To niesamowite jak szybko znów przyszło lato. No może jeszcze nie do końca, nie w swojej pełnej, rozpalonej słońcem krasie, ale tych cieplejszych powiewów i odbijających się na liściach jasnych promyków nie da się pomylić z żadną inną porą roku. Co prawda zaczął się dopiero maj, ale w tym roku pogoda okazała się wyjątkowo łaskawa i błyskawicznie przeszła od krajobrazu zasypanego śniegiem, poprzez nieśmiałe, pierwsze przebłyski słonecznych promieni i wynurzających się spod zmarzniętej ziemi zielonych badylków i ździebełek, aż do tego dnia, gdy tańczące na skórze ciepłe smużki przywracały wolę życia.
Dziewczyna siedząca na tarasie uroczego, niedawno odnowionego domu państwa Weasley chciwie chłonęła te pierwsze odblaski ciepła błądzące po jej skórze. Oparła wygodnie głowę o oparcie krzesła i zamknęła oczy wsłuchując się w śpiew ptaków, szmer przepływającego nieopodal strumyczka czy też dźwięki krzątającej się po kuchni przyjaciółki. Miały dom tylko dla siebie na całe popołudnie co zdarzało się niezmiernie rzadko w tak licznej rodzinie. Panujący tu spokój połączony z aurą budzącej się do życia przyrody miały działanie niemalże terapeutyczne wyciszając rozszalałe myśli i kojąc skołatane serca. A może właśnie było jej dane dostrzec to otaczające ją piękno dlatego, że opuściły ją już natrętne myśli i wątpliwości? Po powrocie Rona zauważyła w nim niesamowitą poprawę. Zaczął jej uważniej słuchać, sprawiać drobne przyjemności oraz przestał robić jej ciągłe wyrzuty o czas spędzony w towarzystwie znajomych z uczelni, a zwłaszcza jednego blondyna. Ona sama także starała się bardziej skupić na poprawie ich związku, ciesząc się z odzyskanej więzi. Wszystko wydawało się wrócić na odpowiednie tory.
Obecnie jedynym co ją niepokoiło i nie pozwalało w pełni cieszyć chwilą było natrętne i irytujące niczym brzęcząca mucha spostrzeżenie, że Ginny od dwóch miesięcy zachowuje się jakoś dziwnie. Niby na pierwszy rzut oka wszystko było po staremu, całkiem normalnie, ale jakby się lepiej przyjrzeć Gin była bardziej rozkojarzona i skryta, ciągle gdzieś się spieszyła, pogrążona w zamyśleniu gubiła wątek rozmowy. Nie rozmawiała jeszcze z nikim na ten temat, postanowiła uderzyć prosto do źródła. Chyba już najwyższa pora.
- Nie mogę uwierzyć, że to już w sobotę – uśmiechnęła się szeroko ledwo trzymając emocje w ryzach i obróciła w kierunku koleżanki, która właśnie wyszła na taras z dzbankiem lemoniady i dwiema szklankami. Odstawiła ostrożnie tacę na stolik i uzupełniła ich szklanki. Dopiero teraz usiadła podnosząc swój napój do ust.
- W sobotę? –
spytała marszcząc brwi i odstawiając
szklankę – co jest w sobotę?
- Żartujesz sobie? Koncert, Ginny, koncert
jest w sobotę. Malfoy załatwił nam VIPowskie bilety –
Hermiona aż zamrugała ze zdziwienia, jak ona mogła
zapomnieć?
- Serio? Super! W co ja się
ubiorę? Mogłaś wcześniej mi powiedzieć –
podekscytowany rudzielec roześmiał się od ucha do ucha i skubiąc
dolną wargę zaczął zastanawiać się
nad zawartością swojej szafy. Jaki to pech, że nie może od razu rozpocząć poszukiwań,
w końcu wszystkie jej rzeczy są teraz na Grimmauld Place.
- Wcześniej? O niczym
innym nie mówię od dwóch tygodni! Gin co się
z Toba dzieje? – teraz dziewczyna już była pewna, że jej przyjaciółka wplątała
się
w jakieś kłopoty. Jak to inaczej wyjaśnić?
- Serio? Kurcze, przepraszam, mam
ostatnio tyle pracy. Tworzymy właśnie nowy regulamin mistrzostw i ….
Naprawdę mamy wejściówki dla VIPów?
- Tak, Draco powiedział,
że
wejdziemy z nimi za kulisy i poznamy chłopaków z zespołu. Wyobrażasz sobie?
- Aaaa już nie mogę
się
doczekać! Zaraz – podskoczyła jakby usiadła na czymś
ostrym – skoczę tylko do toalety, zaraz wracam.
Hermiona odczekała
parę
sekund i nie była w stanie dłużej się powstrzymać. Adrenalina
buzowała jej w żyłach, gdy wiedziona przeczuciem ruszyła
za przyjaciółką. Nagle usłyszała jej głos i schowała się
za ścianą
łazienki,
wyciągając głowę by zajrzeć do środka. Jednak nikogo poza dziewczyną
tam nie było. Z kim więc rozmawiała?
- Ginny? – odezwała
się
dając
koleżance znać, że za nią stoi, a ta niemal nie podskoczyła
ze strachu.
- Muszę kończyć
– szepnęła do swojej dłoni po czym słychać
było
metaliczne pyknięcie i dziewczyna włożyła coś do kieszeni spodni odwracając
się
za siebie. Zobaczyła minę Hermiony i już wiedziała,
że
wpadła.
- Daj mi to –
ton szatynki nie znosił sprzeciwu i było jasne, że
opór
nie ma tu sensu. Ginny wyciągnęła z kiezseni srebrne owalne pudełeczko
i położyła na dłoni przyjaciółki –
lusterko dwukierunkowe, sprytne. Powiesz mi z kim rozmawiałaś?
Bo zakładam, że to nie był Harry.
- Z nikim, nie wiem o czy mówisz.
To zwykłe lusterko – spróbowała licząc na to, że Hermiona zrozumie, że
lepiej by nie drążyła tego tematu.
- Naprawdę chcesz bym to
sprawdziła sama?
- To nie tak, ja nie..
- Czy to Zabini? –
Hermiona pyta i czuje jak drżą jej ręce. Co ta Ginny wyrabia? Co ona ma teraz
z ta wiedzą zrobić? Przecież Harry również jest jej przyjacielem. Na Marlina!
- Nawet o nim przy mnie nie
wspominaj – powiedziała poważnie marszcząc brwi ze złości.
Też
pomysł, ona i ten oślizgły gnom?
- Więc kto? Ginny!
- Tylko proszę
Cię
proszę nic nikomu nie mów. Proszę – złapała ją za dłonie patrząc błagalnym wzrokiem.
- Kto Ginny? –
spytała już spokojniej.
- Teo Nott - usiadła
na podłodze opierając plecy o wannę i zaczęła
się
kołysać
w przód i tył.
- Jak długo to trwa?
- Nie wiem, jakieś
dwa miesiące? Pamiętasz tę konferencję w Norwegii? Był
jednym z organizatorów. Proszę nie mów nic Harry’emu to nic nie
znaczy, my tylko…
- Nic nie znaczy? To dlaczego to
ukrywasz, dlaczego kłamiesz? Ginny myślałam,
że
jesteś szczęśliwa z Harry’m, planujecie ślub
na brodę Merlina!
- Jestem szczęśliwa,
tylko Harry ostatnio tak dużo pracuje, czuje, że
szykują mu wyższą posadę i bardzo się stara i nie poświęca mi zbyt wiele uwagi, więc…
- Więc znalazłaś
sobie kogoś, kto to robi tak?
- Już Ci mówiłam,
że
nie robię nic złego! – Ginny powoli zaczęła
podnosić głos w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak – czym to się
w ogóle różni od Ciebie i Malfoy’a?
- Słucham? Może tym, że ja niczego nie ukrywam, Draco i ja
jesteśmy tylko przyjaciółmi – miała serdecznie dość tłumaczenia
tego po raz kolejny. Czy tak ciężko uwierzyć w ich przyjaźń
bez żadnych podtekstów? Czy to, że ma chłopaka
znaczy, że nie wolno jej się przyjaźnić z innymi chłopakami? Może
tak właśnie jest? Jej rozmyślania przerwało harde prychnięcie
Ginny – Wierz mi lub nie, ale nigdy z Draconem nie wyszliśmy
poza ramy przyjaźni, nigdy nawet nie zmierzaliśmy w tym kierunku nie licząc
słownych
potyczek – powiedziała upychając wydarzenia z Nowego Jorku do małej
ciemnej komórki swojego umysłu i zamykając ją
na wszystkie spusty. To i tak nie miało żadnego znaczenia i nie mógł
wyraźniej jej tego udowodnić.
- Hermi, ja nie spałam
z Teo, nie zdradziłam Harrego – głos jej się załamał i natychmiast ukryła
twarz w dłoniach, a Hermiona usiadła obok niej kładąc
jej rękę na ramieniu.
- Opowiedz mi wszystko.
- Obiecaj, że
nic nikomu nie powiesz - wyszeptała cichym, zrezygnowanym głosem.
- Obiecuję, a teraz gadaj.
Piętnaście minut później siedziały
oparte o brzeg wanny wpatrując się we wzór na nowych beżowych płytkach.
Ciężar
wypowiedzianych słów wciąż unosił się w powietrzu. Opowiedziała
o wszystkim - tych kilku krótkich spotkaniach, coraz odważniejszych
pocałunkach, drobnych pieszczotach, rozmowach o wszystkim i o
niczym, żaleniu się na Harry'ego i rodzinę, na pracę, o przekomarzaniu i niewinnym flircie.
Powiedziała też, że Teo chyba się w niej zakochał,
że
zachowuje się coraz odważniej, pewniej i zaczyna coś
przebąkiwać, że jest o nią zazdrosny i
chciałby ją tylko dla siebie. Ginny czuła,
że
zrobiło jej się trochę lżej na duszy mogąc to wszystko w
końcu
z siebie wyrzucić. Najdziwniejsze było to, że właściwie nie czuła jeszcze żadnych
wyrzutów sumienia. Nie czuła, by robiła coś złego. Ustawiła pewne granice
i wydawało jej się, że to wystarczy, by nie zaangażować
się
na tyle, by to coś w jej życiu zmieniło. Nikt miał
się
o tym nie dowiedzieć, bo przecież nie ma o czym. A teraz Hermiona wie o
wszystkim i pewnie zaraz usłyszy jaka była głupia
i nieodpowiedzialna, nie mówiąc już o zachwianej uczciwości.
- Skończ to Gin, skończ
to natychmiast, póki się w nim jeszcze nie zakochałaś.
- Masz rację,
ale to jest takie przyjemne uczucie, gdy ktoś tak o Ciebie zabiega, patrzy na Ciebie
w ten charakterystyczny sposób jakbyś była siódmym cudem świata. Z resztą
powinnaś wiedzieć o czym mówię, Malfoy tak patrzy na Ciebie. A Harry?
Harry bierze mnie za pewnik, jakby nie musiał się już starać, bo już mnie ma.
- Serio myślisz, że
Draco i ja?
- Serio? Nie wiem czy on jest
zdolny do takich uczuć. Bajerować każdy potrafi, ale kochać?
- Masz rację,
to nie ten typ – zawiesiła na chwilę wzrok na lekko umazanej pyłem
płytce,
jednak po chwili zamyślenia spojrzała uśmiechnięta
na przyjaciółkę – To co bierzemy się do roboty? Ja sprzątam
w domu, ty na zewnątrz – wyciągnęła rękę pomagając Ginny wstać. Niechętnie
obie wyciągnęły z kieszeni swoje różdżki i w mieszanych nastrojach zabrały
się
do pracy. W końcu niedługo wrócą rodzice a one obiecały
pomóc
w porządkach.
*
Nie zrozumie tego nikt kto nigdy
nie był na koncercie. Nie da się tego opowiedzieć, opisać,
wytłumaczyć,
nie da się tego poczuć jeśli się tego nie przeżyje. Ta
atmosfera ogólnej radości, muzyka dudniąca razem z Twoim
ciałem,
adrenalina pulsująca Ci w żyłach, wolność od trosk dnia codziennego to wszystko
przeżyć można właśnie tam. Zwłaszcza, gdy
towarzyszą nam przyjaciele, przy których nie musimy analizować
każdego
wypowiadanego słowa, mielić go w ustach ku pewności,
że
można,
że
wypada.
Tak właśnie
czuła
się
czwórka
przyjaciół na koncercie w pewien sobotni wieczór. Już
ponad godzinę szaleli tańcząc, śpiewając i wygłupiając się w swoim towarzystwie śmiejąc
się
tak, że bolały ich brzuchy i twarze.
- Wiesz Malfoy, nie wierzę,
że
to mówię, ale naprawdę się cieszę, że jesteśmy tu razem w takim składzie
–
powiedział Harry, gdy wykończeni po kolejnej piosence usiedli na
chwilę na swoich fotelach w Vipowskiej loży –
nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam Rona, ale swoim marudzeniem potrafi zepsuć
każdą
zabawę.
- Ej mówisz o moim
bracie! Masz rację, ale zawsze to brat – dodała Ginny wypijając resztę
bursztynowego napoju ze swojego kufla.
- Tak, i nie ma to nic wspólnego
z tym, że to dzięki mnie tu jesteście –
odwrócił się, gdy Hermiona, której
także
skończyło
się
piwo wyrwała mu z ręki jego kufel i przechyliła
jego zawartość – ej i jeszcze wypiła mojego browara. No pięknie.
- Chodźcie do baru –
dziewczyna wystawiła mu język po czym poklepała
po ramieniu wstając z miejsca.
- Tak, masz rację
to tylko dlatego – a widząc, że Draco aż przystanął z zaskoczenia roześmiał
się
i klepnął go w plecy – żartuję, właściwie to całkiem fajny z
Ciebie koleś. Kto wie, może nawet pasowałbyś
do Hermiony. W innych okolicznościach oczywiście.
- Słyszysz Hermiona? – objął
ramieniem idącą obok dziewczynę przysuwając czoło do jej głowy – Potter mówi, że powinniśmy być razem. Co Ty na to? Może
powinniśmy spróbować? – spytał niby w żartach, a jednocześnie
w duchu dziękując wybrańcowi za szansę zadania tego
pytania. Kiedyś mu się za to odwdzięczy. A teraz
wpatrywał się w dziewczynę czekając
jak zareaguje. Czy była świadoma, że ich dalsze losy zależą
od tego co powie?
- To bardzo kuszące,
ale chyba nic z tego nie będzie. Uwielbiam Cię,
tak jak i Ciebie Harry, ale obaj jesteście dla mnie jak bracia. To byłoby
kazirodztwo. Ale wiecie co? – uśmiechnęła się do nich zarzucając im ramiona na
szyje – bracia są na zawsze.
- Tak jasne, więc
czego się siostra napijesz? – spytał wyplątując się z jej objęć. Starał się za wszelką cenę nie pokazać po sobie jak
zabolały go jej słowa. Jak brat, tak? No cóż
nie mogła się jaśniej wyrazić. Podszedł
do baru i przywołał barmana gestem.
- Harry, weźmiesz
mi piwo, skoczę jeszcze do toalety – powiedziała Ginny zupełnie ignorując
toczącą się rozmowę. Zanim Harry się zorientował
o co chodzi dziewczyna już zmierzała w przeciwnym kierunku.
- Jasne. Tylko wracaj szybko.
Koncert niedługo się skończy i idziemy poznać
chłopaków
–
krzyknął jeszcze za nią.
- Zaraz będę.
Skręciła szybko za rogiem, jak najdalej od
ciekawskich oczu, mijając toalety i wychodząc
na opustoszały teraz korytarz. Po drodze wyciągnęła ostrożnie lustereczko z kieszeni spodni i
otworzyła przed swoim nosem, gdy już znalazła spokojny zakamarek za automatem ze słodyczami.
- Teo, czemu ciągle
mnie wywołujesz, przecież wiesz, że jestem na koncercie –
syknęła zdenerwowana w stronę lustereczka. Jednak nikogo nie było
po drugiej stronie. Nagle, zanim go usłyszała poczuła, że ktoś za nią stoi. Odwróciła
się
i o mało nie podskoczyła za strachu, gdy wyłonił
się
krok za nią.
- To po co brałaś
lusterko na koncert? – spytał nonszalancko opierając
się
o automat. Na jego ustach pojawił się ten perfidny uśmiech,
charakterystyczny, gdy wiedział, że ma rację.
Bo miał rację.
Po cholerę brała to lusterko? Po cholerę
wkładała
je do kieszeni spodni? Nie miała nic na swoją obronę,
a on był tego doskonale świadom. Otworzyła usta próbując
powiedzieć coś sensownego, ale zaraz jej zamknęła.
Był
górą
i musiała to przyznać.
- Co tu robisz? –
spytała podejrzliwie mrużąc oczy.
- Jak to co? Przyszedłem
na koncert.
- Śledzisz mnie? – sama nie
wiedziała czy to było pytanie czy stwierdzenie. Jej głos
lekko zadrżał zdradzając zdenerwowanie.
- Ja? No co Ty. Myślisz,
że
Draco jedyny ma jakieś znajomości? Poza tym od dawna jestem fanem…
co to za zespół? – spytał wybuchając śmiechem, a Ginny wywróciła
oczami i pchnęła go ramieniem, próbując od niego uciec. Nie pozwolił
jej jednak odejść łapiąc ją za nadgarstek i ciągnąc
z powrotem do ściany.
- Powiedziałaś,
że
nie chcesz mnie więcej widzieć. Co miałem zrobić? – stanął przed nią opuszkami palców gładząc
jej policzek.
- Powiedziałam,
że
powinniśmy zostać tylko przyjaciółmi. Chociaż
teraz nie jestem już taka pewna czy i to nie za dużo.
- Może jeszcze to
przemyślisz? – przysunął czoło do jej czoła wpatrując
się
w jej oczy.
Błękit jego oczu działał
na nią hipnotyzująco. Słodki aromat jego oddechu otulił
jej twarz całkowicie ją obezwładniając. Co było w tym chłopaku takiego, że nie mogła
mu się oprzeć? Był bardzo przystojny to fakt, ale ładna
buzia i zawadiacko przycięte ciemne włosy nie wystarczą
by tak ją omotać. Dlaczego więc tak bardzo
pragnęła jego ust? Fala pożądania targała nią
nie mogąc się doczekać spełnienia. Nieznośne ssanie w żołądku
rozpraszało odcinając jej zdolność racjonalnego
myślenia.
Wiedziała, że on czuje to samo. Złapał
ją
za włosy i delikatnie pociągnął torując sobie drogę do jej
ust. Nie opierała się
chętnie
przyjmując jego zachłanny język. Druga dłoń
Teo powędrowała do jej piersi bawiąc
się
nią
przez chwilę, by zaraz rozpocząć powolną wędrówkę w dół jej brzucha, na talię
i wślizgując
się
pod materiał spodni by znaleźć się na jej pośladku. Cichy jęk wyrwał
się
z jej ust nakręcając chłopaka jeszcze bardziej. Przycisnął
ją
do ściany
przygniatając własnym ciałem jednocześnie wsuwając
obie ręce pod jej bluzkę zostawiając palące ślady na jej nagiej skórze.
To wystarczyło by rozum odzyskał nad nią władzę.
- Ktoś może
nas zobaczyć – odsunęła go od siebie poprawiając
ubranie i rozglądając się czy nadal są sami.
- To jest myśl,
może
powinienem się przywitać z Draco i resztą? Co Ty na to? –
musiał dostrzec przerażenie malujące się na jej twarzy i bezgłośne
błaganie,
bo zaraz się uśmiechnął dodając – Kochanie, nigdy nie zrobiłbym
nic by Cię skrzywdzić.
Po chwili gdzieś
w dali stuknęły drzwi i na korytarz zaczęli wypływać ludzie. Koncert się
skończył.
Musiała wracać. Teo jakby czytając
jej w myślach pochylił się by złożyć ostatni, delikatny pocałunek
na jej ustach i już go nie było, znikając gdzieś w tłumie. Ginny otrząsnęła
się
po chwili i ruszyła w kierunku przyjaciół.
- Gdzie Ty się
podziewałaś? – spytał Harry wciskając jej w ręce
kurtkę i torebkę, a Hermiona dziwnie jej się
przyjrzała.
- Była kolejka. To co
idziemy? – spuściła wzrok patrząc wszędzie
tylko nie na przyjaciółkę. Przeczesała jeszcze
palcami rozwichrzone włosy wyrzucając sobie w myślach,
że
nie poszła w końcu do tej toalety, chociażby
po to, by sprawdzić, czy jej wygląd nie zdradza gdzie w rzeczywistości
była.
Draco pokierował
ich plątaniną korytarzy, aż do dużych
drzwi oznaczonych czerwoną tablicą zakazującą wejścia. Pokazał ochroniarzowi
tajemniczą złotą plakietkę a ten otworzył szerzej drzwi
wpuszczając ich do środka. W niewielkim pomieszczeniu krzątali
się
muzycy pakując sprzęt i swoje rzeczy.
- Czy mnie oczy nie mylą?
Draco Malfoy drugi raz na naszym koncercie. Jeszcze pomyślę,
że
Ci się podoba nasza muzyka – zaśmiał się piosenkarz witając się
z Malfoy’em.
- Tylko dałem Wam druga szansę,
ale na marne. Dalej okropnie fałszujesz.
- Dzięki. Zawsze miło
to słyszeć. Znów przyprowadziłeś
do mnie piękne kobiety. Jestem Adam – przedstawił się
całując
Hermionę i Ginny zalotnie w dłoń.
- Tak, i te też
są
całkowicie
poza Twoim zasięgiem, Levine.
- Może tatusiowie
pojadą do domu a Wy zabierzecie się z nami – Adam zignorował blondyna czarując
zachwycone dziewczyny. Jednak na zdecydowany protest chłopaków
dodał – ostatecznie ich też możemy zabrać. Zaraz się zbieramy i wracamy do hotelu. Tam
organizujemy małe after party. Czujcie się zaproszeni.
- Będziemy na pewno. Który
to hotel? – odpowiedzieli przekrzykując pisk dziewczyn. Zapowiadała
się
długa
i szalona noc.
*
Gdyby miał w tym momencie
powiedzieć czego najbardziej nienawidzi to byłoby to budzenie
go o świcie w dzień, gdy mógłby spać do oporu. Czy wszyscy się
sprzysięgli przeciwko niemu i nie dadzą mu w wolny dzień naładować
akumulatorów do pełna? Któż go znowu budzi o tak nieprzyzwoitej
porze?
Sięgnął po zegarek stojący na nocnej
szafce, by zobaczyć na nim godzinę siódmą. Siódmą rano! W weekend! Odstawił
urządzenie
trochę mocniej niż powinien i z jękiem
niezadowolenia wstał z łóżka wróżąc rychłą śmierć osobie po drugiej stronie jego drzwi
wejściowych.
- Blaise? Czy Ty wiesz która jest godzina? – wymamrotał
zostawiając drzwi otwarte i kierując się w stronę ekspresu do kawy.
- Oj chyba ktoś wstał lewą nogą.
Nie bój nic zaraz Ci się humor poprawi. Ja Ci popilnuję kawy a Ty leć się
pakować – klasnął w dłonie w nadziei, że to trochę
rozbudzi kumpla i ten zacznie żywiej reagować na jego słowa.
Nie przyniosło to jednak zamierzonego skutku.
- Pakować? O czym Ty mówisz? –
czy to jakiś zły sen? Może jeszcze się nie obudził?
Podrapał się w głowę i przetarł zmęczoną twarz zamykając na chwilę
oczy. Jednak, gdy je otworzył Zabini wciąż przed nim stał
głupkowato
się
uśmiechając.
- Jedziemy do Norwegii. Teo od dawna ględzi,
że
go nie odwiedzamy i tak dziś wstałem
z myślą „a czemu by nie” – rozsiadł się wygodnie na kanapie żywo
gestykulując.
- Słuchaj, bardzo się cieszę,
że
postanowiłeś spędzić czas z kumplami i bardzo chętnie
bym się wybrał, ale będziesz musiał jechać
sam. Ja jeszcze dziś muszę być w Paryżu – nalał kawy do dwóch kubków
i podał jeden koledze siadając na fotelu obok niego. –
Rodzice Sofie mają jakąś mega ważną imprezę i muszę tam być, by towarzyszyć Sofie. Chyba
rozumiesz?
- Wydawało
mi się, że mieliście poczekać z decyzją
do wakacji.
- Jak nie pojadę to nie będę musiał podejmować żadnej decyzji. Nie mam wyjścia,
Sofie by mnie zabiła.
- Ty naprawdę lubisz tę dziewczynę, naprawdę będziecie razem – dopiero w tej
chwili uświadomił sobie, że Draco rzeczywiście odważy
się
spalić za sobą ten most i zacząć poważny
związek
z piękną Francuzką. Już zaczynał wątpić, że ta chwila kiedykolwiek nastąpi.
- Tak, chyba tak, a co to źle?
- To bardzo dobrze. Wreszcie jakaś zdrowa reakcja.
Już
dawno Ci mówiłem byś dał sobie spokój z Granger.
Przecież to nie ma szans, a Sofie to świetna dziewczyna, nie ma się
nad czym zastanawiać.
- Tak uważasz? Już sam nie wiem. To takie dziwne kiedy
czuję, że z Hermioną to byłoby to, dwie połówki jabłka
i w ogóle. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Dlaczego ona
tego nie widzi? Czemu nie da nam szansy? - przymknął oczy opierając
głowę
o zimny materiał fotela. Blaise przez chwilę milczał wpatrując się parujący napój.
- Przestań się w końcu zadręczać i zacznij żyć.
Granger nie jest dla Ciebie i nigdy nie będzie. Koniec tematu. Jak dalej będziesz
takim idiotą to stracisz Sofie.
- A jakbym jej powiedział? Myślisz,
że... - spojrzał jak kumpel ze zrezygnowanym uśmiechem
na ustach kreci głową i głeboko westchnął - masz rację,
Sofie to świetna dziewczyna.
*
Każdy student dobrze wie, że
piękno
beztroskiej, wiosennej rozrywki nie może trwać wiecznie. Prędzej czy później
przychodzi ten bezduszny, siejący grozę czas ostatnich kolokwiów
i w końcu egzaminów, kiedy to w ciągu paru dni
trzeba perfekcyjnie opanować materiał kilku opasłych tomów
na pozór pisanych w obcym całkiem języku. Ta zadziwiająca
umiejętność dana jest tylko tym młodym
ludziom, którzy potrafią zatopić się na te kilka tygodni w świecie
powtarzanych wciąż regułek, wzorów i artykułów nie mając w ogóle kontaktu z otaczających
ich światem. Na szczęście po tym czasie intensywnego wysiłku
dla umysłu następuje kolejnych kilka miesięcy
odpoczynku i zabawy. Przynajmniej dla niektórych.
- W przyszłym roku wcześniej zacznę
się
uczyć do egzaminów. Dzięki systematycznej nauce na pewno będę
się
mniej stresować – zdenerwowana Hermiona od dobrych 15 minut robiła
plany na naukę w następnym semestrze podczas, gdy za chwilę
miał
się
zacząć ich ostatni egzamin na drugim roku. Jednak nie był
to zwykły egzamin. To był egzamin przed duże e. Prawo
konstytucyjne z McPhersonem to przedmiot, o którym krążą legendy.
- Czy to jest w ogóle możliwe? Musiałabyś
zacząć już teraz – Nick jak zawsze był
w dobrym humorze. Nawet teraz, gdy siedzieli w szóstkę z Hermioną, Draco, Jess, Mattem i Sylvie przed
drzwiami McStrasznego trzymały się go żarty.
- Ciekawe czy rzeczywiście będzie tak ciężko jak
opowiadają.
- Pati z wczorajszej grupy podobno wybiegła
z płaczem,
więc
spotkanie przy kawie to to nie będzie – rzuciła Jess wciąż z nosem zakopanym w notatkach.
Tylko Sylvie wystrojona w opięta krótką sukienkę wyglądała jakby wcale się nie denerwowała
nadciągającym Armagedonem. Siedziała
spokojnie przysłuchując się toczącej się dyskusji i zerkając
raz po raz w kierunku windy. Uśmiechnęła się dopiero, gdy wysiadł
z niej dr Tompson.
- Państwo czekacie na egzamin z prawa
konstytucyjnego? Profesor McPherson musiał niestety wziąć urlop
zdrowotny, ja przeprowadzę resztę egzaminów. Zapraszam na drugie piętro
do mojego gabinetu.
Nie mogli uwierzyć, że tak im się upiekło.
Podekscytowani wstali i ruszyli do windy licząc po cichu na to, że
egzamin teraz będzie już sukcesem.
- Wchodzę pierwsza – odezwała się w końcu Sylvie zamykając za sobą
mocno drzwi, a reszta odetchnęła z ulgą.
- Jakby nam nie poszło idziemy później na piwo.
- No nie wiem, jeszcze muszę się spakować –próbował się wykręcić Draco. Obiecał Sofie, że
dziś
wróci
do Paryża i zjedzą razem kolację. Na dziś
ustalili sobie termin ostatecznej decyzji co do ich związku, a on
jeszcze nie do końca wiedział co jej powie.
- Daj spokój Draco, tylko na chwilę.
- Dajcie mu spokój, z dziewczyną się
umówił
–
Hermiona stanęła w jego obronie – musimy zacząć się
przyzwyczajać, że nie będzie mieć dla nas czasu.
- No dobra… - jednak nie dokończył,
gdyż
przerwało mu nagłe pojawienie się wysokiej,
szczupłej blondynki kierującej się do pokoju Tompsona.
Kobieta nawet się nie zastanawiając otworzyła
drzwi i bez pytania o pozwolenie weszła do środka, a po kilku sekundach wybiegła
stamtąd zapłakana Sylvie obciągając
jedną ręką krótką sukienkę a drugą zakrywając usta. Ciężko powiedzieć, czy ten widok
wywołał w siedzących na korytarzu większy
szok czy też krzyki dochodzące ze środka pokoju. Niedługo
potem na korytarz wybiegła wstrząśnięta blondynka wciąż wykrzykując
niecenzuralne słowa i epitety a zaraz za nią pojawił się pan dr.
- Ella proszę zaczekaj – dopiero po chwili zorientował
się,
że
całej
sytuacji przygląda się piątka studentów –
zostawcie indeksy w moim pokoju, macie piątki, tylko ani słowa.
I pobiegł dalej a oni siedzieli z otwartymi
ustami niepewni co właściwie przed chwila się
stało.
- Czyli o tego Matta jej chodziło. Ja cały
czas myślałem, że mówiła o Tobie – wypalił Nick a wszyscy wybuchli śmiechem.
Ciężko uwierzyć w takiego
farta. Najpierw to zastępstwo, teraz piątki bez
odpowiedzi – po prostu święta w czerwcu. Tylko jedna osoba nie wyglądała
na zadowoloną z takiego obrotu sytuacji. Niepocieszona Hermiona cisnęła
swoje materiały z powrotem do torby marudząc pod nosem coś o braku
sprawiedliwości.
- To cóż to za dziewczyna, która
w końcu zdobyła serce Dracona Malfoy’a
–
spytała Jess ściskając mocno rękę swojego chłopaka. Ich związek
sprawił, że stała się dużo bardziej pewna siebie i odważna.
Chciała by jej znajomi byli równie szczęśliwi jak ona.
- Zaraz zaraz, to twoja pierwsza dziewczyna? –
spytał zszokowany Nick.
- Tak jakby – odpowiedział siadając
do stolika razem ze znajomymi.
- Oj to nawet nie wiesz w co się pakujesz. Cóż
napij się z nami ostatni raz jako wolny człowiek, bo kto
wie czy kobieta wypuści Cię spod pantofla.
- Bardzo śmieszne. Myślicie, że
to była żona Tompsona? – starał się zmienić temat Draco.
- Biedna babka, nie spodziewałam się tego po Sylvie – fortel młodego
Mayfoy’a się sprawdził i po chwili wszyscy zapomnieli o jego
sercowych perypetiach zajmując się analizą tego czego byli niedawno świadkami.
Gdy za oknami zrobiło się już całkiem ciemno, a spotkanie rozkręciło
się
na całego. Draco wiedział, że jeśli teraz nie wyjdzie to już
na pewno nie zdąży na umówione spotkanie.
- Tak ja też już pójdę. Ron miał po mnie przyjść, ale minęła
godzina a jego wciąż nie ma – westchnęła Hermiona zbierając
swoje rzeczy i żegnając się z przyjaciółmi.
- To może Cię odprowadzę - spytał Draco, gdy wyszli przed lokal.
- Dzięki, nie trzeba. Poradzę
sobie, a Ty masz jeszcze pakowanie i w ogóle – stali przez chwilę
przyglądając się sobie, niepewni jak się
pożegnać,
aż
dziewczyna zrobła pierwszy krok i mocno go przytuliła.
- Baw się dobrze i nie zapomnij wrócić.
Ciężko
mi uwierzyć, że za rok wyjedziesz na dobre – pogłaskał ją delikatnie po głowie, a ona
odsunęła się na tyle, by móc na niego
spojrzeć.
- Na pewno wrócę – uśmiechnął się delikatnie. Przełknął
ślinę
analizując w myślach czy nie spróbować
ostatni raz.
- I nie martw się Sofie. Na pewno Wam się
uda – uśmiechnęła się i ruszyła w swoją stronę, po chwili jeszcze się
odwracając – i odezwij się czasem.
- No pewnie. Zmykaj już – patrzył jak się odwraca i znika za zakrętem.
A więc stało się. Chciałby iść za nią, ale wiedział, że
to niczego nie zmieni, a za parę godzin czeka go ważna
rozmowa. Westchnął głęboko w myślach jeszcze raz żegnając
się
z przyjaciółką i skręcił za róg, a po chwili nie było
po nim śladu.
Nie sądziła, że jest już tak późno. Teraz, gdy biegła
niemal truchtem tym całkiem pustym chodnikiem, zaciskając
mocniej poły swojej cienkiej kurtki, by ochronić się
przed chłodnym, czerwcowym powietrzem, poczuła to. Tę
gulę
rosnącą w jej gardle, szybciej krążącą w żyłach krew, adrenalinę
nakazującą jej jak najszybciej dostać się do domu. Ścisnęła mocniej różdżkę
w dłoni
i przyspieszyła kroku, tak, że jej cień już tylko migał naruszając
oświetlone
przez latarnie pola. Pluła sobie teraz w brodę,
że
nie pozwoliła Draco, by ją odprowadził. Jeszcze tylko
kilka zakrętów i będzie mogła odetchnąć. Jednak niespodziewanie coś
usłyszała.
Wyraźnie dobiegł ją dźwięk kroków gdzieś niedaleko za nią. Wolne i dudniące,
a jednak zdawały się być coraz bliżej. Już prawie biegła ile sił
w nogach a echo ciężkich kroków huczało jej w uszach doprowadzając
do palpitacji serca. Nie miała wątpliwości, że za chwilę tajemniczy nieznajomy ją
dopadnie, już prawie czuła na szyi chłodny podmuch
jego oddechu, jednak bała się odwrócić, by nie dać mu
przewagi. Wtedy kątem oka to
zobaczyła. W witrynie sklepowej po drugiej stronie ulicy widziała
wyraźnie zakapturzoną postać w czarnej pelerynie wyciągającą
w jej kierunku rękę. Jeszcze moment i będzie po niej. Strach ją
zmroził tak, że nie była w stanie nawet krzyknąć
wciąż
wpatrując się w migającą w witrynach czarną
postać. Właśnie poczuła muśnięcie skórzanej rękawiczki na prawym ramieniu, gdy usłyszała,
że
ktoś
woła
jej imię. Chwilę to trwało, gdy oderwała wzrok od
witryny i spojrzała w lewo na wyłaniającą się z uliczki przed nią
postać. Czy to możliwe? Czy Merlin usłyszał
jej nieme błagania o pomoc?
- Hermiona? – zawołał jeszcze raz i ruszył
biegiem w jej kierunku, a dziewczyna z przerażeniem wymalowanym na twarzy wpadła
prosto w jego otwarte ramiona wybuchając momentalnie płaczem.
- Draco – wciąż ściskała go z całych sił starając się jednocześnie odwrócić i sprawdzić czy jej
napastnik wciąż tam jest, jednak czarna postać rozpłynęła się w powietrzu. Wtuliła
się
więc
mocno w szyję chłopaka nie mogąc uwierzyć
w swoje szczęście.
- Już dobrze – głaskał ją delikatnie po plecach, wciąż
się
rozglądając. Mógłby przysiąc, że ktoś gonił Hermionę, a stan dziewczyny tylko go w tym
przekonaniu utwierdzał. Teraz nie widział
jednak nikogo.
- Nic Ci nie zrobił? Wszystko w porządku? - był
gotowy stanąć do walki jednak napastnik jakby nigdy nie istniał
- To może jednak Cię odprowadzę, co? – uśmiechnął się lekko czekając aż
dziewczyna się uspokoi. Kiwnęła szybko głową
i trzymając się kurczowo jego ręki ruszyła
w kierunku swojego domu. A on bardzo liczył na to, że roztrzęsiona dziewczyna nie spyta go, co robił
w pobliżu jej domu o tej porze. Bo jak jej wytłumaczyć,
że
chciał ją jeszcze raz zobaczyć, choćby siedzącą na parapecie w swoim pokoju, ten
ostatni raz przed wyjazdem?
Podziękowała mu chyba setny raz za ratunek i pomoc,
ostatni raz mocno przytuliła i życzyła udanych wakacji, po czym powoli podeszła
do drzwi czując na sobie spojrzenie jego stalowych oczu. Pomachała
mu jeszcze przesyłając smutny uśmiech po czym zniknął
jej z oczu.
- Czemu nie zaprosiłaś kolegi? Chyba się nas nie
wstydzisz? – spytał jej ojciec odrywając
wzrok od telewizora i przyglądając się swojej wchodzącej do domu córce,
jednocześnie ignorując piorunujące go spojrzenie żony.
– Tato już rozmawialiśmy na ten temat –
westchnęła tylko i ruszyła w kierunku schodów,
pragnąc tylko, by ten dzień się już skończył, ale nie była w stanie nie słyszeć
rozmowy rodziców.
– Obiecałeś, że dasz jej spokój. Nie widzisz
jaka jest szczęśliwa z Ronem? Po co ciągle to drążysz?
- Już Ci mówiłem. Ron nadaje się na przyjaciela,
ale nie na męża. Hermiona powinna być z kimś kto będzie ją motywował, pchał do przodu, z kimś ambitnym,
przebojowym i inteligentnym jak ona sama. A Ron to takie ciepłe
kluchy, boi się własnego cienia. Są tacy młodzi a już zachowują się jak stare dobre małżeństwo.
Chciałbym, by poznała prawdziwą miłość pełną pasji, która zawładnie nią całą i zmiecie z nóg. Nie widzę,
by teraz tak było. Myślę, że z tym Malfoy'em byłoby
jej dużo lepiej.
- Dobrze, ale może pozwólmy jej samej zdecydować
czego chce.
Hermiona to słyszy stojąc na szczycie schodów.
Nagle zauważyła, że drzwi wejściowe są
uchylone. Wychyliła się, by to sprawdzić, ale zdążyła
zauważyć tylko znikającą rudą czuprynę. Poczuła, że całe powietrze ucieka jej z płuc,
a gorący pot oblewa jej ciało. Pokonując po dwa stopnie naraz zaczęła
zbiegać ze schodów lewą ręką łapiąc od czasu do czasu gładką
powierzchnię poręczy.
- Ron! O Merlinie. Ron!
Hermiona wybiegła z domu i rozejrzała
się
na wszystkie strony, ale nie mogła znaleźć żadnej wskazówki, dzięki
której
by zgadła w którą poszedł stronę. Zrozpaczona usiadła
na zimnym krawężniku czując jak po jej policzkach zaczynają
kapać łzy. Co ona ma teraz robić? Szukać go dalej? Iść do Nory a może
do Harry’ego i Ginny? Przecież właściwie nie zrobiła nic przez co
miałby
jej unikać. Przecież oboje tak samo podsłuchali
tę
rozmowę. Jak on biedny musiał się poczuć? Był taki przekonany, że
dobrze mu idzie zjednywanie jej rodziców, a teraz? Co właściwie
miałaby
mu powiedzieć jakby go znalazła? Że to nic? Może powinna dać
mu trochę czasu, by ochłonął, przemyślał to wszystko i zastanowił
się
co zrobić, by zmienić opinię jej ojca? Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie.
Ron jest zbyt wybuchowym charakterem, by konfrontować go tak na gorąco.
Mógłby
powiedzieć w złości o kilka słów za dużo
a tego by nie chciała. Tak, to najlepsze rozwiązanie. Porozmawiają
jutro i na pewno wszystko się ułoży.
Tylko co ma teraz ze
sobą
zrobić? Nie chce wracać do domu i kłócić
się
z rodzicami, że znów próbują wtrącać się w jej prywatne sprawy. Z resztą
na tym chyba polega rola rodziców, że patrzą na wszystko z perspektywy i próbują
kształtować rzeczywistość jak im się
wydaje będzie najlepiej dla ich dziecka. Tylko co tak naprawdę
chciał powiedzieć jej ojciec? Że ona i Ron nie
mają
szans? Że do siebie nie pasują? Czemu tak bardzo Draco przypadł
mu do gustu? Czy nie wystarczająco dużo razy mu tłumaczyła,
że
nic nigdy z tego nie będzie? Ehh Ci rodzice.
Nawet się nie zorientowała kiedy, ani w
jaki sposób, ale znalazła się pod furtką bloku, w którym mieszkał
jej blondwłosy kolega. Czy powinna tu przychodzić? Są
przyjaciółmi, oczywiście że on ją wesprze i pocieszy. Nie ma potrzeby
martwić Gin i Harry’ego.
Wystukała na małej klawiaturce tak dobrze znany jej kod
i otworzyła furtkę. Przekraczając próg
budynku zastanawiała się czy to już ostatni raz wchodzi tu tak pewnie jak
do siebie. Ostatni raz zanim wszystko się nie zmieni. Mogła sobie z tego żartować
do woli, ale dopiero w tym momencie ta myśl stała się tak nieznośnie przerażająca.
Tak bardzo się broniła przed tą przyjaźnią, a teraz tak bardzo ciężko
będzie
poluzować jej więzi. Nic już nie będzie takie samo.
Coraz bardziej przygnębiona stanęła przed jego drzwiami zastanawiając
się
czy w ogóle jeszcze tam jest. Zastukała delikatnie trzy razy i odetchnęła
z ulgą na widok jego zaskoczonej miny.
- Chyba nie możemy się dzisiaj rozstać –
uśmiechnęła
się
i weszła do środka. Już miała zacząć opowiadać mu co się wydarzyło, gdy zauważyła
stojące przy drzwiach walizki. Wszystko schludnie spakowane, na
wierzchu rzucona kurtka, mieszkanie wysprzątane. On wyjeżdża.
Co ona tu jeszcze robi?
- Coś się stało? Czy to znów…
- Nie, ja tylko… Przepraszam nie powinnam przychodzić
–
obróciła
się
trzymając dłoń na klamce, ale nie pozwolił
jej zrobić następnego kroku. Złapał
ją
za ramię i zmusił by na niego spojrzała.
- Jestem tu… jeśli mnie potrzebujesz…-
jego jasne, niebieskie oczy wwiercały się w jej duszę odgadując
cały
jej smutek. Wyciągnęła ręce obejmując go w pasie i kładąc
głowę
na jego ramieniu. Poczuła jego dłoń na karku i głęboko westchnęła.
Już
sama nie wiedziała co ma mu właściwie powiedzieć.
Chwilę później, gdy Hermiona usiadła
na kanapie Draco skierował się do kuchni w poszukiwaniu butelki wina,
jednocześnie wystukując kilka słów na telefonie. Już
było
bardzo późno, więc wyjazd mógł poczekać do rana, musiał jednak uprzedzić
Sofie, że nie zdąży na kolację. Co właściwie
powinien teraz zrobić? A gdyby jednak? Ten ostatni już
raz...
- Czerwone czy białe? – spytał unosząc butelki do góry tak by
dziewczyna mogła wybrać.
- Nie Draco, jednak pójdę, jeszcze raz przepraszam, że
zawracam Ci głowę – podjęła decyzję, nie będzie się ukrywać, pora wracać do domu. Podeszła
do Draco i schowała wyciągnięte przez niego butelki. Następnie
przytuliła go mocno po raz ostatni. – Jeszcze raz udanych wakacji i
powodzenia z Sofie. Tylko wrócić do mnie. Będę
czekać – uśmiechnęła się smutno i zdecydowanym ruchem sięgnęła
do klamki.
Nie zdążyła jej jednak chwycić,
bo drzwi w tym momencie otworzyły się na oścież z całym impetem, a do środka jak burza
wpadła jakaś postać. Pierwsze na co Hermiona zwróciła
uwagę były krótkie czarne włosy doskonale
podkreślające jasną cerę dziewczyny i eksponujące
jej długą szyję. Wysokie dopasowane kozaki, obcisłe
jeansy i modna skórzana kurtka dopełniały wrażenia jakby wyszła prosto z okładki
magazynu o modzie. Nie musiała się długo zastanawiać kim ona jest,
mimo, że nigdy wcześniej się nie spotkały.
- Jak to nie przyjedziesz? – tylko tyle zdążyła
powiedzieć, gdy zauważyła, że Draco nie jest w mieszkaniu sam. Z
lekkim zaskoczeniem przyjrzała się dziewczynie, z którą
o mało się nie zderzyła. Czy to przez
nią
Draco odwołał swój przyjazd?
- Sofie to Hermiona, … koleżanka ze studiów, a to Sofie …
koleżanka z Paryża. – wyjaśnił Draco pokrętnie obiecując
sobie w duchu, że zrobi wszystko by ich spotkanie było jak najkrótsze.
- Jestem przyjaciółką Draco – sama nie wiedziała dlaczego, ale
musiała to uściślić, wyciągając jednocześnie rękę do dziewczyny.
- A ja dziewczyną – podkreśliła Sofie z satysfakcją
chwytając na chwilę dłoń szatynki, by zaraz objąć
chłopaka
i przelotnie cmoknąć go w usta dla podkreślenia swoich słów.
Błysk w jego oczach, uśmiech
na jej widok i jego ręka delikatnym ruchem gładząca
jej plecy i zatrzymująca się w pasie. Dla byłej gryfonki tego
było
już
za dużo. Pożegnała się szybko i wyszła zamykając
za sobą drzwi.
Czuła się jakby zeszło z niej całe
powietrze i nie została ani odrobinka potrzebna do swobodnego
oddechu. Było jej jednocześnie strasznie gorąco i przeraźliwie
zimno. Nawet nie pamiętała drogi powrotnej do domu. Zaraz wbiegła
po schodach i zamknęła się w swoim pokoju. Jej analityczny umysł
raz po raz przesuwał jej przed oczami obraz dziewczyny z czarnymi włosami
całującej
Draco. Nic nadzwyczajnego, nic co powinno aż w takim stopniu wyprowadzić
ją
z równowagi.
Przecież wiedziała, że tak właśnie będzie to skąd ta gorąca para buchająca jej z uszu,
dlaczego ręce jej dygoczą, a serce wali jakby chciało
się
uwolnić z klatki żeber? Jakkolwiek irracjonalnie by to nie
brzmiało, znajdywała tylko jedno wytłumaczenie
takiego stanu rzeczy. Była zazdrosna. I to zazdrosna jak cholera.
Niemalże czuła jak otwierają jej się
oczy, jak kilka elementów układanki wskakuje na swoje miejsce. Tak
usilnie wszystkich przekonywała, że są tylko przyjaciółmi, że
przekonała nawet samą siebie. Nie zauważyła
lub nie chciała zauważyć, że najzwyczajniej w świecie
coś
czuje do tego blondwłosego dupka i nie jest to tylko przyjaźń.
Najwyraźniej jej tata mógł mieć trochę racji. Najwyraźniej zna ją
lepiej niż ona sama siebie zna. Jaka szkoda, że już
za późno.
*
- Czyli możemy się zbierać? – gdy tylko drzwi za Hermioną
się
zamknęły brunetka ruszyła wolnym krokiem w kierunku panoramicznego
okna gładząc po drodze opuszkami palców
oparcie kanapy. Draco, który nie był do końca pewien co właściwie
przed chwilą się stało, wciąż stał wpatrzony w nieruchomą
klamkę.
- Co? A tak jasne, chyba możemy – podszedł do swoich walizek i sięgnął
po leżącą na nich kurtkę, po czym się odwrócił
w kierunku dziewczyny, lecz ona nadal stała nieruchomo wpatrzona w światła
miasta.
- To ona, prawda? To przez nią nie chciałeś ze mną być, przez nią musiałam tyle czekać?
- Sofie, to nie tak…
- Nie? – odwróciła się by spojrzeć mu w twarz i
wyszukać oznak kłamstwa. Czy w końcu powie jej o
co w tym wszystkim chodzi? Westchnął głośno i przetarł twarz dłońmi
mierzwiąc przy okazji swoje jasne włosy. Pora postawić wszystko na
jedną kartę.
- Ona o niczym nie wie i nigdy się nie dowie.
Jesteśmy tylko przyjaciółmi i tak już zostanie. Z
resztą pewnie niedługo się zaręczy, więc…
- Aha czyli już łaskawie możemy być razem, bo ona Cię nie chce tak? –
już
nawet nie starała się ukrywać złości, wyraźnie widział ogień buchający w jej oczach, jak więc
możliwe,
że
po chwili zaczęły z nich kapać łzy – Przez ten cały czas próbowałeś
ją
zdobyć a jak się nie udało to zawsze masz mnie swoje wyjście
awaryjne?
- Nie Sofie – powiedział spokojnie biorąc w dłonie
jej twarz i patrząc w oczy – przez ten cały czas starałem
się
dowiedzieć czego tak naprawdę pragnę i potrzebuję.
- I już wiesz?
- Tak. Od początku byłaś odpowiedzią na wszystkie
moje pytania. Byłem głupi, że wcześniej tego nie zauważyłem.
Chcę
Ciebie i tylko Ciebie, o ile oczywiście Ty jeszcze chcesz mnie.
- Mówisz poważnie? – szeroki uśmiech wypłynął na jej twarz rozwiewając
resztę wątpliwości chłopaka. Przecież kochał
ją
od tak dawna, to najlepsze co może zrobić. Nie ma sensu gonić
za czymś co i tak nigdy się nie wydarzy.
- Bardzo poważnie – przysunął się jeszcze bliżej i delikatnie
musnął jej wargi swoimi, na co Sofie objęła go mocno
przeszczęśliwa z faktu, że w końcu doczekała się tej chwili i pogłębiła
pocałunek. Pierwszy oficjalny pocałunek jako pary.
- Mam tylko jedną prośbę – powiedział, gdy stali tak objęci
stykając się czołami i zastanawiali się
jak wiele się zmieni w ich życiu – to mój pierwszy związek, więc
pewnie nie będzie łatwo…
- Będę wyrozumiała i cierpliwa – wyszeptała
a uśmiech
nie schodził z jej twarzy.
*
Było już grubo po północy, gdy w
okno małego domku zaczęła pukać duża szara sowa. Po chwili okno się
uchyliło na tyle, by ptak mógł wślizgnąć się do środka. Młody mężczyzna nie miał wątpliwości
czyje jest to zwierzę i drżącymi rękami szybko uwolnił
zwitek pergaminu z plątaniny sznurka przy nóżce
sowy. Czy ta przeklęta kobieta już nigdy nie da mu spokoju? Czego znów
od niego chce i to o tej porze? Zamknął rulon w dłoni i wypchnął
puchacza na zewnątrz. Wyjrzał jeszcze szybko na korytarz upewniając
się,
że
nie obudził nikogo z domowników i rozwinął pergamin.
„Jesteś wolny. Teraz sama się
tym zajmę. N.”
Wpatrywał się długo w kilka w pośpiechu
napisanych słów nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Więc
to naprawdę koniec? Machnął różdżką i po chwili z papieru została
tylko kupka popiołu. Asati podśpiewując cicho pod nosem poszedł
do pokoju obok położyć się do łóżka obok swojej żony i zasnąć
spokojnie pierwszy raz od bardzo dawna.
_____________
Miałam jeszcze coś dodać, coś poprawić, ale tydzień spędzony z dwójką przeziębionych dzieci skutecznie odebrał mi chęci do czegokolwiek. Cieszę się, że mimo wszystko udało mi się wywiązać z ustawionego sobie terminu publikacji. Brawo ja :)
Długo zastanawiałam się czy podzielić ten rozdział na dwa mniejsze. Mam więc nadzieję, że cieszy Was fakt, że tego nie zrobiłam :)
Z moich obliczeń wynika, że zostało nam jakieś 4 rozdziały do końca pierwszej części opowiadania. Co będzie później? Sama jeszcze tego nie wiem ;)
Chciałabym bardzo serdecznie podziękować 6 osobom, które zagłosowały w mojej ankiecie. Jeśli to czytasz a jeszcze nie oddałaś/łeś głosu, proszę zrób to. Chciałabym wiedzieć ile osób tu zagląda, ile polubiło moje wypociny na tyle by czekać na dalszy ciąg opowiadania.
Oprócz ankiety zapraszam także do komentowania. Z niecierpliwością wyczekuję jakiegokolwiek znaku Waszego pobytu tutaj. Choćby jednego słowa. Serio. Nic tak nie karmi weny.
A i na koniec duża zmiana w postaci nowego szablonu. Podoba się Wam? Ja jeszcze się przyzwyczajam. Zobaczymy czy zostanie na stałe...
To chyba tyle.
Ściskam Was ciepło w tę zimną, grudniową noc ;)
Nicci
Ściskam Was ciepło w tę zimną, grudniową noc ;)
Nicci