Ciężko mi uwierzyć, że następny rozdział będzie już ostatnim z pierwszej części tego opowiadania. Prawdopodobnie też będzie dłuższy niż zwykle, więc jeszcze zobaczymy, czy nie pojawi się w dwóch częściach.
I pomyśleć, że gdy zaczynałam, przewidywałam, że ta część opowiadania będzie mieć góra 8-10 rozdziałów, a właśnie dodaję 20! ;) Mam nadzieję, że skończenie drugiej części nie zajmie mi kolejnych trzech lat...
Nie ukrywam, że minimalny odzew zwrotny z Waszej strony działa silnie demotywująco na moją wenę oraz chęci. Proszę, jeśli to czytasz - zostaw po sobie jakiś znak, chociażby jedno słowo, by docenić moją pracę i wysiłek.
Pozdrawiam
N.
P.S. Rozdział dodaję wcześniej specjalnie dla Edge (czyli mojej kochanej Pati ;) Dziś bez Dramione. Mam nadzieję, że mi wybaczysz :*
______________
W końcu zaczynała się wiosna. Było ją już czuć w powietrzu. Nie ukrywała, że niezmiernie ją to cieszy. Jeśli miałaby wybrać porę roku, której najbardziej nie lubi to byłaby to właśnie zima. Tych krótkich, zimnych dni, długich, ponurych wieczorów wcale nie będzie jej brakować. Już znikła pośniegowa plucha, a na drzewach zaczynały zakwitać pąki i zawiązki liści. Aż znów chciało jej się uśmiechać. Do tego jej ukochany dziś wyjątkowo był z nią w domu i obiecał, że tym razem do rana jej nie opuści. Dlatego na ten wieczór postanowiła zapomnieć o tym wszystkim co ją denerwowało. Dziś nie będzie się złościć, nie będzie im psuć wspólnego czasu, którego od tak dawna mają jak na lekarstwo. Zapomni mu nawet, że znów nie pojawił się na… Nie, nie, dziś się nie denerwuje.
I pomyśleć, że gdy zaczynałam, przewidywałam, że ta część opowiadania będzie mieć góra 8-10 rozdziałów, a właśnie dodaję 20! ;) Mam nadzieję, że skończenie drugiej części nie zajmie mi kolejnych trzech lat...
Nie ukrywam, że minimalny odzew zwrotny z Waszej strony działa silnie demotywująco na moją wenę oraz chęci. Proszę, jeśli to czytasz - zostaw po sobie jakiś znak, chociażby jedno słowo, by docenić moją pracę i wysiłek.
Pozdrawiam
N.
P.S. Rozdział dodaję wcześniej specjalnie dla Edge (czyli mojej kochanej Pati ;) Dziś bez Dramione. Mam nadzieję, że mi wybaczysz :*
______________
W końcu zaczynała się wiosna. Było ją już czuć w powietrzu. Nie ukrywała, że niezmiernie ją to cieszy. Jeśli miałaby wybrać porę roku, której najbardziej nie lubi to byłaby to właśnie zima. Tych krótkich, zimnych dni, długich, ponurych wieczorów wcale nie będzie jej brakować. Już znikła pośniegowa plucha, a na drzewach zaczynały zakwitać pąki i zawiązki liści. Aż znów chciało jej się uśmiechać. Do tego jej ukochany dziś wyjątkowo był z nią w domu i obiecał, że tym razem do rana jej nie opuści. Dlatego na ten wieczór postanowiła zapomnieć o tym wszystkim co ją denerwowało. Dziś nie będzie się złościć, nie będzie im psuć wspólnego czasu, którego od tak dawna mają jak na lekarstwo. Zapomni mu nawet, że znów nie pojawił się na… Nie, nie, dziś się nie denerwuje.
Wyszła właśnie na balkon i usiadła na wygodnym fotelu
podziwiając widok i oczyszczając głowę ze zbędnych myśli. Po chwili dołączył do
niej chłopak zarzucając koc na jej ramiona i wpychając w dłonie kubek gorącego
kakao. Był taki kochany i troskliwy. Kiedy wracał w końcu z pracy, znaczy się.
Koniec. Nie dziś. Dziś jest szczęśliwa.
- Czyli ograniczyłaś wybór do trzech miejsc, tak? – spytał
siadając w fotelu obok niej i pociągając łyk ze swojego kubka.
- Tak plus dwa w razie jakby żadne z tamtych nie wypaliło.
Dwa w centrum Londynu, więc trochę droższe, reszta na obrzeżach z dużo większą
przestrzenią - nie żeby ją irytował fakt, że sama musi wybierać miejsce na ich
ślub i wesele. Do tego w każdym z nich terminy ciągną się na przynajmniej dwa
lata do przodu, a on nie pojawia się na umówionych spotkaniach. Stop. Ginny,
uspokój się.
- To będzie cudowne wesele, niezależnie od tego co
wybierzemy Kochanie – pochylił się i ją pocałował, a ona nie mogła się nie
uśmiechnąć. – Mamy jeszcze czas, poza tym, kto odmówi wybrańcowi.
Roześmiał się a jej serce prawie pozbyło się tego lodu,
które uzbierało przez ponad pół roku. Kochała go bardziej niż była w stanie
wytłumaczyć i sama zrozumieć, nie mogła się już doczekać aż zostanie jego żoną.
To ostatecznie utnie te myśli upchnięte, tam głęboko na skraju jej
podświadomości.
- To co dziś robimy? – spytała przenosząc spojrzenie z
rozjarzonych świateł miasta na twarz swojego narzeczonego.
Nie zdążył on jednak odpowiedzieć, gdyż w tym momencie na
balustradzie balkonu usiadła ciemno szara sowa z rulonikiem umocowanym do jej
nóżki. Harry zasysając mocno powietrze w płuca zaczął odwiązywać wiadomość, a
Ginny już czuła znajome mrowienie na skórze. O nie, nie zrobi jej tego znowu.
On jednak szybko skończył czytać i przeniósł na nią przepraszające,
smutne spojrzenie. Nie musiał nawet nic dodawać. Już czuła wstępującą w nią
furię. Koniec ze wstrzymywaniem zdenerwowania. Jeszcze chwilę i wszystkie jej
tamy puszczą.
- Bardzo mi przykro…
- Chyba sobie żartujesz! Obiecałeś!
- Wiem Gin, ale Taylor mnie potrzebuje i…
- Idź. W tym momencie znikaj.
- Gin – smutek w jego głosie ją ranił, ale nie mogła nic na
to poradzić, że czara jej goryczy już dawno się przelała.
Zebrał szybko swoje rzeczy potrzebne do pracy i wyszedł,
próbując ją jeszcze chociaż cmoknąć w policzek.
Jak ona nie cierpiała tego głupiego Taylora. Jeszcze
bardziej nie cierpiała tego jak wykorzystuje on Harry’ego. Najpierw mydlił mu
oczy obietnicą o posadzie swojego zastępcy, a teraz gdy ją w końcu dostał jest
jeszcze gorzej. Zrzuca na Harry’ego całą czarną robotę, której nie chce
wykonywać sam, traktując go przy tym jak chłopca na posyłki. Czy to się
kiedykolwiek skończy?
Właściwie się nie widują. Od ładnych paru miesięcy
wychodziła do pracy, gdy Harry jeszcze spał a jak wracała jego już nie było.
Czasem do tego znikał na całe tygodnie w poszukiwaniu jakichś podejrzanych w
górach Ural czy gdziekolwiek indziej.
Próbował załagodzić sytuację propozycją, by zacząć
przygotowania do ślubu, ale musiałby jeszcze zacząć się pojawiać na umówionych
spotkaniach. Miała już po dziurki w nosie tego, że wszędzie pojawiała się sama
i świeciła za niego oczami.
Nie chciała wychodzić na zarozumiałą jędzę, po prostu go
potrzebowała. Potrzebowała go przy sobie, jego uwagi i obecności. Tęskniła do
wspólnie spędzanych chwil, wspólnych rozmów oraz wspólnego milczenia.
Odstawiła z hukiem kubek na stolik wylewając na powierzchnię
resztę jego zawartości. Nie tak to miało wyglądać. Dzisiejszy wieczór mieli
spędzić wspólnie. A zamiast tego znów jest sama. Znów sama pójdzie się wykąpać,
sama bez entuzjazmu obejrzy coś w telewizji, a przede wszystkim znów sama
położy się do łóżka i tym razem nawet nie gładząc jego zimnej poduszki, odwróci
się i sama zaśnie.
Następnego ranka nie było nawet śladu po jej dobrym humorze.
Nawet budząca się do życia przyroda przestała ją cieszyć. Do tego na jej biurku
znów leżała szara koperta z małym kwiatkiem. Już nawet do niej nie zaglądała
tylko od razu wyrzuciła do kosza, upewniając się, że rzucone po cichu zaklęcie
spopieli papier zanim opadnie on na dno metalowego kubełka.
- Kłopoty w raju? -
rzucił Blaise.
Jęknęła cicho pod nosem. Przez ostatnie miesiące ich relacje
nieznacznie się poprawiły, ale nie na tyle by nagle zostali przyjaciółmi.
Dlatego jeżeli teraz oczekiwał, że nagle zacznie mu się zwierzać, to chyba się
zdziwi. Do perfekcji opanowała już sztukę ignorowania go, jednak kiedy trzeba
potrafiła też z nim współpracować. Kto wie, może kiedyś, jak dobrze pójdzie to
jeszcze przed emeryturą, uda im się zawrzeć jakąś nutkę porozumienia. Póki co,
raz, jeden jedyny raz, zrobiła mu kawę. Poprosił ją o to, a że miał szczególnie
zawalone papierami biurko, to mu tę kawę zrobiła. I tylko przez chwilę
zastanawiała się czy do niej nie napluć.
Wyglądało na to, że nie czekał nawet na jej odpowiedź, bo ze
smutnym wyrazem twarzy podszedł do jej biurka i usiadł na jego rogu.
- Uważaj na niego – powiedział intensywnie się w nią
wpatrując. Napięte mięśnie i zaciśnięta szczęka nie pozostawiały jej
wątpliwości, że nie ma na myśli Harry’ego. – Nie ufaj mu. I pamiętaj, że zawsze
możesz na mnie liczyć.
Początkowy szok ustąpił miejsca rozbawieniu. Liczyć na
niego? Wole żarty.
- Niby Tobie mam zaufać?
- Gin, wiesz, że ja…
Podniosła dłoń powstrzymując go przed powiedzeniem
następnego słowa. Nie miała pojęcia skąd wiedział, o ile rzeczywiście coś
wiedział, ale nie miała najmniejszej ochoty opowiadać mu o swoim prywatnym
życiu, a co dopiero zdradzać mu jakieś tajemnice.
- Daruj sobie. – Pokręciła głową wskazując palcem jego
biurko.
Otworzył usta by jeszcze coś powiedzieć, ale widząc jej
minę, zamknął je i ze spuszczoną głową ruszył w kierunku swojego fotela. Do
końca dnia nie odezwali się do siebie już ani jednym słowem.
Gdy wyszła z pracy jej humor nie był ani odrobinę lepszy.
Przez cały dzień nie mogła się na niczym skupić. Co jeszcze mogła zrobić, by
Harry poświęcił jej więcej uwagi? Strasznie jej go brakowało i nie zamierzała
pozwolić, by taka sytuacja dłużej się utrzymywała. Nic jednak nie przychodziło
jej do głowy.
Skręciła właśnie za róg poprawiając
torebkę zsuwającą się z jej ramienia. Podniosła nieznacznie głowę i aż się
zatrzymała. Nie widziała go pół roku, a teraz stał jakieś dziesięć metrów przed
nią oparty o rozpadającą się elewację podniszczonego budynku. Wydawało jej się,
że już o nim zapomniała, że na dobre wymazała go ze swojej głowy. Chwilami
zapominała nawet jak wyglądał. A teraz widziała go tak wyraźnie i wydawał jej
się jeszcze przystojniejszy. W granatowych jeansach z podwiniętymi nogawkami i
białym podkoszulku wyglądał jak ucieleśnienie marzeń. Pochylał się nad czymś co
trzymał w rękach i kosmyki jego brązowych włosów opadały mu na czoło.
Ciągle jeszcze nie ruszyła się z
miejsca jakby zapominając co tam w ogóle robi, gdy przetarł dłonią czoło
unosząc lekko spojrzenie tak, że ich oczy się spotkały. Otworzył usta wyraźnie
zaskoczony jej widokiem, ale zaraz jego twarz rozpromieniła się w szczerym
uśmiechu. Odepchnął się od ściany chowając w kieszeni przedmiot, którego nie
zdążyła zidentyfikować, wciąż zajęta jego oczami. I co ona teraz miała zrobić?
Zaczął iść w jej kierunku a w niej
odezwał się zew ucieczki. Ruszyła z miejsca szybko przebierając nogami i
spuszczając spojrzenie na chodnik.
- Hej. Ginny poczekaj - próbował
złapać ją za ramię, ale mu się wyrwała. Zacisnęła dłonie w pięści jakby to
miało go powstrzymać przed zatrzymaniem jej. Nie pomogło. Dogonił ją i stanął
przed nią zagradzając jej drogę.
- Zostaw mnie - warknęła wpatrując
się w jego brzuch.
- Gin, proszę daj mi chwilę.
- Zostaw mnie w spokoju. I przestań w
końcu wysyłać te swoje liściki. Jeżeli jeszcze się nie domyśliłeś to nawet ich
nie czytam - była wściekła tak, że gdyby było to możliwe para buchała by jej
uszami.
- Dlaczego? Co ja Ci zrobiłem? - Co
jej zrobił? Chyba sobie żartuje. Już ona mu wygarnie co jej zrobił! Podniosła
głowę i spojrzała mu w oczy. To był błąd. I to poważny. Przełknęła ślinę
przenosząc spojrzenie na jego usta i zaraz wracając do oczu.
- Ty… Ty…- zupełnie zapomniała co
chciała powiedzieć. Jakie to niesprawiedliwe, że tak na nią działał. Czuła jak
dłonie zaczynały jej się pocić a w gardle zasychało. Właśnie zaczęło do niej
docierać, że wyładowuje na nim swoją złość na Harry’ego. Ale to wcale nie
znaczyło, że i on jest bez winy.
- Po prostu przestań. Nic z tego nie
będzie. Proszę - skończyła niemal szeptem, podczas gdy on puścił jej ramiona
mając nadzieję, że już mu nie ucieknie. Wyciągnął rękę i przetarł kciukiem po
jej policzku, lecz zaraz ją zabrał.
- Dobrze. Jeśli tego właśnie chcesz -
przymknął oczy zabierając jej dostęp do jego rozrywającej się teraz duszy. Nie
wiedziała czy to dlatego, że zdążyła go już trochę poznać czy zawsze tak było,
ale potrafiła w jego cudownych błękitnych oczach wyczytać wszystkie jego
uczucia. Był zraniony i nawet nie próbował tego ukrywać. Ale to nie jej wina.
Powinien już dawno ją sobie odpuścić. W końcu jest zaręczona do cholery. Ile
jeszcze będzie mącić jej w głowie.
- Mogę Cię chociaż prosić o pięć
minut Twojego czasu, zanim znów zaczniesz mnie ignorować?
Otworzyła usta by zaprzeczyć, ale
przecież miał rację. Czy powinna gdzieś z nim iść? Chociaż i tak już się widzą
a skoro potrzebuje tych pięciu minut by w końcu dać jej spokój to jest gotowa
to dla niego zrobić. Pokiwała głową i
pozwoliła kupić sobie kubek latte macchiato na wynos i zaprowadzić się na ławkę
w parku. Usiadł koło niej opierając łokcie na kolanach, głową dotykając kawy,
którą trzymał w rękach. Przypatrywała mu się chwilę pociągając łyk napoju i
odliczając w myślach uciekające sekundy. Westchnął głęboko zanim zaczął mówić.
- Dobrze wiesz co do Ciebie czuję. Daj mi dokończyć –
powiedział przenosząc na nią spojrzenie, gdy spróbowała mu przerwać. Jasne oczy
wpiły się w jej własne pozbawiając ją możliwości ruchu. – Nic się nie zmieniło.
Ciągle Cię kocham. Chciałem to powiedzieć jak należy ten jeden raz i jeżeli ty…
jeżeli nie chcesz… nigdy więcej tego nie powiem, ani nie zrobię niczego w tym
kierunku. Obiecuję. Ale proszę nie odsuwaj się ode mnie zupełnie. Moglibyśmy
zostać przyjaciółmi albo…
- Nie możemy być przyjaciółmi – powiedziała tak po prostu,
nie wiedząc do końca czy mówi to sobie czy jemu. Jego niezbyt składna wypowiedź
przekazywała jej jednak jedną wyraźną treść. Nie może się z nim widywać.
- Ale…
- Nie Teo. I nie, nie chcę więcej słyszeć o… o… - nakreśliła
bliżej niesprecyzowany kształt w powietrzu przed jego twarzą, po czym odłożyła
rękę na kolano – Jestem szczęśliwa z Harrym, planujemy ślub. Ja… Nie możemy być
przyjaciółmi.
Nie chciała go ranić, ale nie zamierzała też pozostawiać mu
jakiejkolwiek nadziei. Pokiwał tylko głową upijając łyk swojej kawy. Nie mogła
znieść widoku jego smutnych oczu, a jednak nie mogła przestać na niego patrzeć
wiedząc, że pewnie nie prędko teraz go spotka. Odwróciła się by wstać i odejść,
gdy usłyszała jego cichy głos.
- Mieszkam w Londynie, znaczy, nie na stałe…
- Jak to? Co z Norwegią?
- Mam problemy z mieszkaniem i dogadałem się z szefem. Przez
jakiś czas mogę mieszkać w moim mieszkaniu tutaj i aportować się do pracy. Więc
jakbyś kiedyś miała ochotę z kimś pogadać albo coś – uśmiechnął się do niej
blado.
- Do zobaczenia, Teo – odpowiedziała, wstając i zostawiając
go samego na tej ławce. Nie mogła uwierzyć, że go spotkała i że ma w tym
momencie jeszcze większy mętlik w głowie.
Gdy wróciła do domu, ku jej zaskoczeniu Harry tam był.
Porozkładał za to w salonie kartony z jakimiś papierami i zakopał się w nich po
uszy. Zdziwiła się, że w ogóle zauważył, że przyszła. Cmoknął ją w policzek,
ciągle trzymając teczkę akt w dłoni.
- Cześć Kochanie jak Ci minął dzień? – spytał patrząc na nią
przez chwilę i przenosząc spojrzenie na prawdopodobnie ważne materiały.
- Dobrze. Spotkałam Teo Notta – powiedziała nawet nie
zastanawiając się nad tym co mówi.
- Tak? Myślałem, że jest w Norwegii – usiadł z powrotem na
kanapie i zaczął grzebać w pudle.
- Tak ja też. Jestem głodna, jadłeś już? – rzuciła
zmierzając do kuchni.
- Taaa
- A Ty co porabiałeś? Co to za pudła?
- Taaa
Spojrzała na niego, ale on był już w innym świecie. Pościgów
i szybko rzucanych zaklęć. Resztę wieczoru nie odezwał się do niej właściwie
ani jednym słowem zostawiając jej bardzo dużo czasu na myślenie. Znów to czuła.
Przejmującą i przygnębiającą samotność. Nawet we własnym domu. Nie czuła w tym
momencie już nawet złości. Była nią już zbyt zmęczona.
Leżąc w łóżku obiecała sobie, że coś się musi zmienić, że
jutro wyjdzie do ludzi. Tylko z kim? Hermiona się uczy i nie ma mowy, by do
obrony gdzieś dała się wciągnąć. Ron… też pracuje, z resztą nie będzie się
spotkać z bratem, zwłaszcza tak denerwującym. Może jednak… gdyby ustawiła
wyraźne granice… Może to by nie było takie głupie?
Jednak, gdy kilka dni później wysłała mu wiadomość: „Kawa
poniedziałek 17:30” nie była do końca przekonana czy to najlepszy pomysł.
Następne tygodnie mijały jej w dużo lepszej atmosferze i to
głównie za sprawą pewnego wysokiego szatyna. Początkowo było między nimi
niezręcznie. Pierwsze spotkania mieli krótkie i w dużej mierze przemilczane,
jednak z każdym następnym stawali się coraz śmielsi, coraz bardziej na luzie,
jak za starych czasów sprzed pamiętnej konferencji. Czy tego chcieli czy nie
powoli stawali się przyjaciółmi, mogli na siebie liczyć i lubili spędzać razem
czas. Do tego nawet stopnia, że Ginny potrafiła od rana mieć dobry humor na
samą myśl, że wieczorem się zobaczą.
Harry’ego w dalszym ciągu albo nie było w domu, albo był
zajęty. Czuła się ignorowana już tak długo, że nie mogła oprzeć się wrażeniu,
że żyją już całkiem obok siebie. A nawet, chwilami, gdy w końcu miał dla niej
czas, nie czuła potrzeby coś sobie wyrzucać. Nie robiła nic złego. Zabijała
nudę, spędzała czas z kolegą zamiast siedzieć samej w domu. Czy to takie złe?
Tego dnia również od rana dopisywał jej dobry humor. Nie
przeszkadzały jej nawet podejrzliwe spojrzenia rzucane przez Blaise’a. Nic mu
do tego. Siedziała przy swoim biurku niecierpliwie czekając aż zegar wbije 17.
Jeszcze kilka minut i znów go zobaczy. Sama się dziwiła, że aż tak cieszy się
na tę myśl.
- Ważne plany na weekend? – dopytywał Zabini, ale zupełnie
go zignorowała. Dłuższa wskazówka dotarła właśnie na sam szczyt, dając jej
sygnał, że może w końcu zabrać torebkę i wyjść.
- Do poniedziałku – rzuciła tylko i już jej nie było.
Z nieschodzącym z jej twarzy uśmiechem szła w kierunku ich
stałego miejsca spotkań – parku. Z daleka go dostrzegła na tej samej ławce co
zwykle. Siedział z jedną ręką zarzuconą na oparcie ławki, w drugiej trzymał
papierosa jak jakiś James Dean. Chciała do niego podbiec, ale nie umiała
odmówić sobie podglądania go jeszcze przez chwilę. Wglądał na zamyślonego,
zaciągając się raz po raz i wpuszczając z ust wymyślne kółka dymu. Ciekawe o
czym myślał. Dopiero po chwili ją zauważył i wtedy na jego twarzy pojawił się
szeroki uśmiech, a jej serce mocniej zabiło. Zerwał się z ławki, by do niej
podejść i pocałować szybko w policzek, a ona poczuła znajomą mieszankę jego
perfum i dymu papierosowego.
- Okropny nałóg. Musisz to rzucić – powiedziała mu lekko się
krzywiąc na co odpowiedział krótkim śmiechem. Zwykle właśnie to słyszał od niej
na powitanie. Taka jej wersja „dzień dobry” czy „cześć”. – To co to za super
miejsce, które chcesz mi pokazać?
Spytała, gdy sięgnął po leżący na ławce plecak. Obiecał
pokazać jej dziś coś pięknego, chociaż jej i tak wystarczyło to, że spędzą czas
razem.
- Zaraz zobaczysz – uśmiechnął się muskając palcem jej nos.
Gdy ukryli się w cieniu między drzewami, złapał jej rękę i
poczuła szarpnięcie w okolicach pępka. Po chwili świat przestał wirować a jej
oczom ukazała się piękna polana skąpana w kwietniowym słońcu, otoczona lasem. O
ile dobrze słyszała, nieopodal musiał przepływać jakiś strumyk. Miejsce było
cudownie spokojne i malownicze.
- Pomyślałem, że jest już wystarczająco ciepło – rozłożył
właśnie koc na trawie otoczonej różnokolorowymi kwiatuszkami. Nie znała się na
roślinach. To pewnie były jakieś chwasty, ale nie mogłoby jej to mniej
obchodzić w tym momencie.
- Jest cudownie.
Ku jej zaskoczeniu wyjął z plecaka butelkę czerwonego wina i
pudełko pizzy. Dopiero teraz poczuła jaka jest głodna. Usiedli na kocu i
sięgnęli po jedzenie.
- Co tam w pracy, Blaise znów Ci dokuczał?
- Nie, tylko dziwnie mi się przyglądał. Mówiłeś mu coś? –
spytała kończąc swój kawałek i kładąc głowę na jego brzuchu.
Pokręcił głową wpychając sobie jedzenie do ust, a drugą ręką
zaczął bawić się jej włosami. Czuła się przy nim taka spokojna, bezpieczna,
wolna. Nie musiała się niczym przejmować, gdy był obok.
- A co z Potterem? Co mu powiedziałaś?
- Nic, wjechał na cały weekend na jakąś swoją misję. Do
Szkocji, czy gdzieś. – Wzruszyła ramionami. Nawet przestało ją to obchodzić. Co
chwilę gdzieś wjeżdżał. Po co miała pamiętać dokąd akurat teraz zniknął. Jego i
tak nie interesuje co ona robi.
Teo podniósł głowę, tak, że ich spojrzenia na chwilę się
spotkały, lecz zaraz znów się położył.
- Co? Jeżeli masz coś do powiedzenia to słucham.
- Po prostu, gdybyś była moja, nigdy bym…
- Teo!
- Sama pytałaś.
Właściwie nie poruszali tego zakazanego tematu. Uczuć. Poza
kilkoma przypadkami, kiedy musiała mu przypomnieć o obietnicy z parku. Nie
dochodziło między nimi także do jakichś dwuznacznych sytuacji. Lubiła jego
bliskość, ale nie dopuszczała do siebie myśli o niczym więcej. Tak było dobrze.
To wystarczało.
Napiła się wina i wróciła do leżenia na jego umięśnionym
brzuchu. Ostatnie promienie słońca leniwie błądzące po jej skórze i jego ręka w
jej włosach sprawiły, że poczuła się błogo. Przymknęła oczy, lecz myśli w jej
głowie nie dawały jej spokoju. Kiedyś to przy Harrym czuła się tak dobrze. To
on dawał jej szczęście i ten wewnętrzny spokój. Teraz wydawał jej się obcy i
oschły. To nie znaczyło oczywiście, że go nie kochała. Kochała go i to bardzo,
ale nie była już w nim zakochana. Nie tą miłością, która zakłada nam na nos
różowe okulary i pozwala widzieć świat lepszym i piękniejszym. Obawiała się
jednak, że przez ostatnie parę tygodni zakochała się w Teo. Do szaleństwa. Ale
czy go kochała?
- O czym myślisz? – spytał a ona tylko potrząsnęła głową.
Gdy wróciła do pustego domu, była jeszcze bardziej rozbita.
Sytuacja z Harrym ciągnęła się już tak długo, że powoli traciła nadzieję, że w
końcu coś się polepszy. Mimo to, nie mogła znieść myśli, że mogłaby go zranić.
Z drugiej strony, odzywały się w niej głosy namawiające ją do sięgnięcia po
własne szczęście. Czy powinna ich posłuchać? Czy Teo był tym, który by jej to
szczęście dał? Nie była pewna czy zniosłaby rozstanie z Harrym.
Zbliżała się północ, a ona wiedziała, że prędko nie zaśnie
tej nocy. Potrzebowała oczyścić umysł. Ubrała się w ciepłe dresy i wyszła się
przejść. Zadziwiające jak inny jest Londyn nocą, gdy tłumy znikają
pozostawiając samotne ulice osnute migoczącym, bladym światłem latarni. Mijała
kolejne szare budynki nie mogąc się nadziwić, że rzeczywiście rozważa odejście
od Harry’ego. To przecież śmieszne.
Niespodziewanie uświadamia sobie dokąd poniosły ją nogi.
Znała tę uliczkę tak dobrze. Przystanęła na rogu dostrzegając cień na balkonie
na piętrze. Czyżby i on nie mógł spać tej nocy? Podeszła bliżej tak by znaleźć
się w zasięgu światła rzucanego przez latarnię, pozwalając mu się dostrzec.
Wyprostował się wytężając wzrok, po czym z uśmiechem rzucił niedopałek
papierosa na drugą stronę balkonu i zniknął w środku mieszkania. Mieszkania w
którym była tylko raz i więcej nie odważyła się postawić w nim nogi. Ani żadnej
innej części ciała. Po chwili wyłonił się z drzwi na dole podchodząc do niej
ostrożnie, jakby się bał ją spłoszyć. Stanął przed nią wpatrując się w jej
oczy, dłonią muskając jej policzek i zakładając włosy za ucho.
- Okropny nałóg. Musisz to rzucić –
wszeptała, a on bez ostrzeżenia pochylił się i ją pocałował.
To był bardzo delikatny pocałunek.
Początkowo jedynie muskał jej wargi swoimi czekając na jej reakcję. Gdy w
odpowiedzi otoczyła rękami jego szyję,
objął ją jedną ręką w talii przyciągając do siebie, a drugą przysuwając do jej
policzka. Musnął językiem jej usta czekając aż je rozchyli i zaprosi go do pogłębienia
pocałunku. Zrobiła to chętnie uciszając wszystkie myśli w swojej głowie.
Postanowiła, że w tym momencie liczy się tylko tu i teraz. Myśleć będzie
później.
Przeniósł swoje usta na jej brodę
pocałunkami znacząc drogę wzdłuż linii jej szczęki aż do ucha. Ze zdenerwowania
nie mogła złapać tchu. Serce waliło jej tak mocno, że nie miała wątpliwości, że Teo też musiał je
słyszeć. Ręce jej drżały i czuła, że jest jej jednocześnie przeraźliwie zimno i
strasznie gorąco. Jak to w ogóle jest możliwe?
Poczuła jego gorący język na swojej
szyi a z jej ust wyrwał się przeciągły jęk. Wtedy podniósł głowę i oparł swoje
czoło o jej wpatrując się głęboko w jej oczy. Nie zadał jej pytania.
Przynajmniej jego usta się nie poruszyły, ale wiedziała, że czeka na jej
decyzję. Kiwnęła lekko głową a on złożył na jej ustach ostatni słodki pocałunek
i za rękę poprowadził ją do swojego mieszkania.
Zamknął za sobą drzwi i poprowadził
ją w kierunku łóżka. Nie rozglądała się. Oczy utkwione miała w jego twarzy, w
jego rozszerzonych z podniecenia źrenicach. Usiadła na łóżku a on delikatnie
rozsunął jej uda stając między nimi. Wrócił do całowania jej szyi przygryzając
i lekko zasysając jej skórę. Odchyliła głowę do tyłu ciężko oddychając. Dawno
nie czuła się tak dobrze. Dawno nie była taka podniecona. Na oślep wyciągnęła ręce
i wplotła je w jego włosy mocno za nie ciągnąc.
Jęknął cicho i z uśmieszkiem na ustach i rosnącym podnieceniem wrócił do
całowania jej warg mocno zatapiając w niej język. Ręce wsunął pod materiał jej
buzy i rozpoczął nimi wędrówkę po jej nagiej skórze. Gdy dotarł do krawędzi
biustonosza nie mogła dłużej czekać. Uniosła ręce i pozwoliła mu się rozebrać.
Rzucił jej bluzę za siebie pozwalając jej upaść na podłogę, następnie to samo
robiąc ze swoją. Złapał ją mocno za biodra i przesunął na środek łóżka. Sam usadowił
się miedzy jej nogami i znów zaczął ją całować. Schodził z pocałunkami coraz
niżej z ust poprzez szyję aż do piersi. Zdecydowanym ruchem rozpiął jej
biustonosz i rzucił za głowę.
Wiedziała, że to ostatnia chwila by się rozmyślić. Wtedy
jednak wciągnął do ust jedną z jej brodawek i jej ciało wygięło się w łuk
wyrzucając z głowy wszystkie wątpliwości.
Pragnęła go. Pragnęła go tak bardzo i to tak długo, że nie było mowy o
odwrocie. Drapała paznokciami skórę jego ramion i placów ponaglając go, ale on
zdawał się specjalnie przeciągać ten moment napawając oczy każdym skrawkiem jej
ciała. Gdy doszedł ustami do jej pępka podniósł się by ściągnąć jej spodnie i
majtki. A ona wykorzystała ten moment sięgając do jego spodni i ciągnąc je w
dół. Pomógł jej i teraz mogła go
zobaczyć w pełnej okazałości. Miał cudownie umięśnione ciało a jego podniecenie
wbijało jej się w udo wywołując w niej spazm rozkoszy. Spróbował się schylić by
pocałować miejsce gdzie łączą się jej uda ale mu na to nie pozwoliła. Złapała
rękami jego głowę ciągnąc do swoich ust jednocześnie rozchylając uda i
wypychając biodra w górę. Pozwolił jej przejąć na chwilę władzę jednak w
ostatnim momencie się zatrzymał znów odrywając się od jej ust i patrząc w oczy.
- Jesteś pewna? - spytał zachrypniętym
głosem.
- Tak - odpowiedziała bez wahania.
- Kocham Cię - powiedział słodko
całując i lekko ciągnąc zębami jej dolną wargę.
- Też Cię kocham - zdążyła powiedzieć
zanim z jej gardła wydobył się kolejny jęk, gdy wdarł się mocno w jej ciało.
Gdy następnego ranka otworzyła oczy
przez chwilę była zdezorientowana. Leżała w obcym łóżku przygnieciona ciężką
ręką w pasie. Dopiero gdy odwróciła głowę i zobaczyła wtuloną w swoje ramię
twarz Teo, wróciły do niej wydarzenia minionej nocy.
Nie mogła powiedzieć, że żałowała. To
była cudowna, idealna wręcz noc. Kochała Teo a on kochał ją. Skoro doprowadziła
tę sprawę tak daleko to chyba nie pozostawało jej nic innego jak być szczerą z
samą sobą. Musi zostawić Harry’ego i być z Nottem. To najrozsądniejsze
rozwiązanie.
Uśmiechnęła się i delikatnie
pocałowała czubek jego nosa. Ostrożnie zdjęła z siebie jego rękę i wstała z
łóżka wzywana przez potrzeby fizjologiczne do łazienki. Gdy z niej wyszła
zauważyła, że chłopak jeszcze smacznie śpi.
Postanowiła wykorzystać ten czas i zrobić śniadanie.
Ruszyła najpierw na poszukiwanie
swojego ubrania. Szybko ubrała majtki i spodnie, ale gdy pociągnęła za
biustonosz zwisający z gałki szuflady, ta lekko się wysunęła. Zaśmiała się
cicho odkręcając ramiączko z uchwytu, gdy coś wewnątrz przykuło jej uwagę.
Pociągnęła mocniej aż jej oczom ukazał się przedmiot niedbale tam upchnięty.
Wciąż przyciskając materiał biustonosza
do piersi sięgnęła po ramkę ze wzrokiem utkwionym w dwie osoby na zdjęciu. Dwie obejmujące się osoby. Zamrugała oczami
upewniając się że dobrze widzi.
- Dzień dobry kochanie - Teo podszedł
do niej przytulając się do jej pleców i całując ją w nagie ramię. Ale dopiero
gdy się obróciła zauważył co trzyma w dłoni.
- Co to jest? - spytała czując
mrowienie w karku.
- Zdjęcie - odpowiedział ostrożnie
próbując zabrać jej ramkę, ale ta zdawała się być przyklejona do jej ręki.
Westchnął poddając się.
- Jak stare jest to zdjęcie? -
spytała modląc się w duchu by się roześmiał i powiedział, że to dawne czasy,
ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Ginny…
Coś w tonie jego głosu sprawiło, że
zjeżyły jej się włosy na ciele. I już wiedziała. Zaczęła gorączkowo kręcić
głową jakby to miało pomóc zmienić prawdę.
- Nie, to nie możliwe - usiadła na
fotelu stojącym zaraz za nią i rzucając ramkę na podłogę. Spojrzała na jego
twarz gdy tak stał z przerażeniem w oczach. W tym momencie zdawał jej się tak
samo zrozpaczony jak ona sama. - Możesz mi to wytłumaczyć?
Zanim odpowiedział przełknął głośno
ślinę i kucnął u stóp fotela sięgając po jej dłoń.
- Ja i Astoria… Jesteśmy
zaręczeni - powiedział spuszczając wzrok
a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.- Za pół roku mamy wziąć ślub.
- Ożenisz się z nią?
- Tak. Nie mam wyjścia. To było
ustalone już wiele lat temu. Jeżeli się wycofam firma mojego ojca…
- Nie obchodzi mnie to! - krzyknęła
czując się jakby wbił jej nóż w serce i nim przekręcił. Właśnie zdradziła
Harry’ego, postanowiła od niego odejść a on zapomniał jej powiedzieć, że się
żeni z inną. - Po cholerę w ogóle zawracałeś mi głowę skoro wiedziałeś, że za
pół roku żenisz się z Astorią! Dlaczego? Dlaczego mówiłeś, że chcesz się ze mną
ożenić?
- I ty w to uwierzyłaś? - Teraz wyraz
jego twarzy diametralnie się zmienił. Usta się wykrzywiły a z oczu wyjrzała
drwina. - Nie sądziłem, że kiedykolwiek zostawisz Wybrańca. Blaise będzie
zrozpaczony.
- Słucham? Co Blaise ma do tego?
- Wszystko - zaśmiał się a jej ciarki
przebiegły przez ciało. Uświadomiła sobie, że wciąż jest do połowy naga i
zaczęła zdrętwiałymi z szoku rękami się ubierać.
- Pamiętasz tę konferencję w
Norwegii? Tę na której pierwszy raz cię pocałowałem? Blaise strasznie się spił
któregoś wieczora i żalił, że nie zwracasz na niego uwagi.
- O nie - jęknęła zakrywając dłonią usta. Chciała
stąd uciec jak najdalej, ale musiała poznać całą prawdę.
- Powiedział, że jeżeli jemu nie
udaje się ciebie zdobyć to nikomu się nie uda. Że za bardzo kochasz Pottera.
Postanowiłem mu udowodnić, że to nie prawda. Założyliśmy się.
- Przestań! - Od płaczu nie mogła
złapać tchu, a łzy mąciły wzrok.
- Trochę to trwało, nie powiem. Już
myślałem, że rzeczywiście będę musiał się poddać. A Ty przyszłaś do mnie sama i
jeszcze byłaś taaka chętna. - Zaśmiał się obrzydliwie a ona aż poczuła mdłości.
- I ups stało się.
Nie mogła tego dłużej znieść. Nie
sądziła wcześniej, że to w ogóle możliwe, ale w te kilka chwil całkowicie się
odkochała. Co więcej w tym momencie nienawidziła stojącego przed nią chłopaka
całą sobą. Podeszła do niego i z całej siły uderzyła w policzek po czym
wybiegła z jego mieszkania. Jeszcze na schodach słyszała za sobą głuchy odgłos
uderzenia a następnie dźwięk tłuczonego szkła dochodzący z jego mieszkania.
Wróciła do domu zalana łzami. Gula rosnąca w jej gardle
uniemożliwiała jej zaczerpniecie powietrza przez co czuła, że się dusi. Jak
mogła być taka głupia? Jak ona teraz spojrzy w lustro? Jak spojrzy w oczy
Harry’emu? Usiadła na podłodze w korytarzu i zaczęła wyć z bólu jaki sama na
siebie sprowadziła. A najgorsze było to,
że nie mogła ani cofnąć czasu, ani prosić nikogo o pomoc. Zawaliła. I to
totalnie. Rozpieprzyła cały swój świat i teraz za to zapłaci. Zasłużyła sobie na to.
W poniedziałek jeszcze przed świtem zdecydowała, że nie
pójdzie w tym tygodniu do pracy. Nie byłaby w stanie skupić się na swoich
obowiązkach, nie mówiąc już, że prawdopodobnie nie powinna przebywać w
najbliższym czasie w pobliżu Blaisa. Pewnie by skurwiela zabiła za to, że się
tak nią zabawił. Wiedziała, że to nie on był wszystkiemu winny, ale skoro tak
bardzo chciał się z nią zaprzyjaźnić – nie mówiąc już o wygraniu tego chorego
zakładu – to mógł jej coś powiedzieć. Pieprzona męska solidarność.
Przestała już płakać. Prawdopodobnie przez dwa ostatnie dni
i noce wlała już wszystkie łzy jakie jej ciało było w stanie wyprodukować.
Ciągle czuła żal i rozdzierający serce smutek. Ale dominującym uczuciem była
wściekłość. Wściekłość na Teo, ale przede wszystkim na siebie. Bo to właśnie
sobie nie mogła wybaczyć swojego beznadziejnego zachowania. Brzydziła się sobą,
raz po raz rzucając głośne epitety pod swoim adresem. Aż w końcu załamana
postanowiła wziąć długą kąpiel pragnąc jedynie zapomnieć o tym wszystkim.
Gdy otworzyła oczy woda w wannie była już zimna, a jej ciało
jak i umysł odrętwiałe, co przyjęła z jako taką ulgą. Dopiero teraz usłyszała
hałas dobiegający z kuchni i domyśliła się, że to to ją obudziło. Szybko się
wyszła z łazienki i stanęła w drzwiach kuchni, gdzie Harry z zapałem szykował
dla nich śniadanie.
- Cześć Skarbie – rzucił z wielkim uśmiechem na jej widok,
zamykając ją w swoich objęciach – Tak strasznie się stęskniłem. Mam dla Ciebie
niespodziankę, ale najpierw śniadanie.
Odwrócił się od niej wracając do swojej krzątaniny, a ona
walczyła z napływającymi do oczu łzami.
- Niespodziankę? – wychrypiała nieswoim głosem. Szczerze
mówiąc miała już dość niespodzianek na pewien czas. Podeszła jednak do stołu i
przy nim usiadła czekając aż chłopak skończy przyrządzać jajecznicę. Kiedy
rozłożył jedzenie na talerze usiadł przed nią i jedli w ciszy aż do ostatniego
okruszka.
- Akcja się udała. Co więcej, Taylor był taki zadowolony, że
dał mi tydzień wolnego. Tak więc nie idziesz dziś do pracy. Zabieram Cię na ten
tydzień do Irlandii, leć się pakować. – Siedziała z otwartymi ustami nie
wiedząc co powiedzieć. Miała jechać na wakacje? Teraz? Zupełnie nie czuła się w
nastroju na wjazd. Chociaż z drugiej strony wyrwanie się stąd chociaż na kilka
dni może być właśnie tym czego jej potrzeba by zapomnieć.
Zerwała się z miejsca uśmiechając się pierwszy raz od
pamiętnego poranka i rzuciła chłopakowi na szyję. Nie wiedziała, czy to
wszystko da się jeszcze posklejać, ale właśnie obudziła się w niej iskierka
nadziei, że jeszcze może być dobrze.
Podczas ich krótkich wakacji poczuła w końcu, że żyje.
Jednak te kilka wspólnie spędzonych dni bez żadnych obowiązków, pracy i innych
rozpraszacz pozwoliło jej dostrzec jak bardzo się myliła. Harry niczym na
początku ich związku nie wpuszczał jej z rąk wpatrując się w nią jakby poza nią
nie widział świata.
- Chociaż tak mogę spróbować Ci wynagrodzić to, że ciągle
mnie nie ma – powtarzał jej któregoś wieczoru.
- Harry, wcale nie musisz…
- Przestań. Myślisz, że nie widzę jak się ode mnie odsuwasz?
Ale to już koniec. Taylor obiecał mi wolną rękę. Okazuje się, że ta ostatnia
akcja była dla mnie sprawdzianem. Teraz przekaże mi część dowodzenia. Będę miał
więcej czasu dla Ciebie. Możemy zająć się tym ślubem – sięgnął po jej dłoń, by
złożyć na niej delikatny pocałunek, a jej nie udało się powstrzymać łez
spływających jej z oczu.
- Nie płacz Kochanie. Wszystko będzie dobrze – sięgnął po
nią i posadził sobie na kolanach. Przytulił ją mocno do swojej piersi i całując
jej włosy. – Tak bardzo Cię kocham.
- Ja Ciebie też – wyszlochała ukrywając twarz w jego
koszulce rozklejając się na dobre.
Złapał delikatnie jej podbródek i podciągnął do góry patrząc
jej w oczy.
- Hej, co się dzieje?
W odpowiedzi rozpłakała się jeszcze bardziej, a on zaczął
scałowywać jej łzy zbliżając się niebezpiecznie do jej ust. Nie musiała długo
czekać by poczuć znajomy smak jego ust. Chciwie się w nie wpiła przyciągając go
za włosy jeszcze bliżej siebie. Nie była pewna czy dobrze robi, ale
potrzebowała go w tej chwili bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Gdy wziął ją na ręce i przeniósł na łóżko, starała się ze
wszystkich sił nie zamykać oczu. Jednak nawet to nie wystarczyło by nie widzieć
w myślach pewnych bladoniebieskich oczu wpatrujących się w nią spoza
spadających na czoło brązowych kosmyków. Potrząsnęła głową by pozbyć się tego
obrazu sprzed oczu. Ze wszystkich sił starała się skupić na swoim narzeczonym
nie dopuszczając więcej do głosu bolesnych wspomnień.
Może i ta noc nie wstrząsnęła jej światem, ale to się dla
niej nie liczyło. Harry był czuły i delikatny, a nade wszystko mogła
bezpiecznie powierzyć mu swoje ciało i umysł. Nigdy by jej nie skrzywdził.
Zasypiając przysięgła sobie, że jeżeli uda im się to wszystko przetrwać, zrobi
wszystko co w jej mocy by być najlepszą narzeczoną i żoną jaka kiedykolwiek
stąpała po ziemi.
Po powrocie do domu robiła dobrą minę do złej gry. Ciągle
obawiała się, że Teo albo Blaise mogą coś powiedzieć Harry’emu o jej niewierności,
ale starała się o tym nie myśleć. Powrót do pracy też był trudny. Zabini
najwyraźniej spodziewał się, że nie będzie zachwycona jego udziałem w tej całej
historii i na szczęście unikał jej jak ognia. Zdawało się, że wszystko wraca
powoli na swoje stare tory.
Dopiero po paru tygodniach coś zaczęło ją niepokoić.
Denerwujące przekonanie, że o czymś zapomniała. I to o czymś ważnym. Siedziała
właśnie w kuchni opierając głowę na zgiętej w łokciu ręce zastanawiając się
uparcie skąd to dziwne uczucie snujące się za nią jak cień. Oświeciło ja
dopiero gdy jej wzrok padł na wiszący na ścianie kalendarz. Podbiegła do niego
w momencie i stukając palcem w kolejne daty odliczała. Raz, drugi, trzeci,
piąty. Jednak rezultat się nie zmieniał. Za każdym razem opuszek jej palca
zatrzymywał się dokładnie na tym samym kwadraciku. Przełknęła głośno ślinę i
poczuła jak cała krew spływa z jej twarzy.
Wybiegła z domu tak jak stała, zabierając po drodze jedynie
pozostawioną w korytarzu torebkę. Stawiając długie kroki zaczęła szukać
najbliższej mugolskiej apteki. Nie mogła pójść do munga. Jeszcze nie teraz.
Właściwie to jeszcze nic pewnego. Powtarzała sobie, chociaż fakt, że już dwa
tygodnie spóźnia się jej okres nie pozostawiał zbyt wiele miejsca nadziei.
Kwadrans później siedziała już
wpatrzona w okienko na białym plastikowym patyczku. Od tego co na nim zobaczy
może wszystko zależeć. Jednak sekundy wlekły się w nieskończoność. Ileż na
Merlina może trwać pięć minut! Zerwała się z krzesła i zaczęła robić kółka po
pokoju, wracając po chwili do łazienki. Nie wiedziała czy ustalony czas już
minął. Nie musiała, bo z okienka wyglądały już na nią dwie wyraźne kreseczki.
- Kurwa – rzuciła, ukrywając patyczek głęboko w koszu na
śmieci i chowając twarz w dłoniach.
Odpowiedź na jedno pytanie już znała – zdecydowanie była w
ciąży.
Zostało jeszcze jedno – kto jest ojcem?
Zostało jeszcze jedno – kto jest ojcem?
Ale szybko dodalas kolejny rozdzial. Fajnie! I ciekawie to rozwiazalas. Zaskoczylas mnie :-) co do znaku. Ja mysle, ze wiecej osob czyta, ale nie zawsze chce sie komentowac. Za to ostatnio byla bardzo dluga przerwa, gdyby nie Twoj mail to myslalabym ze juz nic nie dodasz...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Catherine.
Dzięki :* Wiem, że nie chce się komentować i miałam dłuższą przerwę. Ale nie ukrywam, że gdyby było więcej komentarzy to pewnie szybciej wzięłabym się do pracy ;)
UsuńDziękuję, że pomyślałaś o mnie i dodałaś rozdział! Nieźle się wszystko pokomplikowało u Ginny. Jestem ciekawa jak teraz z tego wybrnie. Nie mogę się doczekać następnej części i jakichś wieści o Draco i Hermionie!
OdpowiedzUsuńEdge
Nom Ginny nie będzie narzekać na brak wrażeń. A Draco i Hermiona... hmm... powiem, że będzie słodko-gorzko 🤐
UsuńDokończę tłumaczenie i biorę się za pisanie!
Aż się zaczęłam bac :( Chociaż przyznam szczerze, że ostatnio zdecydowanie ciągnie mnie w stronę gorzkich zakończeń Dramione. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
UsuńDobrze, że wróciłaś i to w takim stylu! Widzę, że postanowiłaś zafundować Ginny prawdziwe trzęsienie ziemi ;) Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy...
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciężko uwierzyć, że to powoli końcówka tego wspaniałego opowiadania. Często byłam zła, że rozdziały za rzadko, że takie przerwy, porzucałam to opowiadanie, ale... zawsze wracałam sprawdzić, czy coś się nie pojawiło. Nie komentowałam, za co po stokroć przepraszam i obiecuję poprawę :)
Weny życzę!
Bardzo Ci dziękuję tak miłe słowa 😙
UsuńWierz mi sama jestem na siebie wściekła, że tak długo to trwa, ale wolałam nie dodawać nic niż coś czego nie dałoby się czytać...
I tak naprawdę to kończy się dopiero pierwsza część opowiadania i właściwie to sama nie wiem jeszcze co będzie dalej.
A nastepny rozdział właśnie dziś już powstał w mojej głowie. Będzie się działo 😎
Pozdrawiam