Przed Wami lekki, zabawny rozdział na zakończenie wakacji :)
Następny prawdopodobnie będzie za dwa tygodnie, no chyba, że mnie odpowiednio zmotywujecie komentarzami to może będzie wcześniej.
Nicci
Wakacje to niezaprzeczalnie ulubiony czas roku dla wszystkich uczniów i studentów. Mogą wtedy bezkarnie leniuchować, korzystać z pięknej pogody, bawić się i chłonąć energię na cały następny szary, ponury rok. Te kilka beztroskich miesięcy jest przywilejem młodości, do których później siedząc w pracy często z rozrzewnieniem wracają starsi. Oczywiście nie wszyscy uprzywilejowani korzystają ze swojego świętego prawa do nic nie robienia. Ci nieszczęśliwcy, którzy zaczęli już pracę, cieszą się oddechem od dodatkowych obowiązków na uczelni, a Ci nazbyt ambitni ignorują palące słońce i wtykają nosy w książki.
Następny prawdopodobnie będzie za dwa tygodnie, no chyba, że mnie odpowiednio zmotywujecie komentarzami to może będzie wcześniej.
Nicci
Wakacje to niezaprzeczalnie ulubiony czas roku dla wszystkich uczniów i studentów. Mogą wtedy bezkarnie leniuchować, korzystać z pięknej pogody, bawić się i chłonąć energię na cały następny szary, ponury rok. Te kilka beztroskich miesięcy jest przywilejem młodości, do których później siedząc w pracy często z rozrzewnieniem wracają starsi. Oczywiście nie wszyscy uprzywilejowani korzystają ze swojego świętego prawa do nic nie robienia. Ci nieszczęśliwcy, którzy zaczęli już pracę, cieszą się oddechem od dodatkowych obowiązków na uczelni, a Ci nazbyt ambitni ignorują palące słońce i wtykają nosy w książki.
Zmotywowana sukcesem ostatniego
ważnego egzaminu, Hermiona postanowiła wykorzystać czas wakacji, by przejrzeć
wszystkie materiały kolejnych lat studiów. Nie chciała dopuścić do sytuacji, w której znów ją coś zaskakuje i cała zestresowana musi tracić czas na szukanie
odpowiedzi, bojąc się o swoje dobre stopnie. Letnie miesiące minęły jej więc
całkiem niespodziewanie, ale za to bardzo przyjemnie. Oprócz wertowania
kodeksów i podręczników starała się więcej czasu poświęcać swojemu chłopakowi,
co nie zawsze było łatwe oraz przyjaciółce. To właśnie ona wymyśliła by
urządzić Hermionie imprezę urodzinową. Taki pozytywny akcent na koniec lata –
jak mawiała. Dlatego też dziewczyna kazała rodzicom jechać na weekend do ciotki
i teraz stała w swoim pokoju naciągając na siebie specjalnie kupioną na tę
okazję sukienkę.
- Pomożesz mi z suwakiem? –
spytała Hermiona wyciągając ręce by sięgnąć do zapięcia sukienki na plecach,
jednak wciąż brakowało jej kilku centymetrów.
Ron wstał z łóżka, na którym do
tej pory leżał wpatrując się w sufit, jednym ruchem pomógł swojej dziewczynie z
zamkiem zerkając na jej odbicie w lustrze. Następnie odwrócił się do szafy w poszukiwaniu świeżej pary skarpetek.
Jego zacięta mina powoli
wyprowadzała ją już z równowagi.
- O co Ci znów chodzi? Długo masz
zamiar tak się zachowywać? Zaraz przychodzą goście.
- O co mi chodzi? Nie wiem co się
z Tobą dzieje. Skąd to nagłe zainteresowanie Malfoy’em? Już zapomniałaś jak nas
traktował w szkole?
- Merlinie, Ron nie zachowuj się
jak dziecko. Mam już dość ciągłych kłótni o Malfoy’a. Pogódź się z tym, że to
teraz mój kolega, tak kolega. Dałam mu drugą szansę i proszę Cię byś też to
zrobił, a przynajmniej się postaraj.
- Mogę spróbować, jeśli obiecasz,
że więcej nie wywiniesz takiego numeru jak ostatnio. Jak mam mu wybaczyć skoro
sprowadza Cię na złą drogę?
Znów to samo. Czy on nigdy jej
nie wybaczy tego, że po egzaminie poszła świętować z chłopakami, a nie wróciła
grzecznie do domu? Przecież go przeprosiła.
Wzniosła oczy ku górze licząc po
cichu do dziesięciu. Już. Wcale nie czuje się winna. Może rzeczywiście mogła go
jakoś uprzedzić, ale chyba wolno jej spotykać się z kolegami, nie jest jego
niewolnicą.
- Masz rację. Obiecuję zawsze Cię
informować jak znów wybiorę się gdzieś ze znajomymi, byś nie musiał się o mnie
martwić.
Proszę. Umie zachować się jak na
dorosłą dwudziestodwuletnią kobietę przystało. I nawet nie wypomni mu, że on
sam nigdy nie raczył jej wysłać wiadomości, gdy wybierał się na piwo z kolegami
z pracy. A ona mu o to afery nie robi.
- Nie kłóćmy się. Dziś są moje
urodziny, mamy się dobrze bawić – z uśmiechem na ustach podeszła wolno do
chłopaka zarzucając ręce za jego szyję, a on chwycił jej talię i zaczął ją
delikatnie głaskać przez materiał.
- Dobrze, postaram się jakoś
znieść jego obecność, skoro tak Ci na tym zależy. Wiesz, że dla Ciebie wszystko
– przysunął ją jeszcze bliżej by przypieczętować ich umowę czułym, delikatnym
pocałunkiem. Dziewczyna zamruczała niezadowolona, gdy się od niej odsunął.
- Jak będziesz grzeczna to
później będzie następny prezent, jak już wszyscy pójdą – uśmiechnął się
szelmowsko i poszedł do łazienki, zostawiając dziewczynę z zaróżowionymi
policzkami i uśmiechem na ustach.
*
Nigdy jakoś specjalnie nie
przejmowała się swoim wyglądem. Nie była najlepsza w dziedzinie makijażu, który
od zawsze był jej piętą Achillesową. Ostatnio mama z okazji jej urodzin zabrała
ją na zakupy i powybierała jej różne kosmetyki delikatnie sugerując, że w
pewnym wieku kobieta powinna już bardziej się o siebie zatroszczyć, zwłaszcza,
że niedługo pójdzie do pracy. Od tego czasu co wieczór w zaciszu swojego pokoju
ćwiczyła różne techniki i połączenia kolorów, by nie zaliczyć żadnej wpadki.
Właśnie kończyła makijaż w
odcieniach złota i brązu, tak by pasował do koloru jej oczu i włosów, gdy
usłyszała dzwonek do drzwi.
- Kochanie, otworzysz? Już
schodzę! – pociągnęła usta błyszczykiem, rozcierając go wargami, poprawiła
palcami opadające na ramiona loki i uśmiechnięta wyszła z pokoju, by przywitać
swoich gości.
Gdy zeszła na dół, w korytarzu z
Ronem stali Jess i Matt z wielkim bukietem kolorowych kwiatów. Uściskała ich
mocno, przyjmując życzenia urodzinowe. Torebkę z prezentem w postaci jej
ulubionych perfum odłożyła na stolik, obok podarowanej jej przez Ginny i Harry’ego
pięknej, skórzanej torebki. Prezent od Ron – cudowny, biały, koronkowy gorset z
pasującymi do niego figami, leżał bezpiecznie w szufladzie jej sypialni, z
daleka od ciekawskich oczu.
Wprowadziła gości do salonu,
gdzie na rozstawionym stole stało kilka przygotowanych przystawek oraz butelki
najróżniejszych trunków, a siedzący na kanapie przyjaciele zaśmiewali się do
rozpuku z jakiejś opowiedzianej historii.
- Mojego Rona już znacie, a to są
Ginny i Harry. A to Jess i Matt, moi znajomi ze studiów – przedstawiła ich
sobie, reagując cichym śmiechem na zszokowana minę Matta, gdy podawał rękę
Potterowi. Najwidoczniej chłopak nie skojarzył jej jako dziewczyny
towarzyszącej wybrańcowi w misji ratowania czarodziejskiego świata i nie
spodziewał się spotkać na tej małej imprezie urodzinowej tak znanej postaci.
- To czego się napijecie? – Ron
wcielił się w rolę gospodarza. W końcu trzeba jakoś rozkręcić tę imprezę.
Dochodziła godzina 22, gdy
rozbawiona grupa ludzi usłyszała kolejny dzwonek do drzwi.
- A kogo to niesie o tej porze? –
spytała rudowłosa dziewczyna, dolewając sobie kolejną lampkę wina.
- Może spóźnialski się pojawił… -
Hermiona wstała z fotela, stawiając pusty kieliszek na stole i udała się w
kierunki drzwi, otworzyć kolejnemu gościowi.
*
- Jestem, to gdzie ta impreza?
Metropolitan? – stanął przy fotelu, na którym siedział blondyn, trzymając
zgiętą nogę opartą kostką na kolanie, dzierżąc w dłoni szklaneczkę z resztką
bursztynowego napoju.
- Stary, co jest, idziemy? Panienki
czekają! – podszedł do barku by nalać sobie szybkiego drinka, a Draco nawet nie
drgnął, sztyletując przyjaciela spojrzeniem i z całych próbując się opanować.
- Miałeś być dwie godziny temu…
stary! – powiedział przez zaciśnięte zęby, przecierając twarz wolną dłonią.
Tyle lat a on ciągle się nie nauczył, że z Zabinim nie można się umawiać na
konkretną godzinę, no chyba, że poda mu się termin odpowiednio zmodyfikowany.
Serio, koleś jest w stanie spóźnić się na własny pogrzeb i nawet nic sobie z
tego nie robi. Stoi teraz beztrosko sącząc ognistą i uśmiechając się od ucha do
ucha jak gdyby nigdy nic. Cały Blaise.
- Nie idziemy do klubu, zostałem
zaproszony na urodziny i idziesz tam ze mną – powiedział wstając z miejsca,
odkładając pustą szklankę i podchodząc do wiszącego nad komodą dużego,
zdobionego lustra, by poprawić kosmyki perfekcyjnie ułożonej fryzury.
- Jako Twój partner czy partnerka? – jak
zwykle trzymały się go żarty, czasem owszem potrafił go wyciągnąć z niezłego
dołka tym swoim beztroskim stylem bycia, ale w takich momentach jak ten czuł
tylko czyste poirytowanie.
- Jako klaun. Świetnie się nadasz
do tej roli. A teraz łap prezenty i idziemy – odwrócił się w kierunku stołu na
którym stał pięknie udekorowany wiklinowy kosz i butelka czerwonego wina z jego
prywatnych zapasów.
- Powiedz chociaż do kogo
idziemy. Co tam masz w tym koszu? Ser? Kupiłeś komuś ser na urodziny – zaczął
się śmiać opierając dłonie na kolanach by było mu łatwiej złapać powietrze.
- Nic nie rozumiesz i nikt się
Ciebie nie pytał o zdanie – złapał szybko kosz, rzucając groźne spojrzenie i
obiecując sobie, że jeszcze raz brunet wybuchnie śmiechem a zetrze mu ten
uśmieszek z twarzy gołymi rękami.
- Zbieraj się, Granger i reszta
świętej trójcy już dawno czekają – Zabiniemu w momencie ode chciało się śmiać.
- Że niby co? Chyba sobie
żartujesz, przecież nas tam zlinczują. Jesteś masochistą czy co? Jakoś
depresyjnie na Ciebie ten Paryż wpłynął, jeśli życie Ci niemiłe – złapał
butelkę i się obrócił, ale chłopaka już nie było.
Po chwili znaleźli się przed
drzwiami małego, białego domku z równo przystrzyżonym trawnikiem. Blondyn delikatnie,
ale stanowczo zapukał i zaraz otworzyła im gospodyni imprezy ubrana w obcisłą,
działającą na wyobraźnię, czerwoną sukienkę.
*
- No jesteś wreszcie, już
myślałam, że nie przyjdziesz – uśmiechnęła się wpuszczając blondyna do środka.
- Jakbym mógł? Pamiętasz
Zabiniego?
- Jasne, cześć Blaise –
wyciągnęła dłoń w jego kierunku, którą zaraz uścisnął.
- Cześć i dzięki za zaproszenie.
Wszystkiego najlepszego – powiedział oddając jej wino i całując w policzek.
- Ode mnie również, spełnienia
marzeń i wszystkich egzaminów na szóstkę – Draco wepchnął się przed kolegę
wręczając jej kosz i całując jej policzki, trzymając ją za ramiona. Lekko się
zarumieniła czując jego usta na swojej twarzy, więc szybko zajrzała do
otrzymanego kosza, wypchanego jak się okazało różnymi gatunkami francuskiego
sera i kilkoma świeżymi bagietkami.
- Nie wierzę, skąd wiedziałeś, że
to mój ulubiony ser? Jak jestem we Francji to praktycznie nic innego nie jem.
Dziękuję! – szczerze się ucieszyła, rzucając się chłopakowi na szyję by szybko
go uściskać. Zaraz jednak go puściła, gdy dotarło do niej jak dziwnie to musi
wyglądać. Dwójka byłych wrogów tulących się na progu jej domu? Nonsens.
Odesłała szybko kosz do kuchni i zaprosiła
nowo przybyłych gości do pokoju gościnnego, w którym na chwilę zapanowała
cisza, widząc wkraczających byłych ślizgonów, lecz po krótkim, aczkolwiek
niezręcznym powitaniu, chłopcy usiedli na wolnych krzesłach nieopodal pary znajomych
ze studiów. Rodzeństwo Weasley’ów było jedynymi osobami wyraźnie
niezadowolonymi z pojawienia się nowych osobników.
- Czego się napijecie? Ron
nalejesz chłopakom po drinku? Ja przepraszam na chwilę, muszę sprawdzić
babeczki – powiedziała Hermina i udała się do kuchni.
- To ja Ci pomogę – Ginny zerwała
się z kanapy w pogoni za przyjaciółką. Gdy dotarła do kuchni szatynka otworzyła
piekarnik i zaczęła dziobać patyczkiem wyrośnięte czekoladowe muffinki, a po
kuchni rozniósł się smakowity aromat. Słysząc kroki koleżanki odwróciła się
szybko w jej kierunku wskazując ręką dużą metalową miskę i mniejsze szklane.
- Mogłabyś przełożyć sałatkę do
salaterek?
- Co on tu robi?
- Co? – spytała zdezorientowana,
wyciągając ręce po grube kuchenne rękawice leżące na stoliku koło Ginny.
- Dlaczego on tu jest? Zaprosiłaś
go? - rudowłosa stała oparta o blat z założonymi rękami całkiem ignorując nieme
jak i te werbalne prośby panny Granger.
- Malfoy? – wciąż nie wiedziała o
co chodzi, zajęta przygotowaniami. Naprawdę liczyła na jej pomoc. Jednak nie
mogąc się doczekać, wstała i sama sięgnęła po rękawice, by zaraz założyć je na
swoje dłonie.
- Co? Jaki Malfoy? Nie! Zabini!
Jak mogłaś go zaprosić? Wiesz, że go nie cierpię! – wzburzona krzyczała
przytłumionym szeptem, licząc na to że nikt ich nie usłyszy.
- Draco spytał czy może przyjść z
kolegą, nie wiedziałam, że chodzi o Zabiniego – odpowiedziała skupiając całą
uwagę na tym by się nie poparzyć wyciągając babeczki z piekarnika i przekładając
je ostrożnie na przyszykowany talerz. Rozpierała ją duma, że tak pięknie jej
wyrosły. Chwyciła ostatnią i podsunęła przyjaciółce pod nos do spróbowania.
- Nie chcę. Draco? Od kiedy
jesteście na Draco? – spytała z krzywym uśmiechem, lecz gdy Hermina w
odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami, pakując do ust duży kawałek świeżego
ciastka, ciągnęła dalej swoje żale – mogłaś dopytać, nie wiem czy zniosę jego
obecność w tym samym domu, a co dopiero pokoju…
- Eh co za rodzinka. Następnym
razem jak będę urządzać imprezę to prześlę listę gości do akceptacji wszystkim
Weasley’om po kolei. Pasuje? – zapytała unosząc jedną brew i starając się
zachować powagę. Odłożyła niedojedzone ciastko, by zająć się rozdzielaniem
sałatki.
- Oj daj mi to. Jesteś czarownicą
dziewczyno, zapomniałaś? – szybko wyciągnęła różdżkę i po chwili przyszykowane
potrawy już lewitowały w kierunku stołu w salonie.
*
Powoli zbliżała się północ a
impreza urodzinowa odbywająca się w pokoju gościnnym przy Oakley Road 7,
bynajmniej nie zmierzała ku końcowi. Trzy obecne tam kobiety siedziały
zciśnięte na dwóch fotelach przy stoliczku kawowym, sącząc kolejne lampki wina
i plotkując o swoich mężczyznach, nie bacząc na to, że ich głośna rozmowa może
być usłyszana, przez tych panów. Dwóch byłych ślizgonów i jak się okazało były krukon,
siedzieli przy stole omawiając ostatni duży mecz quidditcha, gestykulując przy
tym żywo i wywracając co chwilę stojące na stole butelki, szklanki czy kieliszki,
głośno komentując lepsze i gorsze zagrania zawodników. A wybawca
czarodziejskiego świata wraz ze swoim najlepszym przyjacielem od dobrej godziny
próbowali za pomocą magii i śrubokręta naprawić stojące w pokoju radio, by
włączyć jakąś muzykę. Obaj raz po raz zerkali w stronę rozmawiających przy
stole chłopców, jednak każdy z nich z innym nastawieniem. Harry tęsknie
nadstawiał uszu, by usłyszeć chociaż część interesującej go rozmowy, pragnąc
jak najszybciej do nich dołączyć. Ron najwyraźniej mylnie zinterpretował jego
intencje, gdyż sam rzucał w kierunku stołu raczej groźne spojrzenia.
- Spójrz na niego, siedzi, pije,
śmieje się a powinien gnić w Azkabanie razem ze swoim tatusiem.
- Wydawało mi się czy mówiłeś
coś, że obiecałeś Hermionie mu odpuścić? – Harry uporczywie stukał różdżką w
złośliwe urządzenie, które najwyraźniej nie miało zamiaru się naprawić. Czuł
się już zmęczony ciągłym wałkowaniem tego samego tematu przez przyjaciela.
Dlaczego on musi być taki uparty?
- Czego oczy nie widzą, a raczej
uszy nie słyszą… Chyba mnie nie wydasz, że to ściema? Co? Ja tam wolę mieć na
niego oko, a ona nie musi o tym wiedzieć. Niech myśli, że zostaniemy kumplami.
Jeszcze mi za to podziękuje, zobaczysz – Harry wzruszył ramionami, robiąc
wszystko by się nie wtrącać. I tak nie przemówi mu do rozumu, a krzywda im się
chyba od tego nie stanie…
- Widziałeś ten jego prezent? – prychnął
ironicznie przez nos i nachylił się do
ucha przyjaciela by dodać – wyobraź sobie, że kupił Mionce kosz sera. Co za
palant. Jak mi nie wierzysz to idź do kuchni, sam zobacz – wciąż rechotał
ucieszony kiwając głową w kierunku drzwi, widząc niedowierzającą minę szatyna.
- Cholera! – rozległ się krzyk
rzeczonego blondyna, który nagle poderwał się z krzesełka z momencie gdy wysoki
kieliszek przewrócił się na stół rozlewając swoją zawartość i rozsypując się na
miliony ostrych kawałków – Ej gospodyni, gdzie znajdę jakieś całe szkło? I może
bandaż? – zapytał patrząc na swoją pokaleczoną dłoń. Hermiona podniosła głowę
znad stolika kawowego, wyrwana z kontekstu nie bardzo wiedziała co właściwie
się wydarzyło, ale pokazała ręką w kierunku drzwi kuchni, gdy dotarły do niej
słowa szkło i bandaż.
Draco udał się we wskazanym
kierunku a jego wierny towarzysz podążył za nim by mu pomóc z opatrunkiem.
*
- Jak tam było w Paryżu? No i co
słychać u Twojej czarnulki? Kiedy w końcu ją poznam? – Blaise szturchnął
przyjaciela w bok, przyglądając się, jak sprawnie owija lewą dłoń cienkim
materiałem bandaża, wcześniej smarując ranę specjalną, przyspieszającą gojenie
maścią.
- Zamknij się! – wycedził przez
zęby kątem oka widząc zbliżającą się Hermionę.
- Przeszkadzam? – zapytała w
myślach notując, by jak najszybciej odnaleźć Jess i przekazać jej, że
najwyraźniej ich domysły na temat romansu Draco i Sylvie są prawdziwe. Ciekawe
tylko dlaczego to ukrywają. No i to dziwne zachowanie Malfoy’a wtedy przed
egzaminem, gdy ewidentnie jej groził. O co w tym wszystkim chodzi? Musi
koniecznie porozmawiać z koleżanką, może razem coś wymyślą.
- Skąd! Blaise właśnie szedł
dolać sobie ognistej – wbił nie znoszący sprzeciwu wzrok w przyjaciela, na co
ten, lekko zdziwiony, już miał zaprotestować, ale tylko się uśmiechnął
delikatnie kiwając głową.
- Tak, właśnie o tym mówiłem. Ale
najpierw chciałem jeszcze raz
podziękować za zaproszenie. To bardzo interesujący wieczór – dorzucił
jeszcze, nonszalancko kłaniając się dziewczynie i zmierzając w kierunki drzwi.
W ostatnim momencie jeszcze odwrócił się na chwilę do przyjaciela, by pokazać
mu uniesiony w górę kciuk, lustrując dziewczynę od kostek po czubek głowy
zatrzymując wzrok dłużej na jej pupie, po czym zniknął za drzwiami z cichym
śmiechem.
Draco wiedział, że ciemnowłosy
przyjaciel nie daruje mu tego łatwo i czeka ich poważna rozmowa.
- Przepraszam, że go wziąłem – powiedział
bawiąc się zwisającymi koniuszkami bandaża.
- No co Ty, im nas więcej tym weselej
– zaśmiała się, wyciągając z koszyka jedną bagietkę i pojemniczek z serem –
Dziewczyny chciały spróbować, nie masz nic przeciwko?
- To Twój prezent – wzruszył
ramionami i odebrał jej bagietkę, którą zaczął kroić na zgrabne kęski - Weasley
nie wyglądała na zadowoloną, z reszta twój rudzielec też nie… - powiedział niby
od niechcenia. Nie mógł powstrzymać uśmiechu widząc, że dziewczyna wyraźnie się
zdenerwowała słysząc jego słowa.
- Nie przejmuj się nimi, są
uprzedzeni, ale poznają Cię lepiej i zaakceptują, tak jak ja – uśmiechnęła się
do niego ciepło, wciskając mu to ust kawałek serka, który przyjął zaskoczony
jej bezpośredniością.
- Jak było w Paryżu? Zdawałeś
sprawozdanie z pracy, zgadza się? – teraz to ona unikała jego wzroku.
- Tak, szef jest zadowolony i
czeka na mnie aż skończę studia. Kto wie, może dostanę awans na kierownika.
- Czyli to pewne? Że zostaniesz
we Francji na stałe…
- Yhm, nic mnie tu nie trzyma –
nie mógł się zmusić by na nią spojrzeć. Bał się, że zobaczy tylko obojętność na
jej twarzy. Przyglądał się więc układanym przez siebie na talerzu, kawałkom
bułki - Słuchaj, przywiozłem Ci jeszcze jeden prezent
– machnął różdżką i na jego wyciągniętej ręce zmaterializowało się piękne,
granatowe, aksamitne pudełeczko. Hermiona wpatrywała się w nie z mieszanką
zaskoczenia i ciekawości.
- Ale przecież dostałam już
prezent – zarumieniła się uroczo, nieśmiało patrząc chłopakowi w oczy.
- Ser? – zaśmiał się ukazując
równe białe zęby – kupiłem go przy okazji, wiedziałem, że go lubisz i chciałem
sprawić Ci przyjemną niespodziankę. Ale na urodziny… - otworzył pudełeczko i
jej oczom ukazał się przepiękny, gruby naszyjnik z białego złota. Wyciągnął go
i stanął za dziewczyną, by go zapiąć na jej szyi – zobaczyłem go i pomyślałem,
że idealnie będzie do Ciebie pasować – uśmiechnął się podziwiając wyraźnie
zszokowaną dziewczynę, która nieśmiało dotykała pięknej ozdoby.
- Draco jest cudowny, ale ja nie
mogę tego przyjąć, to za dużo – oprzytomniała i zaczęła szukać palcami zapięcia
by jak najszybciej zdjąć ten cenny przedmiot ze swojej szyi.
- Chciałbym byś go zatrzymała, chyba, że Ci
się nie podoba – spojrzał jej głęboko w oczy, aż zakręciło jej się w głowie.
Czemu wcześniej nie zauważyła, że jego oczy są tak przejrzyście niebieskie i
tak głębokie, że mogłaby się w nich zatracić.
– Bardzo mi na tym zależy – pomógł jej odpiąć naszyjnik i odłożył go
delikatnie do pudełeczka, po czym je jej podał – Proszę. Z najlepszymi
życzeniami jubilatko.
- Dziękuję – postawiła nieśmiały
krok w jego stronę i ostrożnie pocałowała go w policzek, uważając by poza tym
nie dotknąć ani skrawka jego ciała. Sama nie była pewna dlaczego wydało jej się
to takie istotne. W tym momencie doznała nagłego olśnienia.
- O nie, zapomniałam o torcie.
Wciąż jest w lodówce, razem z szampanem. No pięknie. Pomożesz mi? – spytała
odsyłając prezent różdżką do swojej sypialni i otworzyła lodówkę, gdzie
bezpiecznie spoczywało jej urodzinowe ciasto.
- Jasne. Daj mi ten tort, a ty
zajmij się resztą – machnął różdżką i ostrożnie przelewitował ciasto do salonu,
by postawić je na środku stołu. W tym czasie Hermiona złapała butelkę, a
zaczarowane talerzyki i wysokie kieliszki same wyskoczyły z szafki i pognały na
swoje miejsce koło tortu.
- Zapomnieliśmy o punkcie
kulminacyjnym imprezy! Ron, Kochanie, otworzysz szampana? Ja pokroję tort – oddała
butelkę w ręce chłopaka, stającego zaraz miedzy nią a blondynem. Sama chwyciła
nóż z zamiarem odkrojenia pierwszego kawałka, lecz ktoś szybko wyciągnął go jej
z ręki.
- Moment, chyba o czymś
zapomniałaś? – Ginny stała z nożem w ręce i szerokim uśmiechem. Kiwnęła lekko
magicznym patykiem i po chwili na torcie płonęły dwie woskowe dwójki – nie
zapomnij pomyśleć życzenia!
Szatynka mocno zacisnęła oczy
myśląc gorączkowo. Bym zawsze była taka
szczęśliwa. Pomyślała i zdmuchnęła obie świeczki w momencie, gdy wystrzelił
korek.
- Sto lat, sto lat… - wszyscy wstali
i zaczęli śpiewać, jednak zaraz przerwali, widząc aż nazbyt wyraźny sprzeciw
jubilatki.
- Żadnego śpiewania, bo
podosypuję Wam do drinków czegoś okropnego – zagroziła mrużąc oczy.
- Wszystkiego najlepszego Mionka
– Ginny podniosła kieliszek do góry i upiła z niego łyk.
- Najlepszego - powtarzali
pozostali, a Ron podszedł do niej i zamykając jej twarz w swoich dłoniach,
złożył na jej ustach krótki pocałunek. Było tak cudownie, czemu nie może co
dzień mieć urodzin?
*
- Witam koleżankę – poczuła jak
ugina się materac po jej prawej stronie.
- Chyba pomyliłeś drogę. A może
niechcący zachęciłam Cię jakoś do odwiedzin tej części pokoju? – prychnęła pod
nosem, prosząc w myślach by sobie stąd poszedł. Siedziała właśnie sama na
kanapie przyglądając się tanecznym wyczynom swojego brata i Hermiony, gdyż Harry’emu
w końcu udało się naprawić radio.
- Myślę, że nawet chcący –
sugestywnie poruszał brwiami, na co pokręciła głową nie kryjąc zdegustowania
jego insynuacjami – przyznaj się, że za mną szalejesz.
- Tak, jak za sklątkami
tylnowybuchowymi Hagrida. Zabini, zrób światu przysługę i idź się utop.
- Czemu jesteś taka? Nie możemy
się zaprzyjaźnić? – przysunął się bliżej niej zakładając kosmyk jej rudych
włosów za ucho.
- Chyba w Twoich snach – odsunęła
się na sam skraj kanapy. Jak najdalej od niego.
- W Milanie mówiłaś co innego…
- Słucham? – pamięta, że byli
razem na międzynarodowej konferencji w Milanie i zdecydowanie za dużo wtedy
wypiła, ale to niemożliwe, by choćby się do niego zbliżyła. Na pewno zmyśla.
- Rozumiem, że nie zastanawiałaś
się jak trafiłaś do pokoju i swojego łóżka, tak? Bo w takim stanie na pewno
sama byś tego nie dokonała – powiedział tajemniczo i wstał w poszukiwaniu
Draco. Było już bardzo późno, najwyższa pora wracać do domu. Odszedł zostawiając
dziewczynę w całkowitym osłupieniu. Czy wydarzyło się coś o czym powinna
pamiętać? Potrząsnęła głową wyrzucając z niej nieprzyjemne myśli. Zauważyła
Harry’ego wygłupiającego się z przyjaciółmi na parkiecie. Tak, koniec
przejmowania się głupim oszustem, idzie się bawić…
*
Już prawie świtało, gdy Hermiona
z Ronem stali na ganku żegnając ostatnich gości. Rudowłosa dziewczyna
przestępowała z nogi na nogę starając się jak najbardziej naciągnąć swoją
krótką, zieloną sukienkę, by choć trochę ochronić się przed chłodnym powietrzem
rozpoczynającej się jesieni. Jej towarzysz o zmierzwionych włosach i
zarumienionej twarzy, zdawał się tego nie zauważać ściskając po kolei
przyjaciółkę i najlepszego kumpla. Po chwili wyszli za ogrodzenie domu i
rozpłynęli się w powietrzu z charakterystycznym dźwiękiem.
Młoda gospodyni mocno przytuliła
się do swojego chłopaka, zadowolona z kilku cudownych godzin spędzonych z
przyjaciółmi. Ron wpatrzony w swoją piękną ukochaną, roztarł dłońmi jej
zmarznięte ramiona, objął ją i wprowadził do środka. Może gdyby poczekali
jeszcze moment przed drzwiami, dojrzeliby wystający z cienia pobliskiego drzewa
kawałek czarnego buta i skrawek powiewającego satynowego materiału. Może gdyby
któryś z uczestników imprezy wyjrzał przez okno, zauważyłby oczy obserwujące
dom, rejestrujące każdy ich ruch, spojrzenie i każde wypowiedziane słowo. Może wtedy
wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak żadne z nich nie wyjrzało już na
ulicę, a w momencie gdy przy Oakley Road 7 zgasło w końcu światło, zniknął i
but i materiał i ich właściciel.
*
Trzymając się za ręce weszli do
pokoju dziewczyny. Puściła jego dłoń by jak najprędzej rzucić się na łóżko,
podczas gdy chłopak cicho zamykał drzwi.
- Zmęczona? Może zrobię Ci masaż?
– zaproponował kucając, by zdjąć pantofle z jej nóg, a ukochana z ochotą
pokiwała głową i obróciła się na brzuch.
Mężczyzna wyszedł do łazienki,
wracając po chwili z buteleczką pachnącego orchideą olejku, który postawił na
szafce obok łóżka. Powolnym ruchem zaczął rozpinać guziki koszuli, by zaraz
rzucić ją niedbale na podłogę.
- Chodź. Bardzo mi się podoba ta
sukienka, ale chyba najwyższa pora się jej pozbyć – uśmiechnął się serwując jej
soczystego klapsa w pośladek. Uwielbiał jej tyłek, cóż mógł poradzić.
Dziewczyna zerwała się z krzykiem
oburzenia, zgarniając przy okazji poduszkę, którą rzuciła na oślep w stronę
ukochanego. Później posłusznie wstała i ściągnęła z siebie sukienkę, a
następnie opadła z powrotem na łóżko.
Chłopak wszedł na posłanie i
usiadł na jej pośladkach, a następnie wycisnął sporą ilość olejku na swoją dłoń
i zaczął go ogrzewać pocierając ręce. Gdy skończył zaczął delikatnie masować
jej kark, ramiona, łopatki i plecy, a dziewczyna cicho mruczała czując
przyjemne, rozchodzące się po jej ciele prądy. Po chwili jej oddech zaczął robić
się coraz płytszy, spokojniejszy.
- Widzę, że lewo żyjesz, ale może
chociaż się ubierz i wejdź pod kołdrę? – zszedł z niej i poszedł szybko do
łazienki odstawić olejek, umyć ręce i opłukać twarz.
Gdy wrócił dziewczyna ubrana w
swoją krótką koszulkę leżała już przykryta i podniosła jego róg kołdry, by
wpuścić go do siebie. Szybko więc przebrał się w swoje bokserki, które pełniły
funkcję piżamy w czasie wakacji i wszedł pod przykrycie przytulając się do
ciepłej dziewczyny.
- Dobranoc Skarbie! – powiedział
cicho i pocałował ją w czoło, przyglądając się jej pięknej twarzy. Długie
rzęsy, łagodnie wykrojone wargi, duże oczy w kształcie migdałków, burza włosów
rozrzucona po całej poduszce. Mógłby się jej tak przyglądać całą noc.
Leżeli wtuleni w siebie i widział,
że dziewczyna zaraz zaśnie. Musiał zebrać w sobie całą odwagę. Teraz albo
nigdy.
- Kochanie? Śpisz?
- Yhm
- Mam dla Ciebie prezent –
powiedział gładząc palcem jej gładki policzek i czekając aż dziewczyna się
obudzi – noszę go ze sobą od jakiegoś czasu…
Sięgnął po swoje spodnie i wyciągnął
z kieszeni małe aksamitne pudełeczko w czerwonym kolorze i zaczął się nim
bawić. Stukanie pudełeczka i wzmianka o prezencie skutecznie odwróciły uwagę
kobiety od morzącego ją snu.
- Dla mnie? – usiadła na łóżku po
turecku, przecierając oczy i przyglądając się co też chłopak trzyma w dłoniach.
On jednak cały czas patrzył na jej twarz.
- Znamy się tyle lat, jesteś moją
najlepszą przyjaciółką, najbliższą mi osobą na całym świecie. Nie wyobrażam
sobie, że kiedykolwiek mógłbym być z kimś innym…
- Ja sobie wyobrażam, nawet
pamiętam to całkiem dokładnie – przerwała mu z krzywym uśmiechem, gdyż ten
temat mimo upływu lat wciąż był dla niej bolesny.
- Kochanie, wiesz, że to nic nie
znaczyło, prawda? Istniejesz dla mnie tylko Ty i zawsze tak będzie – ujął jej
dłoń i złożył na niej pocałunek. Dziewczyna uśmiechnęła się, przeczesując wolną
ręką jego włosy.
- To bardzo dobrze się składa, bo
ja też jestem cała Twoja. Czy mogę już dostać mój prezent? – zapytała robiąc
słodką, proszącą minkę.
- Za chwilkę, bo widzisz ja do
czegoś zmierzam, tylko ciągle mi przerywasz – zaśmiał się pod nosem puszczając
jej dłoń, by klęknąć na łóżku na przeciwko niej.
- Chciałbym Cię prosić byś
zechciała spędzić resztę życia przy moim boku jako moja żona. Zgadzasz się? – zapytał
otwierając małe pudełeczko, w którym schowany był piękny, klasyczny, złoty
pierścionek z brylantem.
Zaskoczona dziewczyna zakryła
usta dłońmi, nie zdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa, wpatrywała się w
swój prezent z zapartym tchem i szklącymi się oczami. Był piękny, idealny, nie
mogłaby sobie wymarzyć lepszego. Gdyby ktoś jej rano powiedział, że ten dzień
będzie miał taki finał to nigdy by mu nie uwierzyła. A teraz? Cały jej świat
przewróci się do góry nogami, rano obudzi się będąc zupełnie inna kobietą,
narzeczoną, a niedługo mężatką. Co więcej była absolutnie zakochana w
mężczyźnie, który właśnie przed nią klęczał i jeśli miałaby zostać czyjąś żoną
to tylko jego. Czy można sobie wymarzyć większe szczęście?
- Tak! Zostanę Twoją żoną! Choćby jutro! –
rzuciła mu się na szyję całując gorąco jego wargi. Gdy się od siebie odsunęli,
od chłopaka emanowała aura rozpierającej go radości.
- Tak bardzo Cię kocham –
powiedział wpatrując się w jej oczy i zagarniając niesforny lok za jej ucho –
Twoi rodzice pewnie by nam nie wybaczyli, gdybyśmy uciekli i wzięli szybki
ślub, ale mam inny pomysł na jutro… Co byś powiedziała na to byśmy razem
zamieszkali?