Rozdział z dedykacją dla Kochanej Edge! Za Twoje opowiadania, miniaturki, maile. Dziękuję!
Liczę na to, że zmotywuję Cię tym do dalszego pisania :)
Miłego czytania. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
A w środę zapraszam na niespodziankę.
Ah no i wszystkim Aniom wszystkiego najlepszego!
______________________
Niespodziewanie przyszedł grudzień. Ciepłe, kolorowe jesienne dni ustąpiły szaro-burym, pochmurnym i zimnym. Raz po raz z nieba siąpił deszcz wymieszany ze śniegiem, tworząc na ulicach i chodnikach trudną do przemierzenia breję. Te dalece niezadowalające warunki atmosferyczne skutecznie zniechęcały mieszkańców Londynu do opuszczania ciepłych i przytulnych mieszkań. Zdarzali się jednak wytrwali, którym nie straszny był chłód i deszcz.
Liczę na to, że zmotywuję Cię tym do dalszego pisania :)
Miłego czytania. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
A w środę zapraszam na niespodziankę.
Ah no i wszystkim Aniom wszystkiego najlepszego!
______________________
Niespodziewanie przyszedł grudzień. Ciepłe, kolorowe jesienne dni ustąpiły szaro-burym, pochmurnym i zimnym. Raz po raz z nieba siąpił deszcz wymieszany ze śniegiem, tworząc na ulicach i chodnikach trudną do przemierzenia breję. Te dalece niezadowalające warunki atmosferyczne skutecznie zniechęcały mieszkańców Londynu do opuszczania ciepłych i przytulnych mieszkań. Zdarzali się jednak wytrwali, którym nie straszny był chłód i deszcz.
- Może wejdziemy do tej
kawiarenki na rogu? Co powiesz na pyszną latte i Twoją ulubioną, gorącą
szarlotkę z porcją lodów waniliowych?
Ginny nie trzeba było długo
namawiać. Jeśli coś uwielbiała to gorącą, aromatyczną szarlotkę. Dodatkowym
atutem, było to, że nie musiała jej sama piec. Wystarczyło, że usiądzie przy
stoliku, a pyszny deser zaraz pojawi się przed jej nosem.
Kelner dopiero postawił na
stoliczku, przy którym siedziały dwie porcje kawy i ciasta, a one już
delektowały się słodkim smakołykiem. To był właśnie ten moment, kiedy rudowłosa
dziewczyna wiedziała, że dłużej nie wytrzyma. Jej ciekawość osiągnęła punkt
kulminacyjny, a cierpliwość zupełnie się wyczerpała.
- No mów – powiedziała niby od
niechcenia dłubiąc łyżeczką w rozpuszczających się lodach. Hermiona w odpowiedzi tylko szybko na nią spojrzała rozszerzonymi z zaskoczenia oczami, na
co na ustach Ginny wystąpił kpiący uśmiech.
- Powiesz wreszcie co się stało?
– powoli irytowała ją tajemniczość przyjaciółki, ale chyba nie spodziewała się,
że da się odprawić z kwitkiem.
- Nic się nie stało. Co się miało
stać – Hermiona uparcie dalej mieszała swoją kawę z takim zapamiętaniem, że
kilka jej kropel wylądowało na szarym blacie stolika.
- Jasne – westchnęła głośno –
Chyba nie chcesz mi wmówić, że wyciągnęłaś mnie na zakupy, bo potrzebowałaś
nowych jeansów? – jedna brew młodej Weasley’ówny powędrowała zadziwiająco
wysoko, niemal chowając się pod jej rudą grzywką.
Nikt kto znał Hermionę, nigdy by
nie uwierzył, że dziewczyna z własnej nieprzymuszonej woli udała się na zakupy.
Co innego jeśli byłyby to książki, ale dziś nie odwiedziły ani jednej
księgarni. Obeszły za to całą Pokątną, a później zgodnie z sugestią szatynki
wybrały się do mugolskiej galerii handlowej. A na koniec, obładowane torbami
pełnymi nowych ubrań i kosmetyków, zatrzymały się w tej kawiarence na słodką
przekąskę. Coś było poważnie nie tak!
Szatynka, powoli traciła
nadzieję, że przyjaciółka odpuści. Musiała więc spróbować swojej ostatniej
deski ratunku – klasyczna dywersja -
zmiana tematu.
- Wiesz, że nie lubię sama robić
zakupów. Nikt nie doradzi mi lepiej niż Ty, a jak zauważyłaś, musiałam trochę
odświeżyć garderobę. A jak tam w pracy? – zaciskając mentalnie mocno kciuki
chwyciła wysoką szklankę i upiła łyk pysznego napoju.
- Hermiono Granger, jeśli w tej
chwili nie powiesz mi prawdy to nie ręczę za siebie – młodsza z dziewczyn była
już naprawdę zaniepokojona. W tej chwili spodziewała się już wszystkiego, od
oblanego egzaminu po nieuleczalną, tropikalną chorobę.
- No dobrze. Pewnie Ron już Ci
mówił kto ze mną studiuje? – powiedziała w końcu pokonana.
- Mówisz o Malfoy’u? No tak,
mówił. Co, znów utrudnia Ci życie? – próbowała odgadnąć przyczynę zachowania
przyjaciółki, upijając kolejny łyk kawy.
- Nie, nic z tych rzeczy. No
przynajmniej nie w tym sensie – dodała po zastanowieniu. Poganiana natarczywym
wzrokiem Ginny zaczęła mówić dalej – Powiedzmy, że w wyniku dziwnych zbiegów
okoliczności znaleźliśmy się w jednej grupie projektowej na ten rok. Mamy razem przygotować dane do pewnej
pozorowanej rozprawy, a od jej przebiegu zależą nasze oceny końcowe.
- O kurcze. Wy dwoje? Tyle czasu
sam na sam. Jak Ty to przeżyjesz bidulko?
- Nie we dwoje, no co Ty. W
szóstkę, na szczęście. Chociaż co do dwóch dziewczyn to nie jestem pewna czy,
aby dobrze się wpakowałam, wydają się nie bardzo zainteresowane tematem, a
raczej chłopakami. Mam nadzieję, że Malfoy poważnie podejdzie do zadania, bo
nie będę za niego roboty odwalać. Z tego co pamiętam całkiem nieźle sobie
radził w szkole, no i mówił mi, że już pracował we francuskim Ministerstwie i
skończył Magiczne Stosunki Międzynarodowe. O ile to prawda, oczywiście.
- Prawda – odpowiedziała szybko
nawet się nie zastanawiając czy powinna o tym wiedzieć. – Harry spotkał go w Ministerstwie i poszli razem na kawę. Więc informacje o studiach i pracy są
pewne. – pospieszyła z wyjaśnieniem wyraźnie zaskoczonej przyjaciółce.
- I co tym się tak stresujesz? Że
znów będziesz sama odwalać robotę za wszystkich innych? Myślałam, że już się do
tego przyzwyczaiłaś po siedmiu latach Hogwartu. Zresztą, jak Cię znam to i tak
będziesz wolała wszystkiego dopilnować sama, by mieć pewność, że jest dobrze
zrobione – zaśmiała się Weasley’ówna, oddychając z ulgą, że chodziło o taką
błahostkę. „Ta dziewczyna kiedyś się wykończy jak wciąż będzie się przejmować
takimi bzdetami” przemknęło jej przez myśl, gdy pakowała do ust ostatni kawałek
pysznego ciasta. Ale Hermiona nie wyglądała na pocieszoną, wciąż uparcie
przypatrywała się swoim paznokciom szukając w nich wyimaginowanych
niedoskonałości.
- No bo to nie wszystko –
wydusiła w końcu. – Moja nieszczęsna grupa wymyśliła imprezę integracyjną…
- Kiedy? – zapytała ruda ledwo
powstrzymując wybuch śmiechu.
- Jutro…
Teraz Ginny już nie hamowała
nagłej wesołości. No tak mogła się domyślić, że chodzi o coś takiego. Jej
przyjaciółka nigdy nie była dobra w szykowaniu się na jakieś wyjścia, zwłaszcza
w towarzystwie nieznanych sobie osób. Do tego będzie wśród nich Malfoy,
znienawidzony ślizgon wyśmiewający ją z byle przyczyny. Nie może mu dać powodu
do kolejnej zaczepki. A przecież nie raz wytykał jej okropną fryzurę czy
niemodne ciuchy. Teraz musi być inaczej.
- Ok. Rozumiem. Nic się nie bój.
Jak ta fretka Cię zobaczy to staną mu w gardle wszystkie „szlamy” jakimi Cię
obrzucił.
Gdy następnego wieczora kończyła
się szykować do wyjścia, była niemal zadowolona z efektu. Zgodnie z tym co
ustaliły z Ginny, założyła dopasowane jeansy, luźną białą bluzkę odsłaniającą
jedno ramię i kozaczki. W końcu to nie randka, najważniejsze by się dobrze
czuła, w tym mało przyjaznym towarzystwie. Ostatnie czego byłoby jej trzeba, to
potykać się w szpilkach, do których nie była przyzwyczajona. Jeszcze tylko
związała włosy w koński ogon, musnęła usta błyszczykiem i była gotowa. Sięgała
właśnie po swój płaszczyk, gdy w drzwiach jej domu stanął Ron, strzepując śnieg
z płaszcza.
- Hej Kochanie. I co, gotowa? –
wiedziała, że nie jest zachwycony faktem, że idzie tam bez niego. Ale to
przecież nie będzie jakieś zwykłe spotkanie towarzyskie tylko ustalenie pewnych
warunków pracy na egzamin końcowy. Przecież by się tam nudził, a ona i tak
zaraz wróci. Tyle razy już poruszali tę kwestię.
- Ron ustaliliśmy coś –
powiedziała spokojnym tonem, jakby zwracała się do dziecka. – Za dwa tygodnie
musimy dać Tompsonowi listę zespołu, więc musimy się poznać, by sprawdzić, czy
będziemy potrafili razem pracować. Poznasz ich innym razem, o ile w ogóle się
dogadamy. – powtarzała te słowa tyle razy przez ostanie dni, że znała je już na
pamięć.
- Ale…
- Wszyscy będą sami, więc nie
widzę powodu brać ze sobą nadopiekuńczego chłopaka, który po pięciu minutach
zacznie się nudzić i będzie mnie ciągnąć z powrotem do domu – ciągnęła ostatni
raz poprawiając palcami luźne pasma, które uciekły spod gumki do włosów i odwróciła się twarzą do swojego ukochanego.
- Ale Malfoy…
- Jak tylko zachowa się
nieodpowiednio wobec mnie to walnę go w nos, mam to już obcykane – zaśmiała się
na wspomnienie swojego szkolnego wyczynu.
- Kochanie proszę nie przejmuj
się. Dam sobie radę, no i niedługo wrócę. Dam Ci znać jak poszło. To co,
widzimy się jutro? – spytała, gdy chłopak zakładał płaszcz na jej ramiona.
- Mogę Cię chociaż odprowadzić?
Zaraz potem sobie pójdę. Obiecuję – spojrzał dziewczynie głęboko w oczy,
oplatając rękami jej talię. Gdy lekko kiwnęła głową, poddając się jego prośbie,
złożył na jej ustach czuły pocałunek.
- Wiesz, zawsze mogę jeszcze po
Ciebie przy… - zdecydował się nie kończyć swojej propozycji, widząc piorunujące
spojrzenie swojej ukochanej. Złapał jej dłoń i razem wyszli z domku na mroźne
grudniowe powietrze.
Gdy parę minut później wynurzali
się z ciemnej uliczki, nie wiadomo było, które z nich jest bardziej
zdenerwowane. Hermiona zaniepokojona perspektywą spędzenia następnych paru
godzin, a później zapewne jeszcze wielu do czerwcowego egzaminu, w towarzystwie
tego aroganta i jego kumpli, czy może Ron przerażony wizją ukochanej świetnie
bawiącej się z jakimiś typkami, którzy na dodatek podzielają jej
zainteresowania. Wiedział, że musi zachować się jak mężczyzna i zaznaczyć swój
teren, pokazać tym palantom, że mają trzymać swoje łapska z dala od niej, bo
ona jest już zajęta!
Po przejściu przecznicy ich oczom
ukazał się migoczący napis „Metropolis”, a pod nim gigantyczna kolejka ludzi
ustawiona do wejścia.
- Nie mówiłaś mi, że tu się
spotykacie. Ale oczywiście pan arystokrata pewnie nie pokazałby się w mniej
prestiżowym miejscu – wysyczał chłopak, urażony sposobem w jaki blondyn
popisuje się swoim bogactwem. Był świadomy bowiem, że on sam nigdy nie mógłby
sobie pozwolić chociażby na jednego drinka w tym klubie, o ile w ogóle dostałby
się do środka.
- No i gdzie oni są – stał z
naburmuszoną miną, mocnej zagarniając dziewczynę w swoje ramiona.
- Nie wiem, zaraz będą.
Umówiliśmy się przed wejściem – zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu znajomej
twarzy, gdy nagle zauważyła zmierzającą wolno w ich kierunku koleżankę.
- O, idzie Jess – szepnęła
Ronowi, obracając go w kierunku nadchodzącej blondynki.
- Hej Jess. To jest Ron, mój
chłopak, a to Jess – przedstawiała ich sobie, gdy nagle jak burza wpadła między
nich czarnowłosa osóbka, atakując ich niekończącą się lawiną słów płynących z
jej ust.
- No jesteście. Hej. Chłopaki
będą za moment, zatrzymali się tylko za rogiem w sklepie, po fajki. Ale się
cieszę, że w końcu udało się wszystkich wyciągnąć. Zabawimy się trochę,
popijemy, potańczymy. Mówię Wam mamy najfajniejszy zespół na całym roku – nagle
zauważyła nieznajomego chłopaka wciąż trzymającego Hermionę za rękę i szybko do
niego podeszła. – My się chyba nie znamy. Sylvie. – uśmiechnęła się zalotnie, a
chłopakowi różowiły się policzki. Na ten widok szatynka aż wywróciła oczami. Nie
sądziła, że jej ukochany mógłby się zainteresować tą wciąż paplającą dziewuchą.
- Ron – podała mu dłoń a on
niczym gentleman uniósł ją do ust i pocałował, na co dziewczyna cicho
zachichotała.
- Wybierasz się z nami? Też
studiujesz prawo? Hermiona nic nie mówiła….
- Ron tylko mnie odprowadzał i
już sobie idzie – powiedziała z naciskiem wbijając wzrok w chłopaka. – Poza tym
już idą Nick i Matt – wskazała dłonią na zbliżających się chłopaków.
- Nie ma tylko Draco – zauważyła
Jess.
- Malfoy zawsze musi mieć
efektowne wejście. Uwielbia zwracać na siebie uwagę.
-
Wiesz Weasley, w przeciwieństwie do Ciebie, nie muszę się nawet starać,
by przyciągać uwagę, zwłaszcza pięknych kobiet – stał oparty o ścianę budynku
nieopodal nich, zaciągając się głęboko papierosem i puszczając wymyślne kłęby
dymu zza przymkniętych ust, jednocześnie uśmiechając się i kokietując
spojrzeniem wszystkie obecne koleżanki, łącznie z Hermioną. Na te słowa Ron
zacisnął jedynie mocniej zęby oraz pięści, miażdżąc przy okazji dłoń ukochanej,
którą ta wyrwała z uścisku z cichym krzykiem. Rudowłosy już miał gotową
odpowiedź i nie omieszkałby kontynuować zbliżającej się słownej potyczki, gdyby
mu nie przeszkodzono.
- Wiec są już wszyscy. Możesz już
iść Kochanie – Hermiona stanęła na palcach, by cmoknąć swojego chłopaka w policzek, ale ten miał inne plany. Złapał ją mocno w ramiona, odszukując jej
usta i składając na nich namiętny pocałunek, upewniając się, że wszyscy,
zwłaszcza blondyn, dobrze to widzieli. Gdy dziewczyna się od niego odsunęła,
odgarnął jej dłonią z czoła nieistniejący kosmyk, następnie przenosząc ją
delikatnie po jej twarzy aż do brody, muskając po drodze usta i wyszeptał ciche
„pa”.
- Cześć wszystkim – pożegnał się
także z obecnymi już chłopakami, blondyna zostawiając na koniec – A Ty sobie
uważaj Malfoy. Jak się dowiem, że znów ją obrażasz to ze mną będziesz mieć do
czynienia – po czym bez następnego słowa odwrócił się i odszedł w kierunku
ciemnego zaułka.
- Hmm, ok, to co idziemy? Nasz
stolik już czeka – podekscytowana Sylvie pobiegła w kierunku wejścia i
zamieniła kilka słów ze stojącym tam bramkarzem, po czym oboje popatrzyli przez
chwilę na stojącą niedaleko czwórkę, a następnie pomachali przywołując ich do
siebie.
Gdy minęli uśmiechającego się do
nich mężczyznę, który zapiął na ich nadgarstkach świecące w ciemności opaski, i zeszli po kilku schodkach, ich oczom ukazał się kilkupoziomowy lokal z balkonami po bokach, dużym barem przy przeciwległej ścianie i olbrzymim, w tym
momencie wciąż pustym, migoczącym parkietem na środku. Hermiona zaniemówiła,
oszołomiona eleganckim, wyszukanym wystrojem, panującym tu przepychem i płynącą
z każdej strony muzyką.
*
Musiał przyznać, że klub zrobił
na nim niemałe wrażenie. Zastanawiał się, czemu wcześniej nie miał okazji tu
być. „No tak, przecież nie było mnie tu przez te trzy lata a wcześniej miałem
inne rzeczy na głowie, niż chadzanie po dyskotekach”. Mimo wszystko postanowił
cieszyć się chwilą i nadrobić stracony czas, zwłaszcza, że nie spotkał się póki
co z żadnym negatywnym nastawieniem czy zachowaniem odnośnie jego osoby. Nie
licząc oczywiście tego żałosnego Weasley’a. Nie mógł zrozumieć, jak ona może
być z taką fajtłapą bez minimalnej pewności siebie. Wciąż czuł jak coś w środku
mu się wywraca na samo wspomnienie tego ich pocałunku, a jego ciało zalewa nagła,
nieuzasadniona złość na Hermionę, jakby to ona specjalnie chciała go w ten
sposób zranić.
Szedł z tyłu rozglądając się
dookoła. To miejsce tak bardzo przypominało mu jego ostatnie tego typu wyjście.
Zakończenie studiów. A po nim tą noc z Sofie. No właśnie Sofie. Obiecał pisać
przynajmniej raz w miesiącu, a tu minęło tyle czasu, a on wysłał jej jeden
marny list. Dziewczyna początkowo wysyłała mu sowy co tydzień i to mimo pobytu
w Rio, teraz listy przychodzą zdecydowanie rzadziej. Nigdy do tej pory nie poruszyli
kwestii tamtej nocy. Taka rozmowa zdecydowanie nie powinna się odbyć listownie,
ale czy w ogóle się odbędzie? Nie miał teraz pojęcia. Mimo wszystko musi jak
najszybciej napisać do przyjaciółki i dowiedzieć się co u niej słychać. Może
zaprosić ją na święta?
Jego rozmyślania zostały
przerwane, gdyż dotarli właśnie do ich loży usytuowanej u stóp parkietu
niedaleko baru. Dziewczyny właśnie rozsiadały się na trzech czerwonych kanapach
otaczających szklany stolik. Chłopcy szybko wymienili ze sobą spojrzenia, bez słów
uzgadniając swoje miejsca. Draco wciąż zdenerwowany, do tego rozbity
wspomnieniami z Paryża, szybko rzucił swój płaszcz na miejsce obok Jess.
- Czego się napijecie? Ja
stawiam.
- Nic z tych rzeczy Draco – humor
Sylvie nieco się zepsuł, gdyż liczyła na to, że będzie mieć blondyna dla
siebie, a tymczasem przypadł jej Nick – To lokal mojego przyjaciela, dlatego
chciałam tu przyjść. Ja i moi znajomi tu
nie płacimy, więc zamawiajcie to na co tylko macie ochotę. Na początek
proponuję kamikaze! – na samą myśl o kolorowych, pysznych drinkach poczuła się
lepiej. Kiwnęła ręką na barmana pokazując na migi o co prosi, a gdy kelnerka
postawiła na ich stoliku osiemnaście kolorowych kieliszków, od razu zaczęła je
dzielić pomiędzy członków grupy.
- Szybciutko po jednym z każdego
koloru, a później przy barze wystarczy, że pokażecie opaskę, a będziecie
obsłużeni bez kolejki. No pijemy – już chwyciła swój niebieski kieliszek w dłoń, drugą wskazując na koleżanki, które wyraźnie się opierały.
- Ja właściwie to nie piję – zaczęła
Hermiona, kiedy siedzący przy niej Matt zaczął wciskać napój w jej dłoń.
- No tak, można było się tego
spodziewać, że Panna Doskonała Bohaterka nie zniża się do takich niskich,
niemoralnych używek. Zapewne z Weasley’em siedzicie wieczorkami przy herbatce
trzymając się za ręce – nie mógł się powstrzymać, ciężko pozbyć się starych
nawyków, zwłaszcza, gdy czuł buzującą w nim wściekłość. Dopiero, gdy spojrzała
na niego tymi przymrużonymi, sztyletującymi go oczami na chwilę się opamiętał.
Czy ona zawsze już będzie patrzeć na niego jak na byłego śmierciożercę, czy w
jej oczach zawsze odnajdzie tylko ten żal i nienawiść? Czy nie ma dla niego
żadnej szansy na odkupienie? Nigdy mu nie zaufa? Czy jest więc sens się starać?
Zdziwił go jednak fakt, że
dziewczyna w odpowiedzi na jego zaczepkę jedynie wyrwała Mattowi z ręki
kieliszek i pochłonęła szybko jego zawartość, nie spuszczając wzroku z zadowolonego
blondyna.
Po kilku kolejnych drinkach,
kiedy siedział zatopiony w rozmowie z Jessicą, opowiadając jej o Paryżu,
którego jeszcze nigdy nie odwiedziła, zauważył, że parkiet przed nimi zaczął
się zapełniać. Szybko wstał ciągnąc za sobą nieśmiałą blondynkę i po chwili
oboje wirowali w szalonym rytmie szybkiej piosenki. Gdzieś obok zauważyli
brunetkę w objęciach Nicka. Na Hermionę starał się nawet nie patrzeć, zazdrosny
o każdy jej uśmiech wywołany przez Matta.
Po przetańczeniu dwóch ostatnich
piosenek z Sylvie, całkowicie wypompowani z sił, udali się po świeże, zimne
napoje i wrócili do stolika.
- Nie, Ron nie jest moim
narzeczonym, jeszcze. Póki co to tylko mój chłopak – usłyszał część rozmowy.
- Jeszcze sobie poczekasz na te
oświadczyny Granger, jeśli rudzielec chce Ci kupić jakiś pierścionek to będzie
musiał ładnych parę lat popracować na niego – zaśmiał się ironicznie, unosząc
jedną brew, dla podkreślenia jak niskie ma mniemanie na temat jej ukochanego i jego zarobków.
- Całe szczęście Twoja opinia w
ogóle mnie nie interesuje i nic Ci do tego. A Ty Matt planujesz już jakiś ślub?
– dziewczyna lekko wytrącona z równowagi starała się kontynuować swoją rozmowę
- Jasne, że tak. Jak tylko znajdę
odpowiednią dziewczynę – odpowiedział pięknie się do niej uśmiechając.
- A Ty Draco? – wtrąciła się
brunetka, starając się ponownie skupić na sobie jego uwagę.
- Ślub? Nie wiem, to chyba nie
dla mnie.
- Jak to? Nie chcesz mieć żony i
dzieci? – zdziwiła się Jess rozkoszując się kolejną porcją pysznego drinka.
- Czy ja wiem? No nie mam nic
przeciwko dzieciom, ale właściwie to tylko w dwóch przypadkach na pewno
zdecyduję się na ślub.
- A jakież to przypadki? Co jest
w stanie zmusić szanownego arystokratę do zmiany stanu cywilnego? – odgryzła
się rozjuszona Gryfonka.
-
Cóż jeśli tak Cię to interesuje – zaśmiał się, mrużąc oczy - to wezmę
ślub albo jeśli będę musiał albo gdy się zakocham.
- Jak będziesz musiał? Czyli
kiedy? A może rodzice wybierają Ci żonę? – Jess coraz bardziej rozbrajała go
swoją niewinnością oraz nieśmiałością.
- Nie, rodzice nie mają nic do
gadania w tym temacie. Już nie – dodał, kręcąc w zamyśleniu głową – A chodziło
mi o to, że ożenię się z dziewczyną, która zajdzie ze mną w ciążę i urodzi mi
dziecko. Nie mógłbym pozwolić, by mój potomek żył w niepełnej rodzinie, gdzieś
daleko ode mnie. Zrobiłbym wszystko, by stworzyć mu prawdziwy dom.
- Czyli tylko wpadka może cię
zmusić? – Hemiona nie mogła się powstrzymać od tej złośliwej uwagi. Ubawiona
biegiem rozmowy założyła nogę na nogę i od niechcenia zaczęła dziurawić słomką
cytrusy z drinka. Draco przez chwilę nie mógł zebrać myśli. Wyglądała pięknie,
taka rozluźniona i naturalna. Pojedyncze kosmyki uciekły z upięcia i teraz
okalały jej lekko zarumienioną twarz, odsłonięte ramię pobudzało jego
wyobraźnię, a wyeksponowane długie nogi zapierały mu dech. Musiał przełknąć
ślinę, by przywołać się do porządku i wrócić do rzeczywistości. Tak bardzo jej
pragnął w tej chwili.
- Mówiłem też coś o miłości jeśli
nie słyszałaś.
- Ty? Chyba żartujesz, do tego
trzeba mieć serce, Tobie brakuje tego organu. Nie masz też uczuć, z resztą,
która idiotka chciałaby być z Tobą?
- Oj zdziwiłabyś się – sugestywnie
oparł się o oparcie kanapy kładąc rękę na jej szczycie za plecami wniebowziętej
Sylvie.
- No tak zapomniałam, że o
poziomie inteligencji nic nie mówiłeś w swoich kryteriach. Zakładam, że im
pustsza laska z pełniejszym biustem tym lepiej – prychnęła.
- Nie mówiłem też nic o
wyglądzie. Ale to inny temat. Bo wbrew temu co o mnie myślisz nie chadzam do
łóżka ze wszystkim co się rusza, tu też mam pewne wymagania.
- Jasne i pewnie ostatnia, z
która byłeś to brzydka, biedna jak mysz kościelna szlama?
Draco nieoczekiwanie nie wiedział
co ma odpowiedzieć. Nie chciał mieszać Sofie do tej słownej potyczki.
- Tak myślałam. Jednak nic się
nie zmieniłeś Malfoy i nie ważne ile razy będziesz sobie powtarzać, że jest
inaczej. To nie sprawi, że te słowa staną się prawdą.
- Nic o mnie nie wiesz.
- A ja myślę, że wiem nawet za
dużo. Co więcej założę się, że jeśli już znajdziesz sobie jakąś żonę –
zakreśliła palcami cudzysłów w powietrzu wypowiadając to słowo - to i tak przynajmniej
raz ją zdradzisz.
- Nic z tych rzeczy – poczuł się
jakby go uderzyła. Naprawdę ma o nim aż tak złą opinię? - Nigdy nie zdradzę żony. Malfoy’owie się nie
rozwodzą i nie zdradzają. Nie czytałaś o tym w tych swoich nieodłącznych
książkach? Arystokratyczne rody zawsze składają przy ślubie przysięgi
wieczyste. Dlatego ślub jest na całe życie, dosłownie. Ale nie bój się u
Weasley’ów nie ma tego zwyczaju.
Pod pretekstem udania się do baru
wstał jak najszybciej i odszedł nie odwracając się za siebie. Znów dał się
wyprowadzić z równowagi, a przecież obiecał sobie, że będzie nad sobą panować.
Poprosił barmana o dwa szybkie shoty i ruszył na parkiet. Znalezienie chętnej
partnerki do tańca nigdy nie stanowiło dla niego problemu. Musiał szybko
odwrócić myśli od Niej, zmieniał więc dziewczyny co piosenkę, aż zauważył, że
tańczy nieopodal niego. Szalała w rytm zwariowanej piosenki potrząsając
pośladkami i ramionami, śmiejąc się przy tym do rozpuku.
Tak bardzo chciał bawić się razem
z nią, jednak wiedział, że to niemożliwe, jeszcze nie teraz. Ale czy będzie kiedyś
taka w jego towarzystwie, czy będzie mógł kiedyś zobaczyć ją taką beztroską,
czy nadejdzie kiedyś taki dzień, że będą mogli pozrzucać w końcu te wszystkie
maski i być naprawdę sobą? Chciałby być tym kto wywoła uśmiech na jej twarzy,
ale taki prawdziwy, szczery, nie ironiczny, sam chciałby śmiać się razem z nią.
Czy ma na to szansę? Musi spróbować. Właściwie, to chyba nie ma już nic do
stracenia.
Po kolejnych parkietowych
szaleństwach zauważył, że siedzi sama przy ich stoliku. Musiała wypić już kilka
drinków, bo oparła głowę na ręce,
bujając się spokojnie w rytm muzyki. Sam nie był zupełnie trzeźwy, dlatego
zdobył się na odwagę i postanowił wykorzystać sytuację, by spróbować się do
niej zbliżyć. Po drodze zamówił jeszcze dwa razy long island iced tea i siadając
na kanapie postawił jeden przed dziewczyną. Hermiona zdziwiona podniosła głowę,
kiwnęła nią dziękując za drinka, pakując od razu rurkę do ust.
- Może zakopiemy topór wojenny? W
końcu spędzimy ze sobą trochę czasu, lepiej będzie jeśli nie będziemy się sobie
rzucać do gardeł – przesunął się tak, by siedzieć na wprost dziewczyny. Mógł
teraz dokładnie się jej przyjrzeć. Lekko przymknięte powieki, zaróżowione
policzki, rozbrajający uśmiech na ustach. Był ciekaw ile już wypiła oraz jakie
miała doświadczenie w tej dziedzinie. Najwidoczniej niewielkie. Powoli zaczął
jej współczuć jutrzejszego poranka. I wtedy podniosła głowę i spojrzała mu
prosto w oczy. Przez moment świat się dla niego zatrzymał. Nie pamiętał kiedy,
jeśli w ogóle, ostatnio tak się na niego patrzyła. Wyraźnie widział drobne
nierówności tęczówek jej oczu, niczym rozkwitające kwiaty o ciemniejących u
brzegów płatkach. Ciepła barwa czekolady roztapiała jego znieczulone serce i
zalewała ciepłem całą jego duszę. Ile by dał by móc oglądać te oczy każdego
dnia o poranku i by były ostatnim jego widokiem przed snem. Ile razy powtarzał
sobie, że już nic nie czuje do tej dziewczyny, że łatwiej mu będzie ją
ignorować lub wręcz wyśmiewać, tak jak to robił przez wszystkie lata szkoły.
Jednak teraz kiedy siedzieli tu tak blisko siebie i patrzyli sobie w oczy,
czuł, że zaczyna się rodzić w nim nadzieja, nadzieja na to co było do tej pory
niemożliwe, nadzieja na lepsze jutro.
- Byłoby miło – przez chwilę był
pewien, że Hermiona albo czytała w jego myślach albo powiedział to wszystko na
głos, a ciepło w okolicy serca jakby przybrało na sile. Dopiero po chwili
przypomniał sobie, że zaproponował jej rozejm. Zgodziła się. Dobre i to.
- W końcu coś mi obiecałeś –
Obiecał? Nie mógł sobie przypomnieć co to było takiego – Obiecałeś mi, że nie
będę żałować. Więc nie schrzań tego Malfoy – i znów ten uśmiech, czy ona w
ogóle panuje nad tym co mówi.
- Ja naprawdę nie jestem taki zły
jak się mnie bliżej pozna. Musisz tylko dać mi szansę. Zobaczysz jeszcze
zostaniemy przyjaciółmi – sam nie wierzył, że to powiedział. Jakimi
przyjaciółmi do cholery?!
Dziewczyna chyba pomyślała o tym
samym, bo tylko wybuchła śmiechem. Po czym wciąż się śmiejąc wyciągnęła rękę i
zaczęła stukać go pierś wystawionym palcem.
- Wiesz co, Malfoy? Nie wierzę w
ani jedno Twoje słowo, po prostu Ci nie ufam – zabrała rękę jakby uświadamiając
sobie, że nie powinna go dotykać. By zająć czymś ręce, ponownie chwyciła
szklankę i zaczęła bawić się rurką, niedopitego jeszcze drinka.
- Każdy dzień jest dobry, by coś
zmienić. Zawsze możesz zacząć.
- Jak zasłużysz to kto wie.
Zawsze trzeba mieć nadzieję – znów się zaśmiała, zaczęła zbierać swoje rzeczy i szykować się do wyjścia. Gdy zbyt szybko wstała, na moment straciła równowagę i przewróciłaby się gdyby nie szybka reakcja Dracona.
- Może Cię odprowadzę. Wiesz
Granger, tak po przyjacielsku – zaśmiał się na widok jej zszokowanej miny. Zaraz
się wyprostowała odpychając od siebie jego dłonie.
- Łapy przy sobie. Dam radę.
Niech Cię o to głowa nie boli – obróciła się i już jej nie było. Zniknęła w tłumie bawiących się osób. Nawet nie zauważył, czy pożegnała się z tańczącymi
znajomymi czy udała się prosto do drzwi wejściowych. Dalej siedział przy
stoliku sam, zastanawiając się nad słowami dziewczyny. Czy z nią zawsze będzie
już jeden krok w przód i dwa wstecz? Ale czy nie jest to pierwszy raz, gdy mógł
postawić ten krok na przód? I nawet nie oberwał.
Szybko dopił swojego drinka i
kręcąc z uśmiechem głową wstał, by dołączyć do ogólnej zabawy.
Uwielbiam to opowiadanie. Tak bardzo mi się podoba ta historia, że aż sama zaczynam się zastanawiać nad tym, jak potoczy się to wszystko dalej. Masz mega wielkiego plusa u mnie za studia prawnicze. Nigdy o czymś takim nie czytałam, a wydaje mi się, że u Ciebie wyjdzie z tego coś naprawdę fajnego. Masz fajny, lekki język. Dzięki niemu nawet nie zawracałam aż tak wielkiej uwagi na błęby, które się pojawiały. Tzn. powiem Ci, że masz nieco problemy z interpunkcją, ale kto ich dzisiaj nie ma? Naprawdę miły tekst. Dodaję Cię do osób śledzonych i z niecierpliwością czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że Draco się uda, i że któregoś dnia to on będzie tym, który będzie całował Hermionę pod klubem. Życzę Ci powodzenia!
OdpowiedzUsuńPoem
http://poemsfanfictions.blogspot.com
Ojej dziękuję za cudowny długi komentarz! Jest mi bardzo bardzo miło to czytać :) Cieszę się, że Ci się podoba, bo trochę brakuje mi wiary w wartość tego co piszę.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o interpunkcję, to rzeczywiście jest to moja pięta Achillesowa. Nie wiem, może warto byłoby rozejrzeć się za betą...
Jeśli chodzi o opowiadanie, to już sam prolog pokazuje, że nie będzie to jedna z tych słodkich historii, a raczej taka trochę zagmatwana i pełna przeciwności losu. I jeszcze sama nie wiem jak się skończy :P
Jeszcze raz bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że uda mi się dodać następny rozdział za dwa tygodnie.
A w środę będzie takie coś z innej beczki :)
Napisałam komentarz i się usunął...,ale nie dam się i pisze jeszcze raz. Opowiadanie mnie zachwyciło, już chcę nowy rozdział. No cóż bywam niecierpliwa jeżeli coś mi się podoba. Przekonałaś mnie do Dramione, którego akcja nie toczy się w Hogwarcie i dziękuję Ci za to. Interpunkcją się nie przejmuj, sama ma ten problem :) Cudownie bawisz się słowem, przemyśleniami bohaterów, opisami. Co najważniejsze rozdziały są długie, a to jest coś co kocham. Jednym słowem zakochałam się już w Twoim Dramione i nigdzie się nie wybieram. I nie waż się mówić, że brakuje Ci wiary bo masz wielki talent :D
OdpowiedzUsuńDziękuję! Bardzo mi miło :)
UsuńTo opowiadanie jest cudowne! Wciągnęło mnie jak mało które ostatnimi czasy. I kocham Cię za to, że piszesz tak długie rozdziały, które są w stanie w pełni nasycić biednego czytelnika (przynajmniej na jakiś czas...).
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to, że pierwsze dwa rozdziały poświęciłaś na "historie życia" Draco i Hermiony. To przemiłe wprowadzenie i mam po nich wrażenie, jakbym znała Twoich bohaterów na wylot. Oczywiście wprowadzenie Draco było cudowne, ale większe wrażenie zrobiło na mnie wprowadzenie Hermiony - to, jak najpierw zatroszczyła się o wszystkich, a nie o siebie, odkładając moment odnalezienia rodziców, to jak postanowiła zawalczyć o swoje marzenia, i to jak bardzo jest oddana Ronowi i idei miłości do niego, wyobrażając go sobie niczym księcia na białym koniu, choć, jak to się często w życiu zdarza, nie jest ani trochę idealny ;) Mam nadzieję, że będziesz się z nim cackać przez długie rozdziały, żeby na końcu spektakularnie go osamotnić :D
Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny, żebym mogła czytać jak najwięcej :D
Ignise, ignise.blogspot.com
A co do interpunkcji, najbardziej razi mnie w oczy, że w zdaniach pytających pojawia się kropka. Psuje wymowę zdania! ;)
UsuńDziękuję, miło się czyta takie komentarze!
UsuńWena jest, tylko brakuje czasu, by spisać pomysły...
A i dzięki za info o tych zdaniach pytających, postaram się zwracać większą uwagę :)