- Już jesteśmy – obudził ją jego delikatny szept tuż
przy płatku ucha. Jeszcze zanim otworzyła oczy poczuła jak ostrożnie
pocałował czubek jej nosa. Uśmiechnęła
się przepełniona błogim uczuciem szczęścia.
Gdy wysiadła z samochodu otulił
ją
powiew chłodnego, lipcowego powietrza. Nie było jej to jednak
w stanie zepsuć tego dnia. Przeciwnie, rozbudzona będzie w stanie
cieszyć się nim dłużej.
Mocno przytuliła się do towarzyszącego jej
blondyna zmierzając w kierunku bramy. Wszystkie okna budynku zasunięte
były
roletami, ale miała nadzieję, że jej rodzice już śpią.
W końcu było już dawno po północy. Wyciągnęła
rękę
w kierunku tabliczki numerycznej by wstukać kod, ale Draco ją ubiegł.
Zgrabnie wklikał odpowiednie cyfry i otworzył przed nią furtkę a następnie drzwi do jej rodzinnego domu. To było
takie naturalne, zwyczajne a wciąż wzbudzało w niej ciepły dreszcz
rozkoszy. Draco właściwie u niej mieszkał przez ostatni miesiąc.
W swoim mieszkaniu pojawiał się jedynie by zabrać kolejne swoje
rzeczy. Całe szczęście, że jej rodzice dość szybko
zgodzili się na nowego domownika. Najwyraźniej woleli dać jej tyle
swobody, by nie chciała się od nich wyprowadzać.
W domu było ciemno i cicho. W progu zdjęła
z nóg
szpilki, które wykańczały jej stopy i już miała
zacząć wchodzić na schody, gdy Draco zwinnym ruchem wziął
ją
na ręce i zaniósł na górę do ich salonu. Ich salon, jak to
cudownie brzmiało. Zaśmiała się głośno, a Draco zaczął ją
uciszać po omacku szukając włącznika światła.
- Lumos – szepnęła wyswobodziwszy rękę
i wygrzebując różdżkę z torebki. Nagła jasność
jednak tylko przeszkodziła chłopakowi w utrzymaniu równowagi.
Zachwiał się i potrącił jej bosą stopą stolik zrzucając z niego z łoskotem
leżące
na nim czasopisma. Na szczęście kanapa stała tuż
obok.
Rzucił ją na miękki materac nawet nie starając
się
zrobić tego delikatnie, przez co obrzuciła go morderczym
spojrzeniem. On jednak tego nie zobaczył, zajęty zbieraniem z podłogi
rozrzuconych gazet. Nie mogła nie zauważyć
nagłej
zmiany w jego twarzy. Wyraźnie stracił wesoły, beztroski humor, a na jego oblicze
wystąpiły chmury. Nie mogła zrozumieć cóż takiego się stało.
Klęczał
na dywanie zbierając kolorowe strony, na okładce których wyraźnie widziała ich własne zdjęcia. Z czystej próżności
kupowała wszystkie gazety, które o niej pisały, a gdy trafiała
na okładkę to już koniecznie. Ostatnio najgorętszym
tematem stał się właśnie ich związek. Prasa od
miesiąca próbowała dowiedzieć się
czegoś więcej o jej przystojnym chłopaku.
Ich ciekawość podsycił ostatnio jej ojciec w jakimś
wywiadzie określając Draco mianem „zięć”.
Wywołał tym prawdziwą burzę. Chciał to zaraz sprostować,
wytłumaczyć,
że
nazywa go tak dla żartu, ale prosiła o by tego nie robił.
Niech myślą co chcą. Nic ich to nie obchodzi.
Dziś bawili się na balu z okazji Święta
Narodowego w pałacu prezydenckim. Ona w dopasowanej, czarnej, koronkowej, długiej
sukni z gołymi plecami zaprojektowanej przez jej mamę,
on w najmodniejszym garniturze. Nie mogli się opędzić od paparazzich. Draco,
nieprzyzwyczajony do takiego zainteresowania ze strony mugoli, drżał
z przejęcia, ale zachował się bez zarzutu. Uśmiechał
się
do pozowanych zdjęć, obejmując czule jej smukłą kibić.
Raz nawet, zachęcony przez przyjazne komentarze fotoreporterów, przytulił ją i delikatnie pocałował.
Nie miała najmniejszych wątpliwości, że te zdjęcia obiegną jutro cały świat, no przynajmniej Europę,
bo Francję to już na pewno.
Była tak zmęczona, że w tym momencie nie wyobrażała
sobie, by coś ją zmusiło, by wstała i przeszła te parę kroków do sypialni. Ba! Nie chciało
jej się nawet podciągnąć na tyle by wygodniej usiąść.
Wyciągnęła tylko rękę i przyciągnęła do siebie dużą, mięciutką
poduchę leżącą na brzegu kanapy. Zatopiła
głowę
w poduchę przymykając na chwilę oczy, ale zaciekawiona reakcją
Dracona znów je otworzyła. Chłopak zebrał już gazety, a teraz usiadł
obok niej ze zwieszoną głową, wciąż trzymając w ręce jedną z kolorowych okładek.
- Co się stało? – spytała wsuwając swoje stopy na jego kolana, a on po
chwili odłożył gazetę i zaczął je masować.
- Nic nic – odpowiedział wciąż
zamyślony.
OK. Ewidentnie coś go gryzło. I chociaż cudownie było
tak leżeć, wiedziała, że jako przykładna, kochająca
dziewczyna musi wstać i rozpędzić te czarne chmury znad głowy
swojego ukochanego. Nie ma wyjścia. Westchnęła zbierając
resztki sił i usiadła obok niego, gładząc
jego ogolony policzek.
- Draco – zaczęła nieśmiało – wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko,
prawda?
- Musimy porozmawiać. Muszę Ci coś opowiedzieć –
podniósł głowę i zauważyła łzy w kącikach jego oczu, chociaż
była
pewna, że nigdy by się do tego nie przyznał.
Przełknęła ślinę, bojąc się teraz nie na żarty. Co takiego
przerażającego zaraz usłyszy?
- Jak już Ci kiedyś mówiłem, pochodzę z Londynu z
bardzo starej, czarodziejskiej rodziny – zaschło mu w gardle, ale wiedział,
że
jeśli
teraz przerwie, to nie wiadomo kiedy znów się na to zdecyduje, a dłużej
nie da rady trzymać tego przed nią w tajemnicy. Co będzie
jeśli
w końcu dowie się prawdy od kogoś innego? Jeśli
jakiś reporter w końcu dokopie się wystarczająco
głęboko?
Co jeśli przedstawi jego historię całkowicie jednostronnie, nie pozostawiając
mu możliwości obrony, bądź
próby
usprawiedliwienia? Ale czy tak naprawdę ta historia rzeczywiście
ma więcej niż jedną stronę? Pozostaje mu tylko wierzyć,
że
Sofie go wysłucha i na koniec będzie jeszcze chciała
się
z nim chociaż przyjaźnić. – Nie powiedziałem Ci tylko, że
moja rodzina od początku parała się czarną magią. Nie mówię, że wszyscy są przesiąknięci
złem
do szpiku kości, ale nie są to mili, dobrzy ludzie.
- Draco, w każdej rodzinie…
- Sofie, daj mi dokończyć, proszę – poczekał aż zamknie rozchylone wargi gotowe by
wypowiedzieć kolejne słowo i kiwnie głową,
że
nie będzie mu więcej przerywać. Wpatrywała
się
w niego tak uważnie, że opuściła go cała odwaga. Odwrócił
się
więc
do niej bokiem, bezwiednie przeczesując włosy palcami dłoni i skupiając
wzrok na swoich stopach.
- Mój ojciec jest śmierciożercą.
Ja…
ja też miałem być. Chciałem nim być, tego wszyscy ode mnie oczekiwali.
Voldemort wybrał mój rodzinny dom na swoją siedzibę. Moja ciotka Bella –
moja matka chrzestna, jej mąż, moi rodzice, dziadkowie, prawie cała
moja pieprzona rodzina popierała tego chorego mordercę.
Ja.. ja też chciałem taki być, dlatego dostałem misję
do wykonania. Nagrodą miało być wstąpienie w szeregi śmierciożerców,
karą
w razie porażki – śmierć. Tak bardzo się bałem,
ale musiałem wykonać rozkaz. Miałem zabić
Albusa Dumbledora. Nie zrobiłem tego osobiście, bo jestem
zbyt dużym tchórzem, ale zginął z mojej winy.
Mam jego krew na rękach. W czasie ostatecznej
bitwy o Hogwart stałem po złej stronie, mimo, że
tak właściwie nie walczyłem. Nie skończyłem w Azkabanie, tylko dlatego, że
nie mam mrocznego znaku i wstawił się za mną Harry Potter z resztą
Złotej
Trójcy.
Po tym wszystkim nie mogłem zostać w Londynie. To dlatego uciekłem
do Paryża. To dlatego nigdy tam nie wrócę. Jestem złym człowiekiem i oni nigdy nie dadzą
mi o tym zapomnieć. – mówił coraz wolniej i coraz ciszej. Nie zdawał
sobie z tego sprawy, ale teraz z jego oczu nieprzerwanie kapały
łzy.
Było
mu tak strasznie wstyd. Nie chciał nawet podnosić głowy
i widzieć tego rozczarowania w oczach Sofie. Świadomość,
że
tak brutalnie i niespodziewanie odarł ją ze wszelkich złudzeń
co do tego jakim jest człowiekiem, była dla niego nie
do zniesienia. Był pewien co teraz nastąpi. Dziewczyna nie będzie
chciała mieć z nim już nic do czynienia. Teraz tylko czekał
aż
powie to na głos. Jednak ona wciąż nie odzywała się
ani jednym słowem.
Podniósł głowę patrząc na nią pełnymi łez oczami a jej o mało
nie pękło serce. Widziała jak bardzo bał się
jej reakcji i jak wiele zależy od tego co teraz powie. Jak na złość
jedyne co teraz przychodziło jej do głowy to to, że musi mu na
niej bardzo zależeć, skoro aż tak bardzo boi się
jej następnego kroku. Niewiele myśląc otarła delikatnie dłońmi
jego mokrą twarz całując każde oko a następnie mocno go
przytuliła.
- To nie prawda Draco. Oczywiście, że jesteś dobrym, cudownym człowiekiem.
I prawdę mówiąc nie obchodzi mnie co wcześniej robiłeś. To wszystko już się
stało,
nie znaliśmy się wtedy i nie mam prawa Cię
za to oceniać. Uważasz, że popełniłeś błąd? Ok, ucz się z niego a ja będę
Cię
w tym wspierać.
- Naprawdę tak uważasz? Nie gardzisz mną?
- Draco, uważam, że wszystko co robimy w jakiś
sposób nas kształtuje i może to wszystko musiało
się
wydarzyć byś teraz był
taki jaki jesteś,
byśmy mogli być razem. Przecież gdyby nie to
wszystko to nigdy byśmy się nawet nie spotkali.
- Ale ja jestem zły… - szok na jego twarzy był
tak ogromny, że o mało nie parsknęła śmiechem.
Czy on naprawdę myślał, że to wystarczy, by ją
do siebie zniechęcić? Że ucieknie od niego bo w dzieciństwie robił to czego oczekiwali od niego rodzice?
Chyba powinna się obrazić, że ma w nią tak mała wiarę. Że ma tak małą wiarę
w nich. Ale to też świadczy o tym jak bardzo jest niepewny w związku,
jak bardzo czuje się go niegodny, niewystarczająco dobry. Jej kochany Draco taki
samotny, opuszczony, gnębiony przez wszystkich. Już
ona się nim zaopiekuje.
- Może kiedyś byłeś, chociaż ciężko mi w to uwierzyć,
ale znam Cię już kilka ładnych lat i wierz mi, nie znam lepszej
osoby. O ile nie wywiniesz mi jakiegoś numeru to nie zmienię
zdania.
- Naprawdę? – widziała, że powoli zaczyna oddychać
z ulgą. Otarł ostatnie łzy i pogładził jej policzek jeszcze wilgotną
od słonych kropli dłonią. Wpatrywał się w jej oczy z taką wdzięcznością
i czułością, że aż zaparło jej dech. Nie sądziła,
że
dzisiejszy dzień będzie mieć taki finał, że może się stać coś takiego, że ta bariera, którą
ustawił między nimi już wtedy na początku
ich znajomości zniknie właśnie dziś i jeszcze bardziej ich do siebie zbliży.
- Oczywiście. Wiem co o mnie myślisz.
Jestem szalona, nieodpowiedzialna, beztroska, ale kiedy na czymś
mi zależy to łatwo nie odpuszczam. Kocham Cię
Draco. Kocham Cię i zrobię wszystko by nam się
udało.
By to było na zawsze. Kto wie, może mój tata miał rację z tym zięciem – zaśmiała się pod nosem próbując
rozładować
napiętą do granic atmosferę.
- Na Merlina, Twoi rodzice! Co będzie jak oni się
dowiedzą – zerwał się na równe nogi i zaczął nerwowo krążyć
po pokoju. Zupełnie nie znała go z tej strony. Zawsze pewny siebie,
opanowany i błyskotliwy, a teraz mały zakompleksiony, przerażony
dzieciak.
- Spokojnie – podeszła do niego i złapała
za rękę uniemożliwiając dalszą wędrówkę po pokoju. – Porozmawiam z
nimi i wszystko wyjaśnimy. Nie musisz się
niczego obawiać. Jesteś teraz członkiem rodziny.
Uśmiechnął się do niej, czując, że
wielki ciężar spadł mu z serca. To było
takie cudowne uczucie nie musieć w końcu niczego ukrywać, niczego udawać.
Tyle słyszał o uzdrawiającej mocy szczerości,
ale nigdy jeszcze nie doświadczył tego na własnej skórze. Był autentycznie przeszczęśliwy,
że
udało
mu się to wszystko z siebie wyrzucić, a przede wszystkim, że
Sofie go nie odtrąciła.
Ujął w dłonie jej twarz, powoli zbliżył
swoją i delikatnie ją pocałował. Jej usta pachniały
wiśniowym
błyszczykiem
a ciepłe, miękkie wargi chętnie oddawały
jego pieszczoty. W tym pocałunku zawarł wszystkie swoje lęki,
frustracje, ale też ulgę, wdzięczność, szczęście i uczucie jakim ją
darzył. Odsunął na chwilę usta i oparł czoło
o jej czoło. Starał się skupić wzrok na jej oczach, ale nigdy wcześniej
nie kusiły go aż tak jej usta.
- Ja też Cię kocham – powiedział, jakby mówił to codziennie. Jednak prawda była
zupełnie inna. Właśnie powiedział to pierwszy raz
w życiu.
Najwyraźniej dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę,
gdyż
z nagłym błyskiem w oku rzuciła
mu się na szyję kolejny raz zatapiając
swoje usta w jego. Ten pocałunek był zachłanny i pełen pasji. W tym momencie oboje wierzyli,
że
to właśnie to, że są sobie pisani na wieki.
Lekko przygryzł jej wargę, delikatnie ciągnąc
ją
zębami,
by przejść z pocałunkami wzdłuż linii szczęki, a następnie
na szyję, a ona aż zajęczała mocniej odginając głowę
do tyłu i ciągnąc go za włosy. Bardzo jej pragnął.
Wreszcie wolny mógł się poddać temu uczuciu w pełni.
Chciał się delektować tą chwilą, uczcić ją i nadać odpowiednią oprawę.
Przejechał delikatnie opuszkami palców wzdłuż jej kręgosłupa i zbliżył usta do ucha Sofie owiewając
je swoim ciepłym oddechem, aż cała zadrżała. Cichym szeptem poprosił
by usiadła a sam sięgnął po swoją różdżkę. Kilka wprawnych ruchów
i w salonie rozbrzmiała nastrojowa muzyka, zapłonęły
porozstawiane na meblach świece a sufit rozbłysnął
milionem gwiazd. Odwrócił się do Sofie, która zdążyła
już
wstać i przytulić się do jego pleców. Próbował
dosięgnąć jej ust, ale ona z uśmiechem pchnęła go na sofę.
Wolno kołysząc się w rytm muzyki podniosła
ręce
nad głowę zaczynając tańczyć. Czuła się piękna, a błysk pożądania w jego oczach jeszcze dodawał
jej pewności siebie. Pewnym ruchem zsunęła z ramion sukienkę
i stanęła przed nim w samej bieliźnie. Wolnym krokiem podeszła
do chłopaka siedzącego na kanapie i pożerającego
ją
wzrokiem. Wyciągnął do niej rękę i pomógł jej usiąść na swoich kolanach. Pocałował
ją
krótko,
by rozpocząć ustami wędrówkę po jej dekolcie, jednocześnie
ostrożnie rozpinając jej biustonosz i uwalniając
pełne,
kształtne piersi. Objął ustami jej starczącą
brodawkę lekko ssąc ją gorącym językiem i drażniąc
zębami,
a dziewczyna przymknęła powieki i zaczęła cicho pojękiwać.
Gorące
powietrze wydobywające się z jej rozchylonych ust owiewało jego twarz doprowadzając
krew do wrzenia. Mocno chwycił jej pośladki i szybkim ruchem położył
dziewczynę na kanapie, przygniatając ją ciężarem własnego ciała. Ona również stała się bardziej niecierpliwa. Sięgnęła
do paska jego spodni szybko go rozpinając i ściągając jego spodnie razem z bokserkami. Teraz
miała
już
wolny dostęp do jego męskości. Był twardy, rozgrzany i tak sprężysty,
że
miała
ochotę bawić się nim w nieskończoność,
jednak nieznośny ucisk w dole brzucha domagał się natychmiastowego spełnienia.
Wypchnęła biodra do przodu pomagając Draconowi w ściągnięciu
ostatniego skrawka bielizny, jednocześnie zapraszając go do siebie.
Gdy w końcu się w nią wślizgnął aż krzyknęła z rozkoszy. Ich ruchy idealnie się
dopasowały, doprowadzając oboje na szczyt rozkoszy.
Gdy leżeli tak objęci czekając
aż
ich oddechy się uspokoją, raz po raz składali sobie
jeszcze czułe, delikatne pocałunki. Wpatrzeni w rozgwieżdżone
niebo nad głowami czuli się w tym momencie najszczęśliwszymi
ludźmi
na ziemi. Nie mieli już ani siły ani ochoty przechodzić
do sypialni. Draco sięgnął po leżący na oparciu koc, by ich przykryć
i wpatrzony w gwiazdy zaczął powoli odpływać.
Minęło już przynajmniej pół godziny, od
kiedy oddech Draco się uspokoił i zwolnił, a ona za nic nie mogła
zasnąć. Sen z powiek spędzała jej ciągle jedna myśl. Czy powinna
mu powiedzieć, że wiedziała już wcześniej to wszystko o czym jej dziś
powiedział? Że kazała go prześwietlić, gdy tylko wpadł jej w oko na
pierwszym roku studiów? Że miała na jego temat długą
rozmowę z rodzicami, którzy obiecali jej pomóc?
Że
rzucili zaklęcie na wszystkich reporterów, by gubili trop jak tylko na jakiś
wpadną? Nie może tego zepsuć. Był
dziś
tak szczęśliwy, że nie miałaby serca odbierać mu tej resztki
nadziei. Może lepiej zostawić pewne rzeczy dla siebie.
*
Od dobrej godziny siedziała na swoim łóżku trzymając
w rękach
książkę.
W tym momencie, opierając się wygodnie o podłożoną
pod plecy poduszkę, nie była pewna nawet na której
jest stronie, ani jaka to właściwie książka. Jej myśli odpłynęły
w nieznanym kierunku zostawiając w jej głowie pustkę, wzrok skupiony na bliżej
nieokreślonym punkcie na ścianie niczego nie widział.
Trwała taka zawieszona w próżni od ponad miesiąca
sama nie wiedząc co właściwie czuje.
- Kochanie, jesteś pewna, że nie wolałabyś byśmy zostali? – spytała
jej mama, stając w progu jej pokoju z niepokojem wymalowanym na twarzy. Jej
ojciec został w korytarzu czekając na moment, gdy będzie
potrzebne jego wsparcie. Słyszała jak rozmawiali przez chwilę
zanim zapukali do jej drzwi.
- Idźcie, jestem pewna. Dam sobie radę
–
odpowiedziała już chyba piętnasty raz dzisiaj.
- W razie czego dzwoń – podeszła do Hermiony i pogłaskała
ją
po głowie zatrzymując dłoń na policzku, jakby jej córka
znów
miała
cztery lata. Dziewczyna przykryła jej dłoń swoją, uśmiechając się. Jej rodzice byli ponad dwadzieścia
lat po ślubie a wciąż zachowywali się jak zakochane
nastolatki. Wybierali się właśnie na romantyczną kolację,
ale wyraźnie nie najlepsze samopoczucie ich jedynego dziecka odbierało
im radość z tego przedsięwzięcia. Zastanawiała się
jak to możliwe, że ona z Ronem już teraz okazują
sobie mniej czułości i uczucia niż jej rodzice po tylu latach razem.
Kiedy w końcu usłyszała, że drzwi na dole się
zamykają odłożyła książkę na stolik przy łóżku i spuściła
bose stopy na podłogę. Rozumiała troskę rodziców, w końcu
od dłuższego czasu zachowywała się dziwnie. Nie powiedziała
im co właściwie się stało tamtego dnia a oni nie naciskali.
Chciała najpierw sama zrozumieć co to dla niej znaczy. Póki
co chodziła ciągle smutna i zamyślona. Nie miała
ochoty spotykać się z przyjaciółmi czy spędzać
więcej
czasu z Ronem. Ten ostatni zwłaszcza ostatnio ją irytował.
Przejechała dłonią po miękkiej narzucie na łóżku
aż
pod poduszką znalazła przedmiot, którego szukała.
Wyciągnęła go ostrożnie, postanawiając przyjrzeć
mu się kolejny raz dzisiaj. Był to plik zdjęć z Nowego
Jorku, kilka wybranych fotografii, na których była z nim. Nie wiedziała
po co ani dlaczego świadomie zadaje sobie ból zmuszając się do patrzenia na jego piękną
twarz. A jednak siedzi znów i analizuje każdy szczegół jaki wpadnie jej w oczy, pogłębiając
dziurę w swoim sercu. Westchnęła głęboko, gładząc ostatnie ze zdjęć opuszkami palców,
po czym wpakowała wszystkie z powrotem na ich miejsce pod poduszką.
Zeszła powoli po schodach zatrzymując
się
na samym dole, przed wiszącym na ścianie dużym lustrem. Powiedzieć,
że
wyglądała jak siedem nieszczęść to mało. Włosy niedbale związane w koka na
czubku głowy, rozciągnięty podkoszulek, brudne, krótkie,
szare spodenki, blada skóra i cienie pod oczami nie dodawały
jej uroku. Westchnęła głośno zwieszając ramiona
jeszcze niżej i skierowała się do kuchni. Nie była
w stanie dłużej ignorować tego ssania w żołądku.
Wepchnęła dwie kromki chleba do tostera i otworzyła
szafkę w poszukiwaniu torebki herbaty. Ostrożnie, powoli,
jedna rzecz na raz. Gdy posmarowała
tosty masłem, a następnie dżemem, herbata była już
gotowa. Niestety nawet jedzenie nie poprawiało jej humoru. Ten cały
marazm zaczynał ją powoli denerwować. Dlaczego musi się
tak czuć do cholery! Przecież właściwie nic się nie zmieniło.
Cisnęła niedojedzoną kanapkę na talerzyk i poszła
do salonu, wyciągając po drodze z zamrażarki
opakowanie czekoladowych lodów. Może chociaż telewizja zajmie na chwilę
jej umysł. Podciągnęła stopy pod pupę zatapiając
się
w wygodną kanapę, podczas gdy kobieta na ekranie ręczyła
za wyższość jednego proszku do prania nad drugim.
Miała
już
tego dość. Nie miała zamiaru dłużej
płakać
za czymś czego nigdy nie miała. Umówi się na jutro z Ginny na zakupy, poplotkują,
to zawsze poprawia jej humor. Do tego zbliżają się urodziny Harry’ego. Podobno mają
się
w tym roku odbyć na plaży. Zapowiada się ekscytująco.
Zmieniła kanał i o mało nie wypuściła pilota z ręki. Jakaś
plotkarska audycja zachwycała się właśnie córką premiera Francji i jej przystojnym,
tajemniczym narzeczonym. Prezenterka była bardzo rozczarowana faktem, ze nie udało
jej się znaleźć żadnych informacji na temat wybranka
serca premierówny, tym bardziej, że jak zapewniała, to tylko
kwestia czasu, gdy para stanie na ślubnym kobiercu.
Hermiona dalej nie słuchała. Czy to jest w ogóle
możliwe?
Niby znają się od kilku lat, ale parą
są
przecie od niedawna. Odruchowy wyciągnęła telefon ignorując
ukłucie
w sercu na myśl, że przez ostatni miesiąc
rozmawiali ze sobą tylko trzy razy, z czego on zadzwonił do niej tylko
raz. Tylko co właściwie chce mu powiedzieć? Spyta go czy myśli o ślubie?
Nim zdążyła się zastanowić usłyszała w słuchawce jego głos: „Nie
mogę
odebrać teraz telefonu. Nie zostawiaj wiadomości. I tak nie
oddzwonię….. Draco”. Zabrzmiało piknięcie zachęcające do zostawienia wiadomości,
więc
szybko się rozłączyła wciąż słysząc w uszach to ostatnie słowo
nagrane na jego wiadomości. Ten pełen nagany, ale i rozbawienia głos
nie należał przecież do Dracona. To musiała
być
ona. Musiała być przy nim, gdy ustawiał
tę
wiadomość. Zerwała się na równe nogi i pobiegła do swojego
pokoju. Odpuszcza. Zapomina. Żyje własnym życiem. Ale od jutra –
dzisiaj musi jeszcze sprawdzić kim właściwie jest Sofie Claire.
*
- Przejrzałaś te oferty, które wczoraj u
Ciebie zostawiłem? – spytał Ron niby od niechcenia, odbierając
od niej ciężki wiklinowy kosz i ustawiając go delikatnie w pobliżu
ogniska.
- Ron – jęknęła nie chcąc kolejny raz prowadzić
tej samej rozmowy.
- Chyba nie szkodzi trzymać rękę na pulsie, nie? Wiem, że
jeszcze dwa miesiące, ale Taylor rzucił nam duże nagrody po ostatniej akcji i spokojnie
moglibyśmy coś wynająć już teraz. Poza tym puścił
farbę, że oferty pracy mamy jak w banku – uśmiechnął się szeroko, a ona tylko pokręciła
głową.
Hermiona nie znała tego nowego szefa biura aurorów,
ale zdążyła już zauważyć, że dyskrecja to nie jest jego mocna strona,
zresztą tak jak i Rona. Nie pocieszyła jej jednak informacja o tym, że
aż
dwa miesiące wcześniej będzie musiała się zmierzyć z problemem wspólnego
mieszkania. Chyba będzie w końcu zmuszona poważnie się
nad tym zastanowić.
Przez ostatnie dwa tygodnie zaczęła pomału
dochodzić do siebie. Zaczęła budzić się z tego całego odrętwienia chyba właśnie
wtedy, gdy przesiedziała pół nocy poszukując informacji o
tej dziwnej Francuzce. Okazało się, że nie była w stanie znaleźć ani jednego
skrawka dowodu na to, że ta dziewczyna może
mieć
nieczyste intencje. Wręcz przeciwnie, wydaje się
być
wręcz
idealna, żadnych trupów w szafie. Działalność
charytatywna, modeling, praca w ministerstwie, zawsze miła i uśmiechnięta.
Najwyraźniej zbyt pochopnie ją oceniła. Jedyne co jej pozostało
to pogratulować Draco dobrego wyboru i życzyć im wszystkiego najlepszego, no i zająć
się
własnym
życiem.
Nie mogła nie zauważyć, że Ron jest najbardziej zachwycony z
takiego obrotu sytuacji.
- Herm, pomożesz mi? – podeszła do nich Ginny lewitując
kolejne dwa duże kosze z prowiantem i napojami wyskokowymi. –
A Ty Ron miałeś pomóc Harry’emu przy ognisku.
Rozpakowywały kosze, śmiejąc się i żartując z walczących z ogniskiem chłopaków.
Obie znów potrafiły się cieszyć i uśmiechać zupełnie jak kiedyś, jakby wszystko
w końcu wskoczyło z powrotem na swoje miejsca. Niestety
nagle dobry humor Gin zniknął jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Obróciła się by zobaczyć dwóch
nadchodzących kolegów, nie była jednak pewna widok, którego
z nich bardziej zdenerwował jej rudowłosą przyjaciółkę.
- Witam wszystkich. Najlepszego Potter! Pozwoliłem
sobie przyprowadzić Teo, akurat był w mieście – Zabini przywitał się
z jubilatem uściskiem dłoni. Następnie Nott uścisnął
dłoń
Harry’ego cały czas jednak patrząc
na jego dziewczynę.
- Dzięki Blaise. Dziewczyny, pamiętacie
Teodora Notta?
- Na pewno pamiętają – zaśmiał się Zabini a Ginny aż przeszły
ciarki na plecach. Czy ta podła żmija coś wie?
- To ja pójdę po ten.. – zaczęła Ginny wykorzystując
chwilę nieuwagi nowoprzybyłych i uciekła w kierunku
samochodu, gdzie zostało jeszcze kilka rzeczy do przyniesienia.
Otworzyła drzwi i zaczęła zbierać rzeczy do następnego kosza, gdy
usłyszała
jego głos.
- Chyba mnie nie unikasz? – spytał opierając się o otwarte drzwi z uśmiechem
na ustach. To niesprawiedliwe, że musiał tak doskonale wyglądać
w zwykłej białej koszulce i jeansach, zwłaszcza,
gdy za wszelką cenę starała się wyrzucić go ze swojej głowy.
- Co tu robisz? – nie miała zamiaru dać się
wciągnąć
w te jego gierki. Za dużo tu jest osób, zawsze ktoś
mógłby
ich zobaczyć razem.
- Blaise potrafi być bardzo przekonujący, chociaż
właściwie
nie bardzo się broniłem, przed przyjściem tutaj.
Inaczej pewnie prędko byśmy się nie zobaczyli. Nawet się
nie przywitasz? – za wszelką cenę starał się nawiązać z nią kontakt, on jednak robiła
wszystko by nie mógł jej ani dotknąć ani dobrze spojrzeć
w oczy. Miał nad nią zbyt dużą władzę.
- Nawet się do mnie nie zbliżaj - próbowała
uciec, wyciągając przed siebie ręce.
- Po co ta wrogość – udało mu się w końcu złapać ją w pułapkę między samochodem a własnym
ciałem.
Złapał
ją
za brodę zmuszając by w końcu na niego spojrzała,
a ona znieruchomiała niezdolna do najmniejszego ruchu. Powoli zbliżył
swoje usta do jej delikatnie ją całując.
- Ginny? – usłyszeli zbliżającą
się
Hermionę co przeraziło dziewczynę a rozbawiło
Teo. Ginny cała czerwona ze zdenerwowania odwróciła się szybko wciskając chłopakowi
w ręce
następny kosz, który
na szczęście bez słowa złapał i przeszedł obok zaskoczonej
Hermiony.
- Myślałam, że to coś między Wami jest skończone - podeszła
do koleżanki, która usiadła właśnie na ziemi ukrywając
głowę
między
kolanami.
- Bo tak jest, naprawdę - podniosła głowę by spojrzeć przyjaciółce
w oczy - nie rozmawiam z nim ani nic. Tylko on ma problem z pogodzeniem się
z tym. Kocham Harry’ego i nie chce tego zepsuć. Wierzysz mi prawda? Ale...
- Ale co? - zapytała, gdy Gin zgubiła wątek
strzepując piasek z nogawki spodni.
- Wiem, że to okropne, ale Teo nie jest mi zupełnie
obojętny. Mam nadzieję, że to chwilowe i samo przejdzie jak uda
mi się go nie oglądać przez dłuższy czas. Ale póki co coś
do niego czuję. A gdy mnie dotyka to tak jakby prąd przebiegał
przez całe moje ciało. I jeszcze w kółko powtarza, że
chce ze mną być.
Boję
się,
nie wiem co robić - oparła czoło o kolana, uderzając
o nie raz po raz coraz mocniej, aż Hermiona dotknęła jej ramienia.
- Niestety nie umiem Ci pomóc. Musisz sama zdecydować,
którego
wolisz, czy zostajesz przy Harrym czy może czujesz, że to Nott jest
Ci pisany - zamyśliła się. Jak bardzo jej słowa
pasują także do jej sytuacji. Z ta różnicą,
że
Ginny wie, że Teo ją kocha i chce z nią
być.
A ona? Draco prawdopodobnie jest szczęśliwy z tą czarną małpą i wcale o niej nie myśli.
Może
powinna zwierzyć się przyjaciółce, tak by razem mogły
się
wspierać w tej trudnej sytuacji.
- Jesteś kochana, ale ja nie umiem zdecydować.
Musiałabym odejść od Harry’ego i spróbować z Teo, ale chyba pękło
by mi serce. Czy można kochać dwie osoby jednocześnie?
- Myślę, że można. Ja...
- Tak Ci zazdroszczę, że jesteś szczęśliwa z Ronem i nie masz takich problemów.
Wiem co powiesz, sama sobie zgotowałam taki los, trzeba było
tego nawet nie zaczynać to bym nie miała teraz
problemu. Cóż jestem egoistką i teraz za to płacę.
Hermiona nie wiedziała, czy Gin wciąż mówi
do niej czy to ze sobą samą prowadzi teraz dyskusję.
Może
Ginny ma rację, może póki to
wszystko dzieje się tylko w jej głowie to to tak
naprawdę nie ma znaczenia, może samo zaraz zniknie.
- Wiem co zrobię. Muszę go do siebie zniechęcić.
Pokazać, że jestem szczęśliwa z Harry'm i musi sobie odpuścić.
Dzięki
Herm - uśmiechnęła się do niej wstając z ziemi i
strzepując resztki piasku. Tak. Zobaczymy co się wydarzy, póki
co nie ma się nad czym zastanawiać.
Gdy wróciły na plażę Ginny usiadła obok Harry'ego
zarzucając sobie na ramiona jego rękę i czule całując.
Na Teo nawet nie spojrzała choć bardzo ją korciło. Hermiona otworzyła
właśnie
dla siebie piwo, gdy zauważyli, że zbliżają się kolejni goście.
- Patrzcie, Mafoy przyprowadził dziewczynę – zauważył Harry i rzeczywiście tak było.
Obok niego, trzymając blondyna za rękę kroczyła z dumnie podniesioną
głową
drobna brunetka. Rozwiane, krótkie włosy, duże, ciemne okulary przeciwsłoneczne
na nosie i lekki uśmiech na zaciśniętych ustach zapewne dla obecnych wyglądały
uroczo, ale nie dla Hermiony. Z całych sił starała się nie uprzedzać do ukochanej
przyjaciela, nie zakładać z góry, że się nie polubią, w kościach
jednak czuła, że to przegrana sprawa.
- Cześć Słońce – pierwszy wybiegł im na spotkanie
Zabini łapiąc w objęcia zaskoczonego blondyna, dopiero później
zwrócił
się
do jego towarzyszki – Witaj Sofie. Miło Cię
znów
widzieć.
- Hej Blaise. Teo – przywitała się z chłopakami buziakami w policzek i było
jasne, że nie jest to ich pierwsze spotkanie. Z miejsca zaczęli
z nią żartować i wygłupiać się, co niespodziewanie skomentowała
Ginny cicho udając odruch wymiotny. Tak rozśmieszyła tym Hermionę, że
zaczęła się głośno śmiać zwracając uwagę nowoprzybyłych.
- Chodź przedstawię Ci szanownego
jubilata – uśmiechnął się Draco ciągnąc dziewczynę w ich kierunku.
–
Sofie to jest Harry. Harry – Sofie.
- Sławny Harry Potter, bardzo mi miło.
–
wyciągnęła do wybrańca rękę, którą ten przytrzymał ciut za długo,
jakby ktoś się pytał Ginny o zdanie.
- Och, Tobie się należy większe uznanie, w końcu
musisz się męczyć z tym brzydalem.
- Bardzo śmieszne. Najlepszego Potter –
Draco go uścisnął wręczając małe pudełeczko.
- To zegarek. Sama wybierałam – wtrąciła się Sofie, uśmiechając się słodko.
Jakimś cudem nowa koleżanka najwyraźniej
i rudowłosej nie przypadła do gustu, bo po chwili już
stała
obejmując w pasie ramieniem swojego narzeczonego i uśmiechając
się
sztucznie do Francuzki.
- Na pewno będzie się podobać. Hej, jestem Ginny. Przyszła
pani Potter. – dodała z naciskiem i wyciągnęła
w jej kierunku dłoń z pierścionkiem, jednak dziewczyna nie zdążyła
się
mu przyjrzeć.
- Auuu – nagły krzyk Notta zwrócił
na niego uwagę wszystkich obecnych – no co, wypadła mi –
wysyczał z bólu przez zaciśnięte
zęby.
Okazało się, że upuścił gorącą kiełbaskę prosto na swoją bosą
stopę. Zaraz zerwał się i pobiegł ostudzić oparzenie w zimnej morskiej wodzie.
- Hermionę pamiętasz, a to Ron jej chłopak
- dodał gdy dziewczyny przywitały się niemym skinieniem głowy.
- Cześć. Fajnie Cię w końcu
poznać. - powiedział delikatnie ujmując jej dłoń.
- Mam nadzieję, że na urodziny Miony też przyjedziesz.
- Hmm, no nie wiem, jedziemy z Draco na wakacje, więc
pewnie nie damy rady – wyswobodziła rękę
z jego uścisku, by przytulić się do blondyna.
Hermiona nie była pewna co bardziej ją
wkurzyło - to, że Ron zaprosił akurat ją
na jej urodziny, czy fakt, że dziewczyna odmówiła
nie znając nawet terminu imprezy. Tak czy inaczej super, wcale nie będzie
płakać
z tego powodu.
Po torcie i toastach spędzali czas na rozmowach, grach lub po
prostu patrzeniu się w ogień. Wzrok Hermiony uciekał
jednak ciągle w kierunku blondyna i jego dziewczyny, którzy
zachowywali się jak zauroczone pierwszą miłością nastolatki. Ciągle się
przytulali, obejmowali i całowali. Nie mogli się
od siebie oderwać na dłużej niż kilka minut.
Wytrzymała prawie dwie godziny zanim ten widok
stał
się
dla niej nie do zniesienia. Wstała i stwierdziła, że
musi się przejść. Sama. Ruszyła brzegiem morza
w stronę zachodzącego słońca, a zimne fale raz o raz moczyły
jej bose stopy. To takie dziwne, że tak łatwo jest sobie coś
wbić
do głowy, tak łatwo zburzyć ten spokój
ducha, a tak ciężko później to odkręcić,
tak trudno dojść do siebie. Bo to przecież nie możliwe by zaczęła się
w nim zakochiwać. Zdecydowanie sytuacje jej i Ginny są zupełnie
różne.
I to jej jest dużo gorsza. Gin prawdopodobnie zakochała się
w dwóch chłopakach, którzy i ją
kochają. Stoi przed nią niełatwa decyzja z którym chce zostać.
A ona? Ona tkwi w związku, który jeszcze nie tak dawno chciała
zakończyć i patrzy jak ktoś jej pisany, ktoś,
kto pasowałby do niej idealnie jest szczęśliwy z kimś zupełnie
innym. To cholernie trudne i skomplikowane kochać dwie osoby jednocześnie.
Usiadła na zimnym piasku wpatrując
się
jak resztki czerwonego okręgu nikną za linią horyzontu, pozostawiając
zupełnie różowe niebo. Po chwili usłyszała,
że
ktoś
się
zbliża, więc podniosła głowę.
- Tu się schowałaś – powiedział siadając tak blisko niej, że
stykali się ramionami – Co słychać? – zapytał, ale ona tylko wzruszyła
ramionami.
- Wszystko w porządku? Jesteś dzisiaj bardzo cicha –
dodał i zrobił coś czego zupełnie się
nie spodziewała, objął ją ramieniem i przytulił
do siebie, kładąc brodę na czubku jej głowy.
- W porządku. Tylko tak jakoś…
tęskniłam
za Tobą – powiedziała cicho przytulając się
do jego obojczyka i wdychając cudowny zapach jego perfum i jego
samego.
- Wiem, ja też tęskniłem, ale praca i Sofie…
rozumiesz.
- Widzę, że się Wam układa. Bardzo się cieszę
–
cieszyła się, że nie widział jej twarzy, bo
sama siebie zadziwiła, że te słowa w ogóle przeszły jej przez gardło.
- Tak, jest super. Nie spodziewałem się,
że
może
być
aż
tak dobrze – tymi słowami wbił ostatni gwóźdź
do trumny jej złudzeń i nadziei. Zamknęła oczy ciesząc
się
jego bliskością i wsłuchując w miarowe uderzenia jego serca. Było
jej tak dobrze, dlaczego nie mogło być tak już zawsze.
Nie myśląc właściwie nad tym co robi, podniosła
głowę,
by spojrzeć w jego oczy i po chwili zorientowała się,
że
ich usta dzielą tylko centymetry. Nagle spłoszone stado motyli w jej brzuchu
podpowiadało jej, że wystarczyłoby by się
trochę przysunęła i mogłaby go pocałować,
jednak strach przed jego reakcją był zbyt wielki. Nie chciała
psuć
tej przyjaźni. Wolała go mieć chociaż tak na krótko dla siebie niż nie mieć
go wcale. Ale gdyby tak on telepatycznie wyczytał jej prośbę? W tej chwili nie miała
zamiaru zastanawiać się nad konsekwencjami tego co by się
wydarzyło. Niech tylko on wykona pierwszy krok, niech da jej znać
tu i teraz, że też tego chce. Wwiercała
wzrok w jego piękne, bladoniebieskie oczy, niemo prosząc by ją
pocałował. Później niech wali się
świat,
przezwyciężą razem wszystko, byleby ją pocałował.
Zamknęła oczy, nie wiedząc
jak jaśniej okazać czego od niego oczekuje, ale nic się
nie stało. Otworzyła je z powrotem i zobaczyła, że Draco również zamknął swoje. Jednak wyraz jego twarzy był
dla niej jak policzek. Wyglądał jakby cierpiał, jakby przeżywał
prawdziwe katusze. Czy pocałowanie jej tak go obrzydza? Czy sama myśl
o tym to dla niego taka tortura? Po chwili otworzył oczy i spojrzał
na nią, zaraz przenosząc wzrok na fale uderzające
o brzeg.
- Chodźmy już. Będą nas szukać – zaproponował cicho z nagłą
chrypą w głosie.
Jeżeli odchodząc od ogniska myślała,
że
nie można się czuć gorzej, to teraz wiedziała,
że
była
w błędzie.
Ale przynajmniej miała już swoją odpowiedź, wiedziała wyraźnie na czym stoi. Żadnych
więcej
pytań, żadnych dylematów, żadnych wyborów.
- Wiesz, masz rację. Poszukajmy tego mieszkania i
zamieszkajmy razem już teraz. Po co czekać?
–
szepnęła Ronowi do ucha, gdy usiadła koło niego przy płonącym
wciąż
ognisku. Skwaszona mina jej chłopaka, świadcząca o jego niezadowoleniu z towarzystwa w
jakim wróciła, w mgnieniu oka diametralnie się zmieniła.
Teraz wydawał się najszczęśliwszą osobą na świecie.
- Naprawdę? – upewnił się, po czym mocno ją pocałował
–
Ej słuchajcie! Wygląda na to, że urodziny Miony połączymy
z parapetówką! Od jutra zaczynamy szukać naszego mieszkania!
Wśród ogólnej radości, życzeń i gratulacji jedna osoba zaciskała
pięści
ze wściekłości. Na pozór się uśmiechał oczywiście, gratulował. Tłumienie
swoich uczuć, ukrywanie ich przed całym światem miał opanowane do perfekcji, w końcu
robił to przez tyle lat. Ale w głębi duszy czuł prawdziwą
rozpacz. Najpierw ze wszystkich sił musiał się powstrzymywać przed pocałowaniem
jej, czego pragnął najbardziej na świecie, a teraz to.
Odpowiedział uśmiechem na uśmiech Sofie i
pocałował ją dając znać, że wszystko jest w porządku.
Nie wiedział, że jego brązowooka przyjaciółka bacznie go
obserwuje, a po jej policzku spłynęła właśnie jedna, samotna łza.
____________
Oto jest kolejny wymęczony rozdział. Wymęczony,
bo nie jestem z niego specjalnie dumna ani nawet zadowolona. Jednak brak czasu,
snu i jakiejkolwiek energii nie pozostaje bez wpływu na wenę, niestety…
Mimo wszystko mam nadzieję, że komuś się spodoba.
Mam jeszcze drobne ogłoszenie:
Otóż poszukuję bety – kogoś, kto ma w miarę opanowane
zasady gramatyki, ortografii i interpunkcji, i nie waha się
ich używać ;P
Jak widać po szalonym tempie dodawania przeze
mnie nowych rozdziałów, roboty będzie masa :D Dotychczas opublikowane
rozdziały też proszą się o weryfikację.
Może ktoś będzie chętny? Czekam na maila na nicci.blog@gmail.com. Napisz ile masz
lat i czy piszesz własnego
bloga.
Z zapartym tchem czekam na każde zgłoszenie i poznanie nowych
blogowych przyjaciół.
Pozdrawiam
Nicci
P.S. Opisy ubioru specjalnie dla Ciebie Favoshi :*
Pozdrawiam
Nicci
P.S. Opisy ubioru specjalnie dla Ciebie Favoshi :*