Czarną noc rozświetlał
wszechobecny śnieg odbijający żółte światło ulicznych lamp rozpraszając
ciemność bezksiężycowego nieba. Jasna poświata wpadająca przez okno kusiła by
wyjść na zewnątrz ogrzać się w jej cieple. Dziewczyna leżąca na łóżku westchnęła
głęboko wpatrując się w pełni rozbudzonymi oczami w cienie wędrujące po
podłodze. Nie zaśnie, była o tym przekonana. Przyspieszony rytm serca pompował
wypełnioną adrenaliną krew do wszystkich komórek jej ciała, więc jak miałoby
się to jej udać? Sięgnęła ręką do brzegu kołdry, by ją z siebie ściągnąć i
postawić bose stopy na miękkim dywaniku. Schyliła na moment głowę przymykając
powieki, wzięła kolejny głęboki wdech i powolny wydech. Otworzyła oczy i
podniosła się z posłania zmierzając w kierunku leżącego na fotelu szlafroka.
Gładziła przez chwilę jego miękki materiał, wciąż tonąc w swoich myślach.
Wyciągnęła rękę by dotknąć leżącej na stoliku szczelnie zapakowanej koperty ze
zdjęciami. Walczyła chwilę z pragnieniem dokładnego ich przeanalizowania,
jednak z głębi duszy wiedziała, że widok jego roześmianej twarzy niczego jej
nie ułatwi. Podniosła głowę i podeszła do drzwi balkonowych. Uniosła kąciki ust
widząc pokryte śniegiem dachy, parapety, drzewa i chodniki, skąpane w
przytłumionym świetle, co nasuwało jej na myśl krajobrazy spotykane na
pocztówkach. Szarpnęła klamką i przeszła przez ustępujące z cichym piskiem
drzwi balkonowe. Chłodne powietrze otuliło jej drobną sylwetkę oczyszczając
umysł. Odetchnęła jeszcze raz lekko się uśmiechając i założyła ręce na piersi.
Tak ciężko było jej zrozumieć
swoje własne uczucia. Czy Draco kiedykolwiek coś jej obiecywał? Czy dał jej
znać słowem lub gestem, że jest nią zainteresowany w romantyczny sposób? Nie,
nigdy. To słowa jej taty zasiały w niej to ziarenko niepewności. Do tego
niewybredne żarty chłopaka i jej własny głupi pomysł sprawiły, że to uczucie
zakiełkowało i zburzyło spokój jej duszy. Czy jednak jest to uczucie prawdziwe,
podstawne? Czy wyobraża sobie siebie u jego boku na dobre i złe? Zaśmiała się
na głos kręcąc głową. Zdecydowanie nie. To coś, jakby tego nie nazwać, było
zupełnie chwilowe, impuls, który pojawił się tak szybko jak znikł. Bo znikł,
prawda? Przeszukiwała swoje serce usilnie starając się ignorować powoli
wypełniające ją ukłucie żalu za czymś nowym, ekscytującym, co nigdy nie miało
prawa powstać. I jeszcze ta pusta dziewucha z klubu. Nigdy nie rozumiała
mężczyzn, więc dlaczego Draco miałby być wyjątkiem, ale chyba istnieją pewne
granice, prawda? Czy naprawdę podobają mu się takie dziewczyny czy może… może
chciał wysłać jej sygnał, że nie ma na co liczyć? Może wyciągnął złe wnioski z
jej durnej zagrywki? Tak czy inaczej musi być ze sobą zupełnie szczera. Nie
jest w stanie zaryzykować tej przyjaźni, ani swojego związku z Ronem przez
zupełnie irracjonalne, bezpodstawne mrzonki. Są przyjaciółmi, to wszystko. Jak
mogła choć przez chwilę myśleć, że mogłoby być inaczej?
No właśnie, Ron. Nagle poczuła
ogromne wyrzuty sumienia. Przez ostatni tydzień niezbyt często gościł w jej
myślach. Ten wyjazd ma na nią zdecydowanie zły wpływ. Pora wszystko
naprostować, poukładać do odpowiednich szufladek, przegonić wszystkie wilki w
owczych skórach. A zacznie od wysłania sowy do ukochanego. Z samego rana.
W tym momencie uświadomiła sobie,
że jej serce znów biło w normalnym rytmie. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo
przemarzła wciąż stojąc na balkonie w tę mroźną noc. Odwróciła skostniałe ciało
w kierunku pokoju i szybko zamknęła za sobą drzwi. Nie zdejmując okrycia
wskoczyła do swojego dużego ciepłego łóżka okrywając się szczelnie kołdrą.
Teraz mogła spokojnie zasnąć.
*
Zanim otworzył oczy następnego
ranka czuł rozrywający jego głowę ból. Jęknął cicho przekręcając się na brzuch
i badając lewą ręką zmiętą, zimną już pościel po drugiej stronie łóżka. Sam nie
wiedział jakie uczucie w nim teraz przeważało – czy ulga, że już jej nie ma czy
może złość, że zostawiła go bez słowa. Nagle jego palce natrafiły na gładką
taflę papieru w okolicach sąsiedniej poduszki. Szybko otworzył oczy unosząc się
trochę na ręce, drugą łapiąc kartkę i podtykając ją sobie pod nos. Co to niby
ma znaczyć? Wpatrywał się chwilę w rząd równych, kształtnych cyferek i napis
„Zadzwoń. Nikki”. Zadzwoń? Co niby miała na myśli?
- Dzień dobry Romeo – zaśmiał się
Nick wstając z fotela – widzę, że miałeś interesującą noc – podszedł do
blondyna i wyrwał mu kartkę z ręki. Wciąż zaspany chłopak wpatrywał się w
kolegę z zaskoczeniem, po czym znów opadł na poduszkę zasłaniając oczy dłonią.
- Uwierzysz jeśli Ci powiem, że
całą noc przegadaliśmy? – odpowiedział zachrypniętym głosem, odchrząkując
kilkakrotnie.
- Akurat co do tego to nie mam
wątpliwości. Zastanawiam się tylko w jakim języku – francuskim czy Braille’a –
zaśmiał się z własnego dowcipu rzucając liścik dziewczyny Draconowi na brzuch.
- Możesz mi powiedzieć skąd
wiedziała gdzie mnie znaleźć? I o co chodzi z tym cholernym dzwonieniem?
- Spytała mnie i nie miałem serca
jej odmawiać. Poza tym wyglądała na nieźle zdeterminowaną. Podobno zostawiłeś
ją na parkiecie, poszedłeś po Hermionę i razem wyszliście – usiadł na swoim
łóżku wpatrując się w kolegę, licząc na to, że zaraz usłyszy co tak naprawdę
się wydarzyło. Gdy nie doczekał się żadnej reakcji dodał – To numer jej
telefonu, takie mugolskie urządzenie by rozmawiać ze sobą na odległość. Coś jak
nasze patronusy, ale dużo szybsze.
- Skąd to wszystko wiesz? – Draco
usiadł by lepiej przyjrzeć się koledze.
- Kiedyś chodziłem z mugolką.
Żartowała, że muszę być czarodziejem, bo to co wyczyniam w sypialni to
prawdziwa magia – poruszał sugestywnie brwią uśmiechając się szeroko do własnych
wspomnień. – zbieraj się idziemy na śniadanie.
Szybki prysznic i fiolka pełna
przejrzyście niebieskiego eliksiru na kaca zaraz postawiły go na nogi. Gdy
piętnaście minut później weszli do hotelowej restauracji, Hermiona z burzą
brązowych loków spływających jej na ramiona siedziała już przy stoliku
zawzięcie skrobiąc piórem po leżącym przed nią pergaminie. Raz po raz
przerywała swoje zajęcie by lewą ręką wpakować sobie to ust widelec z
jajecznicą. Była tak pochłonięta pisaniem, że nawet nie zauważyła ich pojawienia
się.
Draco ściśnięty nagłym poczuciem
winy odwrócił od niej wzrok i złapał wolny talerz, by nałożyć sobie porcję
tostów i dwa jajka sadzone. Zamówił jeszcze kawę u przechodzącej kelnerki i
usiadł naprzeciwko przyjaciółki. Po chwili dołączył do nich Nick z wypełnionym
po brzegi talerzem, na którym brakowało chyba tylko dżemu i płatków
śniadaniowych z pośród proponowanych dań.
- Smacznego – zawołał jak zwykle
uśmiechnięty, pochłaniając już kawałek bekonu.
- Nie wiem gdzie Ty to mieścisz.
Masz sześć żołądków czy co? – spytał wciąż lekko struty blondyn skubiąc
niedbale swojego tosta.
- Śniadanie to najważniejszy
posiłek dnia. A Ty co taki skwaszony? Wydaje mi się, że akurat dziś powinieneś
tryskać dobrym humorem. Po takiej nocy… auuu – krzyknął, gdy poczuł mocne
kopnięcie w kostkę, wypluwając przy okazji kawałek kiełbaski. Schylił się by
rozetrzeć bolące miejsce, rzucając koledze groźne spojrzenie przymrużonymi
oczami. Dziewczyna zdawała się niczego nie zauważać, wciąż zaciekle pracując
nad treścią swojej notatki.
- Co tam tak piszesz? List do
mamusi? – spróbował zwrócić jej uwagę.
- List, tak, ale nie do mamy, do
niej już dzwoniłam – rzuciła nawet nie podnosząc wzroku.
- Dzwoniłaś? Czyli też masz ten
jak to było…? – spojrzał szybko na kolegę szukając u niego pomocy, ale ten nie
był w stanie mu podpowiedzieć z pełnymi ustami, więc tylko wzruszył ramionami –
telefon?
- Tak – pierwszy raz podniosła
głowę i spojrzała prosto w jego szare oczy – a skąd wiesz co to jest?
- Od Nicka. Pokażesz mi później
jak to działa? Podobno jest szybsze od patronusa i… czemu się śmiejesz? – nic
nie rozumiał, czy powiedział coś nie tak?
- Och bez powodu. Uważam tylko,
że trzeba dzisiejszy dzień zaznaczyć w kalendarzu na czerwono, jako dzień, w
którym arystokrata Draco Malfoy zainteresował się mugolskimi urządzeniami i
uznał, że są lepsze od czarów. Rozkręcasz się, najpierw aparat, teraz telefon.
Jak tak dalej pójdzie może jeszcze kupisz sobie telewizor – znów się zaśmiała
ironicznie, kończąc swoje śniadanie – a powiedz mi do kogo niby miałbyś
dzwonić?
- No to zależy. Jeśli dalej
będziesz sobie robić ze mnie jaja to na pewno nie do Ciebie. Ani słowa –
burknął jeszcze podirytowany w stronę zielonookiego kolegi, gdy ten podniósł
rękę starając się jednocześnie przełknąć.
- To powiesz w końcu do kogo ta
epopeja – spytał, gdy dziewczyna postawiła na pergaminie ostatnią kropkę,
odłożyła pióro i zwinęła papier w rulonik.
- Do Rona oczywiście. Musiałam mu
powiedzieć, że będę na święta w domu. A właśnie, spotkałam wczoraj w nocy
Tompsona i kazał Wam przekazać, że w piątek ma być ostateczny werdykt.
- Kiedy w nocy? Przecież
wracaliśmy razem – Draco zmarszczył czoło intensywnie próbując sobie
przypomnieć czy widział wykładowcę w drodze powrotnej z klubu.
- Później. Zeszłam do recepcji
po… coś i jak wracałam to wsiedliśmy razem do windy – spuściła wzrok. Nie
chciała wspominać o zdjęciach, bo chwilowo bała się je oglądać. Łatwiej było
udawać, że uwiecznione sytuacje w ogóle nie miały miejsca.
- To ciekawe – rzucił Nick
stukając palcem wskazującym po swojej górnej wardze. Gdy zyskał już ich
niepodzielną uwagę dodał – Jak wróciłem nad ranem to jego pokój był pusty.
Zameldowali go przecież naprzeciwko nas i jestem prawie pewien, że jego czytnik
się nie świecił.
- Musiało Ci się wydawać. Gdzie
miałby być, skoro Hermiona widziała jak wchodził do pokoju.
- Nie widziałam. Powiedziałam, że
wsiedliśmy razem do windy, ale gdy wysiadłam on pojechał dalej. Nie przyszło mi
do głowy spojrzeć, które piętro wcisnął. I jak tak o tym teraz myślę, to
rzeczywiście był jakiś dziwny.
- Dziwny? Jak masowy morderca
szukający alibi dziwny czy może ukrywał za sobą jakąś panienkę?
- No tak bo tylko te dwie opcje
wchodzą w grę. Nick ponosi Cię wyobraźnia. Był sam i nie zauważyłam śladów
krwi. Może po prostu ma tu kogoś znajomego. Nie musi się nam tłumaczyć.
- A nie wrócił na noc bo….
- A Ty czemu nie wróciłeś na noc
Sherlocku? Daj mu spokój. Już Wy powinniście najlepiej wiedzieć, że takie
rzeczy się zdarzają. A z tego co wiem, nie ma żony.
- Chyba rzeczywiście trzeba
zaznaczyć ten dzień w kalendarzu. Świat się kończy, Granger nie wie
wszystkiego. Otóż Tompson ma żonę i małego Tompsona juniora. Spotkałem ich
kiedyś na Pokątnej.
- Co takiego? Jesteś pewien? A to
parszywy drań! – krzyknęła dziewczyna uderzając pięścią w stolik –Wszystkich zdrajców
i oszustów od razu potraktowałabym avadą.
- Spokojnie Granger. Sama przed
chwila mówiłaś, że to może być zupełnie niewinne i…
- Jasne, niewinne. A ja go
lubiłam… – wstała wciąż wzburzona i zaczęła zbierać swoje rzeczy - Idę pożyczyć
sowę. Lepiej żeby mi się po drodze nie napatoczył… - i odeszła szybkim krokiem.
Zaskoczony Draco wymienił spojrzenia z kolegą i wrócili do swoich śniadań.
- Dobrze, że ją sobie odpuściłeś
– stwierdził Nick klepiąc ramię Dracona - Właściwie to i tak nie miałeś szans…
- Zajmij się lepiej jedzeniem, bo
zaraz wepchnę Ci je prosto do gardła – odpowiedział blondyn odrzucając rękę
kolegi.
*
Ostatni tydzień w Nowym Jorku
minął im na radosnych przyjacielskich przepychankach. Spędzali razem każdą
wolną chwilę i mogli zgodnie stwierdzić, że nigdy wcześniej nie czuli się
lepiej w swoim towarzystwie. Zwariowany, początkowo lekko odstający od reszty
Nick, szturmem zdobył sympatię pozostałej dwójki swoim rozbrajającym poczuciem
humoru. Draco ze swoimi ciętymi ripostami, arystokratycznymi manierami
doprowadzającymi zielonookiego do łez i nagłym zainteresowaniem mugolskimi
nowinkami technologicznymi sprawiał, że nie sposób było się przy nim nudzić.
Przy tej szalonej dwójce Hermiona się rozluźniła i ze zdziwieniem zauważyła, że
dużo częściej się uśmiecha. Ostatnie wydarzenia między nią a blondynem
skutecznie oczyściły atmosferę i pozwoliły im bez niezręczności i skrępowania
cieszyć się swoim towarzystwem. Poza wspólną zabawą, tworzyli także zgrany
zespół naukowy. Szatynka była nawet w stanie zaufać kolegom na tyle by
rozdzielić między nich część materiału do opracowania, zamiast robić wszystko
samej, tak jak do tej pory.
Teraz, gdy siedzieli u chłopców w
pokoju, w ten ich ostatni wieczór przed powrotem do domu, świętując zakończenie
procesu, było im trochę szkoda, że ta przygoda już się kończyła. Ogrzewali się w
blasku kominka obserwując gorące języki ognia wędrujące po żarzących się polanach
i popijając schłodzone białe wino.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że
Bertie Bott przegrał. Chyba nie mam wyjścia i muszę przyznać, że kolejny raz
miałaś rację – uniósł swój kieliszek w geście toastu i przyłożył jego brzeg do
ust.
- Widać czarodzieje wcale się tak
bardzo nie różnią od mugoli. Ale nic się nie martw zawsze możesz mnie prosić o
konsultacje jak już będziesz tą wielką szychą we francuskim ministerstwie.
- Najwyżej zatrudnię Cię jako
moją asystentkę. Umiesz parzyć kawę? – roześmiał się widząc jej otwartą z
zaskoczenia buzię – Miałbym najlepiej napisane raporty w całym ministerstwie,
ale nie wiem jak długo bym zniósł ten ciągły jazgot „O Merlinie, deadline za
dwa tygodnie a ja mam napisane tylko 15 stron” – Nick parsknął śmiechem
rozpryskując w koło swoje wino, słysząc Dracona udającego głos Hermiony, a
dziewczyna tylko pokiwała głową z pobłażaniem.
- Dziękuję za propozycję, ale nie
planuję opuszczać Anglii. Mimo to dobrze wiedzieć, że nie muszę się martwić
bezrobociem i mam u Ciebie pewną posadkę. Ale to taka odległa przyszłość,
powiedzcie lepiej jakie macie plany na święta i sylwestra.
- Ja pewnie jak co roku pojadę do
rodziny do Aberdeen, a w sylwestra moja kuzynka wychodzi za mąż więc nie mam
dylematu, a Wy?
- Święta w Malfoy Manor, matka mi
zapowiedziała, że nie przyjmuje do wiadomości, że mogłoby być inaczej. Pewnie
ciotka Andromeda przyjdzie z Teddym. Ciągle ciężko mi się do tego przyzwyczaić.
- Pogodziły się? To super. W
końcu obie straciły rodzinę, więc… przepraszam nie powinnam poruszać tego
tematu…
- W porządku. Sam zacząłem. A Ty
jakie masz plany? Święta w Dziurze?
- Norze! Nie wiem, wigilię spędzę
pewnie z rodzicami, może później pojadę do Rona. A sylwester u Harry’ego, jak
co roku. Może do nas dołączysz?
- Jasne, dawno nie czułem się jak
piąte koło, no i Twój narzeczony chyba nie byłby zachwycony.
- Nie przejmuj się Ronem,
przecież nie będziesz siedzieć sam w domu.
- A kto powiedział, że będę
siedzieć sam. Pójdę do Blaise’a, podobno Teo wrócił do kraju, może Pan będzie.
Posiedzimy, napijemy się, powspominamy stare dobre czasy – skrzywił się lekko i
spuścił głowę, ze wzrokiem utkwionym w swoim lewym przedramieniu.
- Draco… - zaczęła z zatroskana
miną, wyciągnęła rękę i położyła dłoń na jego barku.
- Och dość tych smutów. To nasz
ostatni taki wieczór. Draco szukaj jakiegoś alkoholu bo butelka pusta, ja tu
Was ukulturalnię – powiedział włączając radio – a Ty Hermiono, powiedz mi
kochanie, jakie znasz mugolskie gry towarzyskie…
*
Następnego ranka zaraz po
śniadaniu cała trójka razem dr Tompsonem wróciła do rodzimej Anglii. Hermiona
pożegnała się szybko z chłopakami obejmując każdego po kolei, całując w
policzek i życząc wesołych świąt. Następnie udała się do domu, gdzie już
czekali na nią rodzice.
Odprowadził ją wzrokiem, aż
zniknęła za rogiem, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu. Miał mieszane
uczucia. Sam nie wiedział, czy przez ten wyjazd, który miał być tak wielką i
niepowtarzalną szansą, więcej zyskał czy stracił. Ich relacja zatoczyła koło i
wróciła do punktu wyjścia, ale czy na pewno? Nie do końca. Ich przyjaźń
niepodważalnie się umocniła, ale nigdy nie był bardziej przekonany, że tak już
zostanie. Nie zostało mu nic innego jak cieszyć się tym co ma i patrzeć jak
dziewczyna jego snów spędza życie z innym.
Podniósł swoją walizkę i chwilę
po tym jak poczuł znajomy ucisk w okolicy żołądka, stał już przed drzwiami
swojego mieszkania. Nie miał ochoty
siedzieć sam wśród czterech ścian. Szybko wziął prysznic i przepakował walizkę.
Następne kilka dni miał spędzić z mamą, ale nie mógł sobie odmówić pewnego
świątecznego akcentu na rozweselenie swojego lokum. Machnął kilka razy różdżką
szepcząc proste zaklęcia i po chwili w kącie salonu stała mała żywa jodła w
samouzupełniającej się wodą doniczce, a na niej migotały kolorowe światełka. Od
razu lepiej. Rozejrzał się jeszcze po mieszkaniu starając się zostawić je w jak
najlepszym stanie. Niczego tak nie cierpiał jak bałaganu. Wszystko musiało być
zawsze na swoim miejscu, narzuta równo rozłożona na sofie, blaty kuchenne
czyste i puste, lśniąca podłoga. Całe szczęście, że był czarodziejem i
wystarczyło jedno zaklęcie, inaczej musiałby zatrudnić jakąś pomoc.
Sięgnął do klamki i otworzył
drzwi, gdy usłyszał energiczne stukanie w szybę sąsiedniego pokoju. Położył
walizkę pod drzwiami i wyszedł do sypialni, sprawdzić co powoduje ten stukot.
Na parapecie za oknem siedziała mała śnieżnobiała sówka z niewielką paczuszką
przywiązaną do jej nóżki. Otworzył szybko okno i wpuścił zwierzę do środka.
Sowa zadowolona z wykonania swojego pierwszego poważnego zlecenia zahuczała
radośnie i cierpliwie znosiła szamotanie się chłopaka ze sznurkiem. Gdy
przesyłka znalazła się już w rękach odbiorcy wzbiła się w powietrze i łapiąc w
locie leżące na talerzyku sowie ciastko wyfrunęła na zewnątrz.
Draco widząc znajome pismo szybko
rozwinął opakowanie, w którym znalazł list i zapakowane w kolorowy świąteczny
papier pudełeczko. Sięgnął po kopertę, spodziewając się pierwszych w tym roku
świątecznych życzeń.
„Witaj Draco,
Mimo, że nie doczekałam się
odpowiedzi na zaproszenie na święta, domyślam się, że i w tym roku spędzisz je
w Malfoy Manor. Trudno, może innym razem uda mi się Cię namówić…
Chciałabym złożyć Ci
najserdeczniejsze życzenia wesołych, rodzinnych świąt, szalonej zabawy
sylwestrowej w doborowym towarzystwie oraz szczęśliwego Nowego Roku!
Mandy (moja nowa sówka) powinna
dostarczyć Ci także prezent ode mnie. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
A teraz wracając do moich życzeń
i tego doborowego towarzystwa to serdecznie zapraszam Cię do mnie na sylwestra.
Urządzam małą imprezę i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu! Kilka dni w
pięknym, dla odmiany, mieście na pewno Ci nie zaszkodzi. Poza tym obiecałeś mi
to!
Rodzice dołączają się do życzeń i
zaproszenia.
Do szybkiego zobaczenia
Tęsknię!
S.”
Cała Sofie. Uśmiechnął się i
odłożył list na regał, by sięgnąć po paczuszkę. W jej wnętrzu znalazł
szwajcarski tytanowy zegarek z elegancką sportową bransoletą. Przyglądał się
przez chwilę tarczy zegarka o kilku wskazówkach i mnóstwie rozmaitych cyferek i
wskaźników. Stuknął w niego kilka razy różdżką by odkryć jego magiczne
właściwości jednak nic się nie wydarzyło. Najwidoczniej zegarek był najzwyczajniej
w świecie mugolski, do tego źle ustawiony! Ewidentnie późnił się o godzinę. Dopiero
po chwili uświadomił sobie, że działa poprawnie. Po prostu ustawiony jest na
czas paryski. No tak, Sofie i te jej gadżety. Założył prezent na rękę i poszedł
po walizkę wciąż analizując jej zaproszenie na sylwestra. Ma jeszcze kilka dni
na zastanowienie.
Gdy zamknął za sobą za sobą wrota
Malfoy Manor przywitała go chłodna i mroczna cisza. Co prawda wiele się tu
zmieniło od czasów, gdy jego rodzinna posiadłość stanowiła siedzibę Czarnego
Pana, ale dla niego to miejsce było świadkiem zbyt dużej ilości zła, by zwykły
remont i rozjaśnienie wnętrz wystarczyło, aby nadać mu ciepła i przyjaznej
atmosfery. Niezauważony przez nikogo szybko wspiął się po schodach na pierwsze
piętro i udał się do swojej sypialni z dzieciństwa. Tu niewiele się zmieniło.
Na ścianach wciąż panowała zieleń, mimo, że już nie tak ciemna i
przygnębiająca. Na podłodze leżał puszysty dywan w odcieniu szmaragdów a jego
łoże z czterema kolumienkami otulone zostało jadowicie zieloną, gładką,
jedwabną narzutą z wyhaftowanym srebrnym smokiem. Pamiętał ile razy kłócił się
o niego ze swoim ojcem, który rozkazał by na każdej narzucie był wąż. Do tej
pory czuje ból chłosty jaką dostał od niego, gdy którychś wakacji transmutował
węża w smoka. Widać matka chciała sprawić mu radość, bo odkąd powrócił do
Londynu w ubiegłym roku smok nie znikał z jego pokoju.
Odłożył walizkę i usiadł w fotelu
stojącym w pobliżu wygaszonego kominka. No tak, nie powiedział nikomu, że
wraca. Wyciągnął z kieszeni różdżkę i wypowiedział zaklęcie, a po chwili poczuł
ciepło bijące od rozpalonych kawałków drewna. Zapatrzył się w płomienie na
tyle, że nie usłyszał cichego pukania do swoich drzwi.
- Draco? – wyrwany ze swoich
myśli odwrócił się w kierunku tego tak dobrze znanego mu głosu.
- Mamo, skąd wiedziałaś, że już
jestem? - spytał podchodząc do matki i całując jej policzek.
- Jaskier widziała jak
wchodziłeś. Zejdziesz na dół? Zaraz będzie obiad. Dromeda z Teddym też już są.
Proszę bądź dla nich miły – dodała zamykając drzwi.
- Mamo! – nawet jego własna matka
nie wierzyła w jego przemianę na tyle, by oszczędzić sobie tego przypomnienia.
Jak więc ma liczyć na to, że obcy ludzie kiedykolwiek zaczną mu ufać.
Pokręcił głową zrezygnowany i
zszedł za matką do salonu. Na kanapie w centralnej jego części zobaczył dwie
kobiety na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie nie podobne. Jego matka –
blondynka o bladoniebieskiech oczach, ciotka szatynka o ciemnych brązowych, tak
podobna do znienawidzonej, bezwzględnej ciotki Belli. Słysząc jego kroki
odwróciła się i zatopiła niepewne spojrzenie w jego oczach. Czyżby bała się
jego reakcji? Pamiętał jak szybko uciekła w zeszłym roku tłumacząc się
obowiązkami i wcześniejszymi zobowiązaniami. Wtedy był w zbyt wielkim szoku by
ją powstrzymać, ale teraz nie dopuści do tego by tak szybko znikła. Ukłonił się
lekko i szybko pokonał dzielącą ich odległość. Pochylił się nad zaskoczoną
kobietą i złożył na jej policzku pocałunek, podobnie jak uczynił nieco
wcześniej witając się ze swoją matką. Nie mógł nie zauważyć wykwitających na
jej policzkach rumieńców towarzyszących delikatnemu uśmiechowi.
- Witaj ciociu. Mam nadzieję, że
u cioci wszystko dobrze – skinęła mu twierdząco wciąż zarumieniona, a jej
siostra wyraźnie szczęśliwa złapała ją za rękę. – A gdzie Teddy? Mam dla niego
mały prezent, w końcu Mikołaj przyjdzie dopiero jutro… – spytał rozglądając się
po pokoju, gdy nagle zauważył małego chłopca leżącego na podłodze przy samej
choince, zawzięcie rysującego coś kredkami na rozłożonych kartkach. Na dźwięk
swojego imienia podniósł głowę, zawstydzony zerwał się na nogi i podbiegł do
babci, by się za nią schować.
- Nie bój się Teddy. To jest
wujek Draco. Pamiętasz go? – około pięcioletni chłopiec stanął posłusznie przed
swoim wujkiem wpatrując się uparcie w podłogę.
- To dla Ciebie. Mam nadzieję, że lubisz –
powiedział blondyn niepewnie. Nigdy nie miał nic do czynienia z dziećmi i nie
wiedział jak ma się przy nich zachowywać. Jednak gdy tylko chłopiec zauważył
słodycze natychmiast jego buzia się rozpromieniła a krótkie włosy zmieniły
kolor na jasny blond.
- Cukierki! Mogę babciu mogę, mogę? – zaczął
podskakiwać jednocześnie szarpiąc opakowanie fasolek wszystkich smaków Bertiego
Botta.
- Oczywiście Kochanie, ale
najpierw podziękuj wujkowi.
- Dziękuję wujku Draco. Chodź
namaluję Cię. Chcesz? – z buzią pełną cukierków złapał Dracona za rękaw i
zaczął go ciągnąć w kierunku rozłożonych pod przystrojoną choinką kredek.
*
Gdy otworzyła oczy w
Bożonarodzeniowy poranek u stóp jej łóżka leżało kilka paczek z prezentami.
Szczęśliwa niczym dziecko wyskoczyła z łóżka by zacząć je przeglądać. W
pierwszej paczuszce znalazła gruby tom „Najbardziej ekscytujących i
zaskakujących werdyktów XX wieku” prezent od Harry’ego i Ginny, a od Rona
dostała przepiękne kolczyki. Będą idealnie pasować do tej czarnej sukni, którą
planowała założyć na dzisiejszy wieczór. Tak strasznie stęskniła się za swoim
chłopakiem, że nie mogła się doczekać aż go w końcu zobaczy. Zdecydowała się
pojechać do Nory na cały tydzień aż do sylwestra, kiedy to razem z przyszłym
państwem Potter przeniosą się na Grimmauld Place. Będzie jak za starych dobrych
czasów, poza tym, że teraz są dorośli, poważniejsi, na progu ważnych, wiążących
na całe życie, decyzji.
Złapała następną dużą paczkę i
rozerwała papier, wciąż błądząc myślami przy przyjaciołach czekających na nią w
rodzinnym domu Weasley’ów. Gdy bliżej przyjrzała się na wpół rozpakowanemu
prezentowi na chwilę zamarła. Jednym szarpnięciem zdarła resztę opakowania i
wpatrywała się w niego oniemiała. Na pięknym, dużym obrazie była ona sama.
Początkowo zamyślona wpatrywała się w dal z blaskiem ognia odbijającym się w
jej oczach, by po chwili odwrócić się i roześmiać na widok osoby robiącej
zdjęcie. Bo to przecież było oprawione w zdobioną ramę zdjęcie. Doskonale
pamiętała, jak któregoś z ostatnich dni wyjazdu razem z Draco nie rozstawali
się ze swoimi aparatami, by uwiecznić jak najwięcej chwil. To musi być jedno z
jego zdjęć. Położyła ostrożnie obraz na łóżku i sięgnęła do podartego papieru w
poszukiwaniu dołączonej kartki. Drżącymi rękami otworzyła małą kopertkę i
przeczytała kilka słów znajdujących się na umieszczonej w niej karteczce. Przytuliła
ją mocno do piersi i spojrzała znów na obraz. Była na nim taka szczęśliwa, spokojna.
Dawno tak dobrze się nie czuła. Nawet teraz na sam jego widok uśmiech sam
występował na jej twarz. Machnęła różdżką przytwierdzając obraz do ściany na
wprost łózka. Była pewna, że będzie w stanie poprawić jej humor, gdy będzie
tego potrzebowała.
Ciekawe czy Draco i Nick już
rozpakowali prezenty od niej. Ona również podarowała im zdjęcia. Takie samo
stało teraz na półce u niej w pokoju. Ich trójka ostatniego dnia rozprawy na
sali sądowej. Nick wyprostowany i dumny jakby właśnie wygrał swój pierwszy proces,
Draco roześmiany poprawiał opadającą mu na oczy jasna grzywkę, a ona stała
między nimi przejęta do granic możliwości. To było dokładnie to o czym marzyła.
Ta atmosfera, to miejsce, czego można chcieć więcej.
*
Poczuł szarpnięcie w okolicy pępka, a gdy
otworzył oczy w koło było pełno drzew. Teraz odarte z liści nadawały temu
miejscu złowieszczy charakter żywcem wyjęty z horrorów. Przeszedł parę kroków
wydeptaną przez lata ścieżką, minął gęstwinę porastających okolicę dziko
rosnących krzewów róży i borówki aż wreszcie dotarł do rozłożystego dębu. Już
blisko. Dobrze pamiętał, że teraz musi skręcić w lewo i wejść na szczyt
wzgórza. Pokonywał już tę trasę wiele razy w ciągu ostatnich paru lat. Jednak
widok za każdym razem tak samo zapierał mu dech w piersiach. Na szczycie bowiem
wznosiła się piękna nowoczesna posiadłość Clairów. Elegancka, beżowa elewacja
zdobiona białymi drewnianymi okiennicami doskonale wkomponowywała się w gęsty
las naokoło willi. Wysokie kamienne ogrodzenie z metalową zdobioną bramą
skutecznie odstraszało każdego potencjalnego złodzieja, który zdołałby tu
dotrzeć. Jednak nie ta okazała posiadłość sprawiała w tym wszystkim najlepsze
wrażenie. To widok wzbudzał największy zachwyt. Cała ściana willi wychodząca na
Paryż była przeszklona, by móc podziwiać panoramę miasta z wieżą Eiffela w
centralnej jego części. Draco uśmiechnął się chłonąc ten przepiękny widok, by
zaraz odwrócić się do ekraniku w furtce i nacisnąć guzik. Gdy został już
wpuszczony do środka a wystrojony w czarna elegancja liberie lokaj zamknął za
nim drzwi dostrzegł zbiegającą po schodach czarnowłosą dziewczynę. Odbiła się
od ostatniego stopnia i z uśmiechem na ustach rzuciła mu na szyje, tuląc go do
siebie z całej siły.
- Draco. Tak za Toba tęskniłam! -
chłopak objął ją mocno w pasie wtykając nos w zagłębienie jej szyi. W tym
momencie poczuł jak spływa z niego cały stres i wątpliwości związane z
przyjazdem tutaj.
- Ja też Sofie, ja też.
- Chodź na górę. Niedługo przyjdą
goście a jeszcze nic nie przygotowane - wypuściła go z objęć by złapać
jego dłoń i zacząć ciągnąć w kierunku schodów.
- Zaczekaj – zaśmiał się pod
nosem. Że też zawsze musi być taka niecierpliwa. - Są Twoi rodzice? Powinienem
się przywitać - wyjaśnił widząc jej zniesmaczoną minę. Wskazała palcem drogę
prowadzącą do salonu, a gdy chłopak poszedł we wskazanym kierunku podążyła za
nim ze spuszczoną głową spodziewając się najgorszego.
Sofie, tak samo jak Draco, była
jedynaczką dlatego rodzice pozwalali jej prawie na wszystko, włącznie z urządzaniem
hucznych imprez. Bez ich nadzoru oczywiście. W końcu była już dorosła. Sami
wychodzili na dzisiejszą imprezę do pałacu prezydenckiego. Inessa Claire wysoka,
szczupła, czarnowłosa kobieta o nieprzeciętnej urodzie była znaną w kręgach
projektantką mody. Natomiast Phillippe Claire pełnił rolę niecodzienna. Ten
lekko łysiejący już mężczyzna o brązowych oczach był mugolskim premierem, a
poza tym był także vice ministrem magii. Ta podwójna rola zapewniała magicznej
stronie pełen podgląd niemagicznej części Francji i świata co było ogromnym
sukcesem tutejszych czarodziejów.
Gdy Draco wszedł do salonu zastał
rodziców koleżanki siedzących sofie i oglądających wiadomości w telewizji. Gdy
jednak zauważyli gościa wyłączyli urządzenie zwracając się w jego kierunku.
- Dzień dobry. Chciałem się tylko
przywitać i podziękować za zaproszenie - pocałował Inessę w dłoń by zaraz wręczyć
jej wyczarowany przez siebie bukiet herbacianych róż, które uwielbiała. Następnie
podał dłoń panu domu.
- Milo Cię widzieć chłopcze. Usiądź
proszę. Napijesz się noworocznego drinka ze starym prykiem?
- Tato! Draco idziemy... - nie
dane jej było dokończyć gdyż jej ojciec podniósł dłoń skutecznie jej przerywając
i wskazał im fotel po swojej prawej stronie. Chłopak posłusznie na nim usiadł
a niezadowolona dziewczyna oparła się o jego brzeg.
- Dawno Cię u nas nie było. Co
teraz porabiasz?
- Studiuję w Londynie i pracuję
tymczasowo w tamtejszym ministerstwie. Jeszcze półtora roku i wracam do Paryża
na stałe - powiedział biorąc łyk najlepszej szkockiej whisky jakiej w życiu
kosztował.
- Mam nadzieję, bo nasza Sofie całkiem
uschnie z tęsknoty za Tobą. Gdybyś tylko ją widział....
- Mamo! Chyba musicie się zbierać,
nie wypada się spóźnić na bal u prezydenta. A my też mamy jeszcze sporo roboty –
szarpnęła zaskoczonego chłopaka i szybkim krokiem wyszła z salonu ciągnąc go za sobą. Purpurowa na twarzy nie
odezwała się ani słowem aż dotarli do jej pokoju na drugim piętrze. Chociaż pokój
to zdecydowanie za mało powiedziane. Był to raczej apartament składający się z
przestronnej sypialni, łazienki i ogromnego pokoju dziennego z przylegającym tarasem
wychodzącym na Paryż.
Na środku pokoju leżały torby
wypchane najróżniejszymi świecidełkami i dekoracjami sylwestrowymi. Bez zbędnych
wstępów zaczęli dekorować jej małe mieszkanie w balony, serpentyny i różnokolorowe
girlandy. W kącie pokoju zorganizowali barek i szwedzki stół z przekąskami. A po
skończeniu przygotowań, zaopatrzeni w kolorowe drinki usiedli na dużym skórzanym
narożniku podziwiając swoje dzieło.
- To może powiesz mi co porabiałeś
przez ostanie pół roku, że nie miałeś czasu mnie odwiedzić?
- Wiesz, studia, praca, a
ostatnie dwa tygodnie przed świętami byłem na rozprawie w Nowym Jorku. Taka
nagroda.
- Super! Rozumiem, że Ci się
podobało?
- Jasne. Wiele się nauczyłem –
powiedział cicho zwieszając smutno głowę.
- Coś nie tak?
- Skąd. Powiedz lepiej co u
Ciebie? Udało się w końcu z tą pracą? - szybko zmienił temat a ona nie ciągnęła go za język. Za to ją uwielbiał. Wiedziała
kiedy odpuścić.
- Tak sobie. Od czasu do czasu
robię za asystentkę taty czy modelkę dla mamy. Nic wielkiego, ale chociaż mi
nie trują nic o darmozjadach – roześmiała się krzywo po chwili cichnąc. – Ale przynajmniej
mogę z nimi chodzić na te wszystkie przyjęcia i bale.
- Cała Ty. Pewnie czujesz się tam
jak ryba w wodzie - uśmiechnął się przekręcając głowę by mógł się jej lepiej
przyjrzeć, a dziewczyna podciągnęła nogę na kanapę by na niej usiąść.
- Żebyś wiedział. Do tego poznaję
wielu interesujących ludzi.
- Na pewno. Któryś z nich już
skradł Twoje serce? - spytał dla żartu, ale nie mógł udawać, że ta nagła myśl
nie wzbudziła w nim pewnego rodzaju strachu. Czy rzeczywiście był aż takim hipokrytą? Nie chciał z nią
być, ale też ciężko było mu z myślą, że może być z kimś innym?
- Och już dawno. W końcu córeczka
Clairów to nie lada partia - zaśmiała się wystawiając mu język jak mała dziewczynka.
Była taka radosna i energiczna. Nie sposób było się z nią nudzić. Miedzy innymi
za to ją uwielbiał. Jednak nigdy nie wiedział kiedy żartuje a kiedy jest poważna.
Tak było i w tym momencie.
Już miał coś odpowiedzieć, gdy
przerwał im odgłos kroków na schodach a po chwili do salonu wpadło kilka obcych
mu osób.
- Gdzie ta impreza? To sylwester
czy stypa? Dawać jakąś muzykę!
*
Nie miał pojęcia, która może być
godzina. Zabawa trwała od dobrych paru godzin a on czuł już znajomy szum w głowie
od nadmiaru promili krążących w jego krwi. Wciąż powiększający się tłum spośród,
którego znał tylko gospodynię powoli zaczynał go irytować. Co to w ogóle za ludzie?
Rozwrzeszczani, bełkoczący po pijaku podwórkową łaciną, robiący z siebie pośmiewisko.
Dlaczego Sofie się z nimi zadaje? Obserwował ją właśnie jak kolejny raz tańczy
z tym bucem Benem, czy jak mu tam. Nie był zazdrosny. Bo czy miał do tego
prawo? Przecież nigdy nie byli parą. Mimo to, ciężko było mu się powstrzymywać,
by nie odkleić od niej jego brudnych łap i nie przywalić mu jakimś wymyślnym zaklęciem.
Tyle że magia nie wchodziła w grę. Większość obecnych tu osób to mugole nie zdający
sobie sprawy z istnienia magii i tak miało pozostać. Ostatni raz spojrzał jak
roześmiana brunetka szepcze coś do ucha tańczącego z nią chłopaka. Odwrócił się
i ze szklanką pełną whisky wyszedł na taras.
Na szczęście tu było niewiele osób.
Poza zajętą sobą parą w kącie, był tu właściwie zupełnie sam. Podszedł do barierki
i oparł się o nią przedramionami podziwiając taniec świateł w oddali oraz potężny
promień z wieży okrążający miasto raz po raz. Pociągnął kolejny spory łyk
napoju, gdy zorientował się, że ma towarzystwo.
- Chyba nie bawisz się najlepiej
- zarumieniona Francuzka oparła się obok niego, próbując palcami ujarzmić
potargane po szalonym tańcu włosy.
- Nie znam tu nikogo. A wiesz, że
potrzebuję trochę czasu, by odnaleźć się w obcym towarzystwie. Myślałem, że
zaprosisz kogoś od nas ze studiów. Co to właściwie za ludzie?
- Znajomi z pracy. Właściwie to zapraszam
ich tylko po to, by mnie polubili i nie gadali, że mamusia i tatuś muszą mi załatwiać
pracę – zamknęła oczy łapiąc się za głowę, a następnie potrząsnęła nią i
spojrzała na blondyna mętnym wzrokiem. Draco przez chwilę zastanawiał się czy
już osiągnęła stan, w którym powinien położyć ją spać, jako troskliwy
przyjaciel.
- Kupujesz ich przyjaźń –
zdecydował jednak pociągnąć tę rozmowę. Nie chciał by teraz odchodziła. Był
zbyt pijany by dłużej tłumić w sobie tak długo skrywane emocje, a ona zrozumie.
Do tego jest w takim stanie, że istnieje szansa, że jutro i tak nic z tego nie
będzie pamiętać.
- Trochę tak - skrzywiła się spuszczając
głowę - powiesz mi w końcu co się stało? Cały dzień jesteś taki smutny.
- W końcu to do mnie dotarło -
spojrzał dziewczynie w oczy, jednak nie odnalazł w nich żadnej odpowiedzi, a
raczej więcej pytań - Nie chcę wracać do pustego mieszkania, siedzieć z ognistą
przed kominkiem i nie mieć komu opowiedzieć o swoich zmartwieniach i radościach.
Nie chcę dłużej być sam i nie chcę czekać w nieskończoność na coś co się może
nigdy nie wydarzyć, czy to tak źle? - zamknął oczy i oparł czoło o zimną
mahoniową poręcz.
- Draco, ja... - usłyszał
niepewny, lekko drżący głos przyjaciółki. Podniósł się szybko, odwrócił w jej stronę
i zamknął jej drobną, delikatną dłoń w swoje blade i zimne.
- Źle mnie zrozumiałaś. Nie
oczekuję, że Ty... Widziałem Cię z Benem. Życzę Ci jak najlepiej i mam nadzieję,
że nic nie stanie na drodze naszej przyjaźni.
- Draco, założę się, że każda
dziewczyna zrobiłaby wszystko byś chociaż na nią spojrzał i pewnie już masz kolejkę
kandydatek na dziewczynę...
- Nie mam żadnej - zrezygnowany
odwrócił się od widoku jej pięknych oczu przypominających mu o tej jednej, dla
której tak wiele był gotów poświęcić i spojrzał przez przeszkloną szybę na bawiący
się tłum - ciężko znaleźć kogoś odpowiedniego, a bycie z kimkolwiek jest nie
fair dla każdej ze stron.
- Draco - krzyknęła ostro, łapiąc go za brodę i obracając w swoją stronę
– Daj mi wreszcie skończyć. Ben jest gejem jeśli nie zauważyłeś. A ja, ja wciąż
czekam aż będziesz gotowy by...
- Nic nie mów - położył jej palec
wskazujący na ustach uniemożliwiając wypowiedzenie kolejnego słowa - za pół
roku wracam do Paryża na całe lato. Do tego czasu zastanów się, oboje się
zastanowimy czy tego właśnie chcemy. Wtedy dokończymy tę rozmowę. Dobrze?
Stała oniemiała wpatrując się w
jego cudowne, przeszywające ją na wskroś, platynowe oczy. Kiwnęła głową, wciąż
nie mogąc uwierzyć, że to wszystko jej się nie śni. Że jej gorące prośby i
modlitwy w końcu zostały wysłuchane. Jak przez dźwiękoszczelną szybę, kątem oka
widziała wybiegający na taras tłum ludzi odliczający głośno od dziesięciu do
zera, by wybuchnąć na koniec szaloną radością uścisków i pocałunków. Nie
poruszyła się nawet, gdy poczuła jego gorące usta ma swoim czole, a później
otaczające ją silne męskie ramiona. Wiedziała, że przez pół roku może się wiele
zdarzyć. Że przez ten czas jego nagła chandra może minąć i będzie żałować
nieopacznie wypowiedzianych słów. Wiedziała też jedno - zrobi wszystko, by nie
stracić tej szansy.
___________
Po trudach i znojach dodaję kolejny rozdział.
Kiedy następny? To zależy czy wena wróci...
Ktoś chętny by poprawić mi humor?
N.
___________
Po trudach i znojach dodaję kolejny rozdział.
Kiedy następny? To zależy czy wena wróci...
Ktoś chętny by poprawić mi humor?
N.