niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 13 Telefon

Wyszedł z zaułku i skręcił w lewo, pokonując drogę długimi, szybkimi krokami przeszedł dwie następne przecznice zmierzając do skrzyżowania Linton Street z Arlington Avenue. Serce waliło mu w piersi z łoskotem wypełniającym uszy sprawiając fizyczny ból. Nie miał jednak wyjścia. Wiedział czym grozi nie stawienie się na wezwanie. Przeklinał w myślach dzień, kiedy zdecydował się na tę pracę. Prychnął cicho. Gdyby tylko mógł odejść zrobiłby to na pewno. Teraz jednak może go uratować tylko śmierć. Jak zawsze i tym razem zastał tylko pulsujący na nadgarstku napis niczym wypalony rozgrzanym metalem. Nazwy tych dwóch ulic. Wiedział co to oznacza. Nostra ma dla niego kolejne zadanie.
Gdy dotarł do miejsca spotkania przystanął i rozejrzał się po okolicy. Dochodziła północ, ale rozświetlony bielą śniegu mrok pozwalał dostrzec najbliższe  zabudowania. I wtedy zobaczył ubraną na czarno postać z kapturem zarzuconym na twarz. Kiwnął lekko głową dając jej znać, że czeka na dalsze instrukcje. Widząc, że Nostra znika na budynkiem po drugiej stronie ulicy, biegiem pokonał tę odległość i głośno łapiąc powietrze stanął przed osobą trzymającą jego życie w swoich rękach.
- Asati czy jest coś o czym powinnam wiedzieć?
- Nie Nostra, nic niepokojącego.
- Dobrze. Masz dodatkową misję. Znajdź mi co tylko możesz na tę dziewczynę i jej rodzinę. A przede wszystkim znajdź sposób, by się jej pozbyć z Anglii. Nie obchodzi mnie co to będzie.
- Włącznie z rozwiązaniem permanentnym?
- W ostateczności. Nie jesteśmy przecież zbirami, Asati – wyglądające spod grubego kaptura usta wykrzywiły się złowrogim grymasie uśmiechu, by po chwili znów zamienić się w cienką, zwarta linię -  Tylko bez żadnych błędów, jak w przypadku jej ojca.
- Tak Pani.
*
Zamknął  drzwi gabinetu Kingstona i odwrócił się w kierunku wind. Nie rozumiał dlaczego musi tracić czas na takie głupoty. Na Merlina, przecież są czarodziejami, dlaczego musi robić za sowę. Wczoraj, jeszcze przed powrotem do Londynu, odwiedził swojego szefa i przyjaciela Victora Lamaisa. To on przesyła mu wytyczne dotyczące pracy, jego polecenia wykonuje. Dlatego nie mógł mu odmówić, gdy między jednym a drugim drinkiem Vic poprosił go o tę drobną przysługę. Dostarczył ministrowi tę durną paczkę kosztem dodatkowej godziny snu. W końcu zajęcia na uczelni zaczyna dopiero o 9. Całe szczęście ma nienormowany czas pracy.
Skręcił za rogiem, by przejść na skróty obok gabinetu aurorów. Pech chciał, że przed drzwiami stało dwóch dobrze znanych mu mężczyzn. Jeden o kruczoczarnych, wiecznie potarganych włosach z okularami na nosie, drugi rudy niemota z piegami na twarzy. Nigdy nie lubił tego drugiego, a z każdym dniem zyskiwał do tego kolejny powód. Spojrzał krótko w ich kierunku schylając głowę w geście przywitania i łapiąc spojrzenie bruneta. Odwrócił szybko wzrok podchodząc do zamkniętej kraty by przycisnąć przycisk przywołujący windę.
- Malfoy! – usłyszał za plecami krzyk wybawcy świata i głośne, roznoszące się echem po piętrze uderzenia jego butów o posadzkę. Odwrócił się ciekawy, co też może od niego chcieć.
- Malfoy, mam prośbę – powiedział grzebiąc w kieszeni peleryny. Blondyn przewrócił oczami przewidując co zaraz nastąpi.
- O co chodzi?
- Będziesz się widzieć z Hermioną, prawda? Mówiła, że macie rano zajęcia… – kiwnął głową na potwierdzenie, wciąż szukając podstępu.
- Zostawiła u mnie wczoraj telefon, mógłbyś go jej oddać? Dałbym go Ronowi, ale skoro będziecie się widzieć wcześniej….
- Nie jestem sową, Potter – czy on miał pióra, dziób i napisane na czole darmowe przesyłki? Poszaleli Ci ludzie. Uśmiechnął się swoim zwykłym, ironicznym uśmiechem zbijając Harry’ego z tropu. Brunet, niepewny co ma teraz zrobić, zaczął chować wyciągnięty przedmiot z powrotem do kieszeni.
- Czekaj. Daj mi to, zaniosę jej. Co to w ogóle jest?
- Jej telefon. Wiesz, takie urządzenie…
- Wiem co to jest telefon, nie jestem debilem – stali przez chwilę patrząc się na siebie niepewni co teraz mają zrobić. – Coś jeszcze?
- Nie, dzięki.  – Harry uśmiechnął się  - Jak tam sylwester podobno byłeś u Zabiniego, Hermiona mi mówiła…
- Zmiana planów. Wróciłem do Paryża. – zaskoczony otwartością i koleżeńskim tonem Pottera, odpowiedział właściwie automatycznie. Poczuł się trochę niezręcznie, więc natychmiast przywołał się do porządku sznurując usta i stawiając swoją czujność w gotowości. Natomiast były gryfon wyraźnie się rozluźnił i z uśmiechem na ustach oraz wesołym błyskiem w oczach zamierzał kontynuować tę rozmowę.
- Serio? Musisz mi kiedyś o nim opowiedzieć, nigdy tam nie byłem. Może wybralibyśmy się na piwo, albo coś i…
Miał się zaśmiać, ale nagle przypomniał sobie, że nie cierpi na nadmiar przyjaciół. A Potter, chyba jako jedyny odkąd wrócił, zawsze jest dla niego przyjazny. Dlaczego? Nie wiedział, ale nie mógł sobie pozwolić na robienie wrogów, a przyjaźń wybrańca może mu się tylko przydać.
- Jasne – wyciągnął rękę w jego kierunku, przez ułamek sekundy bojąc się, że brunet nie odwzajemni tego gestu. Nic takiego się jednak nie stało. Harry ze szczerym uśmiechem na ustach wyciągnął rękę by uścisnąć dłoń kolegi. Bardzo długo czekał na ten moment. Na każdym kroku widział przemianę byłego ślizgona i nie rozumiał dlaczego nikt inny tego nie zauważa. Może był naiwny, ale wierzył, tak samo jak w szkole, że każdemu należy się druga szansa.
*
Wiedział, że tak się to skończy. Biegiem pokonał hall dzielący go od drzwi sali, w której odbywały się wykłady z historii prawa. Tak jak się spodziewał, wszyscy byli w środku, zajęcia musiały się już zacząć. Otworzył drzwi oddychając ciężko i wchodząc do środka. Skłonił się ze skruchą prowadzącemu i spojrzał w kierunku rzędu ławek. Na samym przedzie dostrzegł Hermionę machającą do niego dyskretnie i wskazującą na wolne miejsce koło niej. Jednak przepychanie się teraz przez kilka osób, by do niej dołączyć bez dwóch zdań wyczerpałoby limit cierpliwości prowadzącego. Dopiero po chwili zauważył Nicka leżącego na ławce w ostatnim rzędzie. Poszedł w jego kierunku i usiadł na wolnym krześle po jego prawej stronie. Rzucił szybkie spojrzenie na kolegę, jednak ten najwidoczniej nie doszedł jeszcze do siebie po szaleństwach sylwestrowej nocy. Schowany za plecami siedzącego przed nim wysokiego chłopaka, ułożył wygodnie głowę na rozciągniętych na ławce rękach i najprawdopodobniej zasnął, sądząc po cichym pomruku wydobywającym się z jego ust, równomiernym oddechu i zamkniętych oczach.
Draco uśmiechnął się w duchu i wyciągnął z kieszeni mały przedmiot, który miał zaraz oddać właścicielce. Kątem oka obserwując spacerującego przed katedrą wykładowcę oraz śpiącego kolegę, postanowił wykorzystać nadchodzące minuty sam na sam z tym tajemniczym urządzeniem na wyciągnięciu tylu informacji o dziewczynie ile zdoła.
Niestety pierwszy problem pojawił się już na samym początku, gdy chciał włączyć jej telefon. Znana mu opcja z przeciągnięciem palcem po ekranie niestety nie wchodziła w grę, gdyż ekran nie miał zamiaru reagować na kontakt z jego arystokratycznym opuszkiem. Na dodatek, ten model miał mnóstwo małych opisanych literkami guziczków, z którymi nie miał pojęcia co ma zrobić. Zaczął naciskać je na chybił trafił i ucieszył się, gdy ekranik się rozświetlił pytając go czy chce odblokować telefon. Radość jednak szybko uleciała, gdy żaden z kolejnych guziczków nie pozwalał mu się dostać do tajemniczej zawartości tego piekielnego urządzenia. Bez dwóch zdań, Ci mugole jednak nie są tacy beznadziejni, jak to przedstawiał jego ojciec, skoro potrafią skonstruować tak skomplikowane zabezpieczenie, któremu i czary nie dadzą rady. Już miał się poddać, gdy nagle usłyszał zachrypnięty głos po swojej lewej stronie, co tak go zaskoczyło, że o mało nie wypuścił telefonu Hermiony z ręki.
- Gwiazdka i ok.
- Co? – spytał zszokowany przekręcając głowę w kierunku wciąż leżącego na ławce Nicka.
- Wciśnij gwiazdkę, w prawym dolnym rogu a później ten duży klawisz u góry na środku – OK. I może trochę ciszej bo tu się próbuje spać – podniósł głowę kilka centymetrów, rozejrzał się po otoczeniu sprawdzając jakość swojego kamuflażu, zgiął ręce formując z dłoni coś na kształt poduszki i położył się z powrotem, tym razem zwracając twarz w kierunku okna i mamrocząc coś o maniakach, telefonach i środku nocy.
Minęło kilka chwil zanim siedzący z uchylonymi ustami blondyn otrząsnął się z szoku. Następnie spróbował sprawdzić ile są warte porady kolegi, odkrywając z zaskoczeniem, że tym razem telefon wydając wesołe piknięcie całkiem się przed nim otworzył.
Z przyspieszonym rytmem uderzeń w piersi i ciepłem rozchodzącym się po jego ciele razem ze wzburzoną krwią zaczął przeglądać historię jej smsów. Jeden, drugi, trzeci i kilka następnych zaadresowane były do mamy lub taty, z resztą jak prawie wszystkie pozostałe. Znalazł pojedyncze wiadomości do osób podpisanych jako Kate i Sara, a ich treść wskazywała na jakieś koleżanki bądź kuzynki. Podobnie wyglądała sytuacja z ostatnio wybieranymi numerami. Hmm. Więc nosi ze sobą telefon właściwie tylko do kontaktu z rodziną. Nawet w książce z kontaktami znalazł jedynie osiem pozycji. Oprócz rodziców, babcia, dwie ciocie i trzy żeńskie imiona. Już miał wyłączyć telefon i schować go z powrotem do kieszeni, kiedy coś zwróciło jego uwagę. Mała ikonka ze zdjęciem przyciągnęła jego wzrok zachęcając, by przejrzał zawartość katalogu z galerią. Nie było tego dużo bo jedynie cztery zdjęcia. Na pierwszym była twarz znanego mu już pana Grangera w czerwonej czapce świętego Mikołaja i pogodnym uśmiechem na ustach. Druga fotografia, zapewne pani Granger, przedstawiała ładną kobietę o krótkich brązowych włosach. Teraz już wiedział po kim Hermiona odziedziczyła urodę. Rysy jej twarzy były bardzo podobne do rysów jej mamy, poza oczami, te jako jedyne dostała po ojcu. Patrzył chwilę na zdjęcie wyobrażając sobie Hermionę za dwadzieścia lat. Czy będzie równie piękna kobietą co jej matka? Czy on będzie miał okazję się o tym przekonać? Nacisnął strzałkę i jego oczom ukazała się trójka osób na tle choinki. Stojąca między rodzicami szatynka wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Nikt kto zobaczył to zdjęcie nie miał prawa wątpić ile oni dla niej znaczą. Bardzo jej tego zazdrościł. Szczęśliwej, kochającej rodziny, dzieciństwa pełnego ciepła i miłości. Oddałby wszystko byle jego dzieci nie musiały przechodzić przez to co on.
Na ostatnim zdjęciu była z Ronem. Rudowłosy chłopak obejmował ją w pasie tuląc policzek do jej policzka, a ona z uśmiechem zarzucała mu ręce na szyję. Draco poczuł suchość w gardle, jakby w powietrzu nagle zabrakło tlenu, a zimny dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa. Szybko wyłączył zdjęcie i schował telefon, ale wiedział, że ten widok będzie go prześladował jeszcze długo.
Nagle na sali zrobiło się głośno a zdezorientowany blondyn zaczął się rozglądać próbując ustalić co właściwie się stało. Wtedy chłopak siedzący przed Nickiem odwrócił się i położył przed nimi częściowo zapisaną kartkę.
- No wreszcie. Przynajmniej nie będzie to kompletna strata czasu – dopisał do listy swoje nazwisko i przesunął kartkę w kierunku blondyna. Ten dopiero po przeczytaniu nagłówka uświadomił sobie, że to lista osób obecnych na dzisiejszym wykładzie. Złapał długopis lecz jeszcze zanim dotknął nim papieru spojrzał na wstającego z krzesła kolegę.
- Co? To koniec zajęć?
- Stary, musisz być w gorszym stanie niż ja – uśmiechnął się Nick pod nosem, ale widząc całkiem zdezorientowaną minę kolegi pokręcił z niedowierzaniem głową i pospieszył z niedbałym wyjaśnieniem – Koleś jest chory, nie słyszysz jaką ma chrypę? Ale jeśli o mnie chodzi to raczej skutki poprawin po sylwestrze. Jakbyś nie wiedział to Tompsona też dziś nie będzie. Podobno wyjechał z rodziną na święta i jeszcze nie wrócili. Musiał się nieźle stęsknić za żoneczką przez te dwa tygodnie w Stanach, że tydzień im nie wystarczył, by się sobą nacieszyć – parsknął śmiechem, lecz przerwał rzucony na ławkę przez przechodzącą zza Dracona Sylvie.
- A tej co? -  rzucił Nick rozcierając łokieć po jego zbyt bliskim i niespodziewanym kontakcie z twardą ławką.
Draco wzruszył ramionami w odpowiedzi jednocześnie odprowadzając niemal biegnącą koleżankę wzrokiem, aż do momentu, gdy znikła za drzwiami sali. Dopiero teraz ją zauważył. Stała przy drzwiach opierając się o ścianę i patrząc prosto na niego z lekkim uśmiechem. Nawet nie patrząc na kartkę dopisał na niej swoje nazwisko i przesunął w kierunku następnej osoby. Wstał nie spuszczając oczu z Hermiony i całkiem zapominając o koledze, podążył w jej kierunku. Uśmiechnęła się promiennie, gdy przed nią stanął, wspięła się na palce i opierając prawą dłoń na jego ramieniu pocałowała go w policzek.
- Cześć nieznajomy! Dawno się nie widzieliśmy. Szczęśliwego Nowego Roku! – jej mała dłoń zniknęła z jego ciała zdecydowanie zbyt szybko jak dla niego. Stanęła pewnie na stopach odgarniając niesforne loki opadające jej na twarz.
- Dzięki. Idziemy? – wskazał na drzwi, a ona skinęła mu głową ruszając przodem. Na korytarzu robiło się coraz luźniej z każdym uciekającym w sobie tylko znanym kierunku studentem. Gdy wyszli przed budynek główny szatynka przystanęła na chwilę czekając na kolegę.
- Draco, chciałam Ci jeszcze raz podziękować za piękny prezent gwiazdkowy. Jest niesamowity. Przy nim mój prezent wypadł blado dlatego mam dla Ciebie coś jeszcze – zarumieniła się uroczo sięgając do torby po niewielką paczuszkę i niepewnie wysuwając ją w kierunku blondyna.
- Hermiona, przecież wiesz, że nie musisz mi nic dawać, a Twój prezent bardzo mi się podobał – spojrzał w jej zawstydzone oczy i nie mógł zrobić nic innego jak odebrać od niej pakuneczek. Upominając się w duchu, by się ucieszyć nawet jeśli będzie to książka rozwinął wstążkę drżącymi rękami i rozdarł ozdobny papier.
- Kalendarz. Dzięki! Na pewno się przyda – odetchnął z ulgą, że nie było to nic specjalnie kosztownego.
- To organizer z kalendarzem. Wpisałam tam już wszystkie terminy naszych egzaminów. Będzie Ci przypominać czego powinieneś się uczyć – uśmiechnęła się wystawiając język jak małe dziecko. Wyglądała przy tym tak radośnie i beztrosko, że poczuł ukłucie zazdrości na myśl, że to nie dzięki niemu.
- A co byś powiedziała na wspólną naukę? Całkiem nieźle nam to wychodziło do tej pory, może warto spróbować. Co Ty na to? – spytał z nadzieją, na możliwość spędzania w jej towarzystwie najbliższych tygodni, nawet jeśli mieli się w tym czasie uczyć.
- Jasne. Będziemy mogli się nawzajem przepytywać. To ja przygotuję wszystkie materiały. Kiedy zaczynamy? Dzisiaj? Nie, dziś nie zdążę ogarnąć notatek. Jutro? – uśmiechnął się na widok iskierek w jej ciemnych oczach. Sprawił jej przyjemność a poczuł się co najmniej jakby wynalazł lek na nieuleczalną chorobę.
- Spokojnie – roześmiał się, schylając głowę i pocierając czubek nosa palcem wskazującym.  – Zrobimy jak tylko będziesz chciała, ale dziś faktycznie możemy sobie jeszcze odpuścić. Ani słowa. Musisz mi w czymś pomóc. Koniecznie – dodał widząc jej powątpiewającą, lekko rozczarowaną minę.
- Ja? Niby w czym? Myślałam, że Pan Arystokrata zna się na wszystkim - przymknęła jedno oko czekając na jego reakcję.
- Oj nie powiedziałem, że się nie znam. Chodź – złapał ją za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku wyjścia z kampusu, jednak gdy dotarli do głównej ulicy nie wiedział dokąd dalej iść. Zaczął się rozglądać szukając jakiejś wskazówki, gdy nagle przypomniał sobie o małym przedmiocie schowanym w kieszeni jego płaszcza.
- Zapomniałem. Potter kazał Ci to oddać. Zostawiłaś u niego – podał jej telefon obserwując jej rozszerzone z zaskoczenia oczy i lekko otwartą buzię. Złapała swoją własność, by szybko sprawdzić czy ma jakieś nieodebrane wiadomości albo połączenia. Uspokojona brakiem nowych informacji wsunęła telefon do swojej torby i zaczęła się z zaciekawieniem przyglądać blondwłosemu koledze.
- Dzięki. Szukałam jej. Kiedy się widziałeś z Harrym? – zmarszczyła czoło wpatrując się w jego twarz i drapiąc się po nosie.
- Byłem rano w Ministerstwie. Dokąd teraz? – spytał wciąż zaaferowany swoim pomysłem spoglądając to w jedną to w drugą stronę drogi.
- Mnie się pytasz? A gdzie chcesz dojść?
- Idziemy kupić mi telefon. Gdzie to się robi? – jego zagubiona mina sprawiła, że nie mogła się już dłużej powstrzymać i parsknęła śmiechem.
 - Co proszę? Po co Ci telefon?
- Pomożesz mi czy nie?
- Telefon dla Ciebie, tak? Ok, to mam pomysł. Chodź – teraz to ona złapała jego dłoń i zaczęła prowadzić w kierunku centrum handlowego. Zatrzymali się dopiero przed stoiskiem z logiem dużego nadgryzionego jabłka.
- Apple? Ja chciałem kupić telefon!
- Oj jak Ty jeszcze nic nie wiesz – uśmiechnęła się rozbrajająco marszcząc nosek i pochylając głowę – Firma Apple produkuje najlepsze telefony na rynku. Chyba o to Ci chodziło, prawda?
Minął ją bez słowa, wchodząc do sklepu i kierując się do wyeksponowanych na środku pomieszczenia telefonów. Gdy złapał pierwszy z nich w dłoń, natychmiast pojawił się koło niego ekspedient. Początkowo niepewnie na niego spojrzał próbując ocenić czy ten dzieciak może być realnym klientem, jednak widząc markowy zegarek i ubranie blondyna od razu przybrał na usta firmowy, profesjonalny uśmiech.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Ach tak. Dzień dobry. Proszę mi powiedzieć, który model jest najlepszy? – zapytał Draco potrząsając jednym z telefonów tuż przed nosem sprzedawcy.
- Obecnie najnowsze na rynku są dwa modele iPhone 6 i iPhone 6 Plus. Różnią się one głównie wielkością. IPhone 6 ma ekran o przekątnej długości 4.7 cala a Plus 5,5 cala. Są one dostępne w trzech wariantach kolorystycznych i z trzema wielkościami wbudowanej pamięci 16, 64 lub 128 GB. – Młody ekspedient czując już w kieszeni wysoką prowizję zaczął nawijać jak najęty, podtykając potencjalnemu klientowi najdroższe modele.
- Ok. Jakie są te trzy kolory?
- Tak. Posiadamy iPhony w trzech wariantach kolorystycznych – czarno-szarym, biało-srebrnym i biało-złotym.
- Słońce, który Ci się najbardziej podoba? – Draco zwrócił się do Hermiony, która dołączyła do niego i trochę znudzona a trochą zafascynowana oglądała telefony, na które nigdy w życiu nie było by jej stać. Słysząc skierowane do siebie pytanie, wystraszona wytrzeszczyła na niego oczy zakrywając dłonią usta. Starała się nie czuć napływających na jej policzki rumieńców na dźwięk zdrobniania jakim się do niej zwrócił.
- Mnie? Ale to Tobie ma się podobać, nie mnie – zaczęła kręcić głową broniąc się przed odpowiedzią.
- Oj zrób mi tę przyjemność i powiedz, który byś wybrała. Jestem ciekawy – spojrzał prosto w jej oczy, jego stalowo-szare kontra gorzka czekolada jej własnych.
- Chyba srebrny – odpowiedziała na moment zupełnie zapominając o czym rozmawiają.
- No ładny, ale wolę szary z czarnym. Ta biel jest raczej mało męska – zaśmiał się pod nosem - Proszę zapakować.
- Już? Znaczy… oczywiście. Który model i z jaką pamięcią. Ma pan kartę operatora?
- Operatora? Nie mam? Hermiona?
- Ja mam Vodafone.
- W takim razie poproszę Vodafone oraz tego szarego i srebrnego iPhona 6 Plus, oba z maksymalną pamięcią.
- Oba?
- Tak. Oba.
- Po co Ci dwa telefony?
- To chyba oczywiste. Drugi dla Ciebie. Nie możesz się pokazywać z takim złomem. A poza tym jestem Ci dłużny jeden prezent.
- Ale to zdecydowanie za dużo. Nie mogę tego przyjąć.
- Oj nie dostaniesz nic na urodziny. Nie dyskutuj. Ktoś mnie musi nauczyć z niego korzystać, prawda? – spojrzał na nią tak, że wiedziała, że jakikolwiek dalszy sprzeciw nie ma sensu. Te zaciśnięte w wąską linię wargi świadczyły o tym, że decyzja już zapadła, a ona może to tylko zaakceptować. Jednak nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu przyjęła tak niebotycznie drogi prezent. Co to to nie, ona nie była jedną z tych osób.
- Draco…
- Płaci pan kartą czy gotówką? – ekspedient starał się kuć żelazo póki gorące, zanim dziewczyna nie przekona klienta, że drugi model nie będzie potrzebny.
- Kartą.
- Ty masz kartę? – spytała zszokowana – mugolską? - dodała ściszonym głosem tak by tylko on ją usłyszał, a on w odpowiedzi tylko mrugnął do niej okiem.
- A myślałaś, że znasz już wszystkie moje sekrety…
Gdy wyszli z galerii Hermina z zaciętą miną i skrzyżowanymi na piersi rękami zmierzała prosto przed siebie nie zaszczycając kolegi nawet spojrzeniem. Tego było za wiele. Jak on mógł tak bardzo nie liczyć się z jej zdaniem. Nie jest i nie miała zamiaru być jego maskotką, której może kupować co tylko ma ochotę. Zwłaszcza, że ona wcale nie potrzebuje takiego wielkiego i obrzydliwie drogiego telefonu, dziękuję bardzo. Ma komputer, ot co.
- Hermiona poczekaj. O co chodzi? – nigdy specjalnie nie nadążał za kobiecą psychiką, ale według niego powinna być teraz w siódmym niebie a uciekać przed nim wściekła jak diabli. Gdy cisnęła w niego rzucającym gromy spojrzeniem, domyślił się, że nie ma co czekać na odpowiedź. Złapał ją za łokieć i zatrzymał, siłą odwracając ją twarzą w swoim kierunku.
- Przepraszam. Ja tylko chciałem Ci sprawić przyjemność. To jedyny sposób jaki znam – spuścił głowę nie mogąc dłużej patrzeć w jej oczy. – Jeżeli tak bardzo Cię tym uraziłem to oddam ten telefon, tylko się na mnie nie złość.
- Och Draco – słyszał jak ze świstem wypuściła powietrze z płuc próbując się opanować – nie możesz tak robić, nie możesz stawiać mnie w takiej sytuacji. Rozumiem, że dla Ciebie takie prezenty to normalka, ale nie dla mnie.
- Wiem, ale dla mnie to naprawdę żaden problem – podniósł głowę i gdy dziewczyna spojrzała w jego smutne szare oczy nie mogła się na niego dłużej gniewać. Robił jedyną rzecz jaką umiał. Po prostu kupował to na co miał ochotę.
- Ok. Nie gniewam się już. To co, pójdę do domu. Przed nami ciężki miesiąc…
- A musisz? W końcu zajęcia teoretycznie jeszcze się nie skończyły. Może masz ochotę na kawę? Opowiesz mi o swoich świętach.
- Właściwie, och czemu nie. To dokąd idziemy? – spytała z powrotem przywołując na usta uśmiech.
- Do mnie…
*
Gdy pojawili się przed wysokim i bardzo nowoczesnym apartamentowcem Hermiona z wrażenia aż głośno przełknęła ślinę. Wiedziała, że Draco nie mieszka już w Malfoy Manor, ale nigdy w życiu nie spodziewałaby się czegoś takiego. Najbardziej szokujący nie był jednak fakt, że młody Malfoy nie wybrał na lokum małej rezydencji pod miastem, ale to że budynek, w którym mieszkał był zamieszkany nie tylko przez czarodziei.
Oniemiała obserwowała jak jej przyjaciel swobodnie wstukuje kod w furtce broniącej dostępu na zielony, pięknie urządzony teren wokół budynku, a następnie w podobny sposób otwiera główne drzwi wejściowe. Pokonali mały korytarz i dotarli do eleganckiej, przeszklonej windy wygrywającej z cicha jakąś piękną, relaksacyjną melodię. Hermiona dopiero po kilku piętrach przysłuchiwania się jej odwróciła głowę od przesuwających się za szybą widoków i dostrzegła, że Draco lekko wystukuje rytm nogą. Uśmiechnęła się do siebie obserwując go kątem oka. Stał z założonymi rękami nonszalancko oparty barkiem o ścianę windy wpatrując się zamyślonym wzrokiem w podłogę. Po chwili musiał się zorientować, że na niego patrzy, bo po podniósł głowę i spojrzał w jej kierunku.
- Jeszcze chwilę – powiedział z uśmiechem puszczając jej oczko. Dopiero teraz zwróciła uwagę na zmieniające się co chwila liczby na wyświetlaczu. Jeszcze pięć pięter i dotrą na ostatnie, piętnaste, gdzie znajdowało się mieszkanie Dracona.
Gdy wydzwonił charakterystyczny gong oznajmiający, że ich podróż dobiegła końca i drzwi się otworzyły, blondyn objął ją delikatnie i trzymając dłoń a jej plecach poprowadził aż do drzwi oznaczonych numerem 1510. Chłopak otworzył mieszkanie a Hermiona wciąż stała w progu oszołomiona tym co zobaczyła. Jej oczom ukazał się bowiem przepięknie urządzony salon z białą kanapą, fotelami i pufami w centralnej jego części oraz ogromnym telewizorem plazmowym wiszącym na ścianie na wprost nich. Z prawej strony znajdowała się kuchnia oddzielona od salonu sporą wyspą, nad którą zamontowany był wyciąg. W rogu kuchni oraz w kącie salonu dostrzegła po dwie pary drzwi. Ten ogromny salon i kuchnia urządzone minimalistycznie, ale przytulnie i nowocześnie w odcieniach bieli i szarości były zachwycające, jednak to widok z przeszklonej ściany na wprost drzwi wejściowych zapierał dech. Jak urzeczona podeszła do okna wyciągając przed siebie rękę, by się upewnić, że szkło rzeczywiście tam jest. Przyglądała się chwilę miniaturkom aut i małym niczym mrówki ludziom, a w oddali widziała zarys London Eye. Odwróciła się w kierunku kolegi, który zdążył już uruchomić ekspres do kawy przez co w powietrzu unosił się cudowny, aromatyczny zapach.
- To jest Twoje mieszkanie? – spytała szczerze zdumiona ilością typowo niemagicznych przedmiotów charakterystycznych, dla każdego mugolskiego domostwa. Jednak chłopak tylko wzruszył ramionami uśmiechając się szeroko i łapiąc w dłonie dwie parujące filiżanki. Gdy odstawił je na ławę przy kanapie i zaprosił ją gestem do siebie odwzajemniła uśmiech i podeszła do zachęcająco wyglądającej pufy, która okazała się jeszcze wygodniejsza niż to sobie wyobrażała. Nieśmiało podniosła filiżankę do ust nie wiedząc czego się spodziewać, jednak kawa smakowała wyśmienicie. Przymknęła na chwilę oczy delektując się w ciszy jej doskonałym smakiem. Jak ktoś kto przez większość życia był obsługiwany przez innych i nie parał się żadną pracą może samodzielnie parzyć taką kawę i do tego tak mieszkać?
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem? – zapytała leniwie otwierając oczy i spoglądając z zaciekawieniem na blondyna.
- Cieszę się, że Ci smakuje – odpowiedział z uśmiechem upijając kolejny łyk gorącego napoju.
- Och kawa jest świetna, ale nie tylko o nią chodzi. To wszystko jest jak z jakiegoś magazynu – podniosła rękę zataczając nią krąg w powietrzu dla podkreślenia swoich słów – Jeśli mi powiesz, że sam urządzałeś mieszkanie to zacznę się szczypać bo to musi być sen.
Roześmiał się potrząsając głową na boki, tak, że jego jasne kosmyki rozsypały mu się po czole.
- Nie, oczywiście, że nie. Właściwie to ograniczyłem się tylko do płacenia – sam wciąż nie mógł uwierzyć, że pozwolił Sofie na to całe przemeblowanie jego mieszkania rok temu. Ale jak ta dziewczyna coś wymyśli, to najbezpieczniej nie stawać jej na drodze tylko płynąć z prądem. Niejednokrotnie się już o tym przekonał. Teraz musiał przyznać, że warto było poświęcić zabytkowe, mahoniowe meble i krzesła obite zielonym aksamitem, by zobaczyć to zaskoczenie i niedowierzanie w oczach Hermiony.

- To jak będzie, zgodzisz się przyjąć mój prezent? Ładnie proszę…


______________________
Brak mi słów by opisać jak bardzo mi przykro, że tyle czasu musieliście czekać na nowy rozdział. Jednak w moim życiu ostatnio tyle się dzieje, że blog automatycznie zszedł na dalszy plan. Pomysłów mam wciąż sporo, brak jedynie czasu na ich spisanie.
Tak więc za Wami nowy rozdział. Wiem, że jest słaby, ale mam nadzieję, że warto było czekać.
Pozdrawiam
Nicci
Copyright © 2016 Follow your dreams , Blogger