszej nocy.
- Chyba żartujesz! Całe wakacje możesz sobie spać! W końcu nie co dzień kończy się pierwszy rok studiów. A poza tym to już potwierdziłam Pierrowi i Viviene, że przyjdziemy. Reszta ekipy też obiecała zajrzeć.
Podał jej jeden z kieliszków, jednocześnie upijając łyk ze swojego. Już miał podawać kolejny argument dlaczego lepiej będzie jeśli zostanie, kiedy usłyszeli charakterystyczny stukot. Odwrócili się w kierunku okna skąd ów dźwięk dochodził i zauważyli brązową sowę. Draco szybko wpuścił zwierzę do środka i po chwili odwiązywał już z jej łapki urzędowo wyglądającą kopertę. Sówka uwolniona od przesyłki od razu rozwinęła skrzydła i wyleciała za okno nie czekając na odpowiedź, chwytając jeszcze w locie sowie ciastko leżące w miseczce na parapecie. Chłopak nawet tego nie zauważył, wciąż wpatrując się w pieczęć na liście.
- No otwórz w końcu! A może wolisz bym ja to zrobiła?! – zawołała dziewczyna i rozemocjonowana już była u jego boku wpatrując się na zmianę w chłopaka i list.
Draco bez słowa, drżącymi rękami odpieczętował przesyłkę i wyciągnął pismo.
„Do Pana Dracona Malfoya,
Dziękujemy za zainteresowanie stażem w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów we Francuskim Ministerstwie Magii. Z przyjemnością informujemy, że jesteśmy zainteresowani Pańską kandydaturą na to stanowisko. Proszę o stawienie się w poniedziałek o godzinie 8:00 w sekretariacie wydziału w celu omówienia warunków współpracy.
Z poważaniem,
Victor Lamais
Dyrektor Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Ministerstwo Magii 
Paryż”
- Gratulacje. No to teraz się nie wywiniesz. To trzeba oblać! – krzyczała Sofie rzucając się chłopakowi na szyję,  tańcząc po mieszkaniu dziki taniec radości.
Dwie godziny później, siedzieli już przy stoliku modnego klubu przy ul. Victora Hugo w pobliżu Łuku Triumfalnego. Zebrała się spora grupa znajomych, by świętować rozpoczęte wakacje oraz sukces swojego kolegi. Raz po raz wznosili puchary pełne kolorowych koktajli. „Co mi szkodzi trochę wyluzować? Zasłużyłem na drobinę rozrywki” pomyślał Draco, ciągnięty przez Sofie na parkiet.
*
Zegar w salonie zabił właśnie po raz czwarty, gdy otworzyły się drzwi do mieszkania na piątym piętrze i wpadła przez nie, niczym worek ziemniaków, kompletnie pijana dziewczyna chichocząc przy tym niekontrolowanie.
Oparty o ścianę blondyn nawet tego nie zauważył. Ostatkiem sił odbił się od ściany i starając się z całych sił utrzymać pozycje pionową i jako-taki kierunek, zmierzał do swojej sypialni. Po drodze zmuszony był jeszcze zrobić spory krok, by nie nadepnąć na leżącą na podłodze nieprzytomną dziewczynę. Nawet nie pojawiła się w jego głowie myśl, by sprawdzić czy z nią wszystko w porządku. O nie, w tym momencie miał tylko jeden cel – mała łazienka przylegająca do jego pokoju, a konkretnie muszla klozetowa, później, o ile da radę, prysznic.
Stał właśnie oparty obiema dłońmi o ścianę a mocny strumień chłodnej wody lał się po jego nagim ciele. Od dłuższej chwili przypatrywał się wzorkowi na kafelkach ściennych, a w jego głowie panowała kompletna, niezmącona niczym pustka. Zanim usłyszał dźwięk otwierających się szklanych drzwi kabiny prysznicowej, poczuł chłód wlatującego do niej powietrza oraz ciepłą dłoń Sofie na swoim ramieniu. Zaskoczony odwrócił głowę, by zorientować się co tak właściwie się stało i natrafił na jej piękne brązowe oczy. Dziewczyna stała przed nim w samej bieliźnie i przemoczonej już teraz bokserce, lecz on nawet tego nie zauważył. Widział tylko te oczy. Jej oczy.  Do tej pory nie wie kto zainicjował ten pocałunek. Czy to ona postanowiła wykonać pierwszy ruch nie mogąc się doczekać, aż chłopak się odważy i zdecyduje, czy może on wpatrzony w te cudowne zwierciadła duszy zapomniał się na chwilę i pocałował ją nim w ogóle ta myśl zakiełkowała w jego głowie. Faktem jest, że ta sytuacja z pewnością nie miałaby miejsca, gdyby nie wypity alkohol. Faktem jest także to, że opamiętanie przyszło równie szybko jak zapomnienie. Przynajmniej dla niego.
- Och Draco – usłyszał jęk dziewczyny i poczuł jakby woda z letniej zmieniła się w lodowatą. Co on najlepszego wyprawia. Przecież wcale tego nie chce. Nie myśli o niej w ten sposób. Jest przyjaciółką, siostrą.
Zdjął ze swoich barków ręce dziewczyny, która przeczesywała właśnie palcami jego blond włosy i odsunął ją od siebie. Patrzyła się na niego niepewna jego następnego ruchu.
- Nie mogę. Przepraszam – powiedział tylko i wyszedł, by szybko chwycić ręcznik i udać się do sypialni.
Co prawda nigdy nie zastanawiał się co ona może czuć do niego i teraz pluł sobie w brodę, że nigdy nie poruszyli tej kwestii. Tak bardzo mu na niej zależało. Miał nadzieję, że przez ten głupi incydent jej nie straci. Widział te drobne gesty mogące świadczyć, że dla niej jest kimś więcej, ale traktował to w formie żartu.
Szybko nałożył na siebie dresowe spodnie, w których sypiał i przykrył się szczelnie kołdrą. Wiedział,  że rano czeka ich poważna rozmowa.
*
Obudziły go jasne promienie słońca padające dokładnie na jego zamknięte jeszcze chwilę temu oczy. Z jego ust wydobył się cichy jęk, gdy poczuł tępy ból rozsadzający jego czaszkę. Przełknął ślinę i poczuł ten smak w ustach, zupełnie jakby cala noc przeżuwał stary filcowy kapeć.
- Już nigdy więcej nie piję. Ani kropli - powiedział ochrypłym głosem, którego nie powstydził by się śpiewający całą noc wokalista karaoke.
Z trudem wstał i drobnymi kroczkami, najciszej jak potrafił udał się do kuchni. To tu w szafce trzymał wszystkie eliksiry, w tym, ten zbawienny w tej chwili, na kaca. Już w momencie, gdy specyfik zaczął spływać w dół jego przełyku poczuł się o niebo lepiej. Zmrużył oczy delektując się uczuciem odchodzących po kolei negatywnych skutków wczorajszej nocy.
Odgiął głowę w tył i odetchnął pełna piersią. Dopiero teraz otworzył oczy i zobaczył zwiniętą w kłębek, śpiąca na kanapie dziewczynę. "A może by tak puścić wszystko w niepamięć? Tylko co jeśli taka sytuacja się powtórzy?".
Jego rozmyślania przerwał damski głos.
- Aaaa. Umieram! Bądź dobrym człowiekiem i podaj mi ta niebieska fiolkę. A najlepiej od razu dwie - powiedziała słabym głosikiem nie otwierając oczu.
Podał jej eliksir, a gdy go wypiła, opadła z powrotem na kanapę. Raz kozie śmierć.
- Słuchaj wiem, że to nie najlepsza pora na poważne rozmowy, ale jeśli chodzi o to co się zdarzyło wczoraj....
- Zapomnij o tym. Byłam pijana. - machnęła ręką dla potwierdzenia jak nieistotne było to zdarzenie, jednak wyraźnie unikała jego wzroku.
- Obiecuję, więcej się na Ciebie nie rzucać, chociaż to strasznie trudne. Takie z Ciebie ciacho. - starała się obrócić tę sytuację w żart, jednocześnie zmierzając w kierunku lodówki.
- Co chcesz na śniadanie? – szybko zmieniła temat.
- Posłuchaj. Muszę to powiedzieć, bo chcę być wobec Ciebie uczciwy. Jesteś wspaniałą dziewczyną i uwielbiam Cię, ale nie jestem gotów na związek. Nie dopóki nie uporam się z własnymi uczuciami. I nie chodzi o Ciebie.  Inaczej to nie byłoby fair. - patrzył na brunetkę, pełen nadziei, że go zrozumie, że będzie dobrze.
- Uwielbiasz, tak? - uśmiechnęła się unosząc zadziornie jedną brew ku górze - Ok. Na razie wystarczy.
- Przyjaciele?
- Spróbuj mnie powstrzymać! - roześmiała się ukazując piękne, białe zęby. Była taka piękna. Czemu wcześniej tego nie zauważył.
- To co z tym śniadaniem? – zapytał z uśmiechem, szczęśliwy, że wszystko zostanie po staremu. Odpowiedziała mu tylko szybko lecąca w kierunku jego głowy poduszka.
*
Okazało się, że staż w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a konkretnie w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów to wymarzone zajęcie dla Draco. Czuł się tam jak ryba w wodzie. Brakowało mu co prawda trochę wiedzy z zakresu prawa czarodziejów, ale liczył na to, że wiedza przyjdzie z czasem i  praktyką.
Świetnie dogadywał się z dyrektorem departamentu Victorem Lamaisem, około czterdziestoletnim mężczyzną o zielonych oczach i zawsze nienagannie ułożonych brązowych włosach. Victor, bo tak kazał do siebie mówić, często porywał Draco na wspólne lunche i opowiadał mu wtedy, jakie zmiany planuje wprowadzić jeszcze w departamencie. Upatrzył on w młodym mężczyźnie wielki potencjał i wróżył mu karierę na dyrektorskim stołku w niedługim czasie. Żartował tylko, że swojego nie odda.
Gdy upłynął rok od rozpoczęcia stażu, Draco dostał propozycję pracy jako młodszy asystent w swoim dziale o ile da radę pogodzić pracę ze studiami. Czuł się naprawdę spełniony i doceniony. Czego można chcieć więcej w tak młodym wieku.
Właśnie pozaliczał wszystkie egzaminy i czekały go trzy długie miesiące wakacji, a raczej tylko pracy, co niesamowicie ułatwiało mu zorganizowanie się na nowym stanowisku.
- Dlaczego nie spróbujesz dostać się na staż do Ministerstwa? To świetna sprawa, mówię Ci. Może nawet będę mógł szepnąć słówko, gdzie trzeba…
- Przecież już to przerabialiśmy. Nie wybieram się do żadnej pracy  – Sofie jak zwykle odmawiała mu na wszelkie prośby wspólnej pracy. Nie mógł jej zrozumieć.
- Ale to będzie duży plus dla Twojej kariery. No i moglibyśmy razem jeździć do pracy i chodzić na obiadki… - powoli kończyły mu się argumenty a ona dalej uparcie kręciła nosem.
- Mówiłam Ci, że to nie dla mnie. Mam wystarczająco pieniędzy, a powołania do pracy jakoś jeszcze nie poczułam. Wiesz z resztą, że co roku spędzam trzy beztroskie miesiące podróżując po świecie. Tym razem wybrałam sobie Amerykę Południową. Mówię Ci bajka, może weźmiesz ten swój nędzny urlop i pojedziesz ze mną zamiast mi tu psuć humor.
Tego typu rozmowy pojawiały się regularnie odkąd Draco dostał się na staż, a więc od roku, jednak ciągle miał nadzieję przemówić przyjaciółce do rozumu. Nic jednak tego nie zapowiadało. Obawiał się trochę co będzie za rok, skoro dziewczyna kategorycznie odmawia pracy i upiera się przy podróżach. A jeśli wyjedzie gdzieś na dłużej, albo co gorsza już nie wróci? Nie wyobrażał sobie jak wtedy będzie wyglądać jego życie bez tej roześmianej, szalonej osóbki.
*

Wiosną, jego ostatniego roku w Paryżu, Victor wezwał go do swojego gabinetu.
- Proszę usiądź Draco – wskazał ręką na wolny fotel stojący przed jego biurkiem.
Młody Malfoy szybko usiadł na przeznaczonym mu miejscu i już miał zacząć opowiadać zabawną historię, którą usłyszał przed chwilą od Camilli, asystentki ds. prawa Dalekiego Wschodu z jego biura, kiedy spojrzał na Vica i zrozumiał, że nie będzie to jedno z ich zwyczajnych towarzyskich spotkań. Momentalnie się wyprostował na krześle i zrobił poważną minę. Teraz nie byli kumplami a szefem i pracownikiem.
- Wiesz Draco, mam z Tobą problem i mam nadzieję, że pomożesz mi go rozwiązać.
Serce zaczęło mu szybciej bić, a głowie starał się szybko przypomnieć sobie jakieś swoje ostatnie przewinienia czy zaniedbania.
- Jesteś doskonałym pracownikiem, świetnie wykonujesz powierzone Ci obowiązki. Aż miło pracować w taką odpowiedzialną osobą. Dlatego będę z Tobą szczery. Wiem, że właśnie kończysz studia z Magicznych Stosunków Międzynarodowych, ale aby wspinać się dalej na szczeblach kariery w zakresie prawa dobrze by było gdybyś poszedł także na studia w tym zakresie. Wtedy otworzą się przed Tobą kolejne możliwości. Czy to w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów, czy nawet w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Z tego co wiem z Twoimi umiejętnościami szybko mógłbyś zarządzać Kwaterą Główną Aurorów lub ich Brygadą Uderzeniową, o ile interesują Cię także akcje w terenie a nie tylko papierki.
- Czyli chcesz mi powiedzieć… - Draco nie mógł uwierzyć w to co słyszy, w tym momencie nie był w stanie przetworzyć i zrozumieć przekazanych mu informacji.
- Chcę byś od października zaczął studiować prawo, tak. Mówię Ci teraz byś zdążył złożyć odpowiednie papiery. Wiem, że ciężko będzie pogodzić pracę z nauką przez kolejne trzy lata, ale chyba warto kuć żelazo póki gorące.
- Ale… - ciężko było mu zebrać myśli – to by znaczyło… Londyn?
- Tylko na trzy lata. Wiem, że niezbyt to komfortowe z przeprowadzką, ale nic nie poradzę, że jeśli chodzi o prawo to londyński Uniwersytet jest najlepszy. Pracą się nie martw. Będziesz takim pracownikiem na delegacji, zadania będziemy przesyłać Ci sową i przy okazji będziesz naszym przedstawicielem w ich Ministerstwie Magii, wiesz dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie będzie Ci się nudzić. A o ile się nie mylę to mieszkałeś już w Londynie?
- Tak mam tam mieszkanie, ale nie byłem w nim prawie trzy lata… - Minęły już trzy lata, a może dopiero? Czy był gotów już tam wrócić? Czy to dobry pomysł?
- Przemyśl to i daj mi znać w miarę szybko. Naprawdę przydałby mi się ktoś taki jak Ty na wyższym szczeblu. Razem posprzątalibyśmy tu ten cały bajzel. O ile Ministerstwo w Londynie Cię nam nie podkupi. Po ostatniej międzynarodowej konferencji Kingsley mówił mi, niby w żartach, żebym Cię pilnował, bo Cię ukradnie – powiedział dyrektor Lamais pełny dumy ze swojego kolegi i pracownika.
- Daję Ci dwa tygodnie. Wtedy dasz mi odpowiedź. - Blondyn wstał i wyszedł bez słowa,a w jego głowie kłębiło się milion myśli. Wiedział, że to będzie bardzo ciężkie dwa tygodnie.
*
Przez następne czternaście dni w umyśle młodego Malfoy’a toczyła się nieustanna walka. Z jednej strony już nie mógł się doczekać, by znów stanąć na ojczystej ziemi, by spotkać się ze znajomymi jak za starych czasów, dowiedzieć się co się u nich zmieniło. Dowiedzieć się co u Niej… Stop. Do tego akurat nie ma prawa. Poza tym to przecież wcale o Niej nie myślał, już całkiem o Niej zapomniał. To tylko zwykłe przyzwyczajenie, sentyment do niespełnionego, czysto jednostronnego, nieodwzajemnionego zauroczenia. Dokładnie, przyzwyczajenie, takie samo jak to, że odgarnia ręką niechciane kosmyki z czoła lub pije rano zawsze najpierw herbatę a dopiero potem kawę. Nic innego. I gdy ją zobaczy… I jeśli ją zobaczy, to nie poczuje absolutnie nic. Tak, na pewno.
Z drugiej strony natomiast strasznie bał się powrotu na stare śmieci. A co będzie jeśli nadal będą go wytykać palcami i szeptać za jego plecami? Dla nich nadal może być jedynie śmierciożercą, który bezkarnie chodzi na wolności. I nikogo nie będzie obchodzić, że on tak naprawdę nigdy nikogo nie skrzywdził, bo nie miał odwagi. Nikt go nie będzie słuchać. Co prawda Blaise, jego przyjaciel z dzieciństwa, który odwiedzał go w Paryżu od czasu do czasu, wspominał, że wiele się zmieniło przez ostatnie lata i czarodziejska społeczność zdaje się skupiać na przyszłości i nie chować urazy za przeszłość. Zwłaszcza, że wszystkim żyje się teraz lepiej, a nawet czystokrwiste rody są bardziej tolerancyjne dla mugolaków i mugoli. To niesamowite ile można zmienić, gdy znika wspólny wróg. Młody Zabini wielokrotnie namawiał go do powrotu, lecz zawsze miał mnóstwo argumentów, by jednak tego nie robić. A może jednak nadeszła już pora. Może warto spróbować. W końcu, czy ma jeszcze coś do stracenia? 
- Zgadzam się - powiedział Victorowi, gdy ten zapytał go o decyzję.
- Doskonale. Zatem ustalone.
Tak, a teraz jakoś musi powiedzieć  o tym Sofie.
*
Niepostrzeżenie wiosna zamieniła się w lato i tak oto stali już w czarnych togach odbierając dyplomy.
- Idziemy do LuPilu na Montmartrcie. Powiedzmy za godzinę. I niech mi się ktoś spróbuje nie pojawić to osobiście przyciągnę go za uszy. Trzeba się porządnie pożegnać ludzie - krzyczała Sofie. Co jak co, ale na organizowaniu imprez to ona się znała jak nikt inny.
- Wracasz teraz do mieszkania czy idziemy na spacer? Możemy wdrapać się pod bazylikę Sacre Coeur i popatrzeć na panoramę Paryża. - spytała chłopaka składającego togę i odkładającego ją na kupkę.
- Jasne – odparł tylko i po chwili siedzieli już na schodach pod bazyliką, delektując się wyśmienitą kawą i podziwiając najpiękniejsze miasto świata.
- Będzie mi tego strasznie brakować – powiedziała smutno Sofie.
- Widoku? Przecież wracasz za trzy miesiące. No chyba, że coś się zmieniło.
- Głupek. Nie chodzi mi o sam widok. Chodzi mi o nas tu razem. Te trzy lata wiele zmieniły w moim życiu, a Ty jesteś… byłeś jego nieodłączną częścią… - dziewczynie zaszkliły się oczy i załamał głos. Draco szybko ją objął i przytulił.
- Wyjeżdżam tylko na trzy lata. Na Merlina przecież nie umieram, będziemy się widywać tak często jak się da – Sofie uśmiechnęła się do niego przez łzy, które wciąż kapały z jej pięknych oczu.
- Teraz tak mówisz. Pewnie okaże się, że zostaniesz tam na zawsze, a o mnie zapomnisz. A co jeśli widzimy się po raz ostatni? Możesz mi obiecać, że tak nie będzie? – spojrzała na niego gorączkowo szukając w jego oczach niewypowiedzianych obietnic.
- Jestem pewien, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie – powiedział, ale tylko po to by uspokoić przyjaciółkę i siebie. Tak naprawdę wie wiedział co się wydarzy i brał po uwagę każdą ewentualność. Sofie przyglądała się mu oczami pełnymi nadziei i uczucia, gdy odgarniał jej zabłąkany kosmyk z twarzy. Wiedział, że musi się pilnować, by nie zrobić czegoś głupiego pod wpływem targających nim emocji. By nie kusić losu, delikatnie odsunął się od dziewczyny i spojrzał na rozciągający się przed nimi Paryż.
- Dlatego obiecuję Ci, że będę pisać do Ciebie przynajmniej raz w miesiącu długie listy, w których będę Cię zanudzać detalami ze studiów i pracy. Wiem jak to uwielbiasz – roześmiał się wesoło, gdy dostał kuksańca w bok.
- Ani mi się waż. Chyba, że będą to epopeje na temat Twojej wielkiej tęsknoty do mojej cudownej postaci – wystawiła język i roześmiała się. Atmosfera nieco się poprawiła. Teraz śmiali się oboje aż rozbolały ich brzuchy.
- Pomyśl jakie to dziwne. Jutro wszystko się zmieni. Ty będziesz w Rio a ja w Londynie. Będzie nas dzielić tyle setek tysięcy kilometrów. Aż ciężko uwierzyć. I wiesz, też będę strasznie tęsknić – dziewczyna spojrzała szybko na blondyna i się uroczo zarumieniła.
– Zwłaszcza za Twoją skromnością, opanowaniem, delikatnością i niewyparzonym językiem – ostatnie słowa wypowiadał śmiejąc się i uciekając przed nią gdzie pieprz rośnie, a ona goniła go z krzykiem, uderzając raz po raz po głowie i grożąc rychłą śmiercią.
*
Mimo, że zabawa była bardzo udana, wrócili wcześnie do mieszkania chłopaka. W końcu to ich ostatni taki wspólny wieczór i chociaż jego część chcieli spędzić sam na sam. Zamówili pizzę, otworzyli butelkę ich ulubionego czerwonego wina i wspominali co ciekawsze wydarzenia z ich wspólnych dni.
Z każdą kolejną historyjką ubywało wina w butelce tak szybko jak zmniejszała się odległość między nimi. Teraz Draco siedział oparty na kanapie i głaskał Sofie po głowie ułożonej wygodnie na jego kolanach. Brunetka właśnie zaczęła opowieść jak to Draco pomylił sale zajęć i w pewnym momencie chłopak zorientował się, że siedzi mu ona na kolanach, a nawet nie zarejestrował jej ruchu.
„Oj chyba wystarczy już tego wina. Trzeba iść spać, bo źle ze mną” pomyślał i miał już wstać, gdy nagle poczuł, silny uścisk otaczających go ramion, a do jego uszu dotarł cichy szloch dziewczyny. Zdezorientowany nagłą zmianą zachowania przyjaciółki lekko ją objął i zaczął gładzić delikatnie po plecach.
- Ciii, już dobrze. – kompletnie nie wiedział co ma teraz zrobić. Odsunął ją ostrożnie od swojego barku, by móc spojrzeć w jej oczy. Ich spojrzenia się spotkały i już wiedział co za chwilę się wydarzy. Sofie powoli zaczęła się do niego zbliżać, nie zważając na niemy protest chłopaka. Chciał ją zatrzymać, odsunąć, gdy dziewczyna odezwała się rozwiewając jego wątpliwości.
- Nie myśl o tym co będzie jutro. Dziś jesteś tu, ze mną. Pragnę Cię. Tylko to się teraz liczy. A jutro? Jutro nadejdzie tak czy inaczej, więc przestań wszystko analizować i mnie pocałuj.
Tym razem się nie zawahał. Wziął dziewczynę w ramiona i pocałował. Pocałunek ten był z początku niepewny i delikatny, niczym muśnięcia motyla, jednak z każdą mijającą chwilą stawał się coraz bardziej intensywny, gorączkowy, jakby do tej pory powstrzymywali się przed tym z całych sił, a teraz w jednej chwili puściły wszelkie hamulce.
------------fragment dla osób powyżej 18 roku życia------------
Szybko przyciągnął ją do siebie i posadził sobie okrakiem na udach. Jedną rękę wplótł w jej krótkie, jedwabiste włosy, a drugą zjechał niżej aż do jej pośladka i mocno za niego złapał, aż dziewczyna jęknęła z rozkoszy. Następnie złapał za krawędź jej koszulki i podciągnął ją do góry, by za chwilę wylądowała na podłodze, obok jego koszuli, którą szamocząc się z guzikami ściągnęli razem chwilę wcześniej. Ostrożnie się podniósł, nie przestając całować miękkich ust Sofie i nie pozwalając jej odsunąć się od niego choćby na milimetr i ułożył dziewczynę wygodnie na kanapie, do której przygwoździł ją swoim ciałem.
Teraz rozpoczął wędrówkę ustami po jej rozpalonym ciele, zatrzymując się dłużej na piersiach, uwolnionych już z niewoli biustonosza i pępku. Już miał zdjąć ostatni osłaniający ją skrawek bielizny, jednak przerwał tę słodką torturę, by ostatni raz poszukać zgody i pewności w jej oczach. Gdy brunetka lekko skinęła głową, jednym sprawnym ruchem pozbawił ją reszty garderoby i złożył pocałunek w jej najczulszym miejscu, a ona wygięła głowę w tył jęcząc z rozkoszy. Teraz wrócił do całowania jej warg, a miejsce ust zastąpiły sprawne, smukłe palce. Ich ruchy stały się coraz bardziej niecierpliwe. Dziewczyna, której ciało z emocji i pragnienia zaczęło już drżeć, szybko rozpięła spodnie chłopaka trzęsącymi się rękami i ściągnęła je z niego palcami stóp. Gdy czuła, że jest już na krawędzi i już dłużej nie wytrzyma, urywanym głosem wyszeptała mu do ucha.
- Draco proszę…
Blondyn nie powstrzymywał się już ani chwili dłużej. Delikatnie, aby nie sprawić jej bólu wsunął się w jej miękkie wnętrze. Teraz byli tylko mieszaniną przyspieszonych oddechów, jęków i westchnień. Dla nich obojga było to najcudowniejsze doświadczenie od dawna, jeśli nie w całym życiu. Gdy nadeszło spełnienie, wiedzieli, że nic już nie będzie takie samo.

------------koniec fragmentu dla osób powyżej 18 roku życia------------
Obudził się sam w swoim łóżku. Może to i lepiej. Przynajmniej nie musi zastanawiać się co teraz będzie z ich przyjaźnią, jak mają się wobec siebie zachowywać, nie będzie niezręcznego pożegnania. Wiedział, że wczorajsza noc była błędem, ale nie potrafił jej żałować. Może Sofie miała rację, możliwe że już nigdy się nie zobaczą, a taka puenta ich znajomości na pewno oczyściła unoszące się między nimi napięcie zgromadzone przez te trzy lata.
Obejrzał się jeszcze ostatni raz na mieszkanie, z którym wiązał tyle wspomnień, chwycił swoje walizki i zniknął z cichym pyknięciem, żegnając się z mieszkaniem, Paryżem i Sofie.
Wrócił do Londynu.


________________________
Wena przyszła, więc pierwszy rozdział już jest. Dopiero zaczynam przygodę z pisaniem, dlatego proszę o wyrozumiałość oraz oczywiście o wskazówki co poprawić, co zostawić, co się podoba, co nie. Tak by czytało się przyjemniej.

Enjoy

9 komentarzy:

  1. Świetnie piszesz, trzymam za Ciebie kciuki! :)
    Dodam do obs :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Super! Naprawdę świetny rozdział;) Mam nadzieję, że nowy rozdział będzie szybko:) Pozdrawiam i życzę weny.
    http://hhogwartowo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :) Właśnie byłam ciekawa czy komuś się w ogóle spodoba. Następny rozdział się pisze. Mam nadzieję, że będzie gotowy w ciągu tygodnia, chociaż o Draco dużo lepiej mi się pisało :)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział :) Wspaniale się go czytało i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że udało mi się zaciekawić. Dopiero zaczynam historię z pisaniem i sama nie jestem do końca pewna jak potoczą się dalsze losy bohaterów :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie tez bardzo się podobało:-) Liczę, że jeszcze Sofie namiesza mniędzy Draco&Hrmioną ;-))) Chociaż już mi jej szkoda hehe

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo pozytywna relacja i ukazanie jak przyjaźń może szybko przerodzić się w coś więcej :) Poza jakimiś drobnymi błędami nie zauważyłam niczego co by mnie raziło. Podoba mi się niekanoniczność tego opowiadania - wreszcie coś poza schematem! A Malfoy jest ciachem - nikt nie ma co do tego wątpliwości :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobry rozdział. Czyta się przyjemnie i plynnie. Jestem strasznie ciekawa tej historii :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Follow your dreams , Blogger