Wyszedł z zaułku i skręcił w
lewo, pokonując drogę długimi, szybkimi krokami przeszedł dwie następne
przecznice zmierzając do skrzyżowania Linton Street z Arlington Avenue. Serce
waliło mu w piersi z łoskotem wypełniającym uszy sprawiając fizyczny ból. Nie
miał jednak wyjścia. Wiedział czym grozi nie stawienie się na wezwanie. Przeklinał
w myślach dzień, kiedy zdecydował się na tę pracę. Prychnął cicho. Gdyby tylko
mógł odejść zrobiłby to na pewno. Teraz jednak może go uratować tylko śmierć. Jak
zawsze i tym razem zastał tylko pulsujący na nadgarstku napis niczym wypalony rozgrzanym
metalem. Nazwy tych dwóch ulic. Wiedział co to oznacza. Nostra ma dla niego
kolejne zadanie.
Gdy dotarł do miejsca spotkania
przystanął i rozejrzał się po okolicy. Dochodziła północ, ale rozświetlony
bielą śniegu mrok pozwalał dostrzec najbliższe
zabudowania. I wtedy zobaczył ubraną na czarno postać z kapturem
zarzuconym na twarz. Kiwnął lekko głową dając jej znać, że czeka na dalsze
instrukcje. Widząc, że Nostra znika na budynkiem po drugiej stronie ulicy,
biegiem pokonał tę odległość i głośno łapiąc powietrze stanął przed osobą
trzymającą jego życie w swoich rękach.
- Asati czy jest coś o czym powinnam
wiedzieć?
- Nie Nostra, nic niepokojącego.
- Dobrze. Masz dodatkową misję.
Znajdź mi co tylko możesz na tę dziewczynę i jej rodzinę. A przede wszystkim
znajdź sposób, by się jej pozbyć z Anglii. Nie obchodzi mnie co to będzie.
- Włącznie z rozwiązaniem
permanentnym?
- W ostateczności. Nie jesteśmy
przecież zbirami, Asati – wyglądające spod grubego kaptura usta wykrzywiły się
złowrogim grymasie uśmiechu, by po chwili znów zamienić się w cienką, zwarta
linię - Tylko bez żadnych błędów, jak w
przypadku jej ojca.
- Tak Pani.
*
Zamknął drzwi gabinetu Kingstona i odwrócił się w
kierunku wind. Nie rozumiał dlaczego musi tracić czas na takie głupoty. Na
Merlina, przecież są czarodziejami, dlaczego musi robić za sowę. Wczoraj,
jeszcze przed powrotem do Londynu, odwiedził swojego szefa i przyjaciela
Victora Lamaisa. To on przesyła mu wytyczne dotyczące pracy, jego polecenia
wykonuje. Dlatego nie mógł mu odmówić, gdy między jednym a drugim drinkiem Vic
poprosił go o tę drobną przysługę. Dostarczył ministrowi tę durną paczkę
kosztem dodatkowej godziny snu. W końcu zajęcia na uczelni zaczyna dopiero o 9.
Całe szczęście ma nienormowany czas pracy.
Skręcił za rogiem, by przejść na
skróty obok gabinetu aurorów. Pech chciał, że przed drzwiami stało dwóch dobrze
znanych mu mężczyzn. Jeden o kruczoczarnych, wiecznie potarganych włosach z
okularami na nosie, drugi rudy niemota z piegami na twarzy. Nigdy nie lubił
tego drugiego, a z każdym dniem zyskiwał do tego kolejny powód. Spojrzał
krótko w ich kierunku schylając głowę w geście przywitania i łapiąc
spojrzenie bruneta. Odwrócił szybko wzrok podchodząc do zamkniętej kraty by
przycisnąć przycisk przywołujący windę.
- Malfoy! – usłyszał za plecami
krzyk wybawcy świata i głośne, roznoszące się echem po piętrze uderzenia jego butów
o posadzkę. Odwrócił się ciekawy, co też może od niego chcieć.
- Malfoy, mam prośbę – powiedział
grzebiąc w kieszeni peleryny. Blondyn przewrócił oczami przewidując co zaraz
nastąpi.
- O co chodzi?
- Będziesz się widzieć z
Hermioną, prawda? Mówiła, że macie rano zajęcia… – kiwnął głową na
potwierdzenie, wciąż szukając podstępu.
- Zostawiła u mnie wczoraj
telefon, mógłbyś go jej oddać? Dałbym go Ronowi, ale skoro będziecie się
widzieć wcześniej….
- Nie jestem sową, Potter – czy
on miał pióra, dziób i napisane na czole darmowe przesyłki? Poszaleli Ci
ludzie. Uśmiechnął się swoim zwykłym, ironicznym uśmiechem zbijając Harry’ego z
tropu. Brunet, niepewny co ma teraz zrobić, zaczął chować wyciągnięty przedmiot
z powrotem do kieszeni.
- Czekaj. Daj mi to, zaniosę jej.
Co to w ogóle jest?
- Jej telefon. Wiesz, takie
urządzenie…
- Wiem co to jest telefon, nie
jestem debilem – stali przez chwilę patrząc się na siebie niepewni co teraz
mają zrobić. – Coś jeszcze?
- Nie, dzięki. – Harry uśmiechnął się - Jak tam sylwester podobno byłeś u
Zabiniego, Hermiona mi mówiła…
- Zmiana planów. Wróciłem do
Paryża. – zaskoczony otwartością i koleżeńskim tonem Pottera, odpowiedział
właściwie automatycznie. Poczuł się trochę niezręcznie, więc natychmiast
przywołał się do porządku sznurując usta i stawiając swoją czujność w
gotowości. Natomiast były gryfon wyraźnie się rozluźnił i z uśmiechem na ustach
oraz wesołym błyskiem w oczach zamierzał kontynuować tę rozmowę.
- Serio? Musisz mi kiedyś o nim
opowiedzieć, nigdy tam nie byłem. Może wybralibyśmy się na piwo, albo coś i…
Miał się zaśmiać, ale nagle
przypomniał sobie, że nie cierpi na nadmiar przyjaciół. A Potter, chyba jako
jedyny odkąd wrócił, zawsze jest dla niego przyjazny. Dlaczego? Nie wiedział,
ale nie mógł sobie pozwolić na robienie wrogów, a przyjaźń wybrańca może mu się
tylko przydać.
- Jasne – wyciągnął rękę w jego
kierunku, przez ułamek sekundy bojąc się, że brunet nie odwzajemni tego gestu.
Nic takiego się jednak nie stało. Harry ze szczerym uśmiechem na ustach wyciągnął
rękę by uścisnąć dłoń kolegi. Bardzo długo czekał na ten moment. Na każdym
kroku widział przemianę byłego ślizgona i nie rozumiał dlaczego nikt inny tego
nie zauważa. Może był naiwny, ale wierzył, tak samo jak w szkole, że każdemu
należy się druga szansa.
*
Wiedział, że tak się to skończy.
Biegiem pokonał hall dzielący go od drzwi sali, w której odbywały się wykłady z
historii prawa. Tak jak się spodziewał, wszyscy byli w środku, zajęcia musiały
się już zacząć. Otworzył drzwi oddychając ciężko i wchodząc do środka. Skłonił
się ze skruchą prowadzącemu i spojrzał w kierunku rzędu ławek. Na samym
przedzie dostrzegł Hermionę machającą do niego dyskretnie i wskazującą na wolne
miejsce koło niej. Jednak przepychanie się teraz przez kilka osób, by do niej
dołączyć bez dwóch zdań wyczerpałoby limit cierpliwości prowadzącego. Dopiero
po chwili zauważył Nicka leżącego na ławce w ostatnim rzędzie. Poszedł w jego
kierunku i usiadł na wolnym krześle po jego prawej stronie. Rzucił szybkie
spojrzenie na kolegę, jednak ten najwidoczniej nie doszedł jeszcze do siebie po
szaleństwach sylwestrowej nocy. Schowany za plecami siedzącego przed nim
wysokiego chłopaka, ułożył wygodnie głowę na rozciągniętych na ławce rękach i
najprawdopodobniej zasnął, sądząc po cichym pomruku wydobywającym się z jego
ust, równomiernym oddechu i zamkniętych oczach.
Draco uśmiechnął się w duchu i
wyciągnął z kieszeni mały przedmiot, który miał zaraz oddać właścicielce. Kątem
oka obserwując spacerującego przed katedrą wykładowcę oraz śpiącego kolegę,
postanowił wykorzystać nadchodzące minuty sam na sam z tym tajemniczym
urządzeniem na wyciągnięciu tylu informacji o dziewczynie ile zdoła.
Niestety pierwszy problem pojawił
się już na samym początku, gdy chciał włączyć jej telefon. Znana mu opcja z
przeciągnięciem palcem po ekranie niestety nie wchodziła w grę, gdyż ekran nie
miał zamiaru reagować na kontakt z jego arystokratycznym opuszkiem. Na dodatek,
ten model miał mnóstwo małych opisanych literkami guziczków, z którymi nie miał
pojęcia co ma zrobić. Zaczął naciskać je na chybił trafił i ucieszył się, gdy
ekranik się rozświetlił pytając go czy chce odblokować telefon. Radość jednak
szybko uleciała, gdy żaden z kolejnych guziczków nie pozwalał mu się dostać do
tajemniczej zawartości tego piekielnego urządzenia. Bez dwóch zdań, Ci mugole
jednak nie są tacy beznadziejni, jak to przedstawiał jego ojciec, skoro
potrafią skonstruować tak skomplikowane zabezpieczenie, któremu i czary nie
dadzą rady. Już miał się poddać, gdy nagle usłyszał zachrypnięty głos po swojej
lewej stronie, co tak go zaskoczyło, że o mało nie wypuścił telefonu Hermiony z
ręki.
- Gwiazdka i ok.
- Co? – spytał zszokowany
przekręcając głowę w kierunku wciąż leżącego na ławce Nicka.
- Wciśnij gwiazdkę, w prawym
dolnym rogu a później ten duży klawisz u góry na środku – OK. I może trochę
ciszej bo tu się próbuje spać – podniósł głowę kilka centymetrów, rozejrzał się
po otoczeniu sprawdzając jakość swojego kamuflażu, zgiął ręce formując z dłoni
coś na kształt poduszki i położył się z powrotem, tym razem zwracając twarz w
kierunku okna i mamrocząc coś o maniakach, telefonach i środku nocy.
Minęło kilka chwil zanim siedzący
z uchylonymi ustami blondyn otrząsnął się z szoku. Następnie spróbował
sprawdzić ile są warte porady kolegi, odkrywając z zaskoczeniem, że tym razem
telefon wydając wesołe piknięcie całkiem się przed nim otworzył.
Z przyspieszonym rytmem uderzeń w
piersi i ciepłem rozchodzącym się po jego ciele razem ze wzburzoną krwią zaczął
przeglądać historię jej smsów. Jeden, drugi, trzeci i kilka następnych
zaadresowane były do mamy lub taty, z resztą jak prawie wszystkie pozostałe.
Znalazł pojedyncze wiadomości do osób podpisanych jako Kate i Sara, a ich treść
wskazywała na jakieś koleżanki bądź kuzynki. Podobnie wyglądała sytuacja z ostatnio
wybieranymi numerami. Hmm. Więc nosi ze sobą telefon właściwie tylko do
kontaktu z rodziną. Nawet w książce z kontaktami znalazł jedynie osiem pozycji.
Oprócz rodziców, babcia, dwie ciocie i trzy żeńskie imiona. Już miał wyłączyć
telefon i schować go z powrotem do kieszeni, kiedy coś zwróciło jego uwagę.
Mała ikonka ze zdjęciem przyciągnęła jego wzrok zachęcając, by przejrzał
zawartość katalogu z galerią. Nie było tego dużo bo jedynie cztery zdjęcia. Na
pierwszym była twarz znanego mu już pana Grangera w czerwonej czapce świętego
Mikołaja i pogodnym uśmiechem na ustach. Druga fotografia, zapewne pani
Granger, przedstawiała ładną kobietę o krótkich brązowych włosach. Teraz już
wiedział po kim Hermiona odziedziczyła urodę. Rysy jej twarzy były bardzo
podobne do rysów jej mamy, poza oczami, te jako jedyne dostała po ojcu. Patrzył
chwilę na zdjęcie wyobrażając sobie Hermionę za dwadzieścia lat. Czy będzie
równie piękna kobietą co jej matka? Czy on będzie miał okazję się o tym
przekonać? Nacisnął strzałkę i jego oczom ukazała się trójka osób na tle
choinki. Stojąca między rodzicami szatynka wyglądała na naprawdę szczęśliwą.
Nikt kto zobaczył to zdjęcie nie miał prawa wątpić ile oni dla niej znaczą.
Bardzo jej tego zazdrościł. Szczęśliwej, kochającej rodziny, dzieciństwa
pełnego ciepła i miłości. Oddałby wszystko byle jego dzieci nie musiały
przechodzić przez to co on.
Na ostatnim zdjęciu była z Ronem.
Rudowłosy chłopak obejmował ją w pasie tuląc policzek do jej policzka, a ona z
uśmiechem zarzucała mu ręce na szyję. Draco poczuł suchość w gardle, jakby w
powietrzu nagle zabrakło tlenu, a zimny dreszcz przeszedł wzdłuż jego
kręgosłupa. Szybko wyłączył zdjęcie i schował telefon, ale wiedział, że ten
widok będzie go prześladował jeszcze długo.
Nagle na sali zrobiło się głośno
a zdezorientowany blondyn zaczął się rozglądać próbując ustalić co właściwie
się stało. Wtedy chłopak siedzący przed Nickiem odwrócił się i położył przed
nimi częściowo zapisaną kartkę.
- No wreszcie. Przynajmniej nie
będzie to kompletna strata czasu – dopisał do listy swoje nazwisko i przesunął
kartkę w kierunku blondyna. Ten dopiero po przeczytaniu nagłówka uświadomił
sobie, że to lista osób obecnych na dzisiejszym wykładzie. Złapał długopis lecz
jeszcze zanim dotknął nim papieru spojrzał na wstającego z krzesła kolegę.
- Co? To koniec zajęć?
- Stary, musisz być w gorszym
stanie niż ja – uśmiechnął się Nick pod nosem, ale widząc całkiem
zdezorientowaną minę kolegi pokręcił z niedowierzaniem głową i pospieszył z
niedbałym wyjaśnieniem – Koleś jest chory, nie słyszysz jaką ma chrypę? Ale
jeśli o mnie chodzi to raczej skutki poprawin po sylwestrze. Jakbyś nie
wiedział to Tompsona też dziś nie będzie. Podobno wyjechał z rodziną na święta
i jeszcze nie wrócili. Musiał się nieźle stęsknić za żoneczką przez te dwa
tygodnie w Stanach, że tydzień im nie wystarczył, by się sobą nacieszyć –
parsknął śmiechem, lecz przerwał rzucony na ławkę przez przechodzącą zza
Dracona Sylvie.
- A tej co? - rzucił Nick rozcierając łokieć po jego zbyt
bliskim i niespodziewanym kontakcie z twardą ławką.
Draco wzruszył ramionami w
odpowiedzi jednocześnie odprowadzając niemal biegnącą koleżankę wzrokiem, aż do
momentu, gdy znikła za drzwiami sali. Dopiero teraz ją zauważył. Stała przy
drzwiach opierając się o ścianę i patrząc prosto na niego z lekkim uśmiechem.
Nawet nie patrząc na kartkę dopisał na niej swoje nazwisko i przesunął w
kierunku następnej osoby. Wstał nie spuszczając oczu z Hermiony i całkiem
zapominając o koledze, podążył w jej kierunku. Uśmiechnęła się promiennie, gdy
przed nią stanął, wspięła się na palce i opierając prawą dłoń na jego ramieniu
pocałowała go w policzek.
- Cześć nieznajomy! Dawno się nie
widzieliśmy. Szczęśliwego Nowego Roku! – jej mała dłoń zniknęła z jego ciała
zdecydowanie zbyt szybko jak dla niego. Stanęła pewnie na stopach odgarniając
niesforne loki opadające jej na twarz.
- Dzięki. Idziemy? – wskazał na
drzwi, a ona skinęła mu głową ruszając przodem. Na korytarzu robiło się coraz
luźniej z każdym uciekającym w sobie tylko znanym kierunku studentem. Gdy
wyszli przed budynek główny szatynka przystanęła na chwilę czekając na kolegę.
- Draco, chciałam Ci jeszcze raz
podziękować za piękny prezent gwiazdkowy. Jest niesamowity. Przy nim mój
prezent wypadł blado dlatego mam dla Ciebie coś jeszcze – zarumieniła się
uroczo sięgając do torby po niewielką paczuszkę i niepewnie wysuwając ją w
kierunku blondyna.
- Hermiona, przecież wiesz, że
nie musisz mi nic dawać, a Twój prezent bardzo mi się podobał – spojrzał w jej
zawstydzone oczy i nie mógł zrobić nic innego jak odebrać od niej pakuneczek.
Upominając się w duchu, by się ucieszyć nawet jeśli będzie to książka rozwinął
wstążkę drżącymi rękami i rozdarł ozdobny papier.
- Kalendarz. Dzięki! Na pewno się
przyda – odetchnął z ulgą, że nie było to nic specjalnie kosztownego.
- To organizer z kalendarzem.
Wpisałam tam już wszystkie terminy naszych egzaminów. Będzie Ci przypominać czego
powinieneś się uczyć – uśmiechnęła się wystawiając język jak małe dziecko.
Wyglądała przy tym tak radośnie i beztrosko, że poczuł ukłucie zazdrości na
myśl, że to nie dzięki niemu.
- A co byś powiedziała na wspólną
naukę? Całkiem nieźle nam to wychodziło do tej pory, może warto spróbować. Co
Ty na to? – spytał z nadzieją, na możliwość spędzania w jej towarzystwie najbliższych
tygodni, nawet jeśli mieli się w tym czasie uczyć.
- Jasne. Będziemy mogli się
nawzajem przepytywać. To ja przygotuję wszystkie materiały. Kiedy zaczynamy?
Dzisiaj? Nie, dziś nie zdążę ogarnąć notatek. Jutro? – uśmiechnął się na widok
iskierek w jej ciemnych oczach. Sprawił jej przyjemność a poczuł się co
najmniej jakby wynalazł lek na nieuleczalną chorobę.
- Spokojnie – roześmiał się,
schylając głowę i pocierając czubek nosa palcem wskazującym. – Zrobimy jak tylko będziesz chciała, ale
dziś faktycznie możemy sobie jeszcze odpuścić. Ani słowa. Musisz mi w czymś
pomóc. Koniecznie – dodał widząc jej powątpiewającą, lekko rozczarowaną minę.
- Ja? Niby w czym? Myślałam, że
Pan Arystokrata zna się na wszystkim - przymknęła jedno oko czekając na jego
reakcję.
- Oj nie powiedziałem, że się nie
znam. Chodź – złapał ją za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku wyjścia z kampusu,
jednak gdy dotarli do głównej ulicy nie wiedział dokąd dalej iść. Zaczął się
rozglądać szukając jakiejś wskazówki, gdy nagle przypomniał sobie o małym
przedmiocie schowanym w kieszeni jego płaszcza.
- Zapomniałem. Potter kazał Ci to
oddać. Zostawiłaś u niego – podał jej telefon obserwując jej rozszerzone z
zaskoczenia oczy i lekko otwartą buzię. Złapała swoją własność, by szybko sprawdzić
czy ma jakieś nieodebrane wiadomości albo połączenia. Uspokojona brakiem nowych
informacji wsunęła telefon do swojej torby i zaczęła się z zaciekawieniem
przyglądać blondwłosemu koledze.
- Dzięki. Szukałam jej. Kiedy się
widziałeś z Harrym? – zmarszczyła czoło wpatrując się w jego twarz i drapiąc się
po nosie.
- Byłem rano w Ministerstwie.
Dokąd teraz? – spytał wciąż zaaferowany swoim pomysłem spoglądając to w jedną
to w drugą stronę drogi.
- Mnie się pytasz? A gdzie chcesz
dojść?
- Idziemy kupić mi telefon. Gdzie
to się robi? – jego zagubiona mina sprawiła, że nie mogła się już dłużej
powstrzymać i parsknęła śmiechem.
- Co proszę? Po co Ci telefon?
- Pomożesz mi czy nie?
- Telefon dla Ciebie, tak? Ok, to
mam pomysł. Chodź – teraz to ona złapała jego dłoń i zaczęła prowadzić w
kierunku centrum handlowego. Zatrzymali się dopiero przed stoiskiem z logiem
dużego nadgryzionego jabłka.
- Apple? Ja chciałem kupić
telefon!
- Oj jak Ty jeszcze nic nie wiesz
– uśmiechnęła się rozbrajająco marszcząc nosek i pochylając głowę – Firma Apple
produkuje najlepsze telefony na rynku. Chyba o to Ci chodziło, prawda?
Minął ją bez słowa, wchodząc do
sklepu i kierując się do wyeksponowanych na środku pomieszczenia telefonów. Gdy
złapał pierwszy z nich w dłoń, natychmiast pojawił się koło niego ekspedient.
Początkowo niepewnie na niego spojrzał próbując ocenić czy ten dzieciak może
być realnym klientem, jednak widząc markowy zegarek i ubranie blondyna od razu
przybrał na usta firmowy, profesjonalny uśmiech.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Ach tak. Dzień dobry. Proszę mi
powiedzieć, który model jest najlepszy? – zapytał Draco potrząsając jednym z
telefonów tuż przed nosem sprzedawcy.
- Obecnie najnowsze na rynku są
dwa modele iPhone 6 i iPhone 6 Plus. Różnią się one głównie wielkością. IPhone
6 ma ekran o przekątnej długości 4.7 cala a Plus 5,5 cala. Są one dostępne w
trzech wariantach kolorystycznych i z trzema wielkościami wbudowanej pamięci
16, 64 lub 128 GB. – Młody ekspedient czując już w kieszeni wysoką prowizję
zaczął nawijać jak najęty, podtykając potencjalnemu klientowi najdroższe
modele.
- Ok. Jakie są te trzy kolory?
- Tak. Posiadamy iPhony w trzech
wariantach kolorystycznych – czarno-szarym, biało-srebrnym i biało-złotym.
- Słońce, który Ci się
najbardziej podoba? – Draco zwrócił się do Hermiony, która dołączyła do niego i
trochę znudzona a trochą zafascynowana oglądała telefony, na które nigdy w
życiu nie było by jej stać. Słysząc skierowane do siebie pytanie, wystraszona
wytrzeszczyła na niego oczy zakrywając dłonią usta. Starała się nie czuć
napływających na jej policzki rumieńców na dźwięk zdrobniania jakim się do niej
zwrócił.
- Mnie? Ale to Tobie ma się
podobać, nie mnie – zaczęła kręcić głową broniąc się przed odpowiedzią.
- Oj zrób mi tę przyjemność i
powiedz, który byś wybrała. Jestem ciekawy – spojrzał prosto w jej oczy, jego stalowo-szare
kontra gorzka czekolada jej własnych.
- Chyba srebrny – odpowiedziała
na moment zupełnie zapominając o czym rozmawiają.
- No ładny, ale wolę szary z
czarnym. Ta biel jest raczej mało męska – zaśmiał się pod nosem - Proszę
zapakować.
- Już? Znaczy… oczywiście. Który
model i z jaką pamięcią. Ma pan kartę operatora?
- Operatora? Nie mam? Hermiona?
- Ja mam Vodafone.
- W takim razie poproszę Vodafone
oraz tego szarego i srebrnego iPhona 6 Plus, oba z maksymalną pamięcią.
- Oba?
- Tak. Oba.
- Po co Ci dwa telefony?
- To chyba oczywiste. Drugi dla
Ciebie. Nie możesz się pokazywać z takim złomem. A poza tym jestem Ci dłużny
jeden prezent.
- Ale to zdecydowanie za dużo.
Nie mogę tego przyjąć.
- Oj nie dostaniesz nic na
urodziny. Nie dyskutuj. Ktoś mnie musi nauczyć z niego korzystać, prawda? –
spojrzał na nią tak, że wiedziała, że jakikolwiek dalszy sprzeciw nie ma sensu.
Te zaciśnięte w wąską linię wargi świadczyły o tym, że decyzja już zapadła, a
ona może to tylko zaakceptować. Jednak nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu
przyjęła tak niebotycznie drogi prezent. Co to to nie, ona nie była jedną z
tych osób.
- Draco…
- Płaci pan kartą czy gotówką? –
ekspedient starał się kuć żelazo póki gorące, zanim dziewczyna nie przekona
klienta, że drugi model nie będzie potrzebny.
- Kartą.
- Ty masz kartę? – spytała
zszokowana – mugolską? - dodała ściszonym głosem tak by tylko on ją usłyszał, a
on w odpowiedzi tylko mrugnął do niej okiem.
- A myślałaś, że znasz już
wszystkie moje sekrety…
Gdy wyszli z galerii Hermina z
zaciętą miną i skrzyżowanymi na piersi rękami zmierzała prosto przed siebie nie
zaszczycając kolegi nawet spojrzeniem. Tego było za wiele. Jak on mógł tak
bardzo nie liczyć się z jej zdaniem. Nie jest i nie miała zamiaru być jego
maskotką, której może kupować co tylko ma ochotę. Zwłaszcza, że ona wcale nie
potrzebuje takiego wielkiego i obrzydliwie drogiego telefonu, dziękuję bardzo.
Ma komputer, ot co.
- Hermiona poczekaj. O co chodzi?
– nigdy specjalnie nie nadążał za kobiecą psychiką, ale według niego powinna
być teraz w siódmym niebie a uciekać przed nim wściekła jak diabli. Gdy cisnęła
w niego rzucającym gromy spojrzeniem, domyślił się, że nie ma co czekać na
odpowiedź. Złapał ją za łokieć i zatrzymał, siłą odwracając ją twarzą w swoim
kierunku.
- Przepraszam. Ja tylko chciałem
Ci sprawić przyjemność. To jedyny sposób jaki znam – spuścił głowę nie mogąc
dłużej patrzeć w jej oczy. – Jeżeli tak bardzo Cię tym uraziłem to oddam ten
telefon, tylko się na mnie nie złość.
- Och Draco – słyszał jak ze
świstem wypuściła powietrze z płuc próbując się opanować – nie możesz tak
robić, nie możesz stawiać mnie w takiej sytuacji. Rozumiem, że dla Ciebie takie
prezenty to normalka, ale nie dla mnie.
- Wiem, ale dla mnie to naprawdę
żaden problem – podniósł głowę i gdy dziewczyna spojrzała w jego smutne szare
oczy nie mogła się na niego dłużej gniewać. Robił jedyną rzecz jaką umiał. Po
prostu kupował to na co miał ochotę.
- Ok. Nie gniewam się już. To co,
pójdę do domu. Przed nami ciężki miesiąc…
- A musisz? W końcu zajęcia
teoretycznie jeszcze się nie skończyły. Może masz ochotę na kawę? Opowiesz mi o
swoich świętach.
- Właściwie, och czemu nie. To
dokąd idziemy? – spytała z powrotem przywołując na usta uśmiech.
- Do mnie…
*
Gdy pojawili się przed wysokim i
bardzo nowoczesnym apartamentowcem Hermiona z wrażenia aż głośno przełknęła
ślinę. Wiedziała, że Draco nie mieszka już w Malfoy Manor, ale nigdy w życiu
nie spodziewałaby się czegoś takiego. Najbardziej szokujący nie był jednak
fakt, że młody Malfoy nie wybrał na lokum małej rezydencji pod miastem, ale to
że budynek, w którym mieszkał był zamieszkany nie tylko przez czarodziei.
Oniemiała obserwowała jak jej
przyjaciel swobodnie wstukuje kod w furtce broniącej dostępu na zielony,
pięknie urządzony teren wokół budynku, a następnie w podobny sposób otwiera
główne drzwi wejściowe. Pokonali mały korytarz i dotarli do eleganckiej,
przeszklonej windy wygrywającej z cicha jakąś piękną, relaksacyjną melodię.
Hermiona dopiero po kilku piętrach przysłuchiwania się jej odwróciła głowę od
przesuwających się za szybą widoków i dostrzegła, że Draco lekko wystukuje rytm
nogą. Uśmiechnęła się do siebie obserwując go kątem oka. Stał z założonymi
rękami nonszalancko oparty barkiem o ścianę windy wpatrując się zamyślonym
wzrokiem w podłogę. Po chwili musiał się zorientować, że na niego patrzy, bo po
podniósł głowę i spojrzał w jej kierunku.
- Jeszcze chwilę – powiedział z
uśmiechem puszczając jej oczko. Dopiero teraz zwróciła uwagę na zmieniające się
co chwila liczby na wyświetlaczu. Jeszcze pięć pięter i dotrą na ostatnie, piętnaste,
gdzie znajdowało się mieszkanie Dracona.
Gdy wydzwonił charakterystyczny
gong oznajmiający, że ich podróż dobiegła końca i drzwi się otworzyły, blondyn
objął ją delikatnie i trzymając dłoń a jej plecach poprowadził aż do drzwi
oznaczonych numerem 1510. Chłopak otworzył mieszkanie a Hermiona wciąż stała w
progu oszołomiona tym co zobaczyła. Jej oczom ukazał się bowiem przepięknie
urządzony salon z białą kanapą, fotelami i pufami w centralnej jego części oraz
ogromnym telewizorem plazmowym wiszącym na ścianie na wprost nich. Z prawej
strony znajdowała się kuchnia oddzielona od salonu sporą wyspą, nad którą
zamontowany był wyciąg. W rogu kuchni oraz w kącie salonu dostrzegła po dwie
pary drzwi. Ten ogromny salon i kuchnia urządzone minimalistycznie, ale
przytulnie i nowocześnie w odcieniach bieli i szarości były zachwycające,
jednak to widok z przeszklonej ściany na wprost drzwi wejściowych zapierał
dech. Jak urzeczona podeszła do okna wyciągając przed siebie rękę, by się
upewnić, że szkło rzeczywiście tam jest. Przyglądała się chwilę miniaturkom aut
i małym niczym mrówki ludziom, a w oddali widziała zarys London Eye. Odwróciła
się w kierunku kolegi, który zdążył już uruchomić ekspres do kawy przez co w
powietrzu unosił się cudowny, aromatyczny zapach.
- To jest Twoje mieszkanie? –
spytała szczerze zdumiona ilością typowo niemagicznych przedmiotów
charakterystycznych, dla każdego mugolskiego domostwa. Jednak chłopak tylko
wzruszył ramionami uśmiechając się szeroko i łapiąc w dłonie dwie parujące
filiżanki. Gdy odstawił je na ławę przy kanapie i zaprosił ją gestem do siebie
odwzajemniła uśmiech i podeszła do zachęcająco wyglądającej pufy, która okazała
się jeszcze wygodniejsza niż to sobie wyobrażała. Nieśmiało podniosła filiżankę
do ust nie wiedząc czego się spodziewać, jednak kawa smakowała wyśmienicie.
Przymknęła na chwilę oczy delektując się w ciszy jej doskonałym smakiem. Jak
ktoś kto przez większość życia był obsługiwany przez innych i nie parał się
żadną pracą może samodzielnie parzyć taką kawę i do tego tak mieszkać?
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim
przyjacielem? – zapytała leniwie otwierając oczy i spoglądając z zaciekawieniem
na blondyna.
- Cieszę się, że Ci smakuje –
odpowiedział z uśmiechem upijając kolejny łyk gorącego napoju.
- Och kawa jest świetna, ale nie
tylko o nią chodzi. To wszystko jest jak z jakiegoś magazynu – podniosła rękę
zataczając nią krąg w powietrzu dla podkreślenia swoich słów – Jeśli mi
powiesz, że sam urządzałeś mieszkanie to zacznę się szczypać bo to musi być
sen.
Roześmiał się potrząsając głową
na boki, tak, że jego jasne kosmyki rozsypały mu się po czole.
- Nie, oczywiście, że nie.
Właściwie to ograniczyłem się tylko do płacenia – sam wciąż nie mógł uwierzyć,
że pozwolił Sofie na to całe przemeblowanie jego mieszkania rok temu. Ale jak
ta dziewczyna coś wymyśli, to najbezpieczniej nie stawać jej na drodze tylko
płynąć z prądem. Niejednokrotnie się już o tym przekonał. Teraz musiał
przyznać, że warto było poświęcić zabytkowe, mahoniowe meble i krzesła obite
zielonym aksamitem, by zobaczyć to zaskoczenie i niedowierzanie w oczach
Hermiony.
- To jak będzie, zgodzisz się
przyjąć mój prezent? Ładnie proszę…
______________________
Brak mi słów by opisać jak bardzo mi przykro, że tyle czasu musieliście czekać na nowy rozdział. Jednak w moim życiu ostatnio tyle się dzieje, że blog automatycznie zszedł na dalszy plan. Pomysłów mam wciąż sporo, brak jedynie czasu na ich spisanie.
Tak więc za Wami nowy rozdział. Wiem, że jest słaby, ale mam nadzieję, że warto było czekać.
Pozdrawiam
Nicci